Bartłomiej Kalinkowski

Bartłomiej Kalinkowski: Chciałem dotrzeć do Ekstraklasy

Redaktor Piotr Kamieniecki

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

25.08.2019 08:17

(akt. 20.09.2019 14:07)

- Intensywność treningów w Legii bywała większa niż w trakcie meczów. Dzięki temu w spotkaniach o stawkę miało być i bywało łatwiej. Henning Berg podawał przy tym przykład Manchesteru United. Zdarzało mi się wtedy pełnić rolę statysty, choć gdyby nie było europejskich pucharów, a trener nie był zmuszony tak rotować, to możliwe, że nie dostałbym żadnej szansy w „jedynce” - wspomina Bartłomiej Kalinkowski, który w przeszłości był zawodnikiem Legii Warszawa, a w niedzielę może stanąć przed szansą występu przeciwko niej w barwach Łódzkiego Klubu Sportowego. - Jeśli strzelę gola, będę się z niego cieszył. To normalne w wypadku człowieka, który zdobywa średnio jedną bramkę na rok - mówi pomocnik w rozmowie z Legia.Net.

Ponad 4,5 roku po odejściu z Legii, będziesz miał okazję pierwszy raz w historii zmierzyć się ze stołecznym zespołem. 

- Tak. Będzie to dla mnie pierwsza taka sytuacja w karierze. Nigdy nie zagrałem przeciwko pierwszej drużynie Legii, jak i rezerwom. Zdarzało się, że rywalizowałem ze stołecznym klubem, ale było to jeszcze na szczeblu juniorskim, zanim w ogóle dołączyłem do klubu z Łazienkowskiej. 

Pojawiają się emocje?

Legia to nie jest klub, który jest mi obojętny, bo spędziłem w Warszawie kilka lat. Pojawiają się jakieś emocje, pewne myśli, ale… nie jest tak, że od początku tygodnia chodzę, tupię nóżkami, myślę tylko o tym i nie mogę się doczekać. Przez pryzmat ligi, mecze z Legią zawsze budzą zainteresowanie ludzi. Sam fakt, że będzie pełen stadion, świetna atmosfera, a zainteresowanie jest duże sprawia, że chce się wystąpić w takim meczu. 

Skoro Legia, to przypominają się cztery mecze rozegrane w pierwszym zespole?

To naturalne, że takie wspomnienia się pojawiają.Wchodziłem wtedy do seniorów, a dla juniora pojawienie się w pierwszym zespole Legii było dość specjalną chwilą. Trenowałem, mogłem zadebiutować, zagrać w zespole. Niektórzy z tamtej ekipy, jak Ondrej Duda, robią teraz karierę. Sam Słowak tylko lepiej i lepiej radzi sobie w Bundeslidze. To byłoby duże przeżycie dla każdego chłopaka po akademii. Czułem się wyróżniony, ale też wiedziałem, że to spore przeżycie. 

Lata jednak lecą. Od tamtego czasu byłem w różnych miejscach, sporo widziałem i cały czas doceniam te legijne momenty, ale potrafię też dostrzegać to co dookoła, także teraz. Wszystko zależy od perspektywy. Jestem w stanie doceniać swoje obecne miejsce, ŁKS. Wiele mógłbym mówić o klubach, w których byłem, ale w Łodzi mam wszystko, co potrzebuję do rozwoju i do tego, by kroczyć do przodu. Z perspektywy lat, mogłem kiedyś podjąć inne decyzje, inaczej się może zachować w pewnych sytuacjach, ale skupiam się, by maksymalnie wykorzystać czas, który jest przede mną. 

Piech i Kalinkowski przed Superpucharem

Zabrzmiało tak, jakbyś w niektórych klubach się nie rozwijał. Myślisz o jakiejś szczególnej drużynie?

Łatwo teraz mówić i oceniać… Wydaje mi się, że do końca słuszna nie była decyzja o wypożyczeniu do Wigier Suwałki. Potem był czas spędzony w Katowicach, gdzie miałem okres za trenera Brzęczka, gdy wiele się nauczyłem. Poziom gry wzrastał i nauczyłem się też wiele pod kątem przygotowania głowy do zawodu. W GKS-ie wiele się działo i trzeba było być gotowym na pewne wyzwania. Co przeżyłem, to moje, ale dzięki temu lepiej reaguję na bodźce zewnętrzne. 

Mam zwłaszcza jedno wspomnienie z Legii, które przekładało się na boisko. Gdy pojawiałem się na treningach pierwszego zespołu u Henninga Berga, w oczy rzucała się intensywność treningów. Dążono do tego, by jej wysokość przekładała się na mecz. Intensywność w trakcie ćwiczeń bywała większa niż w trakcie meczów, ale dzięki temu już podczas spotkań miało być i bywało łatwiej.  Często podawał przy tym przykład tego aspektu w kontekście Manchesteru United. W Wigrach tego nie było. Zamiast tego i wspinania się na szczyt, zaczynało się równać poziomem… W Katowicach sknociliśmy końcówkę sezonu, a zamiast tego zostaliśmy w pierwszej lidze i pozostało wrażenie, że dla mojego rozwoju był to przestój. Ruszyło się dopiero po transferze do Łódzkiego Klubu Sportowego. 

Korzystałeś w Legii głównie z rotacji. W takich meczach młodzi zawodnicy się rozwijają czy same warunki, brak zgrania czy też gorsze wyniki sprawiają, że nie zawsze efekt jest odpowiedni?

W tamtym momencie, wielką sprawą była dla mnie okazja zagrania w Legii w Ekstraklasie. Nie przez przypadek w składzie pojawiali się gracze z rocznika ’92, bo mowa o późniejszych reprezentantach czy zawodnikach, którzy ruszali na zachód. Dla piłkarzy z akademii wchodzących do „jedynki” wtedy, co ja, dopiero zaczynały się lepsze czasy. Moja gra różniła się wtedy, gdyby porównać ją do tego, co chcę znaczyć na boisku obecnie. Zdarzało mi się wtedy pełnić rolę statysty, choć gdyby nie było europejskich pucharów, a trener nie był zmuszony tak rotować, to możliwe, że nie dostałbym żadnej szansy w „jedynce”. 

A same treningi z „jedynką” przekładały się mocno na to, co mogłeś potem zaprezentować w rezerwach? Myślę tu o wspomnianej intensywności ćwiczeń. 

- Zdecydowanie! Początkowo nie nadążałem za grą, ale kwestia przyzwyczajenia, łapania pewności sprawiała, że następował progres. Potem stawałem się pewniejszy siebie, ale też zwiększały się moje umiejętności. Dzięki temu, mecze w rezerwach były dla mnie łatwiejsze. Najważniejsze są jednak spotkania. Gdyby wtedy nieco inaczej to się potoczyło, trafiłbym na wypożyczenie do Ekstraklasy, to mógłbym rozwinąć się jeszcze mocniej, ale teraz można tylko gdybać. Stało się tak, a nie inaczej. Trzeba było inaczej dotrzeć do najwyższej klasy rozgrywkowej. 

Pamiętam rozmowę z poprzedniego sezonu z Patrykiem Sokołowskim, który w pewnym momencie zszedł na czwarty poziom rozgrywek, a ostatnio mógł cieszyć się z mistrzostwa Polski. W Legii wydaje się, że bliżej do Ekstraklasy już nie będzie, a potem jak trafiasz do innych klubów i wszystko zaczyna się przeciągać, to pojawiają się wątpliwości czy gra się w piłkę na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej?

Nie powiem nic odkrywczego, ale każda droga jest inna, a sporo determinuje szczęście. Sam Sokołowski udowadnia na boisku, że nie jest za słaby na Ekstraklasę, choć potrzebował czasu, by do niej trafić. Gdyby stało się to dwa lata wcześniej, zapewne też poradziłby sobie w lidze. Patryk zagrał dobry sezon w pierwszej lidze i dostał okazję transferu do klubu z Ekstraklasy, a są tacy, którzy też radzą sobie na zapleczu, ale nie otrzymują oferty. Nie brakuje również przypadków 19-latków, którzy zaczynają grać regularnie, a po roku-dwóch nadal trudno coś powiedzieć o ich występach w Ekstraklasie. 

Cieszy fakt, że Patryk, po takich przejściach, odejściu z Legii, tułaczce po niższych ligach, jest w Ekstraklasie. Pamiętam jak rozmawialiśmy i cieszył się, że może zagrać w pierwszoligowych Wigrach. Teraz dyskutujemy zaś o „Soczim”, który nie odstaje, a może cieszyć się z mistrzostwa Polski. Są w pierwszej lidze gracze zasługujący na najwyższą klasę rozgrywkową, ale potrzeba czasem pierwiastka szczęścia, który może pojawić się tylko w jednym spotkaniu. A czy były myśli o słabości? Pewnie tak. Zdarzało się. Stagnacja w niższej lidze jest w stanie demotywować, ale trzeba z tym walczyć, ciągle szukać rozwoju i starać się kierować najwyżej jak się da. 

News: Sokołowski do Elbląga? Trzech do wypożyczenia

Przez rundę grałeś też w rezerwach, trenowałeś w „jedynce” z Krystianem Bielikiem. Byliście w nieco innym wieku, ale co myśli sobie były kolega z drużyny, który poniekąd teraz jest w miejscu, gdzie startował gość sprzedany ostatnio za kilka milionów funtów?

- Jestem bardzo zadowolony z miejsca, w którym aktualnie jestem, bo przez lata Ekstraklasa była niedaleko, ale jednak nie miałem okazji w niej grać. Przeżycia uczą pokory i wierzę, że ta mi się mocno przyda. Dodatkowo mam tyle lat, że wierzę, że mogę jeszcze coś w tej piłce zrobić. Cały czas chcę coś osiągnąć i stawać się lepszym zawodnikiem, który jednak nie chce się porównywać z Krystianem, bo on od początku był wielkim talentem. Gdybyśmy zaczęli się porównywać, to jaki miałoby to sens?

Bielik przyszedł do Legii na życzenie trenera Berga. Zawsze szkoleniowcy mają graczy, których mniej lub bardziej cenią. Od początku można było spodziewać się szans dla Krystiana, ale nie dostał niczego za darmo. Na treningach bywał nieco bezczelny, ale nie świadczyło to o czymś złym, kłopotach z charakterem, a o wysokich umiejętnościach, które potrafił sprzedać. Mam nadzieję, że Bielik będzie robił tylko większą karierę, choć też miał trudniejsze momenty, ludzie o nim nieco zapominali, ale nie zatrzymał się i po mistrzostwach Europy, jego droga nabiera rytmu. Jeśli jako młodzian odchodzisz do Arsenalu, to możesz myśleć sobie o grze, potem występach w Lidze Mistrzów, kadrze, a… u niego też tak nie było, bo musiał szukać miejsca dla siebie poprzez niższe ligi. Ważne, by zawsze wyciągać wnioski.

Wspomniałeś o sprzedawaniu siebie. Tego uczysz się z czasem czy kluczem jest uwypuklać atuty, a chować wady?

Kluczowy jest fakt, by atuty szlifować, a nad wadami pracować. Nic nie jest tak dobre, by nie mogło być lepsze. Z nabywanym doświadczeniem, wiesz co robić, by było lepiej. Na boisku każdy ma swoją rolę - zdaję sobie sprawę, że nie będę nigdy jak Ondrej Duda czy patrząc przez perspektywę ŁKS-u, jak Dani Ramirez. Chcę przekonywać do siebie trenera. Nie zastanawiam się jednak i nie staram się przekonać każdego, zwłaszcza jako środkowy pomocnik. To taka pozycja, gdzie u zawodnika nie zawsze łatwo dostrzec każdy aspekt jego występu. Tak było zawsze. Najłatwiej wskazywać tych od strzelanych goli czy efektownych dryblingów, a ja chcę wykonywać swoją pracę, na której będzie korzystała drużyna. Jeśli tak będzie, będę mógł liczyć na regularną grę. 

A jak określiłbyś swoją rolę w drużynie trenera Moskala?

Mamy środek pola, który ma kreować grę. Nie boimy się rozgrywania piłki już od bramki, rzadko stosujemy długie podania. Moim zadaniem jest dostarczenie futbolówki piętro wyżej, do atakujących czy tych, którzy są najmocniej kreatywni, jak Ramirez. Mamy sporo zadań w ofensywie, jak choćby wspieranie ofensywy. Staramy się być skutecznym łącznikiem, który pomoże też obrońcom. 

Gra przeciwko Legii i trójce środkowych pomocników będzie sporym wyzwaniem? To formacja, która zaczęła radzić sobie solidnie i jest dość pewnym punktem wicemistrzów Polski. 

Patrząc na środek pola Legii, to jest to jedna z najsilniejszych, o ile nie najsilniejsza formacja w lidze. Ich jakość jest bardzo wysoka i będzie to dla nas ciekawy sprawdzian, którego jestem ciekaw. ŁKS to w dużej mierze kolektyw. Najlepiej gramy jako zespół. Nie jestem w stanie powiedzieć czy czeka nas najtrudniejszy mecz, ale wśród warszawiaków indywidualne umiejętności są takie, że będziemy musieli się nabiegać, by poprzeszkadzać. Nie brakuje im talentu, ale muszą wziąć pod uwagę, że też potrafimy grać w piłkę, mamy umiejętności i mimo respektu, nie ma w nas bojaźni. 

Jak oceniać ŁKS po pięciu kolejkach? Popłynęło sporo pochwał po rozpoczęciu sezonu, a teraz drużyna przegrała trzy meczem z rzędu. Macie poczucie, że brakło szczęścia? Doświadczenia? 

Po pięciu-sześciu kolejkach, rok temu, w pierwszej lidze, nasza gra nie wyglądała tak, jak po kilku miesiącach. Faktem jest, że w drużynie mamy wielu zawodników bez wielkiego doświadczenia w Ekstraklasie. Popełniamy błędy, te czasem kończą się straconymi golami, ale wierzę, że będziemy wyciągać wnioski. Dorobek punktowy? Nie, nie jesteśmy z niego zadowoleni, ale spójrzmy na inne aspekty. Z Lechem potrafiliśmy grać jak równy z równym. Z Piastem teoretycznie nie mieliśmy prawa przegrać meczu. Można wspominać o decyzjach sędziowskich, choć… zostawmy to już. W Krakowie, do momentu straty pierwszego gola, też nie było wielkiej przewagi, a wysoki wynik był efektem błędów indywidualnych. To już za nami. Mam przekonanie, że nasza gra sprawia, że po pięciu kolejkach nikt nie może nam zarzucić, że jesteśmy za słabi na Ekstraklasę, choć podkreślam - musimy się szybko uczyć najwyższej klasy rozgrywkowej. 

Bartłomiej Kalinkowski  - Łukasz Surma

Co zrobić, by nie skończyć za rok jak Miedź i Zagłębie Sosnowiec?

Na pewno bezsensowne byłoby ferowanie wyroków po pięciu kolejkach. Po dwóch meczach słyszeliśmy, że ŁKS jest świetny, kapitalnie wszedł do ligi. Doszły trzy porażki z rzędu i już pojawiają się opinie, że nasza drużyna będzie miała problemy z utrzymaniem w lidze. Wiemy, że mamy bardzo duże rezerwy i chcemy grać w ten sam sposób, choć z wyłączeniem błędów. Ważne, by odciąć się od tego, co mówi się na zewnątrz. Mamy plany dotyczące meczów, terminarz nie był na początku sezonu łatwy i nie panikujemy, chcąc grać dalej. 

Może kluczem w Ekstraklasie jest wytrzymanie ciśnienia i fal pochwał lub krytyki?

- Można mówić wiele rzeczy, ale ostatecznie nikt dla nikogo nie wygra meczu. Na boisku muszą pojawić się dwie drużyny, które rozegrają mecz i rozstrzygną go w trakcie 90 minut. Opinia publiczna lubi wychwalać pod niebiosa, by po chwili, gdy coś nie pójdzie, krytykować jak tylko się da. Budujemy własną pewność na podstawie tego, co sami widzieliśmy i pokazaliśmy na boisku. Nie mamy kłopotu, że ktoś nas dominuje i ogrywa jak chce, a tak nie jest. Z Wisłą było 0:4, rywale mieli więcej argumentów, zgoda, ale nadal mieliśmy momenty, w których mogliśmy pokusić się o gola, pójście za ciosem… Spokojnie, z dużą pokorą, czekamy na każdy kolejny mecz, ale nie interesujemy się specjalnie tym co jest poza nami. 

ŁKS-owi będzie łatwiej w niedzielę? Mam na myśli wpływ czwartkowego meczu Legii z Rangers FC?

- Na każdą sytuację będzie dwojako. Może się okazać, że Legia po Rangers będzie bardzo zdeterminowana czy też naładowana energią. Przede wszystkim, warszawiacy na pewno mają bardzo ważną rywalizację w Lidze Europy, ale na pewno nie zapomną o lidze i chcą wygrywać kolejne spotkania. Nikt nie wystawi rezerw z trzeciej ligi. Legia ma taką kadrę, że może pozwolić sobie na Carlitosa, który znalazłby zatrudnienie w każdym klubie ligi, by siedział na ławce rezerwowych. Nie mamy wpływu na rywali, nie bardzo nas interesują, bo skupić musimy się zwłaszcza na sobie. Rzadko się zdarza, by Legia nie miała przewagi czy posiadania piłki, a dla nas to również swego rodzaju ważne kwestie. Nie oddajemy pola i nie chcemy patrzeć na przeciwników. 

Byli legioniści często strzelają gole warszawskiej drużynie… Gdyby tobie się udało, to można spodziewać się radości ze zdobytej bramki?

- Cieszyłbym się z gola. Kiedy zdobywa się bramkę na rok czy dwa, to nie sposób się nie radować. To dodatkowo myśl o tym, że pomaga się swojej drużynie w zbliżeniu do dobrego rezultatu. Nie będę jednak nadzwyczajnie tego celebrował. Najlepiej byłoby gdybyśmy mogli cieszyć się z wygranej i zdobytych punktów. 

Kalinkowski już w barwach łódzkiego klubu (nr. 23). Fot: Piotr Kucza/FotoPyk

Polecamy

Komentarze (4)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.