Domyślne zdjęcie Legia.Net

Legia przespała transferową zimę

Marcin Szymczyk

Źródło: Gazeta Wyborcza

14.02.2011 07:56

(akt. 14.12.2018 22:28)

Legia, która mierzy w mistrzostwo Polski, transferową zimę przespała. Trener chciał nowych piłkarzy w grudniu, działacze obiecywali ich od trzech miesięcy. Nie dotrzymali słowa. Oni przywykli już, że właściciel klubu wybacza wszystko. Dyrektor sportowy Marek Jóźwiak ogłosił, że nowi dojadą na sparing z Widzewem, czyli 19 lutego, sześć dni przed ligową inauguracją.

Na razie Legia wzięła za darmo słoweńskiego obrońcę Dejana Kelhara, którego najpierw po testach odesłała, ale nie znalazła nikogo lepszego, więc dała mu 2,5-letni kontrakt. Tyle, że trener Maciej Skorża potrzebuje środkowego obrońcę, napastnika i skrzydłowego. Zaczął też potrzebować ofensywnego pomocnika, bo warszawianie sprzedali Macieja Iwańskiego. Następcy nie dostał.

Rywale się wzmacniali zimą, a Legia wychudła. Latem warszawianie wydali aż dziesięć milionów złotych, kupiono sześciu piłkarzy, ale przebiło się tylko dwóch. Kiedy na inaugurację trener wystawił całą szóstkę nowych, skończyło się na 0:3 z Polonią. I zimą dyrektorzy bali się podejmować decyzje. Bezpieczniej było obserwować, jak wzmacniają się rywale. I liczyć, że też się pomylą. Trenerzy się niecierpliwili, więc od dyrektora dostali zakaz wypowiadania się o transferach. A dyrektor Jóźwiak odrzucał kolejnych proponowanych klubowi zawodników - odrzucał, co istotne, po konsultacjach z trenerem. Wygodniej było tłumaczyć prasie, że piłkarz się nie nadaje, niż ryzykować kolejną wpadkę. Testowani wyglądali na przypadkowych ludzi. Jesienią i zimą klub sprawdził 15 piłkarzy z pięciu kontynentów. Został tylko Kelhar, też początkowo odrzucony.
 
Jóźwiak nie dał żadnego powodu, by sądzić, że umie oceniać potencjał piłkarzy. Pojęcia o pozyskiwaniu zawodników nie ma też wiceprezes ds. sportowych Leszek Miklas, który ani sam nie grał w piłkę, ani nie ma rozeznania na rynku. Wcześniej był prezesem, ale klub potrzebował Pawła Kosmali (porządkuje problem z kibicami na nowym stadionie), więc lubiany przez Mariusza Waltera Miklas został "rzucony" na inny odcinek. Walter lubi też Jóźwiaka. I działa korporacyjnie, a korporacjom gwałtowne ruchy nie służą. Lepiej żonglować osobami i stanowiskami, niż zwalniać i przyjmować.
 
Poprzednicy czyli Jan Urban i Mirosław Trzeciak nie zdobyli tytułu, nie założyli siatki skautów, mylili się przy transferach. Nikt nie odpowiedział za pieniądze wyrzucone na Gizę. Ani za sprowadzenie tabunu słabych Hiszpanów, do których zachęcił pojedynczy udany transfer Astiza. Ani za wyrzucenie z Legii 18-letniego Roberta Lewandowskiego, dziś gwiazdy reprezentacji i najdroższego ligowca w historii, sprzedanego do Bundesligi za ponad 4 mln euro. Ani za zignorowanie wygasającego kontraktu Sławomira Peszki - Wiśle Płock podebrał go Lech. Błędów przybywało, a Trzeciak z Urbanem pracowali niemal do wygaśnięcia kontraktów.
 
Teraz dzieje się podobnie. Jesienią Legia okazała się tak słaba kadrowo, że zweryfikowano jej cele - szefów, którzy chcieli tytułu, usatysfakcjonuje sam awans do europejskich pucharów. Plan tak minimalistyczny może się udać zrealizować nawet w obecnym składzie. Czy wówczas Jóźwiak i spółka dostaną latem następne miliony na transferowe szaleństwa?
 
Autor: Robert Błoński
 
Cały artykuł można przeczytać w dzisiejszym wydaniu Gazety Wyborczej oraz na sport.pl

Polecamy

Komentarze (56)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.