Cafu opuścił Legię. Były chwile lepsze i gorsze.

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

02.02.2020 12:00

(akt. 02.02.2020 15:56)

O możliwej zmianie klubu przez Cafu mówiło się już od kilku tygodniu. Transfer Portugalczyka w końcu stał się faktem. Piłkarz podpisał kontrakt z Olympiakosem Pireus. Legia traci zawodnika, który w pierwszym etapie swojego pobytu przy Łazienkowskiej wniósł sporą jakość. W ostatnich miesiącach jednak się leczył i tym samym nie zachwycał.

fot. Marcin Szymczyk i Piotr Kucza

Na Łazienkowską Cafu zawitał 27 lutego 2018 roku. Portugalczyk został tymczasowo oddany przez FC Metz pod koniec zimowego okienka transferowego. Trafił do Legii na zasadzie 1,5-rocznego wypożyczenia z opcją pierwokupu. - Kiedy pojawił się temat Legii? Jakieś dwa tygodnie temu. Wtedy dostałem pierwszy kontakt odnośnie Legii i zainteresowałem się propozycją. Były też inne oferty, ale bardziej przypominające walkę o fundusz emerytalny. Nie byłem tym zainteresowany. Gra w Chinach, Katarze czy na Cyprze niespecjalnie mnie interesuje. Mogłem zdecydować się na ciepło i duże pieniądze, ale mam piłkarskie ambicje do zrealizowania – mówił wówczas w rozmowie z Legia.Net.

Cafu z marszu wszedł do drużyny. W debiucie z Lechią Gdańsk zagrał 90 minut i miał asystę przy trzeciej bramce. Znacząco przyczynił się do zwycięstwa z Wisłą Płock (3:2) zdobywając dwie bramki. W rundzie wiosennej rozgrywek 2017/18 zagrał łącznie w ośmiu spotkaniach. Strzelił trzy gole i miał dwie asysty. Na początku pobytu w Legii występował w środku pola z Chrisem Philippsem i Domagojem Antoliciem. Później grywał też z Krzysztofem Mączyńskim oraz Andre Martinsem. Cafu potrafił sprytnie odebrać piłkę przeciwnikowi, wiedział kiedy zwolnić lub przyspieszyć akcję zespołu. Ale przede wszystkim był trudny do zatrzymania dla rywali, łączył siłę z techniką użytkową.

Były piłkarz Benfiki grał nieszablonowo, nie miał kłopotów z wygrywaniem pojedynków powietrznych. Potrafił groźnie uderzyć z dystansu, biła od niego spora pewność siebie. Poza murawą był niezwykle sympatycznym człowiekiem, chętnie witał się z dziennikarzami przed i po treningach, zagadywał - w ten sposób uczył się języka angielskiego.

Portugalczyk był ważnym punktem drużyny, która mogła liczyć na jego nieustępliwość, zaangażowanie oraz spokój w rozegraniu akcji. Później był w stanie jeszcze bardziej podkręcić obroty. Wystąpił w 40 meczach, z czego w 35 meldował się na boisku w podstawowym składzie. Zdobył sześć bramek i miał cztery asysty. Za pierwszą część ówczesnych rozgrywek został doceniony m.in. przez tygodnik „Piłka Nożna” - znalazł się w „jedenastce” najlepszych piłkarzy ekstraklasy. Później zaczął grać nerwowo, często faulował, wdawał się w dyskusje czy przepychanki. Latem klub z Łazienkowskiej zdecydował się jednak wykupić jego kontrakt z FC Metz za 800 tysięcy euro.

Plan był taki by zaraz z zyskiem go sprzedać - Cafu nie narzekał na brak zainteresowania klubów z zagranicy. Wszystko pokrzyżowały jednak kontuzje. Na początku bieżącego sezonu nabawił się urazu. Gdy wrócił do gry, ponownie dopadł go pech. Wykonał niefortunny wślizg z meczu Cracovią i kolejne miesiące spędził w gabinetach lekarskich. W meczu o stawkę wystąpił jeszcze tylko raz, w grudniu z Wisłą Płock. Zawodnik przepracował niedawno całe zgrupowanie w Turcji z legionistami, ale przegrywał rywalizację o miejsce w pierwszym składzie z Antoliciem i Martinsem.

Umowa z Legią kończyła mu się w czerwcu 2020 roku, ale od jakiegoś czasu Cafu nie wyrażał większego entuzjazmu do pozostania w Warszawie. Po pierwsze grał mniej, nie odgrywał kluczowej roli, do której był przyzwyczajony, a po drugie menedżerowie zapewniali go, że moze zarabiać znacznie więcej po zmianie barw klubowych. Sprzedaż piłkarza zimą była więc dla Legii jedyną szansą na odzyskania części zainwestowanych pieniędzy. Gdyby 26-latek wypełnił kontrakt, w lecie odszedłby za darmo.

W Legii występował przez blisko dwa lata. Były chwile lepsze i gorsze. Lepsze jak zdobycie i świętowanie tytułu mistrza Polski oraz Pucharu Polski, gorsze gdy musiał pauzować w trzech kolejnych kolejkach za czerwoną kartkę w spotkaniu ze Śląskiem Wrocław. Mimo gorącej głowy, którą było widać w wielu momentach, Portugalczyk potrafił szybko się zrehabilitować. Gdy pojawiał się na placu gry i nie był trapiony przez urazy, pozytywnie wpływał na drużynę, był ważnym ogniwem. Nawet gdyby nie łapał się wiosną do pierwszego składu, stanowiłby o sile ławki rezerwowych. Po sprzedaży Cafu, legioniści zostali w środku pola z Antoliciem, Martinsem oraz Walerianem Gwilią i Mateuszem Praszelikiem. Jedną z opcji jest także Michał Karbownik, ale wiosną dalej powinniśmy oglądać go po lewej stronie bloku defensywnego.

Piłkarz sam określał się maszyną, która na boisku jest trudna do powstrzymania. - Czasami maszyny się psują - powiedział po uszkodzeniu więzadeł w kolanie. Maszyna została naprawiona i teraz będzie chciała pracować na pełnych obrotach. Z jakim skutkiem? O tym przekonają się już kibice w Grecji. Legia na transferze zarobiła nieco ponad 400 tys. euro.

Cafu zagrał dla Legii w 59 meczach. Strzelił 9 goli i miał 6 asyst. Z „Wojskowymi” zdobył dublet: mistrzostwo Polski oraz Puchar Polski w sezonie 2017/18. Dziękujemy i życzymy powodzenia. Pełny profil 26-latka możecie znaleźć w dziale historia.

Polecamy

Komentarze (69)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.