Domyślne zdjęcie Legia.Net

Krzysztof Iwanicki: Czuję się zapomniany

Piotr Stosio, Emil Kopański

Źródło: Legia.Net

31.05.2011 14:10

(akt. 14.12.2018 07:11)

<p>Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, rozpoczynamy cykl wywiadów z gwiazdami Legii Warszawa sprzed lat. Będziemy przypominać zawodników, którzy spędzili w Warszawie wiele lat, którzy dawali kibicom mnóstwo radości. Będziemy rozmawiać o przeszłości, ale także analizować dzisiejsze czasy. Pierwszym naszym rozmówcą jest Krzysztof Iwanicki, piłkarz Legii w latach 1984-1991. Zapraszamy do lektury!</p>

O SWOICH POCZĄTKACH

- Do Legii trafiłem w czasach wojskowych. Mój brat przy Łazienkowskiej występował w latach 1982-84, potem odszedł do Motoru Lublin po przyjściu Jerzego Kopy. Brat skończył, a wtedy przyszedłem ja. Grałem w II drużynie, po awansie zostałem wypożyczony do II-ligowego Hutnika Warszawa, gdzie trenerem był Jerzy Engel. Po powrocie do Legii pojawił się Kopa, więc znów poszedłem na wypożyczenie, tym razem do Gwardii. Ta opcja była dla mnie korzystna. Miałem 20 lat, ograłem się na dobrym poziomie II-ligowym i wróciłem do Legii. Wywalczyłem sobie miejsce w składzie i już nie oddałem go do końca. Tak wyglądała moja droga na Łazienkowską.

O PIŁKARSKIEJ KARIERZE

- Bardzo boli mnie to, że jako zawodnik nie zdobyłem z Legią mistrzostwa Polski. Patrząc z perspektywy czasu, byliśmy zespołem pucharowym. Mieliśmy w składzie ogromne gwiazdy. To była niesamowita paka, a zajmowaliśmy miejsca drugie, piąte, siódme, jedenaste, natomiast zawsze graliśmy w finale Pucharu Polski. Graliśmy w europejskich pucharach, mierząc się z wielkimi drużynami. Nie wiem, dlaczego nie zdobyliśmy mistrzostwa... Tak po prostu było, bardzo żałuję, ale taka jest piłka.

- Kiedy byłem wprowadzany do Legii, pojechaliśmy do Francji. Tam Jerzy Engel zrobił odprawę. Na mojej pozycji grał Andrzej Buncol. Trener wziął mnie na bok i powiedział: "Krzysiek, jesteś młody, ale walczysz o miejsce w składzie z Buncolem". A piłkarz ten był wtedy najlepszym graczem w Polsce, który zdobywał Złote Buty! Niemniej jednak słowa trenera bardzo mnie ucieszyły. Dużo się od Buncola nauczyłem. Choć nie był ogromnej postury, świetnie zastawiał piłkę. Mało który piłkarz był w stanie mu ją odebrać.

- Czuję się spełniony jako piłkarz, bo mogłem zagrać w Legii dość dużo meczów na wysokim poziomie ze świetnymi graczami u boku. Żałuję natomiast, że nie zagrałem w reprezentacji Polski. Kiedyś w wywiadzie już powiedziałem, że to nie jest moja wina. To wina trenerów, którzy mnie nie powoływali. Przytoczę tu historię z Maćkiem Szczęsnym, który w drodze z treningów pytał mnie: Krzysiek, jak to możliwe, że Ty, grając dwa lata w Legii i będąc jej najlepszym zawodnikiem, nie dostałeś powołania? Dostałem takowe raz, ale na moje nieszczęście przytrafiła mi się kontuzja łąkotki. Wyeliminowało mnie to wówczas na trzy-cztery miesiące, podczas gdy dziś identyczny uraz leczy się dwa lub trzy tygodnie.

- Najlepszym zawodnikiem, z jakim przyszło mi grać w Legii, jest bez wątpienia Dariusz Dziekanowski. Roman Kosecki to z kolei mój wielki przyjaciel. Gdy pojawił się w klubie, wziąłem go pod swoje skrzydła, razem trenowaliśmy, dzieliliśmy pokój na zgrupowaniach, graliśmy w karty, wygłupialiśmy się, śmialiśmy. To też bardzo dobry zawodnik, ale jednak Darek przerósł wszystkich.

- Czuję się nieco zapomniany. Powiem tak – niewarto chwalić się samemu, najlepiej, jak ktoś cię ocenia. Oceniali mnie więc także trenerzy. Choćby Rudolf Kapera. Byłem u niego najlepszym zawodnikiem, na treningach wyglądałem bardzo dobrze. Brzydko mi to mówić samemu, ale on wieszał po treningach i meczach kartki z ocenami, i mijałem się cały czas na górze z Romkiem Koseckim i Leszkiem Piszem. To o czymś świadczy, a było wielu innych bardzo dobrych zawodników. Miałem też swoją przygodę we Francji. Gdyby nie moja poważna kontuzja i operacja więzadeł krzyżowych, grałbym w Ligue 1. To było moje marzenie, byłem najlepszym piłkarzem drugiej ligi, i jest to odnotowane w statystykach "France Football". Dostawałem najwyższe noty. Starały się o mnie takie kluby jak Olympique Marsylia, Toulouse, Nimes, Bordeaux... Gdyby nie kontuzja, zarobiłbym ogromne pieniądze, grałbym w I lidze i może gdybym wrócił do Polski to taki trener Jabłoński powiedziałby mi coś innego. Tymczasem wróciłem mając 34 lata, działacze widzieli mnie w drużynie Legii, miałem grać przez rok czy dwa. Ale trener Jabłoński spotkał się ze mną i powiedział: "Krzysiek, ja Cię cenię jako piłkarza, ale nam potrzeba napastników, a nie pomocnika". Przykro mi było to słyszeć, ale cóż – wyszedłem i zamknąłem drzwi. A później zaczęła się gra w niższych ligach dla przyjemności. Cóż, każdy ma swoje boleści – minęło dwadzieścia lat, a w Legii całkowicie o mnie zapomniano. Żałuję, że nie udało sie zagrać w kipie Janusza Wójcika, który mnie chciał. Dzwonił i mówił - Krzysiek montujemy fajną ekipę, przyjdź, zagrasz w Lidze Mistrzów - namawiał Wójcik. Ostatecznie jednak się nie udało.

- Śmieszne jest to, że kiedy grałem we Francji, tamtejsi ludzie śmiali się, że każdy Polak musi nosić wąsy. Po dwóch latach, kiedy byłem już w Perpignon, zgoliłem je i do dziś nie mam. Takie były czasy, że większość piłkarzy lubiła nosić taki zarost.

- Słyszałem, że Wojtek Kowalczyk napisał w swojej autobiografii, że mnie trochę promował. Niedawno się z tego śmialiśmy. Kiedy byłem grającym trenerem Absolwenta UW Warszawa, Kowal występował w moim zespole. Ja grałem ostatniego stopera, a Wojtek szalał w napadzie. Strzelił bardzo dużo bramek, ja trzymałem obronę i mieliśmy sporo okazji, żeby podyskutować o przeszłości, jak to się kiedyś grało.

- Ogromnie żałuję, że nie było mi dane w Legii zagrać w parze z bratem. Byłaby to frajda nie tylko dla nas, ale i dla całej Woli, Warszawy, a nawet Mazowsza. Jurek Kopa nie zdecydował się jednak postawić na Leszka, ten poszedł do Motoru i został królem strzelców, potem w Widzewie był najlepszym zawodnikiem, rozegrał łącznie ponad 250 spotkań w lidze. Zdobył ponad 60 bramek jako pomocnik. Do tego kapitalnie wykonywał rzuty wolne. Pokażcie mi teraz takiego piłkarza! Prezentowaliśmy odmienne style futbolu, ale z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że był lepszym graczem niż ja. Zawsze jak się spotykamy, posiedzimy, wypijemy, i ja mu to bez żadnych problemów powiem w oczy. Szkoda, że taki warszawiak jak Leszek musiał jeździć szukać pieniędzy do Motoru Lublin czy Widzewa Łódź. I też zagrał tylko jeden mecz w reprezentacji Polski. To zwykły skandal! Dziś w dorobku kilka spotkań mają zawodnicy, którzy nie potrafią kopnąć piłki, więc o czym my mówimy?

- Mógłbym pokusić się o stworzenie jedenastki najlepszych zawodników, z którymi grałem w Legii. W bramce Zbyszek Robakiewicz z Maćkiem Szczęsnym. Wystawiłbym ich obu, grali w końcu przez tyle lat... Ostatnim stoperem bez wątpienia Paweł Janas. Dysponował ogromnym doświadczeniem, śmiałem się, że gdziekolwiek idzie, tam walą w niego piłką, nie mogli go nawet przelobować. Teraz jest szczęśliwy, bo otwierają Stadion Narodowy, który on kiedyś zamknął (śmiech). Z lewej strony bezdyskusyjnie Dariusz Wdowczyk, na prawej Dariusz Kubicki – miał serce i zdrowie do biegania! Jako forstoper grali choćby Julek Kruszankin i Krzysio Gawara, ale postawię na Zbyszka Kaczmarka. Niesamowicie wyszkolony technicznie zawodnik. W pomocy – Jacek Bąk na prawej flance, niesłychanie wydolny piłkarz. Moim marzeniem było zawsze, abym zagrać w pomocy z moim bratem, Leszkiem. To nam się nie udało, ale mogę to uczynić w mojej wymarzonej jedenastce. Więc po lewej ja, w środku brat, a przed nami Leszek Pisz. Chyba nie trzeba wyjaśniać dlaczego. W ataku bez wątpienia Darek Dziekanowski i Romek Kosecki. To jest ta jedenastka. Oczywiście, byli tacy piłkarze jak Jacek Kazimierski, Jan Karaś czy Andrzej Buncol, ale z nimi grałem krótko. Możemy jeszcze dopisać Wojtka Kowalczyka, który przychodził jako młody chłopak z Poloneza Warszawa. Stworzy się trzynastka, ale cóż zrobić (śmiech).

- Czy bywam na meczach Legii? Bardzo rzadko. W tym sezonie wybrałem się na zaledwie dwa spotkania, z Arsenalem, na które poszedłem z młodszym synem, a także na jedno ze zmagań ligowych. Niedawno zadzwonił do mnie pan Hadaj i powiedział, że przed meczem z Wisłą dołączę do Galerii Sław. Podziękowałem, było mi bardzo miło, ale miałem uroczystość rodzinną i nie mogłem pojawić się na meczu. No i okazało się, że wpisanie mnie na listę najlepszych graczy w historii zostało przesunięte na następny sezon, chociaż myślałem, że - co naturalne - odbędzie się przed spotkaniem z Polonią Bytom. Mam nadzieję, że się doczekam, bo jest mi bardzo przykro, że musiałem albo kupować bilety, albo prosić mojego sąsiada Jacka Magierę, aby dał mi wejściówkę na mecz. To po prostu wstyd! Nie chcę jednak tego rozstrząsać, swego czasu mówiłem o tym w rozmowie z Naszą Legią. W październikowym wydaniu można było przeczytać sześć stron wywiadu ze mną. Z tym, że wydrukowane zostało tylko to, co powiedziałem dobrego o klubie. Nigdzie nie znalazło się natomiast to, co złe. Jestem kibicem Legii, byłym piłkarzem, ale pewne rzeczy mi się nie podobają. Niestety, nie jest normalną sytuacją, jeżeli mam stać w kolejce za biletem, skoro spędziłem w klubie osiem lat i rozegrałem dla niego prawie 200 spotkań.

O OBCOKRAJOWCACH W LEGII

- Kiedyś nazwałem Legię cudzoziemską. Może to trochę przykre, ale moim zdaniem w zespole brakuje warszawiaków, tak, jak to było za moich czasów. Jestem rodowitym warszawiakiem, więc szkoda, że w drużynie ich po prostu nie ma. Wiadomo, że Europa się otworzyła, ja też grałem sześć lat we Francji, będąc tym, jak to mówią Francuzi, "étranger " (fr. Obcy) i może oni też na mnie dziwnie patrzyli, choć z mojej gry byli bardzo zadowoleni. Wtedy jednak obcokrajowiec musiał być po prostu lepszy od rodzimego piłkarza. Nie chciałbym się chwalić, ale przed kontuzją byłem najlepszym zawodnikiem drugiej ligi francuskiej. Dzisiaj, żeby dostać angaż w polskiej lidze, trzeba być po prostu tańszym od Polaka.

O OPASCE KAPITANA

- Co do Ivicy Vrdoljaka, mogę powiedzieć jedno – jeśli ja byłbym szkoleniowcem Legii, zagraniczny zawodnik nie zakladałby kapitańskiej opaski. To dobry zawodnik, jego zakup był dobrym posunięciem, ale nie powinien zostać kapitanem.Trener Skorża postawił jednak na niego i to jego prawo. Za moich czasów takich zawodników, nawet dużo lepszych i do wzięcia za darmo, było bardzo wielu. Z mojej perspektywy milion euro wydane na tego piłkarza to ogromne pieniądze.

O TRANSFERACH

- Letnie transfery Legii można uznać za chybione. Nie będę wypowiadał się na temat golkipera, bo od tego jest trener bramkarzy. Cieszy mnie natomiast przyjście Hubnika, uważam, że to bardzo dobry zawodnik, mimo, że nie strzela bramek. Był w bardzo dobrej formie przed rundą i na jej początku, ale potem złapał lekkie kontuzje. Wiem z własnego doświadczenia, że w takich momentach wypada się z tego rytmu. Warto jednak na tego zawodnika postawić.

- Słyszałem, że choćby ja i Andrzej Buncol nie moglibyśmy grać dziś w Ekstraklasie, bo szukają zawodników powyżej 180 cm. Tylko że to nijak ma się choćby do Barcelony. Chociaż jestem kibicem Realu Madryt, doceniam postawę piłkarzy Blau-Grany. To pokazuje, że w piłkę nie grają tylko zawodnicy z odpowiednimi warunkami fizycznymi, ale przede wszystkim z umiejętnościami.

O MŁODYCH PIŁKARZACH

- Janek Urban, przed erą Macieja Skorży, stawiał na młodych. Myślę, że właśnie tutaj czegoś zabrakło. Spójrzmy na Michała Kucharczyka, który wchodzi z ławki i dużo wnosi na boisko. Co więcej, jako jedyny znalazł się w reprezentacji Polski! Coś więc jest tutaj nie tak, choć cenię pracę trenera Skorży.

- W Legii brakuje zawodników z charakterem, jak choćby Aco Vuković. Uważam jednak, że w Warszawie czy ogólnie na Mazowszu są młodzi zawodnicy, na których można postawić. To na nich powinien bazować skauting Legii.

- Szkoda mi Jakuba Koseckiego, bo to naprawdę utalentowany chłopak. W ŁKS-ie radzi sobie bardzo dobrze, wróci do Legii, i znów nie będzie miał miejsca w składzie. Syn Romka jest drobnym chłopakiem, brakuje mu nieco ciała, ale nadrabia to szybkością. Zobaczymy, co przyniesie czas.

- Na Zachodzie sporą karierę zrobi jeszcze na pewno Robert Lewandowski, który jest poukładany i ma spore umiejętności. W Polsce jednak ciężko tak od razu znaleźć kandydatów do wielkich karier. Utalentowanych nie brakuje, ale nie dostają wystarczającej liczby szans. Wiadomo, że doświadczenia nabiera się w czasie występów. Rynek jest jednak taki, a nie inny. Dziś rządzą managerowie. Przychodzi trener, wskazuje braki na pozycjach, a oni znajdują potrzebnych graczy. A potem mamy pół miliona euro, milion... Jak na polskie warunki są to bardzo duże sumy.

- Po co jest ta Młoda Ekstraklasa? Po to, żeby mogli w niej grać utalentowani, młodzi kandydaci do gry w pierwszych zespołach. W Legii jest Rafał Wolski, Jakub Szumski, Michał Żyro, który powoli jest wprowadzany. Wiadomo, że Legia, Wisła czy Lech grają o najwyższe cele, więc muszą ściągać tych dobrych zawodników, ale musi być też miejsce dla zdolnej młodzieży.

- Mój starszy syn podstaw uczył się w szkółkach francuskich. Wróciliśmy z wojaży, grał trzy i pół roku w Agrykoli, a mając 17 lat trafił do drugiej drużyny Legii, i może to był błąd. Wtedy nie było bowiem Młodej Ekstraklasy, a drużyna rezerw występująca w III lidze. I było tak – pierwszy zespół grał, więc ci z ławki i szerokiej kadry grali w rezerwach. Mój syn i inni byli więc odstawiani. Przez dwa sezony zagrał zaledwie kilka spotkań. Zmienił więc klub na Świt Nowy Dwór Mazowiecki i tam grał już trochę więcej. Piłkarze z Młodej Ekstraklasy muszą więc być powoli dołączani do szerokich kadr zespołów, jeździć na obozy i pukać do pierwszej drużyny.

- Moje rozwiązanie problemu nadmiaru młodych zawodników? Bardzo proste. Podpisuję umowę na pięć lat z danym piłkarzem. Jedzie na obóz, przychodzi trener i mówi: teraz jeszcze nie, wypożyczamy cię na pół roku czy rok do I lub II ligi. Zawodnik się ogrywa, wraca po określonym czasie i znów jest sprawdzany. Tak to powinno wyglądać.

- Obok zespołu ME powinna istnieć jeszcze drużyna rezerw. Może niektórych klubów na to nie stać? Legię z pewnością stać, ale choćby Ruchu Chorzów może już nie. Spójrzmy – gra pierwszy zespół, wchodzi 13-14 zawodników. W kadrze jest 24, więc dziesięciu nie gra. Trzech zagra w Młodej Ekstraklasie, a co robi pozostałych siedmiu? Nie gra nic. Dlatego powinny istnieć rezerwy w III lidze i również tam mogliby się promować młodzi zawodnicy.

O INTEGRACJI W DRUŻYNIE

- Nie wiem, jak wygląda sprawa alkoholu wśród dzisiejszych piłkarzy. Może się z tym kryją? U dobrego piłkarza jest czas i na piwo, i na drinka, ale kiedy trzeba grać, to trzeba. Zarabiają bowiem bardzo duże pieniądze. Legijne imprezy w Garażu przeszły do historii, jednak ja w tej grupie bankietowej nie byłem. Zawsze były i będą w zespołach podziały na takie grupy. Kiedyś było jednak inaczej – graliśmy za mniejsze pieniądze, a drużyna wychodziła i grała. Nie mówię, że dzisiejszym piłkarzom się nie chce. Może po prostu brakuje im umiejętności?

- Dzisiaj brakuje też w zespołach spotkań poza szatnią. Powinni usiąść, porozmawiać, powiedzieć sobie, co robią źle. Może dla niektórych polska liga miała być tylko przystankiem na drodze do większej kariery, ale ludzie, nie z takimi umiejętnościami, których brakuje nawet na Ekstraklasę!

O CODZIENNOŚCI

- Obecnie prowadzę z kolegą firmę budowlaną. Boisk jednak nie buduję. Gram też troszkę w I lidze oldbojów, reprezentując barwy Marymontu. W tej lidze naprawdę jest na co popatrzeć. Prowadzę też indywidualnie kilku chłopaków, poprawiam ich umiejętności techniczne, sprawia mi to przyjemność. Jest to jeden siedemnastolatek i trzech dziesięcio-, jedenastolatków. Pokazuję im te elementy techniki, które nabyłem w czasie kariery. To nie jest tak, że jestem trenerem, założę dres i patrzę. Ja się rozbieram i pokazuję, jak należy wykonywać poszczególne elementy piłkarskiego abecadła. Nie są to jednak sztuczki, to dziedzina moich synów, nie moja. Może nie do końca chciałbym prowadzić grupy młodzieżowe. Nie chciałbym również zostać skautem, choć może jakieś talenty zdołałbym wyłowić. Bardziej bym się widział w roli drugiego trenera, który może coś pokazać w praktyce.

 

Polecamy

Komentarze (25)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.