Czesław Michniewicz

Czesław Michniewicz: Lubię takich graczy jak Bogusz czy Kapustka

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Prawda Futbolu

30.12.2020 13:45

(akt. 30.12.2020 13:51)

- Czy myślę już o kolejnym sezonie? Nie, na dziś nie myślę o tym zbyt intensywnie. Z tyłu głowy zawsze jest chęć pokazania się w Europie. To nasz cel. Ale by go realizować, musimy najpierw wygrywać poszczególne mecze w lidze. Koncentruję się bardziej na tym, co nas czeka wiosną – mówił w programie "Prawda Futbolu" trener Legii, Czesław Michniewicz.

- Po moim przyjściu do Legii, trenowaliśmy tak, jak chciałem. Intensywnie, ale też z głową podchodziliśmy do wszystkiego. Widzieliśmy i obserwowaliśmy wszystko, gdy zespół był troszeczkę zmęczony, to reagowaliśmy. Mieliśmy ku temu odpowiednie narzędzia. Mieliśmy trenerów od przygotowania motorycznego, którzy na bieżąco wszystko analizowali i mówili, co w danym momencie jest lepsze dla drużyny. I na czym powinniśmy się skoncentrować. Oczywiście, chcemy mocno trenować, bo wtedy wszystko przekłada się na boisko. My, jako Legia, mieliśmy dużo fajnych momentów w naszej grze. W niektórych meczach bardzo dobrze wychodziło nam pierwsze 15-20 minut. Później łapaliśmy oddech, jak bokser w narożniku, i w tym czasie przeciwnik dochodził do głosu. To normalna rzecz, to fazy w określonym spotkaniu. Problem polega na tym, żeby tak przygotować drużynę mentalnie, taktycznie, motorycznie, żeby zdobywać bramki w najlepszych okresach, a w słabszych – które zawsze są w meczu – nie ułatwiać zadania rywalowi. Błędy dzieją się najczęściej na skutek zmęczenia. Organizm broni się, wolniej myśli, popełniasz proste błędy, źle oceniasz sytuację… Z tego robią się pomyłki. To nie jest tak, że ktoś chce źle podać czy strzelić gola samobójczego. Po prostu, na chwilę gaśnie światło i robi się ciemno. Za chwilę ktoś ponownie je zapala, ale piłka jest już w siatce. Musimy robić wszystko, aby światło gasło nam jak najpóźniej. I żeby ten moment trwał jak najkrócej.

- Byliśmy zainteresowani Mateuszem Boguszem. W pewnym momencie transfer okazał się realny. Stało się inaczej. Mateusz to uosobienie tego, co chciałbym widzieć w drużynie. Technika, umiejętność poruszania się po boisku i strzelania goli, decyzyjność... To pomocnik z pozycji 8/10. Popracuje w defensywie, ale też kreuje grę, zagra piłkę w odpowiednim czasie i tempie. Bramka z Rosją w Jekaterynburgu… Prostopadłe podanie do Patryka Klimali. Fantastyczny timing, świetny ruch wykonał też Patryk. On to po prostu ma. Jeśli ktoś mnie pyta o mój typ ulubionych piłkarzy, to właśnie taki zawodnik, jak Bogusz czy Bartosz Kapustka. Cały czas jest w ruchu, łatwo go poszukać podaniem, daje dużo opcji, utrzymuje piłkę w grze. To zawodnicy, którzy nie tracą łatwo piłki, bo mają dobrą technikę. Michał Karbownik również zaczyna grać w ten sposób. Gdy Bartek wrócił po perypetiach zdrowotnych, i Michał też był zdrowy, to nasza gra w środku pola wyglądała bardzo fajnie. Wszystko zaczynało się zazębiać. Do tego Luquinhas często schodził do środka, robił przewagę. To był najlepszy okres w naszej grze, odkąd pracuję w Legii. Mieliśmy kreatywnych piłkarzy, dobrze biegających w środkowej strefie boiska. Oczywiście, Domagoj Antolić czy Walerian Gwilia to inni zawodnicy - trzymają tempo, zagrają prostopadłe podanie. Bardzo dobrzy piłkarze, ale to inny typ zawodnika. Vako będzie dobrze funkcjonował przy graczu, który dużo się porusza, daje dużo opcji – jak Karbownik, Kapustka czy ktoś inny. Ale jeśli mamy obok siebie dwóch takich samych zawodników, to nasza gra już nie będzie taka dynamiczna. Będzie więcej grania bardziej pozycyjnego. A my chcemy grać dynamicznie, do przodu, zdobywać przestrzeń...

- Dlaczego tak bardzo interesuje mnie oś boiska? Bo stamtąd pada najwięcej trafień. To najkrótsza droga do bramki. Po odbiorze piłki nie chcemy budować akcji skrzydłami, tylko jak najszybciej oddać strzał, dlatego często decydujemy się na ryzykowne granie przez środek. Tam jest zawsze najwięcej tłoku, dlatego ważna jest technika i umiejętność wychodzenia na pozycje.

- Bardzo dobrze znam Bartka Kapustkę. Świetnie pracowało się z nim w reprezentacji, choć był wtedy w różnych, trudnych sytuacjach – mało grał w klubie, zmieniał drużyny, miał kontuzje. Ale zawsze ceniłem go za potencjał, podejście do pracy, zaangażowanie, a – przede wszystkim – umiejętności. Gdy przechodziłem do Legii, to miałem świadomość, że Bartek wrócił, długo nie grając, i od razu nie będzie grał tak, jak ja, i on, bym chciał. Fajne jest to, że wiem na co go stać. Gdy sypnęło troszeczkę pochwał w jego kierunku po kilku niezłych meczach… Spokojnie, to nie jest jeszcze ten Bartek, który może być, i będzie. Dajmy mu troszeczkę czasu. Miał trochę perypetii zdrowotnych – koronawirus, potem uraz po faulu jednego z zawodników Lechii. Wierzę, że będzie zdrowy. Liczę na to, że pomoże sobie, Legii, mojej osobie – jako trenerowi, naszemu sztabowi. I wszyscy będą z niego zadowoleni. Chłopak dużo przeszedł, lecz – mimo wszystko – ostatnio skończył dopiero 24 lata. To świetny wiek dla piłkarza. On może jeszcze, naprawdę, bardzo dobrze grać. Nie mam wątpliwości, że, jeśli tylko zdrowie mu dopisze, ponownie będzie reprezentantem Polski. Nie ma w naszym kraju zbyt wielu piłkarzy o takiej charakterystyce. Dobrze grając w Legii, ma idealne miejsce, żeby się pokazać. Zawsze ktoś z pierwszej kadry jest na obserwacjach i ma okazje oglądać tego zawodnika. Łatwiej trafić do reprezentacji grając w polskiej lidze – w Legii czy w innym klubie – niż za granicą. Choć czasami żartujemy, że najlepszy jest ten, którego nikt nie widział – wówczas wszyscy mówią o nim w kontekście reprezentacji. A gdy nikt go nie widział, każdy patrzy na to życzeniowo. W przypadku Bartka jest inaczej - jak będzie zdrowie, to będzie też kadra. I, przede wszystkim, Legia będzie zadowolona.

- Czy przekombinowałem z Karabachem? Nie, już to tłumaczyłem. Kiedy zaczynaliśmy przygotowania do meczu, to drużyna dysponowała w tamtym momencie dwoma dobrymi napastnikami. Szykowaliśmy do ataku Tomasa Pekharta i Jose Kante. Wiedzieliśmy, że mając w środku pola trzech pomocników, i taką „dziesiątkę”, będziemy mieli więcej szans na strzelanie goli. Do tego mieliśmy dobre boki, czyli Josip Juranović i Filip Mladenović. Dośrodkowanie w pole karne, gdzie jest dwóch zawodników, którzy dobrze grają głową: Kante i Pekhart. Do tego ofensywny pomocnik wchodzący w pole karne. Dużo opcji w „szesnastce” – bo brakowało nam piłkarzy w polu karnym – było dobrym rozwiązaniem w tamtym momencie. Ale dwa dni przed meczem okazało się, że Kante doznał urazu. Przed spotkaniem został nam jeden trening, przy Łazienkowskiej, i trzeba było grać. Można było wrócić do tego, co graliśmy wcześniej. A można było wymienić zawodnika – jeden do jednego – i postawiliśmy na Rafaela Lopesa. To inny typ zawodnika niż Kante. Jak gra się daleko od bramki, to potrzeba gracza, który będzie miał dobrą motorykę, wychodził na prostopadłe podania… Kante to doskonale robił. Lopes jest zawodnikiem, który przydałby się ze Stalą Mielec – w okolicy pola karnego, gdzie jest duże skupisko zawodników, mało przestrzeni. Lopes umie rozwiązywać takie sytuacje. Wyszło jak wyszło… Zacznijmy od tyłu. Przeanalizujmy, jak straciliśmy bramki. Straciliśmy je nie dlatego, że zawiódł system, tylko że popełniliśmy proste błędy. Klasę zespołu poznaje się po tym, że przeciwnik strzela ci gola, lecz musi to zrobić z bardzo niewygodnej dla siebie pozycji. Wtedy widać klasę zespołu - ograniczasz mu optymalne rozwiązania – rzadko, kiedy ma wolne przedpole, możliwość oddania strzału z 20. metra. I klasowe kluby nie tracą takich goli. Oczywiście, mogą stracić gola po stałym fragmencie gry, zamieszaniu, indywidualnym błędzie. Ale żeby zdobyć bramkę przeciwko najlepszym zespołom na świecie, to musi być splot okoliczności sprzyjających – zwłaszcza słabszej drużynie - aby oddać zaskakujący strzał. Wszystkie inne rzeczy, które odbywają się na boisku, topowe drużyny potrafią niwelować. Nam tego, na razie, brakowało w meczu z Karabachem, czasami też i w lidze. Za łatwo stwarzamy przeciwnikowi możliwość uderzenia na bramkę. I nad tym będziemy pracowali.

- Pracuję w Legii trzy miesiące: dla jednych to dużo, dla drugich – mało. Dla mnie to dopiero początek pracy. Poznaję drużynę, klub, wiele innych rzeczy. Można powiedzieć, że uczę się Legii. Staram się to robić jak najszybciej – zarówno ja, jak i sztab, i wszyscy ludzie pracujący na co dzień z drużyną. Wiemy, że dla mnie, jako trenera, i moich współpracowników, to szansa na osiągnięcie dobrych wyników. To idealne miejsce do tego. Chcemy maksymalnie wykorzystać czas. Oczywiście - niezależnie co będzie się działo w Legii – stołeczna drużyna zawsze będzie jednym z faworytów do mistrzostwa. Ale nie ma napisane w regulaminie, że Legia zawsze będzie mistrzem. Inni też szukają szansy. Jest wyrównana stawka. Myślę, że do drużyn z czołówki dołączy Lech. Poznaniacy mają 12 punktów straty do nas? Myślę, że peleton się troszeczkę wyrówna. Lech – podobnie jak my i inne zespoły – miał problemy. Dodatkowe mecze powodowały, że „Kolejorz” nie zawsze mógł grać w optymalnym składzie. Musimy się skupić na sobie. W dalszym ciągu – jako Legia – patrzymy do przodu, na siebie, lecz spoglądamy za siebie. Nie jest tak, że nie widzimy, co dzieje się za naszymi plecami. Wiadomo, że widzimy, ale teraz, w większym stopniu, patrzymy na siebie, w przyszłość. Wiemy, jak chcemy grać, co chcemy robić, w jakich aspektach się poprawić… Zaczyna się praktycznie okres noworoczny. Analizujemy mecze i wyciągamy wnioski  razem z asystentami. Spisujemy je, żeby przyjechać 4 stycznia na otwarcie nowego roku. Przez dwa dni będą miały miejsce badania, potem lecimy na obóz, i chcemy maksymalnie wykorzystać czas. Diagnozujemy momenty lepsze, których nie brakowało, i słabsze.  Z czego one wynikało, na ile możemy je poprawić… Myślę, że robi tak każdy zespół, lecz chcemy wykonać to szczegółowo, drobiazgowo. Tak, że jak przyjedziemy w styczniu, to każdy zawodnik będzie wiedział nad czym musi pracować, aby przesunąć margines i zmniejszyć niepotrzebne błędy, które pojawiają się w jego grze.

- Będziemy doskonalić ustawienie z trójką obrońców. Klasowy zespół – a za taki chcemy uchodzić – musi mieć w zanadrzu inne rozwiązania taktyczne, w zależności od sytuacji boiskowej, przeciwnika. My się tego nie boimy. Będziemy to robić, lecz potrzebowaliśmy na to czasu. Na starcie wdrożyliśmy czwórkę obrońców w linii. Teraz, w okresie zimowym, będziemy pracować nad systemem z trójką z tyłu. W którymś momencie, mam nadzieję, to się przyda.

- Patrzymy na Joela Valencię przez pryzmat tego, jak grał w Piaście. Bardzo ciekawą drużynę stworzył wtedy trener Waldemar Fornalik. Tam nie było zbyt dużej presji. Nikt nie mówił o tym, że mistrzostwo musi być – tak, jak w Warszawie, Poznaniu czy może jeszcze wcześniej w Krakowie, za czasów prezesa Bogusława Cupiała, jak Wisła była wielka. I Joelowi łatwiej się wtedy grało. Przyjechał do Legii po, praktycznie, przerwie w grze, w Anglii. Nie jest to łatwe. Przykład Bartka Kapustki też pokazywał, że - nawet trenując w dobrym towarzystwie – zatracasz się, jak nie grasz. Brakuje orientacji na boisku, decyzyjności, wszystko toczy się szybko. Potrzebujesz czasu. Joel jest takim zawodnikiem, który potrzebuje czasu. Legia jest takim miejscem, w którym nie dostaniesz za dużo czasu. Musisz być gotowy tu, i teraz. Ma rywalizację na swojej pozycji, w środku pola. Jest Kapustka, Karbownik, Walerian Gwilia, Domagoj Antolić, Bartek Slisz, Andre Martins. Na skrzydłach nie było zbyt dużej rywalizacji: był Paweł Wszołek i Luquinhas, później po chorobie wracał Mateusz Cholewiak. Staraliśmy się ulokować Valencię na boku pomocy. On najlepiej funkcjonował w Piaście jako środkowy pomocnik, zawieszony pod napastnikiem. Na boku pomocy też miał średnie mecze w Piaście, nawet w najlepszym momencie. Kiedy trener Waldemar Fornalik przesunął go do środka pola, na pozycję ofensywnego pomocnika, to zaczął się dobrze prezentować. Próbowaliśmy go na tej pozycji, ale - i on, i ja, i wszyscy, którzy przyglądają się grze Legii i dobrze jej życzą – nie możemy być zadowoleni z tego, co dotychczas pokazał. Myślę, że zawodnik też to czuje. Przed nim dużo pracy.  

- Jest wielu młodych, utalentowanych chłopaków. Zawodnicy, których nazwiska na tę chwilę mówią mniej, czyli Nikodem Niski, Bartek Ciepiela, Kuba Kisiel… To chłopcy, którym chcemy pomagać. Marzę o czymś takim, żeby popracować z nimi przez najbliższe pół roku, jak najlepiej przygotować ich do piłki seniorskiej, nauczyć ich naszych zasad - stąd pomysł, aby dołączył do nas trener z Włoch. Zobaczymy, jak ta sprawa się rozwinie. Chciałbym jak najlepiej przygotować tych chłopaków, żeby, ewentualnie, ci, którzy będą najbliżej grania - już grali w Legii. Być może rezerwy awansują do II ligi, w której rozgrywałyby fajne mecze. Jeśli to się nie uda, to, przykładowo, Czarek Miszta czy Radek Majecki wybrali się na wypożyczenia. Radek nie wskoczył od razu do bramki Legii, wcześniej spędził sezon w Stali Mielec. Czarek był z kolei w Radomiaku Radom. Regularne granie dla młodego zawodnika jest najlepszym, co może być. Musimy go do tego przygotować. Nie chcemy już teraz oddawać zawodnika na wypożyczenie, wiedząc o tym, że może nie grać w danym klubie, bo nie jest jeszcze na to gotowy. Dlatego czasami warto poświęcić pół roku – a czasami i dłużej – żeby nauczyć młodego piłkarza pewnych zachowań i dopiero dać mu szansę, aby odnalazł się w piłce. Jak będzie na tyle dobry, i okoliczności będą sprzyjały do gry w pierwszej drużynie, to my się przed tym nie wzbraniamy - absolutnie. Przykład Kacpra Skibickiego najlepiej pokazuje, ze potrzeba jest matką wynalazków.

Legia w 2020 roku

1/20 Pierwszym sparingowym rywalem Legii w 2020 roku było FC Botosani. Drużyna Aleksandara Vukovicia wygrała 2:1. Kto strzelił gole?

Polecamy

Komentarze (105)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.