Aleksandar Vuković

Aleksandar Vuković: Chcemy mieć dwóch równorzędnych napastników

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

29.01.2020 06:00

(akt. 03.03.2020 17:15)

- Chodzi o to by mieć dwóch równorzędnych napastników, którzy mogą zagrać razem, ale może też zagrać jeden z nich, a drugi mecz zacznie na ławce. Zmierzamy ku temu, by tak było. Można do tego doprowadzić transferem i tak na pewno się stanie. Ale możemy też doprowadzić do takiej sytuacji pracując z młodymi chłopakami, których mamy - mówi trener Aleksandar Vuković podsumowując zgrupowanie w Turcji. Zapraszamy do lektury.

Długie, blisko trzy tygodniowe zgrupowanie dobiega końca. Nie dłużyło się wam trochę?

- Chyba jestem za taką opcją, jednego dłuższego zgrupowania. Raz wyjechać. 18 dni wydaje mi się lepszym rozwiązaniem niż dwa razy po 10 dni z dwudniową przerwą pomiędzy obozami. Niepotrzebnie wtedy traci się czas na przeloty, przeprowadzki, na podróże po prostu. Teraz byliśmy w jednym miejscu, nieco dłużej niż zwykle, ale wydaje się nam to optymalnym rozwiązaniem.

Wiadomo, że jak w przez dłuższy czas ta sama grupa ludzi przebywa w jednym miejscu, to w pewnym momencie staje się to męczące, ale póki co nie było takich objawów. Dało się wytrzymać (śmiech). Koledzy z Rosji mają po trzy zgrupowania, każde po 12-14 dni. Nasi piłkarze na pewno o tym wiedzą i mają świadomość, że nie ma na co narzekać.

Trener Stanisław Czerczesow podkreślał, że dobre przygotowanie najlepiej się udaje podczas trzech zgrupowań. Udało się zrealizować wszystkie plany?

- Tak, udało się wszystko zrobić zgodnie z założeniami. Pomogła nam w tym pogoda, która sprawiła nam wszystkim dużą radość. Rok temu różnie bywało z aurą w Turcji, my teraz nie musieliśmy nic zmieniać. Tylko jeden trening odbywał się w dość wietrznych warunkach i przez to był nieco krótszy. Poza tym mieliśmy idealne warunki do pracy i mogliśmy zrealizować wszystko co sobie zaplanowaliśmy.

Dziś przygotowania nie różnią się tak wiele od siebie. Każdy pracuje podobnie. Nie ma już takich długich przerw jak kiedyś między ostatnim treningiem w starym roku i pierwszym w nowym. Dlatego też zawodnicy szybko wskakują na właściwy poziom, nie trzeba wszystkiego wypracowywać od początku. To ogromna zmiana. Gdy ja grałem w piłkę było niewyobrażalne, by zawodnicy dziesięć dni po rozpoczęciu przygotowań mogli zagrać po 90 minut w sparingu. Teraz jest to możliwe, bo przerwa zimowa trwa raptem trzy tygodnie, a zawodnicy już w jej trakcie zaczynają pracować zgodnie z rozpiską jaką otrzymują przed udaniem się na urlop.

Nie ma już takiego typowego ładowania akumulatorów jak kiedyś, jak było choćby rok temu w Troi.

- To prawda, my mieliśmy już bazę zrobioną, nie musieliśmy stawiać fundamentów. Było już nad czym pracować, dlatego mogliśmy kontynuować pracę, którą wykonywaliśmy jesienią. Przez przerwę, która jest krótka, piłkarze nie tracą już tak dużo, najważniejszy jest model grania, sposób gry, to co się chce realizować na boisku. Każdy moment trzeba na to wykorzystać i to doskonalić. Dobre przygotowanie fizyczne jest bardzo ważnym dodatkiem, ale w Polsce skala tego aspektu w funkcjonowaniu drużyny jest często przewartościowywana. Wrócimy do Polski i większość drużyn będzie pod tym względem na podobnym poziomie. Różnic będzie trzeba szukać w innych aspektach – w jakości gry, jej realizacji i w automatyzmach w grze. To jest coś, co dziś robi różnicę. Dziś już rzadko się zdarza, że któraś z drużyn jest poniżej przyzwoitego poziomu w kwestii przygotowania fizycznego.

Przygotowania to był często czas eksperymentów – Jozak wdrażał system z trzema obrońcami, podobnie Klafurić, Sa Pinto szukał nowych pomysłów na grę, przestawił Kucharczyka na obronę. Teraz takich rzeczy nie ma, raczej kontynuacja tego, co było wypracowane jesienią.

- Gdybyśmy nie próbowali doskonalić tego, co robiliśmy dwa miesiące wcześniej, to sami byśmy sobie zaczęli zaprzeczać. Pracę od podstaw zaczęliśmy latem w Leogang. Tego czasu było mało, przerwa krótka, potem natłok meczów co trzy dni, brak dni na treningi. Więcej było teorii, tłumaczenia różnych rzeczy poprzez analizę meczu i w ten sposób próbowaliśmy podnieść poziom drużyny. Teraz jesteśmy pół roku później, drużyna już jakiś czas jest razem i jakoś funkcjonuje. Dlatego skupiamy się na poprawie i doskonaleniu wielu aspektów, na tym nam zależało. Daleki jestem od tego by powiedzieć, że wszystko funkcjonowało w naszej grze perfekcyjnie, tak nigdy nie będzie. Ale trzeba dążyć do tego by było jak najbliżej tej perfekcji, to jedyna droga jaką uznaję. Nie można co chwilę zmieniać koncepcji na zespół, wymyślać nowej. My wybraliśmy koncepcję właściwą do stanu posiadania i uważamy ją za najlepszą dla funkcjonowania zespołu.

Jednym z elementów, które było szlifowany było wysokie podejście do rywala, szybkie rozegranie piłki, zwykle na jeden i dwa kontakty.

- Tego wymaga dziś piłka i konkurencja. Trzeba starać się zaskoczyć czymś przeciwnika i przyspieszenie gry jest w tym bardzo ważne. Tak samo jak automatyzmy w grze czy zachowanie drużyny gdy piłki nie posiadamy, kiedy trzeba się bronić, czasem pod własnym polem karnym. Ważne jest funkcjonowanie w strefie środkowej boiska lub gdy trzeba pressować rywala. To wszystko są elementy, nad którymi trzeba pracować. Co do samej ofensywy to sposób gry w tej formacji determinuje dobro zawodników. Ustawienie może być takie same, ale wyglądać zupełnie inaczej gdy zmienimy dwóch piłkarzy. My mamy ofensywę opartą o zawodników potrafiących przyspieszyć gdy trzeba, grać szybko, technicznie i chcemy to wykorzystywać.

Aleksandar Vuković  Jose Kante

To jak bardzo grę Legii zmienia brak Jarosława Niezgody?

- Pod koniec poprzedniego okienka transferowego była sytuacja, w której odeszło od nas dwóch napastników. Patrzyłem jednak na to z optymizmem, nie martwiłem się jak drużyna zareaguje. Byłem przekonany, że wiele nie stracimy na naszej grze. W tej chwili, gdy nie ma Jarka Niezgody, nie ma też zmartwienia, ale jest świadomość, że straciliśmy zawodnika, który dawał nam bardzo dużo. Wiele spotkań z jego udziałem wygraliśmy dzięki jego bramkom. Strata takiego piłkarza zawsze jest dużą stratą. Nie jest tajemnicą, że specyfika Jarka była taka, że on był nieco odciążony, mógł liczyć na moje łagodniejsze spojrzenie, jeśli chodzi o pracę na boisku, gdy nie mieliśmy piłki. Teraz to się zmienia, pozostali piłkarze mogący grać na tej pozycji, będą mieć inne zadania i będzie przez to nas stać na bardziej agresywną grę. Przez to drużyna będzie mogła inaczej podejść do rywala. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Napastnika rozlicza się z bramek, ale ważne jest też funkcjonowanie drużyny jako całości. Jeśli zespół dobrze funkcjonuje, to wydobywa jednostki, kreuje je na bohaterów. Jeśli tego nie ma, to zawodnik może się czasem wyróżnić, ale bez większej korzyści dla całości. Czasem w zespole najlepszy na boisku jest bramkarz, a drużyna nie osiąga swoich celów. Będziemy inaczej funkcjonować bez Jarka, ale nie znaczy to, że gorzej.

Trener jest przekonany, że Niezgoda zostanie w Portland? Bo transfer się przeciąga, pojawiła się konieczność przeprowadzenia ablacji serca.

- Transfer Niezgody się przeciąga, przedłuża. Czy biorę pod uwagę fakt, że może wrócić do nas? Na pewno jako trener nie płakałbym z tego powodu, załamać też bym się nie załamał. Ale jestem pewien, że Jarek tam zostanie. Amerykanie postanowili przeprowadzić zabieg, zająć się tym, a to już o czymś świadczy, pokazuje determinację i fakt, że doceniają go piłkarsko. Jestem więc w stu procentach pewny, że Jarek do nas nie wróci. Pogodziłem się z tym.

Kto za Niezgodę? W mediach wymienia się nazwiska Świerczoka i Alibeca, Jalowa?

- Lamin Jallow? Powiem szczerze, że nic nie wiem na temat tego zawodnika w kontekście przejścia na Łazienkowską. Sądzę, że skoro nic nie wiem, informacja nie jest do końca prawdziwa. Świerczok i Alibec to są zawodnicy znani nam, ale nie jest to jedyna dwójka zawodników z jaką rozmawiamy. To trudne i wielopłaszczyznowe rozmowy. W negocjacjach trzeba mieć mocniejszą pozycje, nie można zależeć tylko od jednej osoby. Zobaczymy jak to się potoczy. Fajnie by było, gdyby już wszystko było jasne, ale pewne sprawy mogą się przeciągać. Nie bawię się w menedżera, tylko zajmuje trenowaniem i pracuję z tymi, których mam. Ważne by przyszedł do nas piłkarz z jakością, który wzmocni drużynę, będzie w stanie dopasować się do zespołu chcącego grać ofensywnie i intensywnie, mającego kreować sytuacje ale i pracować nad odbiorem piłki. To uproszczenie, ale nie ma sensu mówić o szczegółach, że to ma być piłkarz lewo czy prawo nożny, grający dobrze tyłem do bramki. Najłatwiej byłoby powiedzieć, że potrzebujemy faceta, co strzeli nam tyle goli, co Jarek Niezgoda. Ale to też nie jest tak, następca nie będzie godny tylko wtedy, gdy zdobędzie taką samą liczbę bramek. Jose Kante może zastąpić Jarka, może nie będzie tyle strzelał, ale ma inne walory. Na tym będą mogli skorzystać inni zawodnicy.

Rola Kante się zmieni? Teraz będzie grał jako najbardziej wysunięty piłkarz? Jesienią często widzieliśmy go nieco cofniętego.

- Często graliśmy bez Jarka, wygrywaliśmy czasem bez jego udziału, tak samo jak przegrywaliśmy z nim w składzie. I odwrotnie. Przerobiliśmy wszystkie scenariusze. Kante występował z Jarkiem w ostatnich dwóch meczach. Czasem był piłkarzem pierwszego wyboru, a Jarek siedział na ławce. Nie najgorzej to wyglądało. Teraz chodzi o to by było podobnie, by mieć dwóch równorzędnych napastników, którzy mogą zagrać razem, ale może też zagrać jeden z nich, a drugi mecz zacznie na ławce. Zmierzamy ku temu, by tak było. Można do tego doprowadzić transferem i tak na pewno się stanie. Ale możemy też doprowadzić do takiej sytuacji pracując z młodymi chłopakami, których mamy.

Dostrzegamy u Kante pozytywną energię, jakby poczuł na sobie odpowiedzialność i szansę dla siebie zarazem. Chce ją wykorzystać.

- Jose Kante mógł poczuć pozytywną energię gdy wracał do Legii po Pucharze Narodów Afryki. Wtedy dowiedział się, że dostanie swoją szansę. Wiedział, że musi chwilę popracować, ale gdy będzie cierpliwy, to otrzyma poważną szansę na grę. To była dla niego zupełnie inna sytuacja niż była wcześniej. Efekt? Po raz pierwszy Kante zakończył rundę w Polsce z tak dużym uznaniem, z tak ważną pozycją. Czy jest Jarek Niezgoda, czy go nie, to pozycja Jose Kante się nie zmienia.

Dostał pan zapewnienie, że wydacie na nowego napastnika milion euro lub więcej?

- Nie. Ja jestem za tym by klub jak najmniej wydawał, a jak najwięcej zarabiał. Oczywiście nie jesteśmy najmądrzejsi i jedyni na świecie, którzy chcą kupować tanio a sprzedawać drogo. Ale jesteśmy zgodni w klubie co do jednego – odejście Jarka Niezgody czyli trzeciego w hierarchii napastnika z początku sezonu, po raz pierwszy powoduje taką sytuację, że potrzebujemy też napastnika do klubu. Jak odchodził z klubu Carlitos czy Sandro Kulenović, to takiego wrażenia nie mieliśmy i nie było to błędne myślenie. Teraz jesteśmy przekonani, że ktoś z jakością powinien do nas trafić.

Ostatnie pytanie w kwestii napastnika – jest Jose Kante, ale jemu wygasa kontrakt z klubem już w czerwcu.

- Ale kwestia jego przedłużenia powinna być już niedługo załatwiona. W ciągu kilku dni sprawa powinna się wyjaśnić, ale należy spodziewać się automatycznego przedłużenia. To bardziej kwestia administracyjna.

Kolejnym piłkarzem, który odejdzie z Legii jest Radosław Majecki. Zaskoczenie?

- Radosław Majecki wyleciał z Turcji do Warszawy. Będzie w stolicy Polski też w piątek. Wtedy, kiedy wrócimy z Belek. Wówczas będziemy mieć pewnie wolny dzień, ale od pierwszego treningu po powrocie z obozu będzie do naszej dyspozycji. Czy jego wyjazd jest dla mnie zaskoczeniem? Nie, sprawa toczy się od dłuższego czasu. Wszystko jest pod kontrolą.

Dwóch piłkarzy z kadry z jesieni, nie ma na zgrupowaniu w Turcji. Chodzi o Ivana Obradovicia i Salvadora Agrę. Obaj pracują z rezerwami. Pytanie czy jeśli nie znajdą sobie klubu, ale w III lidze będą sumiennie podchodzić do swoich obowiązków, to będą mogli liczyć na powrót do pierwszego zespołu?

- Powody, dla których obu tych piłkarzy z nami nie ma, są zupełnie inne, to też zostało przedstawione drużynie. Są pewne zasady i chcemy by one obowiązywały. Nie przewiduję by sytuacja obu graczy się zmieniła, choć różne rzeczy się zdarzają. Obaj są naszymi zawodnikami, z kontraktem w naszym klubie. Ale to jest sprawa nieco poza mną. Dlatego w tej chwili skupiam się na zawodnikach, których mam, na których liczymy w kontekście najbliższych spotkań.

Prezes Dariusz Mioduski nie tak dawno mówił, że nie skreślałby Obradovicia, a trener dwa tygodnie temu postawił na nim krzyżyk.

- Prezes mówił bardzo logicznie i uważał jak każdy z nas, że piłkarz ma umiejętności, które pozwolą mu na wiele. Wszyscy czekaliśmy aż Serb zaskoczy i wszystko potoczy się tak, jak sobie zakładaliśmy. Mamy jednak pewien etos pracy w zespole, który jest taki sam dla wszystkich. Bardzo łatwo jest więc zauważyć ludzi odstających w kwestii zaangażowania pod kątem tego, co jest robione na boisku. Pół roku to dużo czasu by do siebie przekonać, wydać jakąś ocenę, spróbować coś zmienić. Byłem niezwykle cierpliwy w stosunku do Obradovicia, ale w pewnym momencie ta cierpliwość się skończyła. I nie ma to nic wspólnego ze mną i Obradoviciem, ale z funkcjonowaniem drużyny od której się wymaga zaangażowania i wkładania maksymalnej energii w każde zajęcia. Zespół musi być stworzony więc z ludzi, których na to stać.

Aleksandar Vuković Dariusz Mioduski

Są jakieś inne pozycje poza napastnikiem, na której przydałoby się wzmocnienie?

- Nie, ja od początku mówiłem, że to jest moment stabilizacji z drużynie, czas na pracę z materiałem, jaki posiadam. Co do pozycji napastnika, tak jak wspomniałem, jesteśmy zgodni, że wzmocnienie jest koniecznością po odejściu Jarka. A tak jest czas by podnosić się indywidualnie i zespołowo. Oczywiście trwają obserwacje i dyskusje nad tym, jak jeszcze można by drużynę wzmocnić, ale to raczej dyskusje na przyszłość. W tej chwili skupiamy się tylko na pozyskaniu zawodnika do ataku.

Z Legii odchodzą Niezgoda, Majecki, z Jagielloni Klimala, z Lecha Jevtić. Nie martwi to trenera, że poziom ligi co chwilę się obniża?

- Nie oceniam ruchów innych klubów, nawet do końca mnie to nie interesuje. Liga się osłabia głównie w oczach tych, którzy i tak uważają ją za dramatycznie słabą. Klimala nie tak dawno był dla wielu powodem do śmiechu i żartów, a dziś mówimy, że jego odejście spowoduje spadek poziomu sportowego ligi. Spokojnie. Liga jest jaka jest. Są powody by na nią narzekać, ale są też przesłanki ku temu by myśleć, że tych piłkarzy zastąpią godnie inni, bez straty na jakości.

Kolejnym piłkarzem, który wzbudza zainteresowanie wielu klubów jest Michał Karbownik. Po jednym ze sparingów trener powiedział, że piłkarz musi się wciąż wiele uczyć by bez problemów grać na lewej obronie. Do reprezentacji młodzieżowej ma być powołany na prawą stronę defensywy. Co takiego musi jeszcze poprawić by grać na boku bloku obronnego?

- Powołania na prawą obronę? Widzę w tym logikę, to zawodnik prawo nożny. Na pewno da sobie tam radę. U nas zapotrzebowanie jest przede wszystkim na lewej obronie i tam Karbo prezentuje się bardzo dobrze. Ale cały czas ma przestrzeń, by zrobić postęp, by się znacznie rozwinąć. To jest też jego największa zaleta. Musi jednak poprawić grę w defensywie jako obrońca. Doskonale wspiera nasza ataki, ale i tu są możliwości aby być lepszym. U niego świetne jest to, że z każdym tygodniem, może się poprawić w wielu elementach. A to przecież chłopak z rocznika 2001, mający zaledwie pół roku w seniorskiej piłce za sobą.

Obserwując w Turcji konkurenta dla Karbo czyli Luisa Rochę, mam wrażenie, że nie złożył broni, że wygląda zdecydowanie lepiej niż jesienią.

- Też tak myślę. Luis miał dobry początek sezonu, potem było gorzej. Ale teraz dobrze pracuje i jest na pewno człowiekiem do rywalizacji z Karbownikiem. Michał też to czuje, a rywalizacja na każdego działa dobrze.

Kadra Legii liczy obecnie 29 osób. Czy są już jakieś decyzje odnośnie młodych graczy przebywających w Turcji, może szykują się jakieś wypożyczenia?

- Kadra liczbowo jest szeroka, ale zaraz zrobi się mniej jak odejmiemy czterech bramkarzy. Trzech zawodników jest bardzo młodych, to dla nich pierwsze doświadczenia z pierwszą drużyną Legii – już nam zostaje 22 piłkarzy. W tej grupie jest kolejna ekipa młodych, ale już obytych na poziomie pierwszego zespołu i gotowa do rywalizacji. Nie powiedziałbym więc, że kadra jest szeroka. Jest w sam raz, gdy dodamy do tego jedno uzupełnienie w ataku, będzie optymalna. Już teraz myślimy o tym co będzie za pół roku, że będziemy grać w europejskich pucharach i pod tym względem też budujemy kadrę zespołu.

Można mówić o planowaniu i budowaniu, gdy ważnym piłkarzom wygasają kontrakty i mówi się różne rzeczy o ich przyszłości? Mam na myśli Cafu i Andre Martinsa.

- Tak, to dwóch ważnych zawodników, którym kończą się umowy. Rozmowy trwają i nie są proste. Z naszej strony są pewna ograniczenia finansowe, a zawodnicy mają swoje wymagania. Mam nadzieję i głęboko w to wierzę, że wkrótce dojdzie do porozumienia z jednym i drugim piłkarzem. Zależałoby mi na tym i bardzo na to liczę. Mam nadzieję, że nie dojdzie do takiej sytuacji, jaka miała miejsce w zeszłym sezonie, gdy wielu piłkarzom wygasały kontrakty, a rozgrywki wkraczały w decydującą fazę. Niepewna przyszłość miała przełożenie na nerwową sytuację.

Motywacja wtedy spada, a zaczyna się kalkulowanie czy warto ryzykować uraz i zostać potem na lodzie.

- I to ma przełożenie na sytuację i atmosferę w szatni. Niepewna pozycja jednego, drugiego, trzeciego piłkarza, to wszystko jest wtedy niezdrowe.

Aleksandar Vuković  Kacper Kostorz

Kolejnym takim zawodnikiem ze środkowej linii, któremu również wygasa kontrakt jest Mateusz Praszelik. Jakie są plany co do niego?

- Praszel jest naszym młodym zawodnikiem. Ma inną sytuację niż Cafu czy Martins. Bardzo dobrze pracuje. Rozwija się i robi postępy, mocno w niego wierzę. W przyszłym sezonie może być mocno brany pod uwagę przy ustalaniu pierwszego składu. Nie mówię, że teraz nie będzie brany pod uwagę, ale będzie miał trudniej, droga do jedenastki jest teraz dłuższa i nie będzie łatwo do niej wskoczyć. On prezentuje się dobrze, ale by dostał poważniejszą szansę musiałoby się nałożyć wiele czynników. Ale już teraz mogę powiedzieć jedno. Jeśli będę prowadził zespół w przyszłym sezonie, to zakładam że Praszelik będzie brany pod uwagę przy ustalaniu składu w wielu meczach. Oczywiście zakładając, że będzie pracował tak, jak pracuje.

Wspomniał trener o tych trzech młodych piłkarzach – Niskim, Cielemęckim i Mosórze. Oni wracają do rezerw czy może będą trenować z jedynką?

- Po powrocie do Warszawy zdecydujemy. Może być tak, że jeden z ich częściej niż do tej pory, będzie trenował z nami. Ale oni wszyscy mają czas, zaliczyli pierwsze doświadczenia z naszym zespołem, przed nimi wielkie perspektywy rozwoju.

Podstawowymi skrzydłowymi będą Arvydas Novikovas i Paweł Wszołek. Ale chyba cieszy postawa Mateusza Cholewiaka, który każdą okazję do gry, każdą minutę spędzoną na boisku próbuje maksymalnie wykorzystać i coś tam mu się udaje zrobić z korzyścią dla drużyny.

- To był mocno przemyślany ruch z naszej strony. Mateusz ma zwiększyć rywalizację na skrzydłach, ma dać nam też pole do manewru w ataku. Liczę, że wykorzysta każdą z danych mu okazji do gry, bez względu na liczbę minut pomoże zespołowi. Nie wykluczam też, że jeśli będzie się prezentował tak, jak w czasie sparingu z FK Vożdovac, to może wywalczyć sobie miejsce w pierwszej jedenastce. Jestem bardzo zadowolony z tego jak Mateusz pracuje. O to nam chodziło, by takiego zawodnika mieć w kadrze.

Drugi z pozyskanych graczy, Piotr Pyrdoł, to taka melodia przyszłości? Na razie trzeba go obudować?

- To chłopak z dużym talentem, sporymi umiejętnościami, ale i z pewnymi zaległościami w stosunku do naszych młodych zawodników. Klub od jakiegoś czasu gwarantuje doskonałą opiekę nad takimi zawodnikami, jest dużo pracy indywidualnej, wiele przygotowań do wysiłku na poziomie seniorskim. Przed nim długa droga, którą musi przejść, by się wzmocnić i przygotować do intensywności treningu a potem do intensywności gry, na jakiej nam zależy.

Jak jesteśmy przy młodych zawodnikach to jeszcze spytam o Kacpra Kostorza. On w wielu meczach, treningach pokazał, że ma spory potencjał. Ale po jednym czy dwóch zagraniach nieudanych złości się i gdzieś blokuje w głowie.

- Cristiano Ronaldo też się złości jak nie strzela, więc przynajmniej w jednym aspekcie Kacper jest do niego podobny. Zgodzę się, że to jest perspektywiczny zawodnik. Rocznik 99, a taki Karbownik 01. Ale każdy przypadek jest inny. Jeden potrzebuje więcej czasu by nazywać go młodym i utalentowanym, u drugiego ten czas jest krótszy. Zarówno Kostorz, jak i Maciek Rosołek są zawodnikami z umiejętnościami na grę na najwyższym poziomie. Od nich będzie zależało, jak daleko zajdą. Talentu na pewno im nie brakuje. U nich najważniejsze jest to by wyciągać wnioski i z każdego przebytego doświadczenia wyciągać naukę.

Ten skład z popołudniowego meczu z Kajratem jest bliski tego, który wybiegnie na pierwszy mecz rundy wiosennej z ŁKS-em Łódź?

- Na pewno ten skład z ostatniego popołudniowego sparingu jest bliższy wyjścia na boisko w meczu ligowym niż ten poranny. Nie jest to specjalnie trudna zagadka. Natomiast niczego nie przesądzam. Mam to szczęście, że wszyscy piłkarze w kadrze mocno pracują i rywalizują między sobą. Biorę pod uwagę to, co każdy z nich zrobił przez ostatnie miesiące i jaką pozycję sobie wypracował. Nikt nie może spocząć na laurach by pozycję utrzymać, bo następny jest gotów wskoczyć na jego miejsce.

Jest pomysł na poprawę stałych fragmentów gry? Wietes strzela, ale na dziś jest rezerwowym. Gwilia dośrodkowuje, ale jest dalej od wyjściowego składu.

- W meczu z FK Vożdovac zdobyliśmy bramkę po krótko rozegranym rzucie rożnym. Pracujemy nad tym, to należy do modelu gry, tego jak chcemy grać, stałe fragmenty są w tym niezwykle istotne. Każdą chwilę staramy się wykorzystać, by ten element poprawiać. Ale z tymi stałymi fragmentami jest od zawsze coś niewytłumaczalnego. Czasem są wykonywane naprawdę dobrze, ale skuteczność pozostawia wiele do życzenia, a czasem jest odwrotnie. Nie mieliśmy problemów z bronieniem stałych fragmentów i ważne by tak zostało. A z czasem może uda się też w ten sposób zaskakiwać przeciwników i to nie tylko za sprawą Wietesa.

Było już, że pozytywem zgrupowania była pogoda, ale chyba i sytuacja zdrowotna. Tylko jedna kontuzja mięśniowa Kante i jedna choroba – angina Wszołka. Poza tym wszyscy byli zdrowi i mogli w pełni realizować plan przygotowań.

- Tak, odpukać, to jest duży plus. Tym bardziej, że praca jest bardzo intensywna, jest dużo zrywów, zwrotów, przyspieszeń, co zwiększa możliwość odniesienia urazu. W tym, że wszystko jest OK, bardzo duża zasługa całego sztabu od przygotowania fizycznego, na czele z Łukaszem Bortnikiem i sztabu medycznego. Prewencja i to jak dużo pracuje się nad zawodnikami przed i po treningu sprawia, że możemy z tych zawodników korzystać podczas zajęć niemal w stu procentach. Szkoda Pawła Wszołka, musiał brać antybiotyki, ale to maszyna, która szybko zacznie funkcjonować jak należy. O niego się nie martwię, podobnie jak o Jose Kante. On pracuje na dużej intensywności, nie oszczędza się, musimy na niego uważać, ale jestem dobrej myśli.

Zagraliście mecz między sobą – mam na myśli sztab szkoleniowo medyczny. Jak forma?

- To jest pierwsze prowokacyjne pytanie (śmiech). Tragedia. Forma sportowa, ruchliwość stawów – słabiutko. Serce i głowa chcą, ale ciało nie nadąża. Przyszło więc tylko pogratulować drużynie młodych i zawzięcie grających rywali, którzy ruszali się sprawniej. Kapitanami byli Paweł Bamber i Sebastian Wołowicz, oni wybierali składy. Paweł wybrał gorzej, choć wybrał mnie. Był pomysł by zagrać z wami, ale za chwilę wyjeżdżacie.

To może wrócimy do tego pomysłu za pól roku?

- Nic lepszego nie mogliście mi życzyć (śmiech).

Aleksandar Vuković

Polecamy

Komentarze (243)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.