News: Ireneusz Mamrot: Kryzysu w Legii już nie ma

Ireneusz Mamrot: Kryzysu w Legii już nie ma

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

23.09.2017 03:00

(akt. 02.12.2018 11:59)

W niedzielę o godzinie 18:00 Jagiellonia Białystok podejmie w dziesiątej kolejce Ekstraklasy Legię Warszawa. - Zagramy z drużyną, która nie jest już w kryzysie. Nikt nie będzie się zastanawiał nad tym, co było, bo warszawiacy mają za sobą dwie wygrane. Możemy analizować rywali w spotkaniu z Cracovią, bo z Ruchem zobaczyliśmy drugi skład. Nowości będą wdrażane, ale mistrzowie Polski bazują teraz na pracy z poprzednich tygodni - mówi w rozmowie z Legia.Net Ireneusz Mamrot, który przed sezonem został szkoleniowcem Jagiellonii. - Trzeba zwrócić uwagę na to, że praktycznie żaden trener nie dostaje szansy na wyjście z kryzysu. Jest źle, zatrudniany jest nowy szkoleniowiec i niby jest fajnie. Kiedy jednak ponownie pojawi się gorszy moment… Historia zatacza koło. To trochę przerażające - dodaje w kontekście zmiany trenera w ekipie "Wojskowych". To obowiązkowa lektura przed niedzielną konfrontacją.

Przywiązuje pan uwagę do statystyk? 

 

- Nie. 

 

Fakt, że w tym sezonie Jagiellonia raz wygrała w Białymstoku, a Legia ma tylko jedno wyjazdowe zwycięstwo nie będzie miał znaczenia?

 

- Nie będzie miał znaczenia. Na początku każdego spotkania, na tablicy świetlnej widzimy wynik 0:0. Załóżmy, że z rywalem X wygraliśmy dziesięć poprzednich meczów, ale jaka jest gwarancja, że jedenaste spotkanie zakończy się naszym sukcesem? Patrzenie na tego rodzaju statystyki nie ma najmniejszego sensu. 

 

Trener Romeo Jozak wspomniał, że wiele słyszał o tym, że od lat Legia nie przegrała przy Łazienkowskiej z Cracovią. Chorwat podkreślał, że tego rodzaju pamięć o ciągłości zdarzeń może pomóc, ale i zaszkodzić. Gdy mowa o tego rodzaju seriach, warto dodatkowo uczulać zawodników?

 

- Staram się nie wracać do historii spotkań, a żyć razem z drużyną tym, co przed nami. Ważna jest praca nad własną postawą oraz analiza gry przeciwnika i tego, co prezentuje w tym momencie. Trzeba odpowiednio dobrać sposób motywacji w kontekście danego meczu. Ostatnie występy Jagiellonii w Gdańsku kończyły się wysokimi porażkami, ale nie było powodu, by zwracać na to uwagę przed poprzednią kolejką. Przywieźliśmy punkt, choć inną sprawą jest fakt, że wróciliśmy z niedosytem. Nikt jednak nie myślał o przeszłości i nie skazywał się z góry na porażkę. 

 

Analizowanie Legii przed niedzielnym meczem łatwe chyba nie jest…

 

- Zdecydowanie. Wiadomo, że nowy trener nie zmieni wszystkiego od razu. Z każdą jednostką, szkoleniowiec chce jednak wprowadzić pewne modyfikacje. Może zaskoczyć składem, koncepcją, ustawieniem… Nie chcę wchodzić w niczyje buty, ale mogę się mocno domyślać, że zestawienie legionistów na konfrontację z nami będzie inne, niż w pucharowym meczu z Ruchem w Opolu. Nowy trener miał za to chwilę na pracę z graczami, którzy w zdecydowanej większości pojawią się na murawie w Białymstoku. Tego rodzaju zmiany są utrudnieniem dla przeciwnika, ale musimy sobie z tym poradzić. 

 

Jest coś nowego, co dostrzegł pan w grze Legii po zmianie trenera? 

 

- Chorwat pracuje w Legii niecałe dwa tygodnie. W tym czasie zobaczyliśmy spotkanie z Cracovią oraz mecz w Pucharze Polski, gdzie zagrała druga „jedenastka” z dodatkiem Mączyńskiego i Pasquato. Na razie w Legii było sporo zmian. Podobnie było u mnie, gdzie po trzech pierwszych spotkaniach Jagiellonii nie było zmian, które chciałem wprowadzić. Potrzeba było chwili, kilku meczów, by dostrzec pierwsze kwestie, które chciałem odcisnąć na drużynie. Tak samo będzie w Warszawie. Na razie pozostaje mi ocenianie Legii po jednej konfrontacji z krakowianami. Nowości będą wdrażane, ale mistrzowie Polski bazują teraz na pracy z poprzednich tygodni.

 

Zadziwia pana brutalność klubów Ekstraklasy względem żegnania trenerów? 

 

- Powiedziałbym, że przeraża. Trzeba zwrócić uwagę na to, że praktycznie żaden trener nie dostaje szansy na wyjście z kryzysu. Jest źle, zatrudniany jest nowy szkoleniowiec i niby jest fajnie. Kiedy jednak ponownie pojawi się gorszy moment… Historia zatacza koło. Nie pracowałem wcześniej w Ekstraklasie, ale będąc w Chrobrym Głogów, przez siedem lat pojawiało się tyle kryzysów, że trudno mi je zliczyć. Zespół za każdym razem z nich wychodził - otrzymywałem szansę. Nikt nie chce wyciągać wniosków i myśleć o tym, że po takich przejściach, trener stanie się tylko lepszy i silniejszy. To ważne doświadczenia pozwalające jeszcze dokładniej poznać zespół. Duże oczekiwania sprawiają, że brakuje cierpliwości. Przez jej brak dochodzi do kolejnych zmian wśród szkoleniowców Ekstraklasy. 

 

Ostatnio „Przegląd Sportowy” wyliczał, że niewielu szkoleniowców zdobywających mistrzostwo Polski, jest w stanie przepracować przynajmniej 200 kolejnych dni w klubie.

 

- Trener zdobywa mistrzostwo Polski, jest najlepszy w danym sezonie. Kilka tygodni później zapomina, jak pracować w tym zawodzie? Nie zgadzam się z tym… Inna sprawa, że nie mam w tej kwestii wiele do powiedzenia. O wszystkim decydują właściciele i szefowie klubów. Trenerzy są pewnego rodzaju narzędziem w ich rękach. 

 

Istnieje uniwersalna recepta na wyjście z kryzysu?

 

- Oczywiście. Może to trochę trywialne, ale na pewno trzeba mocno pracować. Najważniejszą kwestią jest zachowanie spokoju. Czasem wystarczy trochę czasu, a symptomy lepszej gry się pojawią. Podobnie jest z przygotowaniem fizycznym, którego nie da się odbudować w kilka dni. Brak nerwowych ruchów, spokój, ograniczenie nerwowych ruchów „na górze” i szansa dla wszystkich graczy pozwala się „odbić”. To najlepsza droga wyjścia z marazmu.

 

Zamieszanie w Legii będzie działało na korzyść Jagiellonii? 

 

- To nie ma znaczenia, a w dodatku uważam, że na ten moment w Legii, zamieszania nie ma. Warszawiacy wygrali dwa mecze i nikt nie będzie się zastanawiał nad tym, co było. Pewną niewiadomą było spotkanie z Cracovią, ale nie możemy już zwracać uwagi na zmianę trenera. Trzeba uznać, że w Legii nie ma już żadnego kryzysu, a pokazuje to również liczba punktów w tabeli. 

 

W niedzielę ważniejsze będą głowy zawodników czy umiejętności czysto sportowe? 

 

- Wszystko, bo inaczej wygrać się nie da. Może mieć pan kapitalną mentalność, ale bez umiejętności trudno będzie o sukces. I na odwrót. 

 

Majowe spotkanie w Białymstoku (0:0) urosło do miana meczu Jagiellonia - Odjidja-Ofoe. Udało się wyeliminować Belga, miejscowi zdobyli punkt. Teraz Legia przyjeżdża bez lidera, bo takiego w stolicy obecnie nie ma. 

 

- Wcale nie jest to łatwiejsza sytuacja. Łatwiej rywalizować z zespołem, który ma gracza wpływającego na postawę całej drużyny. Można go wyłączyć, a duży wpływ ma też jego dyspozycja. Ale Legia nie miała wtedy tylko Odjidji-Ofoe. Na boisku był Radović wpływający na całą ekipę. Kilku innych graczy było w niezłej formie. Wiadomo, że Belg miał duże umiejętności, ale jego już nie ma. Obecnie gra ofensywna Legii rozkłada się na większą liczbę zawodników. Podchodzimy do mistrzów Polski, jako do zespołu, a nie indywidualności. Stołeczna ekipa nadal ma bardzo dobrych graczy. 

 

Niezależnie od wyniku, Jagiellonia próbuje grać w meczach tak samo. Stabilność jest teraz najważniejsza dla pana drużyny? 

 

- Każdy trener chce odcisnąć swoje piętno na drużynie, którą prowadzi. Chcemy dłużej utrzymywać się przy piłce, a po raz pierwszy od kilku kolejek, Lechia zdominowała nas w tym aspekcie gry. Lepiej wyglądaliśmy pod innymi względami, ale pracujemy nad własnym pomysłem. Nie chcemy bazować tylko na odbiorze i szybkim ataku. Budowa gry i akcji jest dla mnie ważna i chcemy to cały czas udoskonalić. 

 

Jagiellonii w Gdańsku zabrakło dojrzałości? 

 

- W pewnym momencie, tak. Wiele znaczyła druga bramka dla gdańszczan, którzy przez jakiś czas mieli problem ze stworzeniem sobie sytuacji. Popełniliśmy błąd, który sprawił, że miejscowi złapali wiatr w żagle. Nam grało się trudniej, a Lechię niosły trybuny. Wracając do dojrzałości, to mając jeszcze gola przewagi, brakowało nam tego elementu oraz spokoju. Powinniśmy dłużej utrzymywać się przy piłce, przez co rywalom łatwiej było dążyć w kierunku remisu. 

 

Pańskie zachowanie na ławce wskazuje, że powoli zmienia się pan w oazę spokoju. Chłodną głowę próbuje pan przenosić na zawodników? 

 

- Fakt, zacząłem trochę inaczej podchodzić do emocji. Chcę, by było ich w trakcie meczu jak najmniej, bo dzięki temu jestem w stanie więcej dostrzegać na boisku. To pomaga w analizie spotkania, a nie zawsze udawało się w przeszłości. Przynosi to jakieś efekty, choć w końcówce spotkania w Gdańsku trudniej było trzymać emocje na wodzy (uśmiech). 

 

Pytam o spokój, bo w niedzielę na trybunach można spodziewać się małego wulkanu. Pełne trybuny, kibice gości. Emocji na pewno nie zabraknie. 

 

- Zdaję sobie sprawę z tego, że dla kibiców to bardzo ważny mecz. Tak samo jest ze sztabem i zawodnikami. Będzie komplet, kibice gości i na pewno możemy mówić o dodatkowych smaczkach. W takim meczu, wszystko musi być gotowe jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Przy takim dopingu, nie ma praktycznie szans, że zawodnicy usłyszą trenerów. Pozostają zmiany i co najwyżej krótkie rozmowy z graczami przy linii. Trzeba jednak zachować spokój, by przekazać pewne instrukcje w trakcie przerwy. 

 

Pochwali się pan stanem personalnym Jagiellonii przed niedzielnym meczem? Novikovas wrócił po kontuzji w Gdańsku i zagrał przez 20 minut. A co z dochodzącymi ostatnio do zdrowia Kelemenem i Runje? 

 

- Zobaczymy co się stanie. Nie będę zdradzał czy znajdą się w kadrze meczowej na spotkanie z Legią. Sytuacja kadrowa poprawia się z tygodnia na tydzień i jest to powodem do radości. Jedno, że ktoś się wyleczył, ale druga rzecz to dojście do formy fizycznej. Miesiąc przerwy w treningach zostawia ślad i nie zawsze pozwala na natychmiastowe wyjście na boisko w Ekstraklasie. 

 

Po pierwszych miesiącach zauważył pan pewne różnice między Ekstraklasą, a I Ligą czy jednak tu i tu po prostu gra się w piłkę? 

 

- Jest różnica i nie można powiedzieć inaczej. Wiele lat pracowałem w pierwszej lidze i pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy, to poziom zawodników. Na zapleczu Ekstraklasy wiele ekip ma pojedynczych zawodników mogących poradzić sobie w elicie. Tutaj wielu graczy legitymuje się wyższą jakością. Czternasty czy piętnasty zawodnik w kadrze ekstraklasowej drużyny mógłby zrobić większą różnicę w niższej lidze. Sporo znaczy także świadomość i doświadczenie, a także znajomość taktyki oraz kultura gry. A cechy wolicjonalne i zaangażowanie? Pod tym względem niektóre spotkania w pierwszej lidze wyglądają lepiej. 

 

Można się przyzwyczaić do porównań z Michałem Probierzem?

 

- Z góry sobie założyłem, podpisując kontrakt, że będzie tego wiele. Chciałem się od tego odciąć i proszę mi wierzyć, że nie czytałem wielu publikacji. Mogłem się domyślić, co się w nich znajdzie. Nie dało się uniknąć pewnych rozmów tym bardziej, że Michał zakończył pracę w Białymstoku dużym sukcesem. Nie mogłem o tym myśleć, bo mogłoby to rozpraszać i przeszkadzać w codziennej pracy. Tej drużynie pozostało wielkie zaangażowanie. Charakter zespołu najlepiej pokazuje liczba bramek zdobytych w końcówce spotkań. 

 

Wiele hitów Ekstraklasy kończy się nudnymi remisami. Można sądzić, że najbliższe spotkanie Jagiellonii z Legią będzie ciekawe dla kibiców?


- Tak uważam. Pamiętam poprzednie spotkanie, które zakończyło się bezbramkowym remisem. Wtedy było mało sytuacji, ale spodziewam się, że teraz będzie atrakcyjniej. Nie zabraknie okazji pod bramkami. Pamiętajmy, że stawka ostatniej konfrontacji była bardzo wysoka, losy mistrzostwa się ważyły. Teraz przed nami wiele kolejek do końca sezonu, co też sprawia, że optyka jest inna. Skupiamy się na własnej pracy i tylko to nas interesuje przed niedzielą. 

Polecamy

Komentarze (6)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.