Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Lechem - poznańskie koszmary

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

09.11.2020 18:35

(akt. 09.11.2020 18:38)

W niedzielę piłkarze Legii Warszawa wygrali przy Łazienkowskiej z Lechem Poznań 2:1, choć przegrywali 0:1. W jednym spotkaniu do "Kolejorza" wróciły wszystkie koszmary z minionych lat ze starć z "Wojskowymi". Czas na pomeczowe spostrzeżenia.

2 w 1 – Lech Poznań dokonał w niedzielnym meczu sztuki niebywałej – przywrócił w ciągu jednego spotkania koszmary z ostatnich lat ze starć z Legią. Najpierw wróciły demony zeszłoroczne, gdy debiutujący wówczas w ekstraklasie Maciej Rosołek zdobył bramkę na wagę zwycięstwa. W niedzielę gola wyrównującego stan rywalizacji i dającego wiarę oraz nadzieję w końcowy sukces strzelił inny absolutny debiutant – Kacper Skibicki. A później powróciły koszmary z 2017 roku. Wtedy w Poznaniu legioniści od 82 minuty przegrywali 0:1. Ale najpierw wyrównał precyzyjnym strzałem Maciej Dąbrowski, a w ostatniej minucie doliczonego czasu gry rajd resztkami sił przeprowadził Adam Hlousek, dośrodkował w pole karne, a tam obrońcę uprzedził Kasper Hamalainen i piękną główką zakończył mecz. W niedzielę Legia też przegrywała, zdołała wyrównać a gdy sędzia już wziął gwizdek do ust i chciał zakończyć mecz w doliczonym czasie gry, w pole karne dośrodkował Filip Mladenović, a bramkę głową zdobył Rafael Lopes. Mecz już nie został wznowiony. W Legii ogromna radość, a piłkarze Lecha siedzieli długo na murawie ze spuszczonymi głowami próbując zrozumieć, co się właśnie wydarzyło.

Co za debiut! – Sytuacja kadrowa Legii przed meczem z Lechem była zła. Domagoj Antolić i Michał Karbownik przechodzą kwarantannę, Luquinhas był osłabiony po walce z koronawirusem i nie był gotowy na grę od pierwszej minuty. Najlepszy strzelec zespołu Tomas Pekhart przebywa w izolacji, podobnie jak Jose Kante, który był przeziębiony, ale objawy się pogłębiły i siedzi w domu. Dodatkowo na kłopoty ze zdrowiem zaczął narzekać Bartosz Slisz. Z wymienionych sześciu graczy każdy miał szansę znaleźć się w podstawowym składzie. Wypadło dwóch młodzieżowców i by uzupełnić kadrę trener Czesław Michniewicz sięgnął po czterech graczy rezerw. Zadebiutować pozwolił jednak temu, którego obecności w spotkaniu z Lechem nikt nie podejrzewał. Kacper Skibicki po godzinie zastąpił Macieja Rosołka i zdobył kapitalną bramkę na 1:1. Debiutant o tyle niespodziewany, że średnio radził sobie w zespole rezerw, nie mógł wskoczyć na wysoki poziom. Ale spotkanie drugiego zespołu z Ursusem sprzed kilku tygodni akurat oglądał szkoleniowiec pierwszego zespołu, a Skibicki wtedy zapewnił „dwójce” zwycięstwo. Wpadł w oko Michniewiczowi i otrzymał szansę, którą wykorzystał i której być może nikt inny by mu nie dał. Brawo, oby tak dalej!

Irytujący Valencia – Nie może odnaleźć formy Ekwadorczyk. W poprzednich spotkaniach miewał przebłyski, zagrania dobre przeplatał ze złymi. W meczu z Lechem tych drugich było zdecydowanie więcej. W 5. minucie wyszedł z kontrą. Mógł zagrać do wybiegającego na wolne pole Bartosza Kapustki, a zszedł do środka i trafił w pierwszego przed nim obrońcę. Poprawka w formie dośrodkowania również nie była udana. W 7. minucie po raz pierwszy, ale nie ostatni, zamiast biec za Alanem Czerwińskim postanowił się zatrzymać i obserwować przebieg wydarzeń – wyręczył go Andre Martins. Często pozorował grę w defensywie, udawał że walczy w obronie, ale nie stanowił dla przeciwnika realnego zagrożenia. Zdarzały mu się straty po których „Kolejorz” ruszał z kontrą, za długo prowadził piłkę, był bardzo niedokładny w rozegraniu. Ogrywany przez Czerwińskiego, Satkę czy Tibę.  Po 25 minutach zniknął z pola widzenia. Pojawił się w 46. minucie gdy stracił piłkę na rzecz Czerwińskiego, biegł za nim dobre 30 metrów i nagle stanął, jakby mu odłączyli prąd lub jakby się obraził. Lechita na szczęście źle zagrał do Ishaka. – Zawszę wybaczę błędy techniczne, to się zdarza jak Juranoviciowi, który kopnął do własnej bramki. Ale nie wybaczam błędów taktycznych, które wynikają z tego, że ktoś nie zrobi czegoś, czego od niego oczekuje drużyna. W tygodniu czeka nas męska rozmowa, nie akceptuję takich sytuacji – skomentował w „Lidze+ Extra” Michniewicz, który zdjął w przerwie Joela z boiska.  

Boruc znaczy jakość – Artur Boruc w tym sezonie pokazuje, że lubi bronić w meczach o coś. Tak było w spotkaniu z Karabachem gdy długo utrzymywał zespół w grze, tak było też w starciu z Lechem. Wybronił strzał Ramireza zza pola karnego w pierwszej połowie i uderzenie głową tego samego piłkarza. Drugą połowę zaczął od wyłapania strzału Hiszpana, potem poradził sobie z uderzeniem Tiby. W tych wszystkich przypadkach to jednak Lechici nie zmusili bramkarza Legii do przesadnego wysiłku. Jednak przy strzale Modera z rzutu wolnego, gdy piłka odbiła się od jednego z graczy w murze i szybowała w okienko bramki, popisał się kapitalną interwencją – klasa światowa. W 81. minucie w świetnym stylu odbił do boku piłkę po strzale Skórasia. W 82. minucie fantastycznie obronił strzał Ishaka. Boruc pokazał, że wciąż może grać na bardzo wysokim poziomie, a lata mu w tym kompletnie nie przeszkadzają. Jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy gracz na murawie. Miał sto procent celnych podań – cztery długie i trzynaście krótkich.

Przełamanie Lopesa – Rafael Lopes nie miał łatwego wejścia do drużyny. Po przeniesieniu się do Legii leczył uraz, którego nabawił się jeszcze w Cracovii. Później gdy wracał na boisko łapał kolejne kontuzje. Do niedzieli wystąpił w ledwie pięciu spotkaniach, w żadnym nie zagrał dobrze. Otrzymał szansę na grę w starciu z Lechem, choć do treningów z zespołem wrócił tydzień wcześniej. Pokazał, że twardo stoi na nogach, trudno go wywrócić, gra skutecznie tyłem do bramki. W 79. minucie Legia wychodziła z kontrą i gdyby zagrał dobrze piłkę do wybiegającego na wolną pozycję Pawła Wszołka, z pewnością miałby na koncie asystę. Niestety podał wprost pod nogi obrońcy. Minutę później oddał strzał na bramkę po dograniu Filipa Mladenovicia – główkował jednak obok bramki. Ale co się odwlecze to nie uciecze. W ostatniej minucie doliczonego czasu gry ponowne otrzymał podanie od Mladenovicia i tym razem sytuacji nie zmarnował. Zapewnił Legii trzy punkty i kto wie czy nie był to dla niego przełomowy moment w drużynie.

Polecamy

Komentarze (76)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.