News: Komentarz: Szambo

Komentarz czytelnika: Transferowy "szał" w Legii.

Redakcja

Źródło: List od Czytelnika

30.01.2012 12:32

(akt. 21.12.2018 15:11)

<p>Temat braku transferów do klubu porusza wielu kibiców Legii - tym razem na tekst zdecydował się kolejny z naszych czytelników "Blaise" i postanowił podzielić się swoimi przemyśleniami. - Legia. Klub wokół którego nigdy nie brakuje rozgłosu w trakcie okienek transferowych. Kogo Legia kupi? Kogo sprzeda? Te pytania nurtują kibiców warszawskiej drużyny. W trakcie ostatnich dni było jeszcze goręcej niż zwykle, ponieważ trwały negocjacje w sprawie odejścia Ariela Borysiuka do niemieckiego Kaiserslautern. Jak się okazało w sobotę zakończyły się one porozumieniem.(tekst został nadesłany kiedy transfer do Bundesligi wydawał się pewny - przyp. red.).</p>

Na forach od razu zawrzało. Nie wiadomo jeszcze ile pieniędzy trafi na konto Legii, lecz będzie to około 2 mln euro. Kibice szybko rozdysponowali tą kwotę na zapowiadane wzmocnienia. Jeszcze szybciej zostali jednak sprowadzeni na ziemię. Legia dalej szuka zawodników tanich lub  z własną kartą zawodniczą w ręku (przynajmniej wg trenera Skorży). Tego dla niektórych było za wiele i wróciły slogany doskonale znane w legijnych for: "Walter won, Miklas won, Jóźwiak won". Czy słusznie?


Legia po wielu sezonach niepowodzeń i klęsk w europejskich pucharach, w końcu zaczęła choć odrobinę równać do poziomu drużyny z lat 90. Puchary na wiosnę w Warszawie? Tego dawno już nie było w stolicy. A, że apetyt rośnię w miarę jedzenia, to fani oczekiwali konkretnych wzmocnień przed lutowymi potyczkami ze Sportingiem Lizbona. Już w grudniu włodarze jednak zapowiedzieli, że Legia nie wyda na transfery ani złotówki i szuka zawodników bez kontraktu, kontynując tym samym skuteczną letnią ofensywę, kiedy za darmo pozyskali Ljuboję, Żewłakowa i Kuciaka.


Trzeba również otwarcie przyznać, że na rynku "wolnych" graczy można spotkać naprawdę wiele ciekawych nazwisk, które z marszu mogłyby wzmocnić Legię. Do tego potrzeba jednak dobrego rozeznania na rynku, szybkiego działania i przede wszystkim odpowiednich funduszy na płace, gdyż trzeba tych zawodników czymś skusić. Niestety rzeczywistość okazała się brutalna i choć wielu kibiców widziało już w koszulce swojej drużyny np. Peguy Luindyulę czy Toto Tamuza (kończy mu się kontrakt za pół roku), to okazali się oni za drodzy (jak i wielu innych). Sytuację miała uratować sprzedaż Borysiuka i związany z tym spory zastrzyk gotówki, jednak Legia nie zmieniła swoich planów i... i jest to w pełni zrozumiałe.


Jak doskonale pewnie wszyscy wiedzą, powodem takich działań jest przejście na samofinansowanie, czyli ile zarobimy tyle wydamy (mowa tu oczywiście o łącznych sumach zarobków i wydatków, a nie np. za ile kogoś sprzedamy, za tyle kupimy) i nie wyciągamy już kasy od właściciela. Prawda jest taka, że w Polsce kluby piłkarskie nigdy nie były rentowne (czyli na siebie nie zarabiały) i Legia prawdopodobnie jest obecnie jedynym takim, który sam dopina sobie budżet. Z tego wynikały kilkumiesięczne opóźnienia wypłat dla zawodników. Dlatego również nie można tak z miejsca przeznaczyć pieniędzy zarobionych na Arielu na wynagrodzenie dla jakiejś gwiazdy. Budżet klubu, tak samo jak i budżet państwa, nie jest z gumy. Niestety to nie Football Manager, że gdzie w kilka sekund przenosimy środki zarobione ze sprzedaży zawodników do budżetu płacowego. Jest on ściśle ustalany w każdym roku i kontrakt nowego zawodnika może wynieść tyle ile zwolniło się po sprzedaży (Borysiuk, Manu) czy rozwiązaniu kontraktów (Ohayon, Machnowskyj). Legia dąży do osiągnięcia płynności finansowej i jest to bardzo dobra decyzja, patrząc na to jak zadłużają się kluby na Zachodzie. Nie przyniesie może to natychmiastowych efektów, lecz w dłuższym okresie pozwoli zbudować klub-instytucję, który będzie sam się finansował i nie zachwieje nim żaden kryzys finansowy czy sportowy. Wielu kibiców przytacza nazwisko Kalu Uche jako cel transferowy, który powinna obrać Legia, a właśnie jego ostatni klub - Neuchatel Xamax pokazał co czeka kluby, które nagle z sezonu na sezon chcą wejść na europejskie salony. Dziś już wiemy, że liczący sobie 42 lata szwajcarski zespół zniknął z piłkarskiej mapy świata.


Legia nie inwestuje w transfery, ale np. w swoją Akademię, której może jej pozazdrościć cała Polska. Warszawscy juniorzy dominują niemal w każdej kategorii wiekowej, a tacy zawodnicy jak Wolski, Żyro czy Jagiełło już wymieniani są jako przyszłe gwiazdy polskiego futbolu. Jeżeli teraz pieniądze za Borysiuka również pójdą na ten cel to chyba nikt, chcący dla Legii jak najlepiej, nie powinien mieć nic przeciwko.


Inaczej sprawa wygląda, jeżeli miałby one iść do kieszeni ITI, jako tzw. "spłata długu". Oczywiście faktem jest, że ITI uratowało Legię, gdy ta była na skraju bankructwa po nieudolnych rządach holdingu Pol-Mot, a kolejni wierzyciele pukali do drzwi siedziby klubu z Łazienkowskiej 3. Spłacili legijne długi, a potem sporo dokładali co rok, by Legia mogła liczyć się w walce o Mistrzostwo Polski (rzadko jednak kończonej powodzeniem). Od dawien dawna jednak wiadomo, że do futbolowego interesu w Polsce nie wchodzi się dla pieniędzy, ponieważ nie przynosi on zysków, a wręcz odwrotnie. Mariusz Walter na pewno doskonale to wiedział, ale zdecydował się ratować Legię z pasji i miłości do futbolu - o czym często przekonywał w wywiadach. Kolejna sprawa, że potem przez kolejne lata przynosząca straty Legia była firmą przez niego kierowaną. Na głównych stołkach zasiadali i dalej zasiadają jego ludzie. Oni prowadzą politykę finansową i transferową klubu. Oni odpowiadają za chociażby wyrzucone pieniądze w błoto na letnie transfery 2010 mające uczynić Legię wielką. Mariusz Walter i ITI nie byli jakimś dobrodusznym bankiem dla Legii, który udzielił jej pożyczki i teraz żadą zwrotu długu. Byli jej właścicielami i zarządcami, wyprowadzili klub na prostą i teraz mogą przestać dokładać do interesu, co też uczynili. Zyski? Może za parę ładnych lat bycie właścicielem takiego klubu jak Legia będzie dochodowe, jednak na pewno jeszcze nie teraz i nie wyobrażam sobie, żeby obecnie jakiekolwiek pieniądze wędrowały do kieszeni ITI jako "spłata długu".


Pisząc tekst w dużej mierze o polityce transferowej Legii nie sposób nie poświęcić części "zabójczemu" duetowi dyrektorów Leszek Miklas - Marek Jóźwiak. To, że usprawiedliwam brak gotówkowych transferów nie oznacza oczywiście, że pozytywnie oceniam pracę tych panów, chociaż ściągnięcie Danijela Ljuboji do Polski to na pewno sukces Marka. Brak pieniędzy na wzmocnienia nie ułatwia im pracy, jednak momentami wszystko wygląda jak zwykła "amatorka" i działania na "alibi". Przykłady chociażby z tej zimy. Podstawowy zawodnik japońskiej reprezentacji, niechciany w Dijon - Daisuke Matsui przyjeżdża na testy na obóz na Cyprze. Zawodnik imponuje na treningach, kibice są zachwyceni, fraza z nazwiskiem Japończyka bije rekordy wyszukiwania na youtubie. Okazuje się jednak, że przez zły stan boisk nie można ocenić przydatności Matsui do drużyny. Skrzydłowy wraca do Francji, a potem dowiadujemy się, że spodobał się trenerowi Skorży, ale Legia ma pieniądzę tylko na jednego zawodnika, a potrzeba bardziej napastnika! Po co w takim razie Jóźwiak ściągał na testy Japończyka? Czy Francuzi zaprezentowali go jako snajpera? Rozbudził wielkie apetyty wśród kibiców, a sam zawodnik mógł też w tym czasie walczyć o miejsce w składzie Dijon lub szukać innego klubu, a nie marnować czas na ulewnym Cyprze...


Przyjechał więc napastnik. Koke. Była gwiazda Arisu Saloniki przybywa do Warszawy negocjować umowę, jednak powiedzmy sobie szczerze - wszystko przecież odbywa się drogą elektroniczną lub telefoniczną. Do siedziby klubu przyjeżdża się na badania, dopiąć szczegóły i podpisać umowę. Napastnik pół dnia przechodził badania, po czym dowiadujemy się, że jednak się nie dogadał... Oczywiście w tej sprawie było dużo wyjść. Począwszy od złych wyników badań (podobno miał nadwagę) do zmiany oczekiwań w ostatniej chwili i w takiej sytuacji można zrozumieć Jóźwiaka. Fakty są jednak dla niego nieubłagalne. Termin do zgłaszania nowych zawodników do Ligi Europy mija niebawem, bo 1 lutego, a Legia dalej nie ma zdrowego, ogranego napastnika, nie licząc Żyro i Kucharczyka. Nawet jeśli takowy przyjdzie, to niestety nie będzie miał wiele czasu na zgranie z zespołem, a nie zapominajmy także, że gracze z kartą w ręku najczęściej pozostają poza treningiem. Szanse, że pozyskamy napastnika, który będzie gotowy na Sporting są naprawdę minimalne.


Aby jednak nie kończyć takim dosyć pesymistycznym akcentem - w Legii buduje się podwaliny pod zespół, który będzie stabilny finansowo, a rosnący poziom sportowy będą zapewniać wychowankowie Akademii. Pierwsze efekty tej pracy powoli zauważamy i stawiają one dziś Legię zdecydowanie ponad resztą polskich klubów, nawet jeśli tabela aktualnie tego nie odzwierciedla.


Auor: Blaise

Polecamy

Komentarze (84)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.