Domyślne zdjęcie Legia.Net

Magazyn Futbol o sytuacji Legii i ManUtd.

Marcin Szymczyk

Źródło: Magazyn Futbol

13.05.2010 15:14

(akt. 16.12.2018 03:46)

Łazienkowska nagle zniknęła z mapy kibicowskiej Polski, a stadion, który kojarzył się z niespotykaną atmosferą i na którym niemal zawsze rozgrywać swoje mecze chcieli reprezentanci Polski, przeraża pustką i ciszą. Ten nowy, który wkrótce zostanie oddany do użytku, wcale nie musi się wypełnić chociażby w połowie... - czytamy w najnowszym Magazynie Futbol.

- Na nowym stadionie będzie więcej kibiców i wierzę, że będzie doping. Wiele osób chce organizować doping, kwestia tylko, kiedy się zbiorą. Dopingowanie nie jest wiedzą tajemną, już zgłaszają się kibice, którzy go zorganizują - mówił niedawno były prezes Legii Leszek Miklas. Kto chce, niech wierzy. Dziś na jedynej czynnej trybunie Legii mieści się maksymalnie 5,5 tysiąca widzów. Kompletu nie ma. I dopingu też nie. Cisza, przerywana szyderczymi tekstami, czasem 10-sekundową przyśpiewką z okazji gola, lub debiutu trenera, ewentualnie piłkarza. To wszystko. Ktoś powie - „Żyleta" zabroniła, przecież nikt nie sprzeciwi się ultrasom - nie wolno, nie wypada. Tyle że dziś z kilkutysięcznej widowni (tej najbardziej fanatycznej), zajmującej na starym stadionie, legendarną trybunę na Łazienkowską przychodzi kilkadziesiąt osób. Reszta to studenci, juniorzy z „Młodych Wilków" z ojcami, trochę starszych kibiców. Nikt nikogo nie zastrasza, zero gróźb. Brak dopingu na Łazienkowskiej jest świadomą, niewymuszoną decyzją ludzi, przychodzących na mecze. A, że piłkarze obrażają się, bo ktoś śmiał z nich zadrwić...

Co więc mają zrobić na Łazienkowskiej, żeby zapełnić nowy stadion? Na pewno sam obiekt, nawet jeśli byłby największy, najefektowniejszy i najnowocześniejszy kibiców nie przyciągnie. Czy myślicie, że gdyby po Bernabeu biegali Wawrzyniak, Iwański, Rybus czy Chinyama, to mieszkańcy Madrytu waliliby drzwiami i oknami? Bardzo wątpliwe. Z drugiej strony nikt chyba nie wyobraża sobie, żeby nowy stadion podzielił los portugalskiego - Algarve, zbudowanego na Euro 2004, ale po imprezie kompletnie bezużytecznego i zadłużonego, a dziś szykowanego do rozbiórki (nie pomogło nawet założenie lokalnego klub FC Algarve).

Legia po przejęciu ITI, miała szczytne cele, chciała zerwać z etykietą klubu opanowanego przez wandali, wykorzystujących anarchię i słabości raczkującej w Polsce demokracji. Miklas chciał być polskim Laportą, ale się nie udało. Wylano dziecko z kąpielą. Ultrasów już na stadionie nie ma, ale normalnych kibiców też tylu, co kot napłakał. Atmosfera wojny przy Łazienkowskiej wraz z modernizacją stadionu i ograniczeniem liczby miejsc wprawdzie zaczęła powoli gasnąć, ale... - Dziś czuć tylko zapach spalenizny. Nikt z moich znajomych z SKLW nie mówi, że na Legii jest fajnie, że warto kupić jakiś gadżet, koszulkę. To co funkcjonowało kiedyś, zostało spalone. Atmosfera jest smutna, żal na to patrzeć. Jak oni chcą teraz zrobić doping z trzech tysięcy milczących kibiców na dziesięć razy większym stadionie? Jak zachęcić ludzi, skoro zerwało się z tradycją, skoro nikomu w klubie nie zależy na kontakcie z tymi, którym na Legii naprawdę zależy? - pyta Kuba, były członek stowarzyszenia kibiców, od półtora roku nie chodzi na mecze. Kiedyś był aktywny, działał, dawał pieniądze na oprawę, czuł się odpowiedzialny za Legię. To był jego klub. Teraz czuje się jak intruz. Twierdzi, że dopóki nie zmieni się zarząd klubu, nie ma szans na porozumienie.

A może jednak członkowie SKLW zamiast sądzić się z byłym prezesem Legii, powinni wziąć przykład z fanów Manchesteru United? Jeżeli "Red Knights" rzeczywiście się powiedzie i wykupią swój klub z rąk rodziny Glazerów? Co wtedy? Jak przystało na Anglików - stworzą precedens i dadzą impuls kibicom na całym świecie? Na razie to tylko teoria, zarys szerszego planu.

Co ciekawe inicjatywa ustawodawcza mająca na celu wprowadzenie przepisu pozwalającego kibicom wykupienie przynajmniej 25 procent akcji klubu, wypłynęła z brytyjskiego rządu. Partia Pracy na czele premierem Gordonem Brownem przygotowuje w tym celu reformę. Także torysi w jednym ze swoich punktów wyborczych pisali: dać głos kibicom, niech inwestują... - Uważam, że to świetna idea, bo w końcu to kibice są jednymi osobami, które bronią dziś tożsamości klubu. A zdarza się, że te są dziś w całości oparte na obcokrajowcach - od właściciela, przez trenera, aż po piłkarzy. Prawdziwą więź z takim klubem mają tylko kibice - tak plany brytyjskiego rządu ocenił Michel Platini.

- Zbyt wiele angielskich klubów jest w tej chwili źle zarządzanych, dlatego nadszedł czas, żeby fani dostali prawo głosu odnośnie zarządzania. Za sumę mniejszą, niż cena sezonowego karnetu, każdy kibic mógłby zostać współwłaścicielem swojego klubu i zapewnić jego wieloletnią stabilność. Kibic zostałby wreszcie prawdziwym dwunastym zawodnikiem drużyny. Z branżowego sondażu wynika, że aż 83 procent kibiców Manchesteru United chciałby kupić klub od właściciela. 72 procent fanów Liverpoolu jest podobnego zdania. Dziś z każdego funta przez kibica ManU, 75 pensów idzie albo do kieszeni braci Glazerów, albo - przynajmniej teoretycznie - na spłatę długu, wynoszącego 716 milionów funtów i stale rosnącego. Coroczny zysk wypracowany przez klub (około 90 milionów funtów) jest przeznaczanych na uregulowanie samych odsetek z pożyczek. "Red Knighst" złożyli wstępną ofertę kupna 100-procentowego pakietu akcji Glazerom za miliard funtów, ale ci nie chcą sprzedać klubu do 2017 roku.

Autor: Rafał Lebiedziński

Cały tekst można przeczytać w najnowszym majowym numerze Magazynu Futbol.

Polecamy

Komentarze (106)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.