News: Dariusz Mioduski: Buduję coś, co zostanie po mnie

Dariusz Mioduski: Wprowadzę Legię do elity

Marcin Szymczyk

Źródło: Forbes

25.05.2017 00:35

(akt. 04.01.2019 13:37)

- Legia nie stanie się globalną marką jak Real czy Barcelona, ale wprowadzę ją do europejskiej elity. Czy jest więc jakiś powód, dla którego miałaby nie być warta pół miliarda euro? Chciałbym, żeby była zdecydowanie najcenniejszą marką sportową w tej części Europy. My musimy regularnie wygrywać. A żeby to robić, nie możemy opierać się wyłącznie na wychowankach, lecz pozyskiwać najlepszych zawodników z kraju oraz tych obcokrajowców, na których możemy sobie pozwolić - mówi w rozmowie z "Forbes" prezes i właściciel Legii, Dariusz Mioduski.

Z medialnych doniesień wynika, że zainwestował pan w Legię od 50 mln do 100 mln złotych. Skąd pan miał na to pieniądze?


- To była kwota pomiędzy tymi wartościami. Działam w biznesie od 25 lat. Już jako młody prawnik dobrze zarabiałem. Potem przez wiele lat byłem wspólnikiem w międzynarodowej kancelarii CMS Cameron McKenna w Londynie i Warszawie. Miałem dużą praktykę, generującą sporo zysku, z którego część trafiała do mnie. Byłem zamożnym człowiekiem na długo przed tym, nim zacząłem współpracować z Janem Kulczykiem.


Wspominał pan, że z klubu wyparowało 80 mln złotych, które Legia otrzymała od UEFA. Co się stało z tymi pieniędzmi?


- Legia w ostatnich kilkunastu miesiącach żyła na kredyt, licząc na awans do Ligi Mistrzów. Klub piłkarski zawsze musi podejmować pewne ryzyko, ale w tym wypadku było ono zbyt wysokie. Myślę, że można było osiągnąć to samo w inny sposób. Na końcu udało się, wyszliśmy na zero, ale miała z tego zostać rezerwa na rozwój. Niewielka część otrzymanych pieniędzy poszła na spłatę zadłużenia wobec ITI, część na premie dla piłkarzy i sztabu za grę w Lidze Mistrzów. Resztę pochłonęły znacząco podniesione koszty i spłata zobowiązań.


Koszty czego?


- Osobowe, sportowe – różne. Fakty są takie, że tych pieniędzy nie ma. W efekcie zabawę zaczynamy od początku, z pustą kasą, a w dodatku musimy jeszcze udźwignąć koszty związane np. z odprawami osób, które odeszły z klubu na warunkach, mówiąc delikatnie, nierynkowych.


Powiedział pan, że koszty Legii tak urosły, że jeśli nie awansujecie do Ligi Mistrzów, to klub będzie miał poważne kłopoty finansowe. Jak poważne?


- Żeby była jasność – sytuacja klubu jest bardzo stabilna. Ale jeśli nie awansujemy w tym roku do Ligi Mistrzów, to nasze wydatki przewyższą przychody. Będziemy więc musieli dokonać optymalizacji kosztów. Zaczęliśmy też rozglądać się za możliwościami dofinansowania klubu.


Przez pana?


- Pieniądze, które przeznaczyłem na wykup, wolałbym włożyć do klubu. Wcześniej moi wspólnicy nie byli jednak zainteresowani dokapitalizowaniem Legii. Dziś muszę rozważyć różne możliwości.


Finansowanie działalności długiem to jedna z opcji?


- Tak, trzeba ją też rozważyć. W tej chwili mamy jedynie stabilne kilkuletnie zadłużenie wobec zewnętrznej instytucji finansowej (wieloletni dług wobec ITI został już spłacony, m.in. za pomocą nowego zadłużenia – red.). Na naszą korzyść działa to, że osiągnęliśmy pewną równowagę przychodową. Zakładamy w naszym budżecie wpływy z tytułu praw mediowych i marketingowych, ze sprzedaży naszego sklepu, z gry w europejskich pucharach, z coraz lepiej wypełnionego stadionu. Legia stała się modna, dobrze kojarzona. Dzięki temu jesteśmy atrakcyjni pod względem biznesowym.


Jeśli inwestor, to z Polski czy z zagranicy?


- Raczej z zagranicy. Ale to melodia przyszłości.


Zapis całej rozmowy z Dariuszem Mioduskim można przeczytać w "Forbes"

Polecamy

Komentarze (49)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.