News: Kamil Majkowski: Urban? Najlepszy polski trener

Kamil Majkowski: Urban? Najlepszy polski trener

Redakcja

Źródło: gramybezbramkarza.pl

13.11.2015 13:08

(akt. 07.12.2018 18:53)

Kamil Majkowski w barwach Legii Warszawa rozegrał 19 spotkań, zdobywając w tym czasie Puchar Polski. Dziś jest zawodnikiem III-ligowych Błękitnych Raciąż i pracuje w firmie ojca. W obszernym i bardzo szczerym wywiadzie dla Gramybezbramkarza.pl odniósł się do czasów spędzonych przy Łazienkowskiej, ujawniając między innymi swoje zdanie na temat ówczesnego sztabu szkoleniowego.

– Kto cię wypatrzył dla Legii Warszawa?


– Gdy kończyliśmy wiek juniora, wraz z Maćkiem Świdzikowskim, Mikołajem Tokajem i Wojtkiem Trochimem trafiliśmy na Łazienkowską na testy. Za skauting odpowiadał wtedy Marek Jóźwiak. Trzem z nas udało się przejść sprawdzian pozytywnie i tak trafiliśmy do Legii. Od najmłodszych lat kibicowałem temu klubowi i to było spełnienie marzeń. Pamiętam, jak mój brat grał w Górniku Zabrze, pojechałem z rodziną na mecz z Legią. Wymyśliłem sobie, że schowam szalik pod kurtkę i tak zrobiłem. Gdy na trybunie wyjąłem go i założyłem, zapanowała lekka konsternacja. Po powrocie tata mnie trochę opieprzył, ale nie żałowałem. Muszę przyznać, że gdy trafiłem do pierwszego zespołu Legii, trochę zaszumiało mi w głowie. Dwukrotnie dostałem od trenera Jana Urbana szansę wyjść w podstawowym składzie i jej nie wykorzystałem. Zawiodła psychika.

 

– Jak wspominasz współpracę z Janem Urbanem?


– To moim zdaniem najlepszy polski szkoleniowiec. Był nie tylko trenerem, ale też uczył nas życia. W niektórych zespołach niezależnie od wyniku meczu po jego zakończeniu nie można na przykład napić się piwa. Dla mnie to niezrozumiałe, bo zawodnik jest zwykłym człowiekiem. Jeśli nie wychyli browarka przy trenerze, zrobi to w domu. Urban potrafi znaleźć złoty środek – gdy trzeba ciężko pracować, to zespół pracuje, gdy trzeba opierdzielić – opierdzieli i zrówna gościa z ziemią, ale gdy był czas na zabawę, to była zabawa. Myślę, że dużo nauczył się od niego Jacek Magiera. Jest to bardzo spokojny i zasadniczy człowiek i myślę, że zajdzie w tym zawodzie naprawdę daleko. Podczas zgrupowań potrafił opieprzyć nas nawet za krzywo leżącego buta, ale przy trenerze Urbanie troszkę się zmienił. Dostrzegł, że można połączyć dobrą zabawę z efektywną pracą. Ma bardzo dobry warsztat trenerski.

 

– To był chyba twój najlepszy okres w przygodzie z futbolem?


Tak, zdecydowanie. Rozegrałem sześć meczów w ekstraklasie, w Pucharze Polski też grałem sporo. Raz trener Urban bardzo mnie zaskoczył. Graliśmy w Gdańsku ćwierćfinał PP, przeciwko Lechii. Dużą niespodzianką było dla mnie, że wyszedłem w pierwszym składzie. Gdy dowiedziałem się o tym na odprawie, mało nie dostałem zawału serca, puls był pewnie na poziomie 220. Udało mi się zagrać bardzo fajny mecz. W ogóle cała runda była dla mnie udana, zarobiłem przy okazji solidne pieniądze. Zagrałem też w finale, mogłem strzelać karnego. Nie było szans, chyba zemdlałbym przed uderzeniem. To był świetny zespół, grałem wtedy z najlepszym zawodnikiem, z jakim miałem okazję się spotkać, czyli Rogerem. Doskonale się wkomponował, szybko nauczył języka polskiego.

 

– Przecież jest Polakiem!


– Tak, ale Polakiem jest też Ludovic Obraniak, a mówi słabiej niż Roger. Bardzo miły facet, ze słabością do coca-coli. Nieodłączny element, zawsze pił ją do obiadu, ale grał tak, że nikt ze sztabu nie miał do niego o to pretensji. Pod względem piłkarskim był wyśmienity, technikę użytkową miał kosmiczną. Zresztą, moim zdaniem nawet teraz poradziłby sobie w reprezentacji Polski.

 

– W Legii debiutowałeś w Pucharze Ekstraklasy, jeszcze za kadencji Dariusza Wdowczyka.


– Zgadza się, dostałem szansę w meczu z GKS Bełchatów, ale nie zagrałem najlepszego spotkania. W efekcie przez jakiś czas trenowałem jeszcze z pierwszym zespołem, ale później znów wylądowałem w rezerwach. W tamtym meczu zagrał też między innymi Artur Jędrzejczyk, który już wtedy był pozytywnym wariatem. Obrał sobie jednak konkretny cel, czyli grę w piłkę na najwyższym poziomie i konsekwentnie do niego dążył. Miał pokrętną drogę, zaliczył sporo wypożyczeń, ale dopiął swego. Gdy ostatnio grał w Legii, przez dwa lata wynajmował nawet ode mnie mieszkanie. W przeciwieństwie do dwóch chłopaków z Młodej Legii, nie zdemolował mi go.

 

– Jak to?


– Ano tak, użyczyłem mieszkania dwóm kandydatom na piłkarzy. To była tragedia, po prostu idioci. Zostawili totalny burdel, pies jednego z nich pogryzł nawet kontakty w ścianach, a oni to ukrywali. Do dziś nie zobaczyłem pieniędzy za szkody.

Zapis całej rozmowy z Kamilem Majkowskim można przeczytać tutaj

Polecamy

Komentarze (25)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.