Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Rakowem - Suma szczęścia równa się zero

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

14.03.2019 11:42

(akt. 16.03.2019 23:04)

Piłkarze Legii przegrali w Częstochowie z Rakowem i odpadli z rozgrywek Pucharu Polski. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń. Legia rozpoczęła walkę o awans bez napastnika, a po ostatnim gwizdku sędziego boli niewykorzystany potencjał.

Po awans bez napastnika – Wyjściowy skład Legii mógł zdziwić niejednego kibica. Legia rozpoczęła walkę o awans do kolejnej rundy Pucharu Polski bez napastnika. Niby nic nowego, Hiszpania potrafiła w ten sposób wygrać międzynarodowy turniej, ale jednak wykonawcy byli trochę lepsi. Sandro Kulenović i Carlitos usiedli na ławce rezerwowych. Na szpicy zobaczyliśmy Michała Kucharczyka, które dwa obozy na zgrupowaniu szlifował pozycję prawego obrońcy. Gdy zaczęła się liga grał już na boku bloku defensywnego, na obu skrzydłach i teraz w ataku – nie ma jak konsekwencja w działaniu. Wspomagał go Kasper Hamalainen. Jeśli trener chciał dać odpocząć atakującym, jeśli na to wskazywały wskaźniki badań, to szkoda, że Ricardo Sa Pinto nie pomyślał o tym wcześniej. Skreśli bez skrupułów Jose Kante, choć wczoraj takiego gracza bardzo brakowało. Do kadry meczowej kolejny raz nie załapał się nominalny kapitan zespołu Miroslav Radović, choć szkoleniowiec podkreśla, że bardzo sobie ceni jego pracę i wpływ na zespół. Itd. itd. A bez napastnika, bez fantazji w linii pomocy, Legii będzie trudno wygrać nie tylko z Rakowem.

Suma szczęścia równa się zero – Poza meczem z Miedzią Legnica, który Legia wygrała w Warszawie zasłużenie i mając ogromną momentami przewagę, pozostałe spotkanie zawsze były na styku, w pobliżu remisu. Trzy dni temu w Gdyni legioniści wygrali 2:1, ale mieli sporo szczęścia. Rywale mieli 3-4 dogodne sytuacje by wyrównać, ale nie potrafili ich wykorzystać. To co los dał Legii w Trójmieście, zabrał w Częstochowie. Pewnie gdyby strzał Iuriego Medeirosa trafił do siatki, sprawa awansu potoczyłaby się inaczej. Ale tak się nie stało i to Raków cieszył się z wygranej. Inna sprawa, że szczęściu trzeba pomagać. A w środowym meczu Pucharu Polski piłkarze z Łazienkowskiej za bardzo pomóc szczęściu nie chcieli.

Co z tą świeżością? – Piłkarze Legii pracowali na zgrupowaniach sumiennie, czasem bardzo ciężko. Podstawowym pytaniem pod koniec obozów było to, kiedy zespół zdoła się odkręcić i uzyskać świeżość. Niestety im dalej od zgrupowań, tym zawodnicy jakby więcej mieli w nogach. W Częstochowie połowa graczy biegała chyba z plecakiem. Była siła, ale brakowało odejścia i dynamiki. Może to kwestia pracy jaką wykonują wszyscy a trakcie mikrocyklu? Trudno powiedzieć. Różne są metody. Kiedyś Henning Berg podczas jednego z obozów nie dał praktycznie się zmęczyć grupie graczy doświadczonych i potem zespół wygrywał mecz za meczem. Pamiętam jak Jacek Magiera zarządził lżejsze zajęcia przed meczem z Termaliką wygranym 6:0. Trzy dni później legioniści grali z Lechem i przed tym spotkaniem nie trenowali ani razu i wygrali 2:0. Może warto spróbować takiego zabiegu?

Niewykorzystany potencjał – By mogło to jednak przynieść efekt w postaci wygranych trzeba wyzbyć się minimalizmu i grać na miarę możliwości. Przez wszystkie lata od kolejnych trenerów słyszałem, że skupiamy się na sobie, to my jesteśmy dla siebie najgroźniejszym rywalem. Miało to przełożenie na boisko. Legioniści grali swoje, to rywale musieli znaleźć sposób na graczy z Łazienkowskiej. Teraz jest inaczej – to my zmieniamy zestawienie, pomysł na grę, dostosowujemy się do rywala. Legia nie wykorzystuje swojego potencjału - szczególnie w ofensywie, bo bardziej niż na atakach skupia się na zneutralizowaniu słabych stron przeciwnika. Mając prawdopodobnie najsilniejszą kadrę w ekstraklasie zamiast grać w piłkę, stara się wybić z rytmu innych. Jakoś mi to do Legii zwyczajnie nie pasuje.

Praszelik jedynym plusem – Jedynym plusem meczu z Rakowem był debiut Mateusza Praszelika, pierwszego piłkarza Legii z rocznika 2000. Nieźle wyglądał długimi momentami też Paweł Stolarski, przy którym Patryk Kun był po prostu bezradny. Na swoim poziomie, można rzec reprezentacyjnym, zagrał Artur Jędrzejczyk. Na resztę należy spuścić zasłonę milczenia.

Polecamy

Komentarze (140)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.