Domyślne zdjęcie Legia.Net

7 grzechów Legii w Kielcach

Piotr Jóźwiak

Źródło: Legia.Net

25.02.2013 16:42

(akt. 10.12.2018 02:53)

Tracić punkty w tak bezsensowny sposób, jak w Kielcach, Legii nie wypada. Czasami drużyna nie ma dnia, traci pechową bramkę w końcówce i już nic nie da się zrobić. Ale na Arenie Kielc było zupełnie inaczej. Legioniści strzelili gola jako pierwsi, później – w odpowiedzi na dwa trafienia gospodarzy po stałych fragmentach – doprowadzili do wyrównania. Dobił ich dopiero Kijanskas. Po stałym fragmencie, rzecz jasna… My przyglądaliśmy się uważnie, dlatego wynotowaliśmy siedem grzechów Legii.

1.       DO TRZECH RAZY TO… NAPRAWDĘSZTUKA

Sztuką jest wygrać mecz na wyjeździe, dając sobie wbić trzy gole. A jeśli wszystkie bramki są następstwem braku koncentracji przy stałych fragmentach dla kielczan? Bo Korona grała w siatkówkę, tyle że na cztery odbicia. Piłka w powietrzu, przyjęcie, wystawka i ścinka. Janota-Kijanskas-Stano, dobija Korzym. Golańśki –Stano-Kijanskas, ładuje Lenartowski. Janota-Lisowski, Korzym (przepuszcza), do pustej Kijanskas. Najpierw odpuścili Wawrzyniak i Astiz, potem Vrdoljak z Jędrzejczykiem, a na koniec Salinas, Żewłakow i  jeszcze raz Wawrzyniak.

Przy dwóch pierwszych trafieniach gospodarzy, legioniści przegrali po dwa pojedynki główkowe. Po dwa z rzędu. We własnej szesnastce… Trzeci gol wędruje na konto wyraźnie spóźnionego Paragwajczyka, tyle że w momencie, gdy Lisowski dogrywał piłkę wzdłuż piątego metra, źle kryło – albo raczej: nie kryło wcale – aż czterech zawodników z Warszawy. A co było na przedmeczowej odprawie? Stałe fragmenty, stałe fragmenty, stałe fragmenty. Trzy razy, to nie przypadek.


2.       PRZEKOMBINOWANE USTAWIENIE

Z perspektywy czasu trzeba przyznać, że Urban przekombinował. Jego autorski przepis na Koronę, z Ljuboją jako wysuniętym napastnikiem, dwójką niezbyt kreatywnych środkowych pomocników i przebojowym Bereszyńskim na skrzydle, zupełnie nie wypalił. Zanim zaczęliśmy zastanawiać się nad oceną gry konkretnych zawodników, długo myśleliśmy nad odpowiedzią na pytanie: czy Legia musiała wchodzić w kieleckie buty, rezygnując z ofensywnego stylu, opartego na ciągłym ruchu, na rzecz ping-ponga, czyli siermiężnej wybijanki? Bo gdyby mecz rozgrywano w maju – na murawie, nie w błocie - Legia byłaby Legią. A przynajmniej próbowałaby być.


3.       PRZESUNIĘCIE NA BOK ŚWIETNEGO RADOVICIA I FATALNA ZMIANA SALINASA

Zdecydowanie najlepszy piłkarz w szeregach legionistów. Przetrzymywał piłkę, dyktował tempo akcji, wychodził do gry na całej długości i szerokości boiska, radził sobie, mając na plecach nawet dwóch kielczan. Szkoda, że przez ostatnie, kluczowe pół godziny meczu, Radović musiał zaprzyjaźnić się z prawą stroną, co siłą rzeczy ograniczało częstotliwość jego kontaktów z futbolówką. Legia momentalnie stała się bardzo przewidywalna.

 

Przesunięcie Radovicia do boku było następstwem wprowadzenia Salinasa. Tak, tak – wiemy, że Paragwajczyk również mógłby grać na skrzydle, ale od kilku tygodni Urban widzi go wyłącznie jako media puntę, podwieszonego bezpośrednio za wysuniętym napastnikiem. W sobotę Salinas zawiódł na całej linii. Nie dogonił Lisowskiego przy trzeciej bramce dla Korony (podobno w tej akcji doznał kontuzji), raził nieporadnością, dublował pozycję Furmana, a także zanotował dwie straty, po których kielczanie wychodzili z groźnymi kontrami.

 

Byliśmy zdziwieni, że 21-latek w ogóle pojawił się na boisku. Przecież w okresie przygotowawczym niczym się nie wyróżnił, przeciwnie – często irytował nonszalancją i niedokładnością. W Kielcach wynik 1:2, na ławce ligowi wyjadacze, z Saganowskim, Brzyskim czy Jodłowcem na czele, oraz czołowy napastnik zeszłej rundy, Dwaliszwili. Jedynym argumentem, który stał za Salinasem, był… świetnie dysponowany Janota. Obaj mają dość podobny styl gry – są niscy, mobilni i nieźli technicznie. 

4.       KŁOPOTLIWA BEZRADNOŚĆ, ZWŁASZCZA W KOŃCÓWCE

Legia miała jeszcze kwadrans z okładem, by doprowadzić do remisu. Niestety, zamiast przeprowadzić szturm na bramkę Małkowskiego, wykorzystując fakt, że trener Ojrzyński już przed przerwą zmarnował dwie zmiany, Legia wymieniała kolejne podania. Bez jakiegokolwiek ruchu, do bólu czytelne, najczęściej z niedokładnym przyjęciem i w sąsiedztwie linii środkowej. Aha, no i cofał się Ljuboja, za którego w pierwszą linię wbiegał Kosecki. Rozwiązanie całkiem sprytne, oczywiście pod warunkiem, że Serb wybierze inne zagranie, niż wrzutka, lecąca swawolnym lobem, wprost na głowę najniższego na boisku skrzydłowego. Ale nie wybierał.

 

5.       KORZYM AGRESYWNIEJSZY NIŻ CAŁA DEFENSYWA LEGII

Wyjściowy skład Legii sugerował, że drużyna ze stolicy podejmuje rękawicę, nastawiając się tym samym na walkę o każdy centymetr boiska, nawet kosztem stylu. Uściślijmy – Legia miała nie faulować w pobliżu swojego pola karnego, zmuszać rywali, by grali tyłem do bramki i stosować wysoki pressing. Paradoksalnie – wyszło zupełnie na odwrót. Legia przekraczała przepisy od święta, lecz ich konsekwencjami były gole numer 1 i 3. Jędrzejczyk, Astiz, Żewłakow i Wawrzyniak w sumie zanotowali pięć fauli, czyli o jeden mniej niż Korzym. W pojedynkę!


6.       NIEZORAGNIZOWANY ŚRODEK POLA

Najlepsi z Korony to piłkarze, grający w środku pomocy. Nie odmawiamy im umiejętności, ale naszym zdaniem byli beneficjentami słabej gry Vrdoljaka. Obok Chorwata biegał Łukasik, dysponowany zdecydowanie lepiej, ale bez szans w powietrznej walce z wyższym o kilkanaście centymetrów Lenartowskim. Osiem na dziesięć tak zwanych drugich piłek spadało pod nogi gospodarzy. Słabe boisko i pogoda nie maczały w tym swoich palców, prawda? W drugiej połowie byłego piłkarza Dinama Zagrzeb zmienił Furman, który wielkich zawodów nie zagrał, a i tak prezentował się zdecydowanie korzystniej. Przede wszystkim środek pola zyskał na kreatywności, co było widoczne, nawet mimo niezbyt sprawnie funkcjonujących skrzydeł.


7.       ASTIZ I ŻEWŁAKOW NIE POWINNI GRAĆ RAZEM

Dwaj dobrze piłkarze, jak na warunki naszej ekstraklasy – bardzo dobrzy. Tyle że każdy z osobna. Za dużo było meczów, w których dowodzona przez nich defensywa nie stawiała monolitu.Astiz świetnie wyglądał u boku dostojnego Choto, natomiast Żewłakow najwięcej dawał, gdy miał w pobliżu atakującego „na raz” Komorowskiego. Sądzimy, że Urban powinien konsekwentnie postawić w środku na Jędrzejczyka, albo jak najszybciej sprawdzić Jodłowca, który przecież do składu Śląska wszedł z marszu. Coś trzeba zmienić, koniecznie. 

Polecamy

Komentarze (199)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.