Aleksandar Vuković

Aleksandar Vuković: Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Kanał Sportowy

06.09.2020 20:00

(akt. 09.09.2020 10:24)

- Wierzę w to, że będąc trenerem Legii Warszawa przeżyję jeszcze niejedną fantastyczną noc czy wieczór. Tak jak po meczu z Cracovią, w końcówce minionego sezonu, kiedy było jasne, że jesteśmy mistrzem kraju. Chcę wierzyć, że wiele jeszcze przed nami – opowiadał w Kanale Sportowym Aleksandar Vuković, szkoleniowiec stołecznego klubu.

Dzień, kiedy pierwszy raz skłamałem dziennikarzowi?

- Generalnie dziennikarzom trzeba było kłamać, kiedy wymagała tego sytuacja. A bardzo często sytuacja tego wymagała. Trzeba by się zastanowić, kiedy pierwszy raz powiedziałem prawdę dziennikarzowi, haha. Wiadomo, bardzo często wymagana odpowiedź jest omijająca. Bardzo często dziennikarz chce dowiedzieć się prawdy, a zawodnik i trener nie do końca potrzebują o niej mówić. Myślę, że to codzienność, jeżeli chodzi o odpowiedzi do dziennikarzy.

Dzisiaj częściej zdarza ci się nie mówić całej prawdy niż będąc piłkarzem?

- Jest zasadnicza różnica między kłamstwem, a omijaniem tematu czy niemówieniem wszystkiego, jak jest. Na pewno nie idę w tym kierunku, żeby wprowadzać w błąd i specjalnie mówić tak, jak nie jest. Po prostu: albo mówię prawdę, albo nie wypowiadam się na dany temat. Bardzo często nie wypowiadam się na dany temat.

Dzień, kiedy poczułem, że jestem popularną osobą?

- W szkole. Gdy pierwszy raz wygraliśmy szkolne rozgrywki, to na drugi dzień „bujaliśmy się” całą grupą po korytarzach. Wszyscy nas znali. Uznaję to za pierwsze poczucie popularności, i nie zmieniłbym go na żadne późniejsze. Bo to, że jesteś w podstawówce gościem, którego klepią po plecach, albo znajdujesz uznanie w oczach dziewczynek, jest czymś, co nie może się równać nawet z dzisiejszą popularnością.

Podrywałeś dziewczyny na piłkarza?

- Zawsze się śmiałem, że „eLka” w tym kierunku dużo daje. Będąc piłkarzem Partizana Belgrad zdawałem sobie sprawę, że muszę bardzo mądrze podejść do tego tematu. I zastanowić się, ile w tym zasługi nie wiadomo jakiej urody, ale ile czegoś innego. Myślę, że dobrze wybrałem, wybierając swoją żonę.

Życie trenera jest trudniejsze niż życie piłkarza?

- Zdecydowanie, nie ma w ogóle o czym mówić. To tak oczywiste jak biały dzień. Porównujemy dzień, czyli dwugodzinną pracę i zajmowanie się samym sobą, do dnia trenera, w którym – uważam, że – praca trwa całą dobę. Nawet w tym momencie, udzielając tego wywiadu, wielokrotnie pomyślałem o zespole, o treningu, który zaraz będziemy mieć. Cały czas coś się dzieje, bez przerwy. I oczywiście, zajmuję się dużą grupą ludzi. Czuję za to odpowiedzialność i dużo obowiązek. Bez porównania – praca trenera jest dużo trudniejsza niż piłkarza.

Której cechy nie powinienem nigdy u siebie zmieniać?

- Na pewno upartości i zawziętości. Nie poddaję się. Nie wydaje mi się, że jestem osobą, którą można w jakiś sposób zniechęcić czy zatrzymać w kwestii motywacji, dążenia do celu.

Gdybym na jeden dzień mógł wejść w czyjeś buty, to czyje by to były buty?

- Novaka Djokovicia. Zobaczyłbym, jak to jest ograć Rogera Federera w finale Wimbledonu - pomimo tego, że nie jestem wybitnym fanem tenisa. W tej chwili jest dla mnie jedną z osób, które najbardziej mi imponują. Nie tylko ze względu na osiągnięcia sportowe, lecz to jakim jest człowiekiem. Dar od Boga, jeżeli chodzi o Serbię i Serbów. Nic lepszego za naszego życia, jako narodowi, już nam się nie przytrafi. Jestem o tym przekonany. Jest osobą zasłużenie uwielbianą. Nawet, gdy w ostatnim czasie spadło na niego wiele krytyki – z mojego punktu widzenia zupełnie niezrozumiałej. To przecież tak dobry człowiek.

Do czego w ogóle się nie nadaję?

- Mam dobrą cechę. Bawię się tylko w to, w czym jestem w miarę. Nie gram w grach, w których nie mogę wygrać. Jest sporo dyscyplin sportowych, rzeczy, do których się nie nadaję. Nie wchodzę do kuchni i nie świruję, tylko po prostu daję wykazać się innym. Choćby w kuchni  jestem osobą, o której można powiedzieć, że ma dwie lewe ręce.

Trzy najważniejsze przedmioty, jakie mam?

- Na pewno złoty medal – najświeższa sprawa. Najprostszą odpowiedzią jest piłka, z którą się już rozstałem. Ale myślę, że analizując dotychczasowe życie, nie można jej pominąć. W każde urodziny,  od 5. do 14. roku życia standardowym prezentem od taty była nowa piłka, która pojawiła się akurat na rynku. Trzeba tę piłkę zdecydowanie wyróżnić.

Czego się boję?

- Są pewne lęki. W życiu prywatnym – zdrowie najbliższych. A w życiu zawodowym? Zawsze o tym mówię i jest to autentyczna prawda. Jedyne czego się boję, w kontekście drużyny, którą prowadzę, są kontuzje. Czasami są to pechowe urazy, czasami zupełnie nie do przewidzenia. Taka świadomość wręcz mnie przeraża. W czasach pandemii zastanawiam się czy np. przed decydującym meczem nie wypadnie mi trzech najważniejszych piłkarzy, ze względu na to, że wyłapali wirusa. To jest moją największą obawą.

Co będę robił za 15 lat?

- Chciałbym być bardzo doświadczonym i uznanym trenerem. To realna wizja, do której dążę - tak, żeby za 15 lat móc powiedzieć, że znaczę coś w tym zawodzie i coś osiągnąłem. A jest to nieprzewidywalny zawód, nawet na najbliższy czas - pół roku czy rok. Trudno zmuszać siebie do planowania. Najbliższy trening i mecz zupełnie wystarczy do tego, żeby tylko w podświadomości mieć to, co jest dalej. Wydaje mi się, że to jedyna droga. Nie ma lepszej, żeby móc powiedzieć za 15 lat, że jest się w tym zawodzie na bardzo dobrym poziomie.

Byłem lepszym piłkarzem czy jestem lepszym trenerem?

- Jeżeli nie będę lepszym trenerem niż byłem piłkarzem, to będzie oznaczało, że bardzo źle się ze mną dzieje. Myślę, że stać mnie na to, żeby być dużo lepszym szkoleniowcem. Aczkolwiek nie dam sobie wmówić, że niczego nie potrafiłem jako zawodnik.

Jaką dałbym sobie ocenę, w szkolnej skali, czyli od 1-6, za karierę piłkarza?

- Dałbym 5, ze względu na zachowanie proporcji do tego, co było realne. Nie oceniam i nie porównuję się z Zidanem czy Makelele, tylko realnie oceniam to, co mogłem osiągnąć na swój talent i możliwości. Doskoczyłem do piątki. Myślę, że zabrakło mi większego akcentu w Partizanie Belgrad i spełnienia marzenia. Czyli powiedzmy, że nie gram tam 20 kilku meczów w życiu, tylko zostawiam ślad podobny do tego w Legii. Z drugiej strony - okazało się tak, że wszystko, o czym marzyłem w Partizanie, to spełniłem będąc piłkarzem Legii. Gra w dużym klubie, mistrzostwa, uznanie… To było mi pisane.

Dzień, który chciałbym przeżyć na nowo?

- Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy. Piosenka Marka Grechuty jest hymnem Korony Kielce. Bardzo mądry utwór i słowa, do których często nawiązuję. Nawet pierwszy trening, odprawę przed rozpoczęciem nowego sezonu, zacząłem właśnie od tego cytatu. Co ciekawe, kilku młodych piłkarzy nie zna tej piosenki. I dostali zadanie, żeby się jej nauczyli. Bo skoro ja wiem, to tym bardziej oni powinni wiedzieć kim jest Marek Grechuta i co to za piosenka.

Nawiązując do cytatu z tego utworu - tych dni jest przed nami bardzo dużo. Wierzę w to, że będąc trenerem Legii Warszawa przeżyję jeszcze niejedną fantastyczną noc czy wieczór. Tak jak po meczu z Cracovią, w końcówce minionego sezonu, kiedy było jasne, że jesteśmy mistrzem kraju. Chcę wierzyć, że wiele jeszcze przed nami.

Co powiedziałbym sobie, młodemu Aleksandarowi Vukoviciowi?

- Mimo wszystko, jestem dumny i zadowolony z tego, co zrobisz. Było w tym wiele wpadek, porażek, głupot, lecz – mimo wszystko – bardzo dużo rzeczy i podejścia, którego nie mogę się dzisiaj wstydzić. Mogę patrzeć w lustro ze spokojem, wiedząc, że nie zrobiłem krzywdy ani sobie, ani innym albo nie zrobiłem niczego, co powodowałoby, że mógłbym się w jakikolwiek sposób, w najmniejszym stopniu, wstydzić.  

Zapis pierwszej części rozmowy z Aleksandarem Vukoviciem w Kanale Sportowym jest dostępny tutaj

Polecamy

Komentarze (453)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.