Łukasz Bortnik

Łukasz Bortnik: Zawodnik musi być rozwinięty na wielu płaszczyznach

Redaktor Marcin SzymczykRedaktor Piotr Kamieniecki

Marcin Szymczyk, Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

09.07.2019 12:00

(akt. 17.07.2019 00:07)

- Porozumienie jest ważne, może nawet najistotniejsze między członkami sztabu trenerskiego. Z doświadczenia wiem, że inne formy współpracy, nie wróżą niczego dobrego - uważa w rozmowie z Legia.Net Łukasz Bortnik, który od początku okresu przygotowawczego odpowiada przy Łazienkowskiej za kwestie motoryczne. Szkoleniowiec obszernie opowiada o swojej filozofii, jak i tym, jak optymalnie przyszykować zespół do walki na boisku. - Czasem trzeba „podpuścić” zawodnika, że… nie zrobi danej rzeczy. A on to jednak robi - opowiada Bortnik.

- Nie spodziewałem się takiego przyjęcia i faktu, że sprawy tak się potoczą. Trafiłem do bardzo dobrze zorganizowanego klubu. Zawodnicy są zaangażowani w ćwiczenia i to musi cieszyć cały sztab trenerski. Początki są bardzo dobre i pozytywne.

Kto bardziej potrzebował? Legia Łukasza Bortnika czy Łukasz Bortnik Legii?

- Myślę, że Legia potrzebowała Łukasza i Łukasz Legii, by dokonać czegoś fajnego. Klub rozwija się bardzo dobrze i ma ciekawe plany na przyszłość, co widać po budowie ośrodka. To pokazuje, że kierunek, w którym podążać chce Legia jest słuszny. Chcemy się rozwijać, „produkować” piłkarzy na odpowiednim poziomie, by dało się przekładać pracę na odpowiednią jakość zawodników. Cieszę się, że w małym stopniu jestem częścią takiego projektu. 

Pana CV jest dość… nietypowe. USA, Meksyk i Pachuca, Polska, a ostatnio Izrael i stabilna praca w Hapoelu.

- Miałem okazję być już w wielu miejscach i częściach świata. To mnie cieszy, bo jako trener od przygotowania motorycznego mogłem się rozwijać i stworzyć własną filozofię pracy. Wiele osób to zaskoczy, ale najciekawiej było w Izraelu. Sukces Hapoelu Beer Szewa zbiegł się z moim przyjściem do klubu. Sportowo prezentowaliśmy dobry poziom, mieliśmy dobre wyniki, ale to też dobry czas ze względu na kwestie prywatne. Miło będę wspominał ten czas i wracał do tego okresu z sentymentem. 

Sytuacja polityczna, ciągłe doniesienia o rakietach nad głowami, miała wpływ na powrót do Polski?

- Nie, zupełnie. Będąc w Izraelu, pracując tam, nie odczuwa się napięcia związanego z sytuacją polityczną. Jest inaczej, trzeba się do pewnych rzeczy przyzwyczaić, ale nie miało to wpływu na moje decyzje związane z pracą. Przede wszystkim, nie planowałem wracać do Polski. Nie myślałem o tym, ale wszystko poukładało się tak, że jestem w Warszawie. 

Grał pan w piłkę m.in. w Gwarku Zabrze czy polonijnych klubach z USA, a kiedy pojawiło się zainteresowanie motoryką, przygotowaniem fizycznym?

- Później, już po zakończeniu gry w piłkę. Odniosłem kontuzję w USA. W Stanach Zjednoczonych, gdy występowałem w uniwersyteckich zespołach, zerwałem więzadło krzyżowe przednie. Najpierw interesowała mnie fizjoterapia, a potem poczułem, że to nie dla mnie i zdecydowałem się na przygotowanie fizyczne. W tym kierunku ukończyłem studia w USA i zacząłem dalszy rozwój zawodowy w tym kierunku. Wciąż się dokształcam, co można pogodzić. Teraz zaczynam studia doktoranckie i cieszę się, że wciąż mogę pogłębiać wiedzę w zakresie nauki o sporcie w piłce nożnej. Radość jest tym większa, bo moim promotorem będzie ogromny autorytet - Christopher Carling, który pracował dla Olympique Marsylia, Manchesteru United czy PSG. To będzie dla mnie ciekawe doświadczenie. 

Możemy usystematyzować drogę do Legii? Jak wyglądała, kiedy się zaczęła? Ponoć jednymi z elementów były pojawienie się na Science4Football czy prezentacja dla zarządu Legii. 

- Kiedy brałem udział w kongresie, to było już bliżej postawienia kropki nad „i”. Temat zaczął się… cztery lata temu, gdy miałem okazję wdrażać w Legii technologię GPS. Blisko współpracowałem wtedy z Sebastianem Krzepotą, który ze strony klubu odpowiadał za ten projekt i był trenerem od przygotowania motorycznego. Kontakt z Legią jednak pozostał. W tym roku zupełnie przypadkowo spotkałem się w Londynie z jedną z osób, która pracuje przy Łazienkowskiej. Uczestniczyłem tam w konferencji naukowej. Spotkaliśmy się na kawie, od słowa do słowa i… wszystko zaczęło się tworzyć całością. 

Po kilku tygodniach da się dostrzec, że praca piłkarzy Legii jest indywidualizowana. Dawno tego nie było przy Łazienkowskiej. 

- To bardzo ważne w sporcie, a zwłaszcza w piłce nożnej. W drużynie, każdy organizm jest inny. Musimy dążyć do tego, by pracować optymalnie z tą grupą i w jak największym stopniu indywidualizować objętość i intensywność pracy każdego piłkarza. Pozostaje też zwracać uwagę na obszary, które nie do końca dobrze funkcjonują. Mam tu na myśli różne dysfunkcje narządu ruchu, dysproporcje i dysbalanse mięśniowe i tym podobne kwestie. Bardzo trudno jest w samym treningu optymalnie zindywidualizować pracę. Pomaga jednak rozbudowany sztab, bo taki jest w Legii. Mamy trzech trenerów tylko od przygotowania motorycznego. Możemy dzielić zawodników na grupy i optymalizować podejście do obciążeń na zajęciach. 

Możliwe jest zrobienie „dobrej” pracy za każdym razem w jednej grupie? U Czerczesowa nie było mowy o dzieleniu zawodników. 

- Wszystko jest możliwe. Trzeba dążyć do tego, by w miarę możliwości dzielić zawodników na grupy i optymalnie starać się im dobierać obciążenia. Chcemy stworzyć model pracy, który będzie działał także w przyszłości. O wielu kwestiach musi decydować pierwszy trener, ale jeśli uda się stworzyć właściwy model i system pracy, to da się na tym budować coś trwalszego.

Łukasz Bortnik

A pan wierzy w trwałość? Trenerzy często wytrzymują pół roku, a pan ma trzyletni kontrakt - zależny od osoby pierwszego szkoleniowca czy nie?

Nie chcę się zagłębiać w dyskusje dotyczące przyszłości trenerów. Podpisałem kontrakt na trzy lata i chcę wykonywać swoją rolę najlepiej, jak potrafię. Będę miał też pewien wpływ i wgląd na to, co dzieje się w akademii. To nie tylko „jedynka”. Nie chcę się jednak zagłębiać w to, jak wyglądało to w Polsce do tej pory. Trafiłem do klubu, chcę wykonywać swoją pracę jak najlepiej i wypełnić kontrakt do samego końca.

W umowie zawiera się też pana współpraca z LegiaLab?

- Oczywiście. LegiaLab zarządza doktor Piotr Żmijewski i wykonuje kawał dobrej roboty już teraz. Wspaniale, z perspektywy sztabu i trenera przygotowania motorycznego, mieć takiego człowieka w klubie i sztabie. Dzięki temu dysponujemy m.in. możliwością monitorowania zdolności wysiłkowych piłkarzy. To pozwala lepiej zarządzać zawodnikami i optymalizować ich trening, adaptację do wysiłku, regenerację organizmu itp. To świetna rzecz, o której wielu może tylko pomarzyć. Mamy szefa sztabu medycznego doktora Dawidziuka, który wykonuje testy stanu zdrowia zawodników i wraz z doświadczonymi fizjoterapeutami dba o zdrowie lub szybki powrót do zdrowia piłkarzy. Wspaniałą pracę wykonuje też dietetyk, Wojciech Zep, który uświadamia graczy na temat żywienia, suplementacji, nawodnienia. Dodatkowo każdego dnia dogadza nam kulinarnie także Ewa Olejniczak, szefowa kuchni. Jest wiele osób działających na bardzo profesjonalnym poziomie, co może nam tylko pomagać.

Wspomniał pan przed chwilą o filozofii - jak wygląda pańska idea pracy nad przygotowaniem motorycznym?

Częścią filozofii są m.in. relacje międzyludzkie. Dla zawodników czasami nie jest ważne ile wiesz, a w jakim stopniu oddajesz im siebie. Jeśli gracz dostrzega, że tobie także zależy, to on to doceni. Nowoczesny trener motoryki musi mieć dobry kontakt z drużyną, ale… musi też wymagać. Nie jesteśmy kolegami, nie możemy się ciągle głaskać. Jeśli jest czas na ciężką pracę, to nie ma innej opcji, jak tylko gotowość na 110 procent. O tym nie można zapominać.

Ważna jest dla mnie indywidualizacja i podział na grupy, o czym rozmawialiśmy. Nie jest łatwo utrzymywać wysoką intensywność treningu, ale to dla mnie istotna działka, na którą wpływa wiele czynników. Korzystając z wielu narządzi, choćby GPS-ów, możemy oceniać wysiłek nawet w czasie rzeczywistym. Dokładna analiza parametrów pozwala potem na ocenę i porównanie wyników do tego, co dzieje się w trakcie meczów. Objętość też jest ważna, choć intensywność jest dla mnie istotniejsza, ale też możliwa do rozpatrywania w wielu kategoriach. 

Języki pomagają we wspomnianym kontakcie z graczami? Angielski to normalność, ale do tego dochodzi hiszpański. Jest jeszcze coś w zanadrzu?

- Mój hiszpański jest nieco łamany. Pracowałem przez rok w Meksyku i musiałem zgłębić ten język, choć podstawy miałem jeszcze z czasów nauki w USA. To były jednak proste rzeczy. W przeciągu roku udało mi się osiągąć całkiem niezły poziom, ale potem go nie używałem i zapomniałem. I to mimo faktu, że… moja żona jest z Meksyku. Nie rozmawiamy jednak w tym języku, a zwłaszcza po polsku i angielsku. Hebrajskiego się nie uczyłem, bo po jakimś czasie stwierdziłem, że nie będzie mi potrzebny, bo nie będę tam wystarczająco długo pracował, a powszechna jest znajomość angielskiego. Znam podstawy, ale to byłoby na tyle. Z czasów szkoły mam jeszcze nieco podstaw rosyjskiego. Myślę, że dałbym radę się w nim porozumieć. 

A fakt, że sam pokazuje pan zawodnikom ćwiczenia, tłumaczy ich założenia, pomaga im uświadomić, jaki cel ma dana praca?

- Mam wrażenie, że to ważne, choć nie najważniejsze. Czasami uczestnictwo z zawodnikami w danym ćwiczeniu pozwala im wskazać, że skoro ja mogę, to wy tego nie zrobicie? Cenię też zasadę rywalizacji na treningach. Piłkarze nie lubią przegrywać. Każdy na tym poziomie chce być najlepszy. Czasem trzeba „podpuścić” zawodnika, że… nie zrobi danej rzeczy. A on to jednak robi.

Często jest tak, że gdy drużyna jest w pewnym dołku, pojawia się od razu dyskusja o przygotowaniu fizycznym… Zapytamy w takim razie prosto - czym jest dobre przygotowanie fizyczne?

- Dobre pytanie, ale… odpowiedź nie zawsze jest łatwa. Odpowiednie przygotowanie fizyczne cechuje zdolność zawodnika do skutecznego wykonywania na boisku zadań taktyczno-technicznych przez 90 minut i więcej. Mieści się w tym odpowiednie myślenie, skuteczne przewidywanie, podejmowanie optymalnych i szybkich decyzji na murawie oraz „przechytrzanie” swojego przeciwnika podczas meczu. Moglibyśmy też rozróżnić określone pozycje, bo w zależności od niej, wymagane są inne zadania taktyczne, które dyktują z kolei większe lub mniejsze obciążenie fizyczne i fizjologiczne. Środkowy obrońca potrzebuje innych bodźców treningowych niż choćby skrzydłowy czy boczny obrońca, którzy wymagają nieco innych aspektów przygotowania fizycznego. Zawodnik powinien być gotowy do dobrego wykonywania swoich wszelkich zadań na boisku przez pełne 90 minut i posiadać dużą zdolność do szybkiej regeneracji po wysiłku meczowym.

Jeśli ma pan pomagać także akademii, to pojawia się myśl o zawodnikach, którzy są dość filigranowi, przez co mają często problem z przeskokiem do seniorów, brakuje im masy mięśniowej.

- To nie jest tylko problem polskiej piłki, bo dostrzegam to też w europejskim futbolu. Chcemy dobrze monitorować zawodników zbliżających się do wieku seniora, aplikować im także odpowiednie obciążenia. Celem jest implementacja takiej pracy, która pozwoli na łagodne przejście z wieku juniora do seniora i przy tym lepsze radzenie sobie z dużymi obciążeniami treningowymi i meczowymi na poziomie piłki seniorskiej.  Przy tym musimy przede wszystkim zwracać uwagę na aspekty piłkarskie. Przygotowanie fizyczne  to wciąż tylko jeden z determinantów sukcesu w futbolu. Nie można pomijać umiejętności technicznych, wiedzy taktycznej oraz aspektów psycho-socjalnych.  Zawodnik musi mieć odpowiednią wiedzę i świadomość, czym jest zawód piłkarza i być rozwinięty na wielu płaszczyznach, choćby umiejętności radzenia sobie z presją. Tak jest w Legii, gdzie kibice wywierają regularną presją na osiąganie dobrych wyników. 

Piłkarz dobrze przygotowany motorycznie jest pewniejszy siebie i bardziej świadomy umiejętności technicznych? 

Na pewno tak. Sam wynik buduje pewność siebie, do tego dochodzi choćby kwestia dominacja nad przeciwnikiem, co pozwala zwiększać przekonanie o swoich umiejętnościach.

A zmniejsza się dzięki temu podatność na urazy?

- Tak, choć nie jest to tak proste i liniowe. Głównym czynnikiem ryzyka kontuzji jest wcześniejszy uraz. Czyli, jeśli mamy do czynienia z piłkarzem często odnoszącym kontuzje, ryzyko kolejnych problemów zdrowotnych jest większe. Na pewno jeśli jestem dobrze przygotowany i potrafię radzić sobie z większymi obciążeniami, to ryzyko powinno być nieco mniejsze.

Część piłkarska treningu jest uzgadniana pomiędzy panem a trenerem Vukoviciem czy każdy odpowiada za własną działkę?

- Oczywiście dzielimy zakres swoich obowiązków, lecz dbamy o najmniejsze szczegóły w doborze środków i metod treningowych tak, aby całkowite obciążenie treningowe było optymalne dla danej jednostki treningowej. Komunikacja między nami jest bardzo dobra. To wszystko przez dużą otwartość trenera Vukovicia. Takie porozumienie jest ważne, może nawet najistotniejsze między członkami sztabu trenerskiego. Z doświadczenia wiem, że inne formy współpracy, nie wróżą niczego dobrego i raczej szybko się kończą.

Na obozie w Austrii poszliście po jednym ze sparingów na regenerację do okolicznego jeziorka. Taki był plan czy to spontaniczność?

- Jedną z metod odnowy biologicznej, która przyspiesza regenerację organizmu są zimne kąpiele. Ma to na celu chłodzenie uszkodzonego mięśnia i zastosowanie efektu przeciwzapalnego. Wiedząc wcześniej, że mamy górskie jeziorko w pobliżu boiska, zdecydowaliśmy się skorzystać z tak ciekawej formy odnowy, ciesząc się jednocześnie pięknymi alpejskimi widokami. Połączyliśmy przyjemne z pożytecznym.

Piotr Zaręba - Łukasz Bortnik - Radosław Gwiazda

Polecamy

Komentarze (57)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.