Luis Rocha

Luis Rocha: Mistrzostwo zakodowane w głowie

Redaktor Piotr Kamieniecki

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

06.03.2019 22:21

(akt. 09.03.2019 22:56)

- Najlepiej czuję się na boisku, gdy defensywa ustawiona jest wysoko. Dzięki przeszłości na skrzydle czuję się pewnie w grze ofensywnej zespołu. Mam w głowie zakodowane mistrzostwo, bo trafiając do Legii, liczy się tylko pierwsze miejsce - mówi w rozmowie z Legia.Net lewy obrońca Luis Rocha, który zimą dołączył do stołecznej drużyny.

Kiedy pojawił się pomysł transferu do Legii?

- Pierwsze sygnały dostałem już w trakcie rundy jesiennej. Dużą rolę przy moim transferze odegrał trener Ricardo Sa Pinto, z którym znaliśmy się już wcześniej. Nie miałem żadnych wątpliwości ani problemów z podjęciem decyzji. Pojawiały się wcześniej inne oferty, ale nie były tak konkretne, jak propozycja z Warszawy. To dla mnie bardzo ważny krok w karierze. 

Greckie media łączyły cię wcześniej m.in. z AEK-iem Ateny. 

- Tak, faktycznie w zeszłym roku pojawiły się pogłoski o zainteresowaniu greckich klubów, m.in. AEK-u, ale zabrakło konkretów i ostatecznie zostałem w Panetolikosie. 

Jesteś w stanie porównać trzy ligi? Portugalską, grecką oraz polską?

- Są między nimi widoczne różnice. Portugalski futbol ma więcej jakości, chętniej gra się w piłkę. W Polsce gra jest oparta na przygotowaniu motorycznym, sercu i to doskonale widać. Z kolei w Grecji mecze mniej intensywne tempo.

A jak wygląda kwestia twojego przygotowania fizycznego? Trener Sa Pinto mówił na początku okresu przygotowawczego o zaległościach. W ostatnim kwadransie z Miedzią łapały cię zaś skurcze. Jesteś gotowy na 90 minut gry?

- Jeśli tak uważał trener, to tak było. Z pewnością odczuwałem pewną różnicę w intensywności gry, która w Grecji nie była tak wysoka. Aktualnie ciężko pracuję każdego dnia i tak jest od początku okresu przygotowawczego. Nie mam już żadnych problemów z motoryką. 

Gdzie umiejscowiłbyś intensywność treningów Sa Pinto w kontekście twoich pozostałych trenerów?

- Wysoka intensywność treningów to cecha portugalskich szkoleniowców. Byłem do tego przyzwyczajony, bo spotkałem się z tym w swoim kraju, ale po transferze z ligi greckiej potrzebowałem chwili, by od nowa się do tego przystosować. Zajęcia u trenera Sa Pinto faktycznie są mocne. 

Sa Pinto to typowy przedstawiciel portugalskiej szkoły trenerskiej czy coś go wyróżnia?

- Nazwałbym go wizytówką tej szkoły. Tak pracuje się z zawodnikami w Portugalii. Inna sprawa, że Ricardo Sa Pinto musiał dostosować się do tego, co zobaczył w Legii i polskiej lidze. To całkowicie normalne. 

Legia to drużyna, która przypomina stylem portugalskie drużyny? Na myśl nasuwa się obecny Sporting.

- Można znaleźć podobieństwa do gry Sportingu. Trener nie może jednak żywcem przenieść portugalskiego stylu na polskie boiska. Znajdziemy naleciałości, ale dostosowanie do lokalnych warunków jest niezbędne. 

A jakim ty jesteś piłkarzem? Zaczynałeś grać na skrzydle, a potem cofano cię do obrony. 

- Grywałem na różnych pozycjach, choć nie pamiętam, by ktoś postawił na mnie w roli prawego obrońcy. W juniorach byłem ustawiany przez trenerów na skrzydłach, ale gdy wszedłem do seniorów, to sprawa się ustabilizowała i zostałem lewym obrońcą. Tam czuję się najlepiej, choć doświadczenie z gry w ofensywie daje mi dodatkowe możliwości. Dzięki temu jestem pewniejszy, gdy podłączam się do akcji zaczepnych. Nie chcę mówić o swoich zaletach, choć potrafię dobrze zagrywać, a także włączyć się do ofensywy. Wiem, że mogę poprawić grę defensywną. 

Wysoko ustawiona linia obrony, jak w pierwszych 30 minutach meczu z Miedzią, to ustawienie, w którym czujesz się najlepiej?

- Rzeczywiście w tak wysokim ustawieniu czuję się lepiej, to dla mnie bardzo dobre. Trzeba jednak pamiętać, że strategia i taktyka zależą od wielu czynników, jak choćby od tego z kim rywalizujemy. 

Jak oceniasz swojego konkurenta do gry w defensywie? Liczyłeś, że szybciej zadebiutujesz w Legii?

- Każdy piłkarz chce grać w pierwszym składzie. Wszystko było jednak dla mnie zrozumiałe w kontekście braku gry. Drużyna miała dobry okres i nie było potrzeby robienia zmian. Adam Hlousek to bardzo dobry i doświadczony zawodnik. Nie jest łatwo z nim rywalizować, bo Czech ma za sobą występy w wielu dobrych klubach. Będę jednak próbował i nie zamierzam się poddawać. 

Przejmujesz się swoimi liczbami? W Grecji miałeś dwie asysty i dwa gole, a przez cały okres gry w Vitorii zanotowałeś pięć ostatnich podań.

- Kiedy drużyna wygrywa, nie jest ważne kto strzela gole, a kto asystuje. Indywidualne osiągnięcia są ważne, a jeśli kto pyta czy mogę się w tym poprawić… Tak, zdecydowanie mogę i chcę nad tym pracować. 

Obecność portugalskiej grupy pomaga głównie poza boiskiem czy na murawie również?

- Nie patrzę na to. Nie jest istotna narodowość zawodników, bo język piłkarski jest bardzo uniwersalny. 

Cafu mocno zmienił się od czasów Vitorii?

- Jako człowiek zupełnie się nie zmienił. To wciąż ten sam facet z bardzo dobrym sercem i wielką pracowitością. To świetny gość! Różnica jest na boisku, bo z biegiem lat dojrzał jako piłkarz. W jego grze widać duży postęp. 

Marek Saganowski był waszym wspólnym idolem?

- Zdecydowanie! Obaj podglądaliśmy jego grę i bardzo dobrze go wspominam. Wpatrywaliśmy się w niego, bo w tamtych czasach był najlepszym strzelcem klubu, w którym trenowaliśmy i marzyliśmy, by w przyszłości zagrać. 

Twój były idol pracuje teraz w Legii jako trener juniorów starszych.

- Nie widziałem! Ale jeśli tak, to z wielką chęcią wkrótce go spotkam. 

Warszawa to przyjemne miejsce do życia?

- Na wakacje wybrałbym Grecję, ale Warszawa bardzo mi się podoba. To nowoczesne i rozwinięte miasto, w którym przyjemnie się żyje. Mieszkam na Wilanowie. Zawsze w sercu będę miał jednak Portugalię, ale sentyment do własnego kraju to normalność.

Zamierzasz uczyć się języka polskiego?

- Będę chciał zgłębić trochę polskiego, choć w pierwszej kolejności zamierzam poprawić swój angielski, by normalnie porozumiewać się z otoczeniem. „Dobre”, „tak”, „nie”, „dziękuje bardzo”. Znam też takie jedno brzydkie, ale nie będę już go mówił (śmiech). 

Mieszkasz tu sam czy z żoną?

- Jestem w Warszawie razem z żoną, polubiliśmy spacerować po Wilanowie, gdzie mieszkamy i mamy wszystko, co potrzebne. Zdążyliśmy odwiedzić także Centrum i Stare Miasto, które bardzo na się podobało. Jesteśmy już razem od dłuższego czasu. W Portugalii to normalne, że bierze się ślub w wieku 22-23 lat. To wręcz zaawansowany wiek w tym aspekcie. 

Sprawiasz wrażenie bardzo spokojnego człowieka, gdy rozmawiamy. Na boisku często grasz agresywnie

- Gdy dochodzą emocje i chęć zwycięstwa, nieco się zmieniam. Adrenalina powoduje, że bywa różnie, ale zawsze pragnę wygrywać na boisku. Poza nim jestem faktycznie spokojnym człowiekiem. 

Wobec tego ekstraklasa wydaje się być dobrą ligą dla ciebie.

- Jeśli będę grał, to będzie można tak powiedzieć. Kluczowe są regularne występy. 

Portugalski piłkarz nie ma chyba marzeń, by grać w ekstraklasie.

- To bardzo fajne rozgrywki! Jest w niej wiele walki na boisku. Może to mentalność Polaków nie pozwala uwierzyć im w to, że to dobra liga? Ale dopiero poznaję wasz charakter, to dopiero początek mojej znajomości i nie chcę tez wyciągać pochopnych wniosków.

Gdybyś miał wymienić trzy rzeczy, które podobają ci się w ekstraklasie, to wskazałbyś na…

- Atmosfera na stadionach jest bardzo fajna. Druga kwestia, to walka na boisku. Trzecia - stadiony. Wiem, że infrastruktura w Polsce poprawiła się dzięki mistrzostwom Europy w 2012 roku, ale obiekty wyglądają naprawdę godnie. Da się znaleźć kilka fajnych rzeczy w Ekstraklasie.

Mecz z Miedzią pozwolił złapać Legii odrobinę wiatru w żagle?

- Oczywiście. Wygrane są najważniejsze, bo pozwalają kroczyć w przód. Zdarzą się mecze, w których będziemy grali gorzej, jak i takie, gdzie nasza postawa będzie bardzo dobra. Trzy punkty z Miedzią były dla nas bardzo istotne. 

Teraz czas na mecz z Arką, która nie ma najlepszej serii.

- Wydaję mi się, że będzie to niezwykle trudne spotkanie. Arka będzie zdesperowana po serii porażek. Słyszałem również o bardzo złym stanie murawy w Gdyni. To na pewno nikomu nie pomoże. Rywale będą zmotywowani, bo grając z mocniejszą ekipą, mistrzem Polski, będą czuli dodatkowe siły. 

Legia to synonim presji.

- Wiem z czym wiąże się gra w Legii. Zdaję sobie sprawę, że jeśli dana drużyna jest mocna, to pojawia się nienawiść względem niej. Zupełnie mi to jednak nie przeszkadza. Zdaję sobie sprawę i mam zakodowane w głowie, że na Łazienkowską trafia się tylko po to, by na koniec sezonu cieszyć się z mistrzostwa. 

Za tłumaczenie dziękujemy Adamowi Mieszkowskiemu.

Polecamy

Komentarze (60)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.