News: Akademia do raportu - część druga

Akademia do raportu - część druga

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

25.04.2018 13:00

(akt. 02.12.2018 11:29)

We wtorek rozpoczęliśmy przedstawianie tego, co przez ostatni rok działo się w akademii Legii. Poruszyliśmy tematy boisk, kontraktów, wizerunku czy programu szkoleniowego. Dziś druga część podsumowania, w której skupiamy się na kadrze trenerskiej, drużynie rezerw, Legia Soccer Schools, wynikach, ośrodku w Książenicach oraz administracji, której początki były tak trudne, że mogły skończyć się walkowerami dla zespołów akademii.

CZĘŚĆ PIERWSZA - TUTAJ


Legia Soccer Schools:

 

Od pewnego czasu piłkarskie szkoły Legii Warszawa (LSS) zostały rozdzielone od akademii piłkarskiej. Od 2015 roku LSS jest pod zarządem fundacji Legia Soccer Schools, gdzie rolę prezesa pełni Adam Orlikowski. Drugą kluczową postacią dla całego przedsięwzięcia jest Marcin Harasimowicz. To właśnie ta fundacja kieruje LSS-ami, a także wszelkimi projektami dotyczącymi letnich wyjazdów ze stołecznymi klubami, ale i stażów dla trenerów.

 

W Legia Soccer Schools, we wszystkich lokalizacjach (ponad 80), trenuje obecnie prawie 4500 chłopców i dziewczynek. Od początku istnienia projektu przez szkółki przewinęło się ok. 8000 dzieci. Jakie są korzyści, jakie minusy?

 

LSS to projekt komercyjny. Zapisując swoją pociechę do legijnego przedszkola (od 3 do 7 lat), rodzic musi zapłacić 170 złotych - to wpisowe, w którym zawarta jest m.in. opłata za sprzęt. Każdy miesiąc zajęć kosztuje przynajmniej 85 zł (cena jest uzależniona od lokalizacji). Na poziomie szkoły piłkarskiej (6 - 10 lat) wpisowe wynosi 360 zł, a miesięczny abonament zaczyna się od 185 złotych. Idąc dalej, wpisowe do szkoły bramkarzy to koszt 169 zł, a w szkole techniki 99 zł. Abonamenty zaczynają się od 169 zł i 119 zł. 

 

Nie opublikowane zostało obecne sprawozdanie finansowe legijnej akademii. Bazując na tym za rok 2015 i 2016 (do czerwca), Legia na LSS zarabiała 135 tys złotych, a koszt projektu wynosił 330 tys złotych. Teraz przychody są wyższe. 

 

Legia na projekcie LSS zarabia. Chętnych, jak widać po liczbach, nie brakuje. Mistrzowie Polski w ten sposób zaszczepiają w dzieciach swój ślad, tworzą malymi krokami legijne DNA. Jest szansa, że przynajmniej część młodzieży w przyszłości pojawi się na trybunach stadionu przy Łazienkowskiej. Marketingowo, to plus. Jak to wygląda sportowo? LSS-y można nazwać przedsionkiem stołecznej akademii. Trenerzy na bieżąco mogą raportować postępy wyróżniających się graczy. Niektórzy trafiają potem w szeregi struktur akademii. Ilu dokładnie? Akademia wyjaśnia, że piętnastu występujący obecnie w zespołach 07/08 i 08/09.

 

Delikatnym kamyczkiem w ogródku klubowego projektu od lat jest myśl o ćwiczących tam dziewczynkach, których piłkarska edukacja w LSS kończy się maksymalnie w trakcie czternastego roku życia. Dalej muszą szukać swojej drogi poza Legią. 

 

Tak projekt LLS postrzega ich koordynator (U-5 do U-11 w akademii i LSS), Sebastian Różycki: - Legia Soccer Schools to projekt otwarty, więc daje nam możliwość przyjrzenia się sporemu gronu dzieci. To jedno z narzędzi selekcyjnych dla akademii. Z tej masy, co rok kilku chłopców trafia na stałe do najmłodszych drużyn w strukturach. W ostatnich latach było już kilkanaście takich przypadków. Gdy latem będziemy tworzyć zespół rocznika 2009, zakładamy, że znajdą się w nim chłopcy z LSS - mówi Różycki.

 

- Na treningi w akademii zapraszamy chłopców z Legia Soccer Schools z największym potencjałem. Wybiegają oni również dość często na boisko w trakcie meczów. W tym sezonie do zespołów U-11 i U-10 zgłosiliśmy bowiem szersze kadry, rejestrując również chłopców z LSS. Jesienią zawodnicy akademii w tej kategorii rozegrali tylko dwa z ośmiu meczów ligowych, gdyż jeździli na turnieje krajowe i zagraniczne. W pozostałych sześciu wystąpili chłopcy z LSS, podobnie dzieje się wiosną. Gdy drużyna ze szkół piłkarskich jechała na dobry turniej, wysłaliśmy z nią również dwóch zawodników akademii. Talenty z Legia Soccer Schools nie umkną akademii Legii - dodaje koordynator.

 

Cały projekt trzeba nazwać udanym ruchem. Legia jako pierwsza w Polsce, na taką skalę, postawiła na oswajanie z futbolem najmłodszych dzieci. Całość wciąż się rozwija, od dawna słyszy się, że LSS-y pojawią się także poza Polską. Mówi się o ekspansji na Ukrainę i Litwę. - Talenty z Legia Soccer Schools nie umkną akademii Legii - zapewnia Różycki. Myśl o zwiększeniu przepływu dzieci z LSS do akademii jest, pracowity koordynator również, ale na efekty trzeba poczekać.

 

Kadra trenerska:

 

Kadra trenerska Akademii Piłkarskiej Legii Warszawa liczy obecnie (łącznie z koordynatorami) 30 osób. Wynagrodzenia wynoszą ponad 2 miliony złotych rocznie. - Od momentu przejęcia akademii przez Jacka odeszło 11 osób, na własne życzenie. Chcieliśmy dać szansę wszystkim, ale niektórzy nie mieli zamiaru z niej skorzystać. W tej jedenastce byli m.in. Jacek Mazurek czy Jarosław Wójcik. Potem odchodzili też tacy ludzie, jak Michał Chmielewski, który zdecydował się na współpracę z pierwszym zespołem Zagłębia. Latem doszli Grzegorz Szoka, Michał Kwietniewski (odszedł zimą - red.), Norbert Misiak, Piotr Urban… Nie było dużych zmian - opowiada Mozyrko, menedżer akademii. - W ciągu czterech lat, przed przejęciem jej przez Jacka Zielińskiego, doszło do 48 wymian trenerów. W ostatnich dwunastu miesiącach słyszałem od trenerów, którzy mogli tu trafić, że boją się zwolnienia po roku. Daliśmy szansę tym, którzy tu byli, by mogli poczuć stabilizację. Zależało nam na wyszkoleniu naszych ludzi. Jeśli możemy kogoś ocenić, w skali 1-10, na sześć, ale ma potencjał na dziewiątkę, to żeby go zwolnić, trzeba znaleźć kogoś kto już jest o dwa, trzy poziomy wyżej. W ciągu ostatniego roku zdążyliśmy też ocenić wiedzę trenerów, dając im sporo swobody w codziennej pracy. Chcieliśmy dać im się wykazać - kontynuuje. 

 

W trakcie rozmów z trenerami pojawiały się informacje, że wielu z nich wciąż zatrudnionych jest na zasadzie umowy o zlecenie. W kontekście utrzymywania stałej kadry, nie może to pomagać. Na podobnych zasadach z klubem współpracowali i współpracują fizjoterapeuci, dla których oferta z przeciętnego gabinetu nie związanego ze sportem, byłaby korzystniejsza. 

 

W kontekście sztabu trenerskiego akademii, rozbudowano także dział analizy. Obecnie pracują tam trzy osoby, a pomagają im stażyści działający za darmo. Nie ma za to problemów ze sprzętem (kamerami, laptopami itd.), jak w przeszłości. W kontekście całej kadry, zniknęły również sytuacje znane z czasów poprzednich zarządców. Szkoleniowcy (jak Daniel Myśliwiec w roczniku U-17) nie są zwalniani przed końcem rozgrywek. Inni (jak Tomasz Sokołowski I), nie dowiadują się kilkanaście dni przed startem sezonu, że jednak nie poprowadzą danego zespołu i mogą szukać nowej pracy. 

 

- Faktycznie, w przeszłości doszło do sytuacji, gdzie tydzień przed startem ligi dochodziło do tego, że niektórzy byli zwalniani. Teraz daliśmy trenerom informacje na temat przyszłości w lutym. Tym, z których byliśmy najbardziej zadowoleni, zaoferowaliśmy dwuletnie kontrakty. Moim zdaniem to duży plus. To samo dotyczy samych zawodników, w szkole podstawowej wprowadzamy zasadę – zawodnik dostaje 2-letni okres ochronny po przyjściu do klubu - opowiada Mozyrko. W kwestii kadry trenerskiej (nie oceniamy umiejętności, ani talentu danych szkoleniowców), wiele rzeczy idzie w dobrym kierunku. Szkoleniowcy podkreślają, że dawno w akademii nie było tak dobrych relacji pomiędzy nimi, jak w ostatnim czasie.

 

Rezerwy: 

 

Przed sezonem ustalenia były jasne: ekipa U-19 to flagowy zespół akademii, a trzecioligowe rezerwy mają tworzyć wspólny blok z pierwszą drużyną. Rzeczywistość odegrała jednak swoją rolę. Plan na "dwójkę" rozmył się w klubie, gdy "jedynka" zaczęła mieć swoje problemy. Zimą dokonano rewizji oczekiwań, a także zmieniono fundamenty, po raz kolejny przebudowując zespół. Pożegnano się z doświadczonymi graczami (Wełnicki, Nishi, Majewski), a postawiono na młodzież, która nie miała do tej pory okazji konfrontowania się z seniorami (m.in. Matuszewski, Olejarka, Wełniak). Za zmianę koncepcji, odmłodzenia w drużynach (co tyczy się także wcześniej wspomnianego ograniczenia kadr), odpowiada w dużej mierze Ivan Kepcija.

 

- Zimą doszło do zmiany statusu drużyny rezerw i to wyciągnęło z akademii większą niż początkowo zakładaliśmy liczbę zawodników. Łącznie do drugiego zespołu przeniosło się 9 chłopaków z U-19, co z kolei sprawiło, że do zespołu juniorów starszych przeniosło się na stałe sześciu zawodników z U-17 itd. Średnia wieku rezerw spadła do 18,5 roku, z kolei w szerokiej kadrze zespołu U-19 nie ma ani jednego zawodnika z rocznika 1999, a w podstawowej jedenastce występuje obecnie kilku chłopców z rocznika 2001. Szersza grupa zawodników dostała szansę treningów w trudniejszym środowisku, to dla nich dobry test. Próbujemy wyciągnąć z tej sytuacji największą wartość - mówi Zieliński.

 

Nadal jednak nie wiadomo, co będzie dalej. Akademia chciałaby "dwójki" w swoich szeregach. To miałoby zdaniem władz szkółki usprawnić przepływ zawodników. Dodatkowo akademia zyskałaby ok. 1-1,5 mln złotych budżetu, który aktualnie przysługuje drugiej drużynie. Część tej kwoty trafiłaby również na inne cele związane ze szkółką. Rezerwy nadal pełnią jednak własną  rolę w kontekście pierwszego zespołu. To tam ogrywają się gracze po kontuzjach czy ci, którzy nie grają. Tam występują piłkarze z szerokiej kadry "jedynki". Przykładów jest wiele - od Kwietniewskiego czy Praszelika, po Mauricio i Iloskiego. Warto zauważyć, że w ostatnich tygodniach na ławce rezerw i zespołu z CLJ zasiada maksymalnie 2-3 graczy występujących w polu. 

 

Ostateczna przyszłość rezerw nadal nie jest znana. W klubie pojawiają się różne głosy. Są nawet drobne sugestie, by w ogóle pożegnać się z prowadzeniem drugiego zespołu. Pytań wciąż jest wiele, a zadając je chociażby w akademii, jest ich więcej. Pewne jest jedno - przydałoby się ustalić odpowiedni profil dla rezerw i trzymać się go dłużej, niż tylko przez jeden sezon. Na ten moment rezerwy zmieniają się co pół roku. Po każdej rundzie sztab szkoleniowy musi zaczynać budowę drużyny od nowa. Kwestia rezerw jest kolejną, w której ważny będzie głos Kepciji. 

 

Administracja:

 

Przed startem sezonu rolę szefa administracji legijnej akademii objął Antoni Kordos, były prezes Śląska Wrocław w latach 2007-2008. Początki obecnych rozgrywek były trudne, pojawiały się wpadki. Brak banerów PZPN-u, brak odpowiednich naszywek na koszulkach, brakujące dokumenty weryfikacyjne boiska. Niby drobnostki, choć za każdą z nich warszawiakom mogły grozić problemy - w najgorszym wypadku nawet walkowery. 

 

W systemie Ekstranet pojawiały się również błędne informacje. Na jednym z meczów starszych roczników, sędziowie zjawili się na boisku przy Łazienkowskiej (jak było to wpisane we wspomnianym systemie). Kłopot w tym, że spotkanie rozgrywano w zupełnie innym miejscu. Arbitrzy zgodzili się tam pojechać, nie zdecydowali się na przyznanie rywalom warszawiaków walkowera, choć niesmak pozostał. Takie sytuacje się powtarzały. - Sędziowie są przyzwyczajeni do prowadzenia konfrontacji na boiskach Legii i czasem nawet nie patrzą, gdzie faktycznie rozgrywane jest spotkanie - słyszymy anonimowo w akademii. Być może czasem tak się zdarza, ale pomyłki ze strony klubu, nadal się pojawiały. 

 

Legia przez początkowe problemy przeszła jednak suchą stopą. Stołeczna akademia nie była karana za tego typu sytuacje, a w ostatnich miesiącach słyszy się o podobnych kwestiach coraz mniej.

 

- Kiedyś cała administracja akademii spoczywała na barkach jednej osoby, która wszystkie sposoby działania miała w głowie. Kiedy rok temu pojawili się tu nowi ludzie, to do wszystkiego trzeba było dojść samemu. W organizacji brakowało spisanych sposobów działania, czyli po prostu procedur. Pracujemy teraz nad tym, by tworzyć odpowiednie schematy. Szykujemy się na sytuacje, w której kogoś kiedyś zabraknie. Stworzone procedury pozwolą organizacji działać dalej, bez żadnego uszczerbku - ocenia Mozyrko.

 

Wynik nie jest ważny: 

 

To stwierdzenie regularnie powtarzane przez władze akademii Legii. Poparcie ma m.in. w zwiększeniu intensywności treningów, co siłą rzeczy musi przekładać się na postawę drużynową. Piłkarze po mocniejszej pracy w trakcie mikrocykli, nie przygotowują się specjalnie pod dni meczowe. Swoją rolę odgrywa tu także indywdualizacja ćwiczeń, co odbywa się pod nadzorem komórki prowadzonej przez Mateusza Kamudę. 

 

Czym jest jednak hasło, "nie gramy na wynik"? - Słabsze rezultaty zespołowe mogą być efektem m.in. cięższej pracy w tym sezonie, zdecydowanie większej liczby wyjazdów zagranicznych, a także migracji zawodników między zespołami. Taktyką i grą zespołową można wiele poprawić, ale jeśli ktoś radzi sobie dobrze na swoim poziomie, to chcemy stwarzać im trudniejsze środowisko. Takie, w którym kosztem rezultatu zespołu, mogą się lepiej rozwinąć - odpowiada Zieliński.

 

Dochodzi jednak do sytuacji, w których piłkarze samoistnie czują, że wynik nie jest najważniejszy. Słychać to czasem po porażkach. Tak było chociażby w przypadku zespołu U-17, który w krótki odstępie czasu przegrał 0:14 w sparingu z Bayernem Monachium, a następnie zanotował wynik 0:6 w spotkaniu ligowym z łódzkim SMS-em. Nie brakowało zdań, że humory graczy w bursie były zbyt dobre. Władze akademii wizytowały wtedy zespół i uważają, że było jednak na odwrót. - Nie uważam, że ktoś korzysta z tego hasła w formie alibi. Gracz słaby psychicznie może tego użyć, ale taki zawodnik nie ma prawa bytu w akademii. W żadnej akademii! To byłoby manipulacją i szukaniem wymówek - mówi Mozyrko, któremu wtóruje Zieliński. - Nikt nie zwalnia zawodników z walki na sto procent. Hasło „wynik nie jest najważniejszy” jest dla trenerów, którzy mogą intensywniej pracować na co dzień i swobodnie w trakcie meczu wprowadzać pomysły z treningów. Nie dla zawodników - kończy. 

 

Kwestia rozwoju graczy na treningach, pracy w trudniejszych środowiskach, z założenia jest słuszna i trudno z tym polemizować. Pozostaje jednak kwestia tego, by gracze z każdym kolejnym rocznikiem oswajali się z presją. Ta w drużynie z Centralnej Ligi Juniorów, a zwłaszcza w trzecioligowych rezerwach powinna i jest spora, choć absolutnie nieporównywalna z pierwszym zespołem. Gracze nie mogą przyzwyczajać się, że niewiele się od nich wymaga, gdyż jakikolwiek transfer czy wypożyczenie do seniorskiej drużyny może być bolesną weryfikacją. 

 

Zwariowane pomysły? 

 

Piąta minuta spotkania juniorów, ci schodzą z boiska, by zapisać swoje pierwsze spostrzeżenia - wskazać słabszą nogę bezpośredniego przeciwnika. Pomysł o tyle dziwnym, że w sparingu może tak się stać, ale w lidze skończy się to stratą gola i może kojarzyć się z odrealnieniem. - Faktycznie była sytuacja, w której zawodnicy zeszli z boiska w trakcie sparingu. Dokładnie stało się to w 5. minucie. Ich zadaniem było szybkie napisanie na kartce, która noga bezpośredniego rywala jest słabsza. Trafiło siedmiu. To było ćwiczenie, mające rozwijać myślenie i analityczny umysł wśród graczy - wspomina Mozyrko. 

 

- Doskonale wiemy, jak ważna dla zawodnika jest wizja gry, umiejętność wychwytywania detali. Szybkie myślenie jest na boisku potrzebne. Chcemy, by gracze z akademii poprawiali te cechy - dodaje Zieliński.

 

Jeśli taki pomysł może budzić zdziwienie, to dla odmiany pochwalić trzeba turniej wieku biologicznego, w którym zawodnicy z trzech roczników zostaną podzielone na ekipy powiązane ze swoim rozwojem genetycznym. To interesująca kwestia, a nie od dziś wiadomo, że jedni piłkarze dojrzewają (fizycznie) szybciej lub wolniej. 

 

W Ajaksie Amsterdam zawodnicy pracują na etapie juniora na czterech różnych nawierzchniach. Przy Łazienkowskiej również stara się wprowadzać trening poza boiskiem - czasem np. na betonie, na klubowym parkingu. Elementy ulicznego futbolu mają bodźcować kolejne graczy do rozwoju, to również interesujący pomysł. Tak samo jest z młodzieżowcami, którzy ogólnorozwojowe zajęcia mają zaplanowane w Legia Fight Club.

 

Trudno jednak zrozumieć, gdy zawodnicy wybierają założenia na dany mecz, zastępując trenera. Być może ma to rozwijać, lecz nadal wchodzi w kompetencje szkoleniowców. Warto, by każdy znał swoją rolę, również w kontekście przyszłości. To zdanie kilku trenerów pracujących przy Łazienkowskiej.

 

Legijna akademia próbuje różnych pomysłów, ale być może metodą prób i błędów dojdzie do optymalnych rozwiązań, które staną się dalszymi elementami programu szkolenia. 

 

Książenice:

 

Budowa ośrodka treningowego to sprawa wykraczająca poza władze legijnej akademii. Cały projekt będzie dofinansowany przez Ministerstwo Sportu i Turystyki. Kiedy powstanie? Na pewno nie w 2019 roku, a z taką datą można się spotkać w materiałach na stronach Legii. W tym momencie trwa wyłonienie wykonawcy inwestycji, ale gdy pojedzie się na tereny przyszłego ośrodka, widoczne będzie puste pole. 

 

Pewne jest, że gracze starszych roczników zamieszkają w bursie w Książenicach. Każdy z nich będzie musiał podpisać oświadczenie dotyczące sprzętu i mebli, w którym zobowiąże się do pokrycia ewentualnych strat. Już teraz jest tak, że w każdym roczniku za zgubioną piłkę płaci cały zespół, co uczyć ma odpowiedzialności. Akademia wejdzie również do Książenic bez składek pobieranych od rodziców, a tak było w najmłodszych rocznikach. Władze legijnej szkółki zdecydowały się z rezygnacji z nich. - Do niedawna rodzice dzieci z podstawówki musieli płacić. Od stycznia 2018 r., treningi wszystkich drużyn w akademii są za darmo, podobnie jak wyjazdy zagraniczne - mówi Zieliński. Składki pozwalały zarobić akademii ok. 60 tysięcy złotych rocznie.

 

- Dla nas najbliższe kilkanaście miesięcy to czas, który mamy na ostateczne stworzenie i doszlifowanie programów. Cel jest taki, by do Książenic wejść z gotowym planem działania - zauważa Zieliński. Projekt prowadzony jest przez zarząd klubu i wszyscy pozostali muszą czekać na jego decyzje i działania.

 


Podsumowanie:

 

Przytaczając wcześniejsze zdanie, akademia Legii nie jest obecnie najlepszą w Polsce - mieści się w topowej piątce, trójce, ale do ideału nadal brakuje. Ostatni rok tchnął wiatru w żagle stołecznej szkółki, choć nadal pojawiają się nierozwiązane problemy. Władze akademii zapewniają, że zdają sobie z nich sprawę (jak w kwestii boiska) i trwają starania, by zmieniać stan rzeczy. 

 

Nie ma wątpliwości, że cały czas trwa również docieranie się z Ivanem Kepciją zajmującym się przede wszystkim kwestiami pierwszej drużyny. Chorwat ma swoje przemyślenia na temat funkcjonowania rezerw i akademii, chce je wcielać w życie, ale nieco pochopne decyzje w kwestii zmiany kadry m.in. "dwójki", stworzyły duże problemy kadrowe w ekipach najstarszych juniorów. 

 

Kolejnym etapem funkcjonowania jest ośrodek w Książenicach, choć na ten moment to nadal plan, który dopiero ma stać się rzeczywistością. Nie ma wątpliwości, że jego budowa mocno pomoże akademii Legii i rozwiąże problem m.in. z boiskami.

 

Jednym zdaniem - za pierwszy rok pod nowym dowództwem, akademii Legii można wystawić lekki plus, za wiatr zmian i chęć działania. Na dokładne efekty, przyjdzie czekać. Tak samo jak na zawodników wchodzących do pierwszego zespołu. Do tego grona można ewentualnie zaliczyć Mateusza Praszelika, który latem trafił do rezerw, a po zgrupowaniu w Benidormie rozpoczął treningi z "jedynką". 

 

Po lekturze obu artykułów, zapraszamy Was do podzielenia się własną opinią na temat funkcjonowania akademii Legii. Co was zakoczyło - na plus i na minus? 

 

Część pierwsza - tutaj.

Polecamy

Komentarze (9)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.