Spostrzeżenia, wnioski

Kilka spostrzeżeń po meczu z Wisłą Płock - skuteczna ofensywa

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

22.02.2021 14:40

(akt. 22.02.2021 14:41)

Piłkarze Legii w sobotę w dobrym stylu wygrali z Wisłą Płock. Spotkanie miało swoich bohaterów, legioniści zagrali świetnie w ofensywie, ale pamiętać też należy o tym, jak łatwo stracili dwa gole. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Wygrana bez Pekharta – Piłkarze Legii w sobotę wyszli na boisko bez Tomasa Pekharta, który w nieco ponad rok przy Łazienkowskiej wystąpił w 36 meczach i zdobył w nich 22 bramki. By jeszcze bardziej pokazać jak ogromne było to osłabienie, wystarczy spojrzeć na listę strzelców bramek w bieżącym sezonie. Czech trafił do siatki rywala 17 razy, a kolejny piłkarz Legii przed starciem z Wisłą Płock miał na koncie 3 gole. A jednak legioniści zagrali najlepszy w ofensywie mecz za czasów kadencji trenera Czesława Michniewicza, mieli ogromną przewagę i łatwość w kreowaniu sytuacji. Ciężar zdobywania bramek wzięli na siebie Filip Mladenović i Luquinhas – dopisali sobie po dwa gole. Legioniści oddali 17 strzałów na bramkę, aż 11 z nich było celnych. Jak widać absencja Pakharta podziałała na jego kolegów mobilizująco. Legioniści potrafili grać kombinacyjnie, ale i dośrodkować idealnie w pole karne. Trochę szkoda, że przy tak grającym przeciwniku Czecha nie było na murawie, bo mógłby sobie w tym meczu zapewnić tytuł króla strzelców. 

Świetny Mladenović, skuteczny Luquinhas, lider Kapustka – Tych trzech piłkarzy było zdecydowanie najlepszych na murawie w sobotnie popołudnie. „Mladen” bardzo dobrze czuje się w roli wahadłowego – może trochę mniej skupiać się na obronie, jest asekurowany przez stopera, a więcej uwagi poświęcać grze ofensywnej. Serb najpierw pewnie wykonał jedenastkę, a później zamykając akcję bardzo skutecznie wykończył sytuację. Często napędzał akcje Legii, to po jego dośrodkowaniu faulowany był w polu karnym Wszołek. Koledzy chętnie do niego podawali, aż 46 razy – najwięcej w zespole. Luquinhas od dawna miał prawie wszystko by być liderem zespołu, brakowało mu jedynie liczb. To wiosną zaczęło się zmieniać. W sobotę, po przerwie, uspokoił mecz strzelając gola numer cztery, a później ustalił wynik spotkania. Najlepszy gracz wg. InStat Index, tracił mało piłek, za to podawał zwykle celnie 77% procent jego zagrań trafiało do kolegów. Z kolei Kapustka w kolejnym meczu udowadnia, że już jest liderem drugiej linii zespołu, a może i całej drużyny. Rozgrywa piłkę z łatwością, dużo biega, mija rywali, jest mózgiem zespołu. Bramkę zdobył mijając przeciwnika i uderzając płasko przy bliższym słupku. Asystował przy trafieniu Luquinhasa, trafił też w słupek. „Kapi” daje mocny sygnał selekcjonerowi reprezentacji Polski, że jest gotowy aby kreować sytuacje Robertowi Lewandowskiemu. 

Bramki nie były dziełem przypadku – To co daje najwięcej radości trenerowi Czesławowi Michniewiczowi oprócz wyniku końcowego, to fakt, że gole nie były dziełem przypadku, że powoli udaje się przekładać pracę na treningach na mecze o stawkę. Legia ma grać szybko piłką, zwłaszcza w fazie ataku, zagrywać piłkę na wolne przestrzenie, w które zawsze powinien ktoś wbiegać. Sztab szkoleniowy przez cały tydzień zwracał uwagę, że każdą akcję oskrzydlającą musi ktoś zamykać po drugiej stronie pole karnego. I w ten sposób padły pierwsze trzy bramki – najpierw zamykającego akcję Wszołka sfaulował piłkarz gości, później do siatki trafił zamykający akcje Kapustka, a następnie po przeciwnej stronie sytuację zamykał Wszołek. Na zgrupowaniu w Dubaju pracowano nad szybkim atakiem i w taki sposób padł gol numer cztery gdy Luquinhas zakończył akcję Kapustki. Po rzutach wolnych bliscy strzelenia gola byli Mateusz Wieteska i Artur Jędrzejczyk – to również część wypracowanych schematów przy stałych fragmentach gry. 

Fatalne cztery minuty – Cieniem na dobrą grę Legii kładą się cztery minuty z końcówki pierwszej części gry. Legioniści stracili wtedy dwie bramki i rywale w zbyt łatwy sposób nawiązali kontakt, choć spotkanie już wydawało się wygrane. Najpierw po dośrodkowaniu z rzutu wolnego walkę o górną piłkę wygrał Wieteska, strącił futbolówkę, ale ta trafiła do Rzeźniczaka. Były obrońca Legii z pierwszej piłki zagrał przewrotką, tak że piłka zmierzała do bramki. Z linii wybił ją Wieteska, który jednak przeszkodził w interwencji Miszcie. Futbolówka spadła na głowę Tuszyńskiego i znów piłkę z bramki efektownym szczupakiem wybił „Wietes”, ale zrobił to tak, że piłka trafiła pod nogi Lagatora, który umieścił ją w siatce. Z pewnością można było tej bramce zapobiec. O drugim golu trzeba powiedzieć wprost – nie powinien mieć miejsca! Do zbyt mocnego prostopadłego podania Szwocha doszedł Wieteska i mając całą swoją lewą stronę wolną – nie było tam, żadnego gracza Wisły, zagrał na prawo do Jędrzejczyka, którego naciskał Zbozień. Kapitan Legii mógł po prostu wybić piłkę na aut, ale chciał podawać do Mladenovicia. Niestety został zablokowany, Rogoziński wyłożył piłkę do Lesniaka, a ten pokonał Misztę. Legioniści podali rywalowi prąd, na szczęście po przerwie przebieg meczu został szybko uspokojony. 

Debiut Szabanowa, niezły mecz Lopesa – Już przed meczem z Wisłą, na treningach do gry w ustawieniu trojką obrońców szykowany był Szabanow, który grywał na zmianę z Wszołkiem. W zależności od tego, który z nich był w składzie, Juranović grał albo w obronie, albo pełnił rolę wahadłowego. Ostatecznie to „Wszołi” rozpoczął starcie z ekipą z Płocka wyjściowym zestawieniu, a Ukrainiec zastąpił go po przerwie. Trzeba przyznać, że po wejściu na boisko zawodnika wypożyczonego z Dynama Kijów w szeregach obronnych zrobiło się spokojniej. Przede wszystkim było widać, że przed przerwą brakowało w tym miejscu gracza lewonożnego, który nie potrzebował czasu aby się odwrócić z piłką czy też by przełożyć ją na lepszą nogę. Artem podawał z wysoką skutecznością 83 procent, koledzy podawali do niego 23 razy, raz był faulowany, raz sam faulował. Wygrał 75 procent pojedynków z rywalami, z czego górą był we wszystkich powietrznych starciach z przeciwnikiem. Miał jeden udany drybling i odzyskał cztery piłki. Trzeba przyznać, że był to obiecujący debiut. Pochwalić można też w końcu Lopesa, który zagrał najlepszy mecz odkąd jest w Legii. Miał udział przy trzech bramkach – często się cofał, grał tyłem do bramki, odgrywał do partnerów. To zupełnie inny typ napastnika niż Tomas Pekhart, ale niezwykle pożyteczny w tłoku, gdy rywal zagęszcza szeregi obronne. 

Polecamy

Komentarze (28)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.