Domyślne zdjęcie Legia.Net

Dowhań - trenerski skarb Legii

Piotr Szydłowski

Źródło: Gazeta Wyborcza

06.04.2006 23:11

(akt. 26.12.2018 03:56)

Kogo zabrałbym do Celticu? <b>Krzysztofa Dowhania</b> - mówi <b>Artur Boruc</b>. Najlepszy trener bramkarzy w kraju teraz pracuje w Legii. Kiedyś pracował w Polonii, a z "Czarnymi Koszulami" spędził ponad 20 lat. Był tam zawodnikiem, trenerem. Odebrał medal za mistrzostwo Polski. Po tytuł sięgnął także z Legią. Myśli o kolejnym. W niedzielę w 46. ligowych derbach stolicy (godz. 14.30) jego kolejny uczeń <b>Łukasz Fabiański</b> będzie bronić przy Konwiktorskiej.
Dowhania czasem nazywa się cieniem Dariusza Wdowczyka. Jedna z anegdot przytaczana przez piłkarzy Polonii opowiada o tym, kiedy szkoleniowca bramkarzy zabrakło nagle na treningu. "A gdzie trener zostawił Kapelusz?" - pytali Wdowczyka. Przydomek "Kapelusz" nosił Dowhań jeszcze w czasach, gdy grał w Polonii. Trener rekordzista 50-letni szkoleniowiec prowadził Piotra Wojdygę w Polonii, gdy ta zdobywała w 1998 roku wicemistrzostwo Polski, następnie Macieja Szczęsnego i Mariusza Liberdę w mistrzowskim sezonie 1999/2000. W Legii - Wojciecha Kowalewskiego, Radostina Stanewa i Artura Boruca - mistrzów z 2002 r. Teraz pracuje z Łukaszem Fabiańskim. Niewykluczone, że mistrzem z tego roku. Powołania do reprezentacji Polski dostają Boruc, Kowalewski i Fabiański. Gdyby wszyscy wyjechali na mistrzostwa świata do Niemiec, Dowhań stałby się rekordzistą wśród polskich trenerów klubowych. Za niski na bramkarza Jego droga do Legii prowadziła przez warszawskie kluby, z których większość w wielkich bólach radzi sobie z rzeczywistością. Na boisku Sarmaty, gdzie Dowhań stanął pierwszy raz w bramce, stoją teraz domy, a klub jest bliski spadku z VI ligi. Gwardia to kawałek historii już nie tylko warszawskiej, ale i polskiej piłki. Wicemistrz kraju, pierwszy polski uczestnik Pucharu Europy. Dziś gwardziści występują w IV lidze. Na bocznym boisku wybudowano biurowiec MSW. - Kiedy byłem juniorem, to była ta najlepsza Gwardia. Ale zaliczyłem trzy mecze w I lidze, na ławce i tylko dlatego, że drugi bramkarz Zbyszek Pocialik miał złamaną rękę - opowiada Dowhań. Przy Racławickiej spędził osiem lat, w Polonii grał dziesięć. Przez dwa sezony bronił w drugoligowej drużynie "Czarnych Koszul", ale głównie występował na boiskach III ligi. W niej zakończył grę w piłkę. - Sprawność była, ale wzrost nie ten. Dzisiaj zresztą to też jest najważniejsze - mówi. Trenerem został jeszcze w Polonii. Był grającym asystentem Rudolfa Kapery, dziś wykładowcy na AWF. Potem krótko trenował rezerwy. Wywalczył awans z V ligi do III. Wybrał jednak szkolenie bramkarzy, bo "to bliższe jego sercu". Jego reprezentanci Mocnym konkurentem Dowhania jest Andrzej Dawidziuk ze szkółki piłkarskiej w Szamotułach. Ale trudno nazwać to konkurencją. To ze szkółki w Szamotułach pochodzą: Łukasz Załuska (dziś w Koronie, kiedyś w Legii), Łukasz Fabiański (pierwszy bramkarz Legii), Maciej Gostomski (trzeci bramkarz Legii). - Dobrze znam się z Andrzejem. Chłopcy, którzy przychodzą od niego, mają podstawy, aby stać się dobrymi bramkarzami. Oczywiście trzeba ich właściwie ocenić przed transferem. Na razie trafiam właściwie - przyznaje Dowhań. Maciej Szczęsny, były reprezentant Polski, nie może się nachwalić Dowhania. Powierzył w jego ręce syna Wojciecha, który niebawem trafi do Arsenalu Londyn. - To niezwykle utalentowany chłopiec. Po ojcu ma w genach to, co bramkarz mieć powinien, przede wszystkim wzrost [192 cm]. I mając 16 lat, naprawdę sporo umie - ocenia Dowhań. Jego zdaniem Legia traci duży talent. Można mu wierzyć. Pracował z pięcioma reprezentantami Polski: Szczęsnym, Liberdą, Kowalewskim, Borucem i Fabiańskim. Tylko Szczęsny był w kadrze, zanim zetknął się z Dowhaniem. Wszyscy ci zawodnicy poza Fabiańskim i Borucem cieszyli się z tytułów mistrzowskich w Polsce. Szczęsny i Liberda razem ze swoim trenerem w Polonii, Kowalewski już bez niego (w połowie sezonu 2001/2002 został sprzedany do Szachtaru Donieck). Boruc właśnie święci mistrzostwo Szkocji z Celticem Glasgow. - Zadzwoniłem z gratulacjami - przyznaje Dowhań. Liczy się nos Za swojego mistrza uważa Kaperę. - Uświadomił mi, na czym polega nowoczesny trening bramkarski. Piłka nożna zmienia się, ale pewne kanony obowiązują do dziś - mówi Dowhań. Wiedzę czerpie z obserwacji oraz książek i kaset z zagranicy. W PZPN zamawia materiały z Anglii, Holandii, Francji. - Ale i tak liczy się nos, intuicja, jaką metodę zastosować do konkretnego zawodnika - tłumaczy. Dzięki temu po latach wypracował własny styl pracy i wymagania wobec bramkarzy. Na pozór nic nadzwyczajnego, ale konsekwentnie realizowany plan daje piorunujący efekt - pod jego ręką każdy z zawodników awansował i zdobywał trofea. Najistotniejszy punkt kanonu Dowhania? - Skuteczność. Bramkarz musi być skuteczny, solidny. Nie lubię efekciarstwa, paradziarstwa. Jeżeli można bronić strzał bez upadku, to lepiej obronić go bez upadku. Jeżeli bramkarz chce pofrunąć, to tylko wtedy, kiedy jest to naprawdę potrzebne. Trening? - Bramkarze uprawiają sport indywidualny. Trening mamy przecież zupełnie inny, specyficzny tylko dla nich. Napastnik może być obrońcą, ale już nie bramkarzem. Praca bramkarza opiera się na krótkich dynamicznych wysiłkach. Nie mogę zapomnieć na treningach o fizjologii, wytrzymałości tlenowej. Psychologia? - Gra na tej pozycji to duża odpowiedzialność. Jedna, dwie nieudane interwencje i człowiek może się posypać. Do tego trzeba być cholernie odważnym. Wybiega się paręnaście metrów z bramki i rzuca się pod nogi, z różnymi skutkami. Spada się z półtora, dwóch metrów na ziemię i to niekoniecznie na nogi. Mówi się o bramkarzach i lewoskrzydłowych, że muszą być świrnięci. Ja jednak mówię, że muszą być pozytywnie świrnięci. Z nikim nigdy nie miałem problemów, nawet z Maćkiem Szczęsnym. Wszyscy mówili, że się spóźnia. To nieprawda. Przychodził na trening na pięć sekund przed jego rozpoczęciem. Żartowaliśmy, że specjalnie czeka w tunelu z zegarkiem w ręku. Z zawodnikami trzeba rozmawiać. Ja dla niektórych byłem jak ojciec, dla innych jak kolega. Nie chce do Celticu Dla Boruca był tak ojcem, jak i kolegą. Ze wszystkich bramkarzy, z którymi współpracował, za największy talent uważa zawodnika Celticu Glasgow. Nadal się kontaktują. - Artur rósł pod moim okiem. Oczywiście przedtem ktoś go uczył, po drodze kilku ludzi nad nim pracowało, ale dorastał w Legii. Zawsze uważałem, że ma wielkie predyspozycje. Miał to, co w bramce jest najistotniejsze - dynamikę, szybkość startową. Nie ma mowy o nadwadze, co ostatnio mu się wypomina. We wszystkich testach wypadał bardzo dobrze. Zresztą bramkarz ma krótszy okres pracy niż napastnik, nie musi biec kilkadziesiąt metrów, tylko czasami wybiega poza pole karne. Liczy się sama interwencja, a chwyt piłki z upadkiem to krótki wysiłek. Boruc zapytany w jednym z wywiadów, kogo mu brakuje w Celticu, powiedział, że zabrałby do Glasgow Krzysztofa Dowhania. Pojedzie pan do niego? - Po co, skoro tu mi jest dobrze - odpowiada Dowhań. W niedzielę przed derbowym meczem z Polonią wyjdzie z bramkarzami Legii na stadion, który zna i pamięta jeszcze lepiej niż obiekt przy Łazienkowskiej. - Wierzę, że Polonia się utrzyma - mówi Dowhań - Szkoda by było, gdyby spadła. Warszawa to duże miasto. Zasługuje na dwa dobre kluby w I lidze.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.