Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Lechem - Pożegnanie Rado i Kuchego, powitanie Rosołka

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

21.10.2019 19:50

(akt. 21.10.2019 19:51)

Piłkarze Legii Warszawa wygrali 2:1 z Lechem Poznań. Przy obu golach ważne role odegrali zmiennicy. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Pożegnanie Rado i Kuchego – W ostatnich latach obaj należeli do piłkarzy, którzy dali wiele zespołowi. Radović choć jest Serbem, zżył się z ludźmi, identyfikował z miastem i klubem. Był przy Łazienkowskiej ponad dziesięć lat i z pewnością długo drugiego takiego obcokrajowca w Legii nie będzie. Był sercem zespołu, dał nam wiele powodów do radości, a klub odnosił z nim sukcesy. Zaczynał jako skrzydłowy, ale był też rozgrywającym i napastnikiem. Kucharczyk trafił do Legii jako napastnik, ale zrobiono z niego skrzydłowego. Gdy nie szło zespołowi, do akcji wkraczał „Kuchy”. Wiele razy jego bramki ratowały zespół z opresji. Nigdy nie można mu było odmówić braku chęci do walki czy ambicji. Teraz obaj mieli możliwość pożegnania się z kibicami. Fani podziękowali za wszystkie lata gry. Radović zakończył karierę, zaś Kucharczyk zapowiedział w kuluarach, że szybko wróci na Ł3. Zobaczymy jak potoczą się jego dalsze losy.

Manifestacja – Zanim rozpoczął się mecz Legii z Lechem kibice zaprezentowali oprawę z wizerunkiem właściciela i prezesa klubu, Dariusza Mioduskiego i hasłem „Jest super, jest super, więc o co Wam chodzi?”. Dodatkowo fani na wszystkich trybunach założyli na twarze maski z wizerunkiem prezesa. W ten sposób kibice wyrazili swoją złość na brak wyników zespołu, felerny system biletowy, zmiany w regulaminach, słabą grę, obniżający się poziom sportowy oraz bałagan w sferze organizacji klubu – duża rotacja pracowników, niektórzy dyrektorzy nie przepracowali nawet dwóch miesięcy a już rozstawali się z klubem. Były liczne okrzyki – Gdzie są puchary, Mioduski gdzie są puchary czy Hej Mioduski co zrobiłeś, naszą Legię wyniszczyłeś. Później kibice już dopingowali piłkarzy.

Oddech dla trenera – Wprawdzie oficjalnego ultimatum trener Aleksandar Vuković od władz klubu nie otrzymał, to jednak było to spotkanie o być albo nie być dla Serba. Po dwóch porażkach z Lechią i Piastem, wszyscy oczekiwali wygranej z Lechem. Początkowo było pod górkę – plaga kontuzji, gol na 0:1 po fantastycznej choć przypadkowej asyście. Ale wszystko dobrze się skończyło, a pomogły w tym zmiany jakich dokonał szkoleniowiec. Wpuścił na murawę Jarosława Niezgodę, który miał duży udział przy pierwszej bramce, a później do gry wysłał absolutnego debiutanta, który po dwóch minutach dał prowadzenie i jak się wkrótce okazało trzy punkty. Po tym meczu trener może odetchnąć i z większym komfortem przygotowywać się do kolejnego spotkania. Wkrótce jednak kolejne starcia: z Wisłą Kraków, później z Widzewem Łódź i Arką Gdynia. Każde z nich będzie tak samo ważne.

Kilku piłkarzy na plus – Mecz z Lechem miał swoich bohaterów. Najlepszym graczem spotkania wg Instat Index był Igor Lewczuk. Piłkarz, który przez dwa tygodnie poprzedzające sobotni mecz nie trenował z zespołem, wrócił do normalnych zajęć dzień przed ligowym starciem z Lechem, zagrał na zastrzykach. Mimo to, spisał się świetnie. Kolejnym graczem, który zrobił różnicę, był często niedoceniany Domagoj Antolić. Od jego przechwytu rozpoczęła się akcja, która dała pierwszego gola. Przy drugim asystował, miał też szansę by samemu trafić do siatki. Bardzo dobrze na pozycji numer „dziesięć” spisał się Luquinhas. W pierwszym meczu za napastnikiem zanotował najwięcej w zespole kluczowych podań, najwięcej udanych zwodów. Był w TOP 3 pod względem pojedynków. Dwaj defensywni pomocnicy Lecha szybko złapali żółte kartki po faulach na Brazylijczyku. I na koniec Maciej Rosołek – młody chłopak, absolutny debiutant, wchodzi z ławki i jego gol daje zwycięstwo nad Lechem. Piękna historia, ale mamy nadzieję i wierzymy, że to dopiero początek.

Przełamanie Novikovasa – W kilku poprzednich meczach grał na kredyt. Nie zachwycał, robił błędy, raził nieskutecznością i niedokładnością. Ale trener na niego konsekwentnie stawiał i w końcu się opłaciło. „Arvi” w pierwszej połowie zmarnował doskonałą okazję czym wprawił w ogromną złość trenera, ale po zmianie stron trafił w końcu do siatki i oszalał z radości. Jednego nie można Novikovasowi odmówić. Nawet w Gliwicach widać było, że bardzo chce, ale zwyczajnie mu nie wychodziło. Miejmy nadzieję, że po strzeleniu ważnego gola Litwin się przełamie i teraz z większą regularnością jego zagrania będą przyczyniać się do zdobywania punktów.

Polecamy

Komentarze (59)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.