News: Komentarz: Koniec sprawdzianu wytrzymałości duszy na ból

Komentarz: Koniec sprawdzianu wytrzymałości duszy na ból

Adam Dawidziuk

Źródło: Legia.Net

05.09.2018 23:25

(akt. 02.12.2018 11:22)

Przeprowadźmy mały sprawdzian, wytrzymałości duszy na ból, pozwól mi się przekonać, jak wiele cierpienia potrafisz znieść - śpiewała Kasia Nosowska i zespół Hey. Odkąd los Ivana Kepciji i reszty chorwackiego (choć nie tylko) zaciągu był przesądzony, chyba nic lepszego mi do głowy nie wpadło. Na szczęście cierpienie się skończyło.

Nie, wcale nie uważam, że Kepcija wszystko zrobił źle. Szkoda, że nie udało mu się z Sebastianem Szymańskim, bo wtedy miałby przyzwoity bilans. Problem leżał gdzie indziej i zaraz postaram się to wytłumaczyć.


Aby to zrobić trzeba cofnąć się do czerwca poprzedniego roku. Wtedy to Kepcija i Viktor Bezhani przyjechali na Łazienkowską, przedstawili prezentację, ideę rozwoju akademii, bo w niej mieli pracować z widokami na przyszłość przy pierwszej drużynie. Życie napisało inny scenariusz. Porażka w Tiraspolu, zmiany, pochopne zdymisjonowanie Michała Żewłakowa, oddanie klubu w ręce niedoświadczonych osób (piszę w wielkim skrócie).


I tutaj właśnie popełniono błąd. Wiadomo, magia Dinama Zagrzeb działała. Uznano, że trzeba postawić grubą kreskę i budować od nowa. Przyszedł Romeo Jozak, do tego byli Kepcija i Viktor Bezhani. Dostali pełnię władzy, ale nie potrafili z niej skorzystać. Można sprowadzić dziesięciu nowych zawodników, owszem, ale pięciu z nich musi wypalić. W tym przypadku wypaliło łącznie półtora, a i tak nie w tym samym czasie.


Ale najgorsze było to, że w Legii, odnośnie transferów, nastąpiło rozbicie. Skauting wydawał negatywne opinie onośnie poszczególnych zawodników, a ci i tak trafiali do Legii. Kilka osób (chyba sześć) pracowało, a ich zdanie liczyło się tyle, co nic. Frustracja się zwiększała. I może to zabrzmi durnie, ale szkoda, że nikt nie poszedł na skargę. Z tego powstał zimowy zaciąg, pozbycie się na siłę zawodników (Czerwiński), płacenie niezrozumiałych odpraw (Dąbrowski). Wszystkiego twarzą był Jozak.


Sielanka bardzo szybko się skończyła. Przyszły słabe wyniki, Kepcija z Jozakiem popadli w konflikt, który trwa do dzisiaj, dlatego trener stracił pracę i zastąpił go Dean Klafurić. W takich warunkach rodziło się mistrzostwo Polski 2018. Zdobyte słabością innych, trzeba to jasno przyznać, ale zdobyte. Z tym, że przysłaniające rzeczywiste problemy. I to był właśnie największy kłopot.


Bo została uśpiona czujność. Pojawiały się myśli, że "może jakoś to będzie"... Ale nie było. Czasu również. Wciąż decydowała tzw. grupa chorwacka, a polska miała niewiele do powiedzenia. Pierwszy raz czerwona lampka zapaliła się przy transferze Carlitosa, zresztą o tym pisaliśmy. Chorwaci (tak dla uproszczenia ich nazwę) mieli innego faworyta do ataku (nie pamiętam nazwiska, ale był po rekonstrukcji więzadeł), nie chcieli Hiszpana. W końcu decyzję podjęto poza nimi.


Wiecie dlaczego tak się gubili? Bo nie czuli tego klubu, brakowało im doświadczenia. Myśleli, że jest jak w Chorwacji, w Dinamie, wyciągamy kogo chcemy i jesteśmy najlepsi. Nie, nie ten rozmiar, nie ten właściciel, nie te układy. Ale trudno było im to zrozumieć. Dlatego polegli.


Zwolnienie ich było jedyną słuszną decyzją. Nie pasowali do tego klubu, do naszej polskiej mentalności. Byli kosztem, który trzeba było ponieść aby zrozumieć, że filozofia Pewexu, czyli to co zagraniczne  z klucza lepsze, jest totalną bzdurą. Nie da się przeninieść pięciu osób z Dinama  i grać jak Dinamo. Gdyby się dało, to przecież każdy by tak robił.


Dlatego z wielką ulgą przyjmuję powrót polskości do Legii. Radek Kucharski kilka razy się pomylił, ale też robił super transfery, dla niego to duże wyzwanie. Przy Chorwatach jest bardzo doświadczony. Kompetencji Jacka Zielińskiego czy Tomka Kiełbowicza chyba nikt nie będzie podważał. Świetna i bardzo dobra kariera, setki meczów, doświadczenie. Oczywiście jest możliwe, że im się nie uda. Ale wiecie co... ja już wolę opieprzać za błędy Polaków, niż przybyszów z lepszego piłkarskiego świata. Jakoś łatwiej przełknąć.


Prezes i właściciel Dariusz Mioduski długo dojrzewał do tej decyzji. Gdyby słuchał się tych osób, co wcześniej, może by się nie zdecydował na tak radykalne kroki. Ale zmienił optykę. Nie ma żadnej gwarancji, że tym razem się uda. Wiem, ile kosztowało go przyznanie się do błędu, może trwało to trochę za długo, ale po fakcie oceniać jest wygodnie, trudniej decydować na bieżąco. Podjął je i bardzo dobrze. Jego firma, jego odpowiedzialność, jego pieniądze.


Legia miała być bardziej polska - jest. Władzę mieli dostać ludzie z doświadczeniem - dostali. Mieli rządzić legioniści - rządzą. Teraz wszystko w ich rękach. Ale najważniejsze, że w końcu nastała normalność. Za mistrza Polski odpowiadają ludzie, którzy są świadomi, za co ... odpowiadają. Czy im się powiedzie? Nie wiem. Nikt tego nie wie. Ocenicie po ruchach i wynikach.

Polecamy

Komentarze (35)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.