News: Amos Shapiro-Thompson: Odkrywam świat

Amos Shapiro-Thompson: Odkrywam świat

Piotr Kamieniecki, Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

17.11.2018 12:00

(akt. 12.12.2018 17:07)

- Piłkarz ma mnóstwo wolnego czasu. Jeśli tylko odrobinę chcesz, znajdziesz czas na wiele czynności i pasji. Jestem też dumny, że dostaję okazję trenowania z pierwszym zespołem. To wielki zaszczyt. Doskonałym nauczycielem jest Inaki Astiz. To fantastyczny człowiek i dobry zawodnik, a niesamowitą osobowość ma również Kasper Hamalainen - opowiada w rozmowie z Legia.Net Amos Shapiro-Thompson, który prawie rok temu trafił na Łazienkowską i występuje w trzecioligowych rezerwach mistrzów Polski.

Jak ci się żyje w Warszawie? 

 

- To miejsce, w którym jestem szczęśliwy. To znacznie większa metropolia w porównaniu do miejsca, z którego przybyłem, aczkolwiek chłodniejsza (śmiech). Warszawa bardzo spodobała się mnie, ale także mojej rodzinie i znajomym z Bostonu. Rodzice odwiedzili mnie, gdy graliśmy derby przeciwko Polonii. Muszę przyznać, że to miasto, które wyjątkowo uroczo wygląda wiosną. Widok Łazienek o tej porze roku jest wyjątkowy. To chyba moje ulubione miejsce, będące zresztą blisko mojego mieszania. Kluczowy jest również stadion - to wręcz drugi dom w Warszawie. 

 

Stolica Polski w jakiś sposób cię zaskoczyła?

 

- Mogę powiedzieć, że zaskoczyli mnie kibice. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem „Żyletę”, sposób dopingu zespołu, byłem pod olbrzymim wrażeniem. To coś niesamowitego! Jestem pewien, że kibice Legii dodają kolorytu polskiej piłce. Od początku byłem zaskoczony przyjęciem fanów. Po transferze do stołecznego klubu potrafiłem dostać kilkanaście wiadomości, w których życzono mi powodzenia. Legia ma w sobie coś wyjątkowego. Podobnie jest z całym miastem, gdzie zawsze można liczyć na pomoc.

 

Worthington, z którego pochodzisz, to małe miasto. Trudno przyzwyczaić się potem do życia w Warszawie, gdzie mieszka ponad dwa miliony osób?

 

- Tak, to bardzo małe miasto, w którym mieszka około dwóch tysięcy osób. Z Worthington do Bostonu, stolicy stanu Massachusetts jedzie się mniej więcej dwie godziny. Nie miałem jednak problemu z aklimatyzacją w Warszawie. Wszystko przez to, że uczyłem się w Bostonie. Mieszkałem tam od czternastego roku życia, występując w akademii New England Revolution. Jeździłem też w tym czasie do Hiszpanii czy Chorwacji, gdzie przebywałem na testach w Dynamie Zagrzeb. 

 

System w amerykańskiej piłce jest dość skomplikowany dla Europejczyka. 

 

- To prawda, można się w tym nieco zagubić. W ostatnim czasie sporo się pozmieniało. Jest teraz sporo akademii, a ich system jest podobny do tego w Europie. Gra się także w drużynach akademickich w college’u, a potem można przejść na zawodowstwo. W przeszłości wszystko przypominało to, co znamy z NFL czy NBA. Tam wygląda to tak, że gracz trafia na uczelnię i występuje w lidze uniwersyteckiej. Potem jest zgłaszany do draftu. W USA podstawą jest wykształcenie i uważam, że jest to bardzo dobre podejście. Moja droga jest jednak nieco inna, gdyż trafiłem do Europy i podpisałem umowę z Legią w wieku juniorskim. 

 

Draft ma sens?

 

- Byłem w przeszłości zawodnikiem akademii New England Revolution i jeśli bym tam został, mógłbym podpisać kontrakt. Ten klub wciąż dysponuje prawami względem mnie w lidze MLS. Cała sytuacja jest jednak dość skomplikowana z perspektywy europejskiej piłki. Łatwiej skupić się na tym, co jest w Europie i w Polsce. System jest znacznie prostszy i przejrzystszy. W USA korzyścią jest edukacja dla zawodnika, lecz tutaj wychowuje się więcej sportowców. 

 

Amerykański piłkarz szukając idoli patrzy na USA czy Europę? Większym bohaterem jest dla ciebie London Donovan czy przykładowo David Beckham?

 

- Zawsze szukałem inspiracji w europejskiej piłce. Jestem dość niskim zawodnikiem, którego atutem jest technika, a nie siła. Kocham grę Andresa Iniesty. Uwielbiałem go oglądać, tak samo jak mecze FC Barcelony, która imponowała stylem gry. Większość zawodników w Stanach Zjednoczonych nie ma problemu z fizycznością i walką na boisku. Nieco podobnie jest w Polsce. Dla mnie celem było jak najlepsze opanowanie techniki. 

 

Pierwszy raz skosztowałeś europejskiego futbolu w trakcie treningów w akademii Dinama Zagrzeb. Jak tam trafiłeś?

 

- Grałem w Bostonie i tam zostałem zauważony. Dinamo organizowało coś na wzór obozu dla utalentowanych zawodników. Miałem czternaście lub piętnaście lat, a graczy obserwował m.in. Ivan Kepcija. Za jego sprawą mogłem przybyć do Zagrzebia i trenować razem z juniorami Dinama. Nie miałem za to większej styczności z Romeo Jozakiem. Był trenerem Legii, kiedy trafiłem do Warszawy, ale to tyle. Nic więcej nas nie łączyło. 

 

Można znaleźć różnicę pomiędzy młodzieżowymi drużynami Legii i Dinama?

 

- Legia to klub, w którym mogę się rozwijać pod względem techniki i taktyki. W tym miejscu jestem w stanie się rozwijać i stać dobrym zawodnikiem. Dinamo ma topową akademię, co wie każda osoba interesująca się futbolem. Nie brakuje tam zawodników zaawansowanych pod względem techniki. Piłka w Polsce jest dość siłowa, więc w Warszawie mogę nabrać doświadczenia w walce z rywalami mocniejszymi pod względem fizyczności. Doceniam to. 

 

Gra w rezerwach Legii może być pierwszym krokiem do zaistnienia w europejskiej piłce?

 

- Mam taką nadzieję. Jestem bardzo skupiony na tym, by rozwijać się w Legii. Nie szukam imprez, ważni są dla mnie rodzina, przyjaciele i właśnie piłka. Nauczono mnie profesjonalnego podchodzenia do swoich obowiązków i staram się w stu procentach oddawać futbolowi. Tylko to może zaprocentować i sprawić, że będę piął się w górę schodek po schodku. 

 

Masz receptę na skuteczny rozwój?

 

- Bardzo ciężko pracuję. Dokładam do tego ćwiczenia indywidualne na siłowni. Postawiłem też na jogę. Wierzę, że to jedna z rzeczy, która może pomóc w przygotowaniu się do wykonywania zawodu na sto procent. Praca nad sobą jest przyjemnością, a każdy trening niczym prezent. Olek Waniek, bardzo dobry zawodnik, zerwał więzadło krzyżowe, musi pauzować łącznie przez dziewięć miesięcy. Kiedy spojrzysz na jego przykład, doceniasz jeszcze mocniej możliwość gry w piłkę. W tej rundzie przytrafiła mi się miesięczna przerwa spowodowana urazem. Nie mogłem się doczekać powrotu na boisko, a ponowna możliwość trenowania dała mi mnóstwo radości!

 

Czego przede wszystkim nauczyłeś się w Legii?

 

- To trudne pytanie, ale wskazałbym chyba na walkę. Fizyczność w polskim futbolu pojawia się praktycznie cały czas i być może jest to pewien problem. Walka nie powinna być ważniejsza od gry w piłkę. To wręcz fascynujące zagadnienie. Gracze z dobrą techniką są w futbolu nie do przecenienia, co widzimy na europejskich boiskach. W jakiś sposób może to być wręcz frustrujące. Zwłaszcza kiedy chce się grać, a nie tylko biegać. 

 

Najlepiej widać to w trzeciej lidze. 

 

- Walka, walka, walka - to założenie czasami króluje w niektórych zespołach. To trudne dla naszego zespołu, gdyż naszym celem jest gra w piłkę. Uważam, że gra na tym poziomie to bardzo trudne zadanie. Jest jak jest, choć patrząc na inne kraje, rezerwy klubów, w których mają rozwijać się utalentowani zawodnicy, często grają w wyższych ligach. Nie zmienia to faktu, że nawet gdy mierzymy się z drużynami stawiającymi na fizyczność, musimy robić swoje i starać się realizować swój plan. 

 

Łatwość nawiązywania kontaktów pomaga ci w piłce nożnej?

 

- Może tak być… Szczerze mówiąc strasznie lubię poznawać nowych ludzi, rozmawiać z nimi. Cieszę się jeśli mogę dowiedzieć się czegoś nowego. Wydaję mi się, że każda sytuacja może być interesującą przygodą i doświadczeniem. Mam wrażenie, że Polacy na początku są nieco zamknięci, ale kiedy lepiej cię poznają, otwierają się. W tej chwili mogę się w Warszawie poczuć jak w domu, na co wpływają właśnie ludzie. 

 

Zacząłeś uczyć się języka polskiego. 

 

- To prawda, ale nie będę oryginalny jeśli powiem, że to bardzo trudny język. Odkąd na Słowację został wypożyczony Brian Iloski, mieszkam z Cezarym Misztą. Pomaga mi z polskim, a ja jestem w stanie odwdzięczyć się nauką angielskiego. Pod tym względem to praktycznie idealny układ. 

 

Ponoć twoje ulubione słowo to „siemano”. 

 

- Fakt, często witam się w ten sposób. Rozumiałem je jako „dzień dobry” i zdarzyło się, że w ten sposób witałem się nawet z trenerami. Doszło też do sytuacji, w której siedziałem m.in. z Bartkiem Rymkiem. Do pokoju wszedł dorosły tata jego kolegi. Zamiast "dzień dobry", powiedziałem "siemano".

 

To prawda, że jesteś mistrzem gotowania?

 

- Bardzo to lubię! Powiedzmy sobie szczerze, piłkarz ma mnóstwo wolnego czasu. Jeśli tylko odrobinę chcesz, znajdziesz czas na wiele czynności i pasji. Moim zdaniem mogę wtedy gotować, poznawać przepisy, ale też uczyć się nowych języków. To jedna z moich pasji. Chciałbym nauczyć się polskiego przynajmniej w tak płynnym stopniu, w jakim znam hiszpański. Inna pasja to podróże. To świetna rzecz móc poznawać nowe kultury i zwyczaje. Ważną rolą odgrywają dla mnie także książki. Nie ograniczam się jedynie do tytułów dotyczących piłki. Obecnie czytam "Ruchome święto" Ernesta Hemingwaya. Moja mama jest profesorem języka angielskiego na uniwersytecie, więc nie mogę narzekać na brak ciekawych lektur. 

 

Język hiszpański w Legii chyba dość mocno się przydaje?

 

- To prawda. Carlitos, Jose Kante, Inaki Astiz… Z nimi wszystkimi cały czas rozmawiam po hiszpańsku. Kiedy uczysz się języków, odkrywasz świat. Teraz chcę, by podobnie było z polskim. Jest trochę trudniej, ale nie poddaję się i cały czas nad nim pracuję. Coraz więcej rozumiem, choć wciąż nie jest pod tym względem super. Mogę rozmawiać o tym, jak się czuję, znam wiele słów związanych ściśle z piłką nożną, ale wierzę, że będzie tylko lepiej. 

 

Treningi z pierwszym zespołem traktujesz jako szansę na zaistnienie?

 

- Taka sytuacja zawsze jest szansą. Cieszę się z okazji trenowania z pierwszym zespołem, bo dobrze czuję się w grze, która tam się toczy. Myślę o wysokiej intensywności, szybkiej wymianie piłki. Jest w tym energia. Podoba mi się futbol, w którym jest wiele podań i techniki. Możliwość ćwiczenia z „jedynką” to przywilej i wielki zaszczyt. Trudno nie chcieć korzystać z takiej okazji. Na pewno nie brakuje mi motywacji i chcę dawać z siebie wszystko. 

 

Miałeś okazję rozmawiać z trenerem Ricardo Sa Pinto?

 

- Tak, zamieniliśmy kilka zdań, także po hiszpańsku. Dostałem też szansę od portugalskiego szkoleniowca w sparingu z Bruk-Betem, kiedy przez kilkanaście minut mogłem zaprezentować swoje umiejętności. Wierzę, że trzeba korzystać ze swoich okazji. Te postrzegam w każdym treningu, a wręcz w każdej minucie spędzanej na boisku. Młody gracz musi walczyć o swoją przyszłość.

 

Który gracz z pierwszego zespołu jest dla ciebie najlepszym nauczycielem?

 

- Inaki Astiz. To fantastyczny człowiek i bardzo dobry zawodnik. Często podpowiada mi na boisku, a rozmawiamy także poza nim. Mogę się od niego wiele nauczyć. To profesjonalista pełną gębą. Niesamowitą osobowością jest również Kasper Hamalainen. 

 

Zastanawiasz się nad tym, co będzie dalej? Dość często trenujesz z pierwszym zespołem, choć w rezerwach nie jesteś podstawowym zawodnikiem. Myślisz o wypożyczeniu czy pomysł jest inny? A może spodziewasz się wyjazdu na zimowe zgrupowanie z pierwszym zespołem?

 

- Szczerze mówiąc, to raczej pytanie do przedstawicieli klubu. Cieszę się, że mam okazję trenować z pierwszym zespołem, ale póki co spokojnie ćwiczę, chcę pokazywać swoje umiejętności i dawać z siebie wszystko. A zimowe zgrupowanie? Zobaczymy. To na pewno jedno z większych marzeń. Fantastycznie byłoby móc pokazać się trenerom w trakcie obozu. Wiem, że muszę na to zapracować. Mogę zagwarantować, że będę korzystał z każdej okazji - czy to na zajęciach pierwszego zespołu, czy na treningach i meczach rezerw czy w spotkaniach Centralnej Ligi Juniorów. 

Polecamy

Komentarze (24)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.