Domyślne zdjęcie Legia.Net

Jesień 2010 - bramkarze

Paweł Korzeniowski

Źródło: Legia.Net

20.12.2010 20:56

(akt. 15.12.2018 03:28)

Przez kilka ostatnich lat my, kibice Legii, w kwestii bramkarskiej rozpieszczani byliśmy wybitnie. Pokazy piłkarskiej nieporadności dawali niemal wszyscy piłkarze, tylko nie ci, grający między słupkami. Po odejściu <strong>Jana Muchy</strong>, który przyzwyczaił nas do wysokiego i równego poziomu, jest trochę inaczej. Strata to nieoceniona, a widać ją szczególnie teraz - bramkarskie bezkrólewie trwa już pół roku. Jesienią trener <strong>Maciej Skorża</strong> wypróbował trzech golkiperów, a i tak co chwila powtarzał, że Legia nie ma pierwszego bramkarza.

Rodzimą ekstraklasę i jej kluby pod względem obsady bramki dystansowaliśmy przez całe lata, z szyderczym uśmiechem spoglądając na wyczyny Mariusza Pawełka, Ivana Turiny czy Marcina Cabaja. Kilka lat temu, za granicą pojawiło się określenie polska szkoła bramkarska, które należałoby jednak trochę uściślić, mówiąc: warszawska szkoła bramkarska. Nie ma w tym ani grama przesady, skoro oprócz Jerzego Dudka i Tomasza Kuszczaka, cała reszta cenionych golkiperów wychowała się przy Łazienkowskiej. A lista jest imponująco długa: Radostin Stanew, Wojciech Kowalewski, Artur Boruc, Łukasz Załuska, Łukasz Fabiański, Wojciech Szczęsny i na koniec fenomenalny Jan Mucha. Krzysztof Dowhań oraz jego profesorski kunszt z kilku niesfornych zawodników zrobili bramkarskich kujonów - choć  należy przyznać - że dobór uczniów był nieprzypadkowy. Ostatnie lata to dominacja wspomnianego Jana Muchy, który wygrywał dla Legii mecz za meczem, co zostało zauważone przez scoutów zagranicznych zespołów. Słowak był dla "Wojskowych" nie do zatrzymania, bajoński jak na polskie warunki kontrakt, został natychmiast przebity przez kluby z zachodu.Wszyscy zastanawiają się, jak wyglądać będzie przyszłość obecnych bramkarzy Legii. Tak różowo już nie było.

Rundę zaczął największy dotychczasowy przegrany, Marijan Antolović. Oczekiwania wobec młodego Chorwata były ogromne, nic w tym dziwnego - zakupiony za 2,6 mln zł z HNK Cibalii bramkarz, wybrany był w 2009 roku do drużyny sezonu ligi chorwackiej. W ostatnim sezonie pobił rekord ligi w całej jej historii - nie puścił gola przez 551 minut. Pochlebną cenzurkę Antoloviciowi wystawił sam Krzysztof Dowhań: - Marijan robi bardzo dobre wrażenie, gra swobodnie, jest skuteczny na przedpolu - ocenił spec od bramkarzy. Sam zainteresowany już w pierwszym swoim wywiadzie wysoko zawiesił poprzeczkę: - Telefony z Francji dzwoniły nawet wtedy, gdy jechałem samochodem do Warszawy. Legia musi być zadowolona, że mnie pozyskała. Za jakiś czas zarobi na mnie miliony! Rzeczywistość dość szybko zweryfikowała wielkie plany Chorwata, już w letnich sparingach zawodził (mecze we Francji, ŁKS czy Arsenal). Po puszczeniu kilku "baboli" na forach kibiców zawrzało. Inauguracja rozgrywek była w kratkę: świetne interwencje (szczególnie w meczu z Cracovią), przeplatał z fatalnymi. - Bramkarz to niewdzięczna pozycja, teraz jest w modzie mówić o mnie źle - stwierdził po jakimś czasie. Meczem, który ostatecznie przelał czarę goryczy, było przegrane 0:3 spotkanie z Lechią Gdańsk. Trener Maciej Skorża zaistniałą sytuację tłumaczył słabą formą, z którą przyjechał ze zgrupowania młodzieżowej reprezentacji Chorwacji. Bez względu na okoliczności, od pamiętnych batów z biało-zielonymi, początkowo "Antek" nie łapał się nawet na ławkę rezerwowych - co według ekspertów było dla niego dobre - miał czas na solidną pracę bez presji.

Perspektywy: Marijan Antolović
Sztab szkoleniowy wierzy w to, że chorwacki bramkarz za kilka lat faktycznie stanie się kluczową postacią Legii, a sam klub zarobi na nim miliony. Jest to bardzo racjonalne podejście, wszak Antolović jest w Legii tylko pół roku. Bronił podczas kryzysu, co jest dla niego małym usprawiedliwieniem.

 

- Kostiantyn Machnowskyj do tej pory nie był gotowy na grę w lidze. Z całą pewnością w końcu i on dostanie swoją szansę. To bardzo dobry bramkarz - przyznał Krzysztof Dowhań w jednym z wywiadów. Stało się: "Ruski" zadebiutował w Ekstraklasie 18 września, kiedy Legia na wyjeździe uległa Zagłębiu Lubin. Na Dialog Arena Kostia bronił w kratkę. W świetnym stylu zatrzymał strzał Mateusza Bartczaka, a przy kuriozalnej bramce Dawida Pilzgi miał po prostu pecha. Mógł się spisać lepiej przy golu Wojciecha Kędziory; bramka strzelona w krótki róg zazwyczaj obciąża konto broniącego.  Między słupki wrócił na mecz z Widzewem, tam nie puścił gola, a Legia powoli wychodziła z kryzysu.  Choć po drodze zawalił gola ze Śląskiem, wyglądało na to, że pozycja w drużynie jest niepodważalna, aż do pamiętnego 0:4 z Wisłą. W następnym spotkaniu już nie zagrał, a o tym, że nie wsiądzie do autokaru, dowiedział się na obiedzie, tuż przed wyjazdem na mecz. Upadek był bolesny, nagła degradacja o dwie pozycje musiała podłamać sympatycznego Ukraińca. 

Perspektywy: Kostiantyn Machnowskyj
Ukraińskiemu bramkarzowi brakuje przede wszystkim ogrania, bo o tym, że potrafi dużo przekonał nas swoimi interwencjami. Z pewnością najbliższy rok będzie w jego przypadku decydujący, bo na Łazienkowskiej jest już dość długo. Jego sytuacja jest dziwna, ponieważ powodem "odstawki" była fatalna kondycja psychiczna po przegranym meczu z Wisłą. Sam zawodnik był zdziwiony tym uzasadnieniem.

 

W dwóch ostatnich spotkaniach zagrał Wojciech Skaba. Ograniczony wymiar czasowy nie pozwala na odpowiednią ocenę jego przydatności. Jesteś tak dobry jak Twój ostatni mecz - a ten w wykonaniu "Fikoła" był nad wyraz dobry. Obroniony karny w Bytomiu oraz kilka dobrych interwencji w meczu z Arką, sprawiły, że pod koniec sezonu jego notowania wreszcie wzrosły. Gdyby nie on, to Legia skończyłaby sezon z dorobkiem o kilka punktów mniejszym, tak więc, jego postawa jest bezcenna. Dobra gra zaprocentowała nowym kontraktem, podwyżką i co za tym idzie, wielkim kredytem zaufania.
 
Perspektywy: Wojciech Skaba
Trudno powiedzieć, czy "Fikoł" na wiosnę będzie bramkarzem numer jeden. Pewne jest jednak to, że gdyby odbyła się odwołana kolejka, to właśnie urodzony w Rybniku golkiper zagrałby od pierwszej minuty. Należy pamiętać, że Wojciech Skaba pierwszą młodość ma już za sobą, więc jeśli nie teraz, to kiedy?

 

Statystycznie
Jesienią 2010 roku, w Legii Warszawa zagrało trzech bramkarzy, którzy w skutek niepowodzeń swoich poprzedników otrzymywali szanse gry w dłuższym wymiarze czasowym. Stołeczni bramkarze wpuścili łącznie 20 goli (19 w Ekstraklasie + 1 w Pucharze Polski). Ten rezultat martwi, tym bardziej, że w całym poprzednim sezonie ligowym (mało udanym), "Wojskowi" wyjmowali piłkę z siatki zaledwie 22 bramki. 

  • Marijan Antolović: 11 straconych bramek (wszystkie w Ekstraklasie), 8 meczów (7 w Ekstraklasie + 1 w Pucharze Polski), 720 minut 
  • Kostiantyn Machnowskyj: 9 straconych bramek (8 w Ekstraklasie + 1 w Pucharze Polski), 7 meczów (6 w Ekstraklasie + 1 w Pucharze Polski), 630 minut
  • Wojciech Skaba: 0 straconych bramek, 2 mecze (oba Ekstraklasa), 180 minut

 

Podsumowanie
Tabula rasa - ta idea będzie towarzyszyć w najbliższym czasie bramkarzom Legii, bo wygląda na to, że konto całej trójki zostało znowu wyzerowane. Na Cyprze i w Portugalii każdy z nich otrzyma czystą kartkę, którą powinien odpowiednio zapisać poprzez ciężkie treningi. W lepszej sytuacji jest Antolović, bo jego rywale grają w Legii już od kilku sezonów i z całą pewnością ich czas na rozliczenia nastąpi wcześniej. Z pasją będziemy śledzić zimową rywalizację o trykot z numerem 1. Niech wygra najlepszy!

Polecamy

Komentarze (11)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.