Marko Vesović: Mamy drużynę, możemy wiele osiągnąć

Redaktor Piotr Gawroński

Piotr Gawroński

Źródło: Legia.Net

24.02.2020 12:10

(akt. 27.02.2020 09:17)

- Na razie chcę powalczyć z Legią o tytuł. Wciąż pamiętam atmosferę na Stadionie Narodowym i zawsze sobie mówimy, że chcemy to poczuć jeszcze raz. To byłaby wielka rzecz dla mnie, bo w ciągu tych dwóch lat zdobyłbym w Legii cztery trofea. A później zobaczymy co się wydarzy, zawsze są oferty, rozmowy. Piłkarz musi myśleć o rodzinie, jego kariera nie jest bardzo długa, trzeba się zabezpieczyć. Zobaczymy co będzie dalej - opowiada w rozmowie z Legia.Net Marko Vesović, obrońca Legii Warszawa.

Co słychać u Marko Vesovicia? Wszystko dobrze?

- Tak, wszystko w porządku. Zdrowie dopisuje, a to jest najważniejsze.

A rodzinie podoba się w Polsce?

- Moja żona jest bardzo zadowolona. Córka chodzi tutaj do przedszkola międzynarodowego, na razie próbuje porozumiewać się po polsku i po angielsku. Dopiero zaczyna mówić, ma dwa lata. W domu często mówimy też po czarnogórsku.

Często odwiedzacie Czarnogórę z rodziną?

- Wtedy kiedy możemy. Rodzina częściej, ja tylko kiedy jadę na kadrę i po sezonie. W domu zostaję około tygodnia, potem wyjeżdżamy dalej. Mam wolne najczęściej w maju, a u nas najlepiej spędzać wakacje w lipcu czy sierpniu.

Polecasz Czarnogórę na wyjazdy wakacyjne?

- Oczywiście. Czarnogóra to mały kraj ale mamy morze, plaże, góry, parki narodowe. Ostatnio bardzo dużo u nas zainwestowano w infrastrukturę, jest naprawdę pięknie. Uwielbiam słońce, jest dla mnie źródłem energii. Oczywiście nie jest to argument decydujący przy wyborze klubu. Najwięcej zależy od tego jak atrakcyjna jest propozycja. Teraz jestem przecież w Legii.

Jesień 2019 roku to najlepszy twój moment w Legii?

- Nie, najlepszy sezon to ten, kiedy zdobyliśmy mistrzostwo Polski i Puchar Polski.

A dla ciebie indywidualnie?

- Statystycznie tak - jesień była niezła, ale najbardziej zadowolony byłem kiedy zdobyliśmy dublet. Radość drużyny, atmosfera, świętowanie na Starówce. Wspaniałe chwile. Mam nadzieje, że tak będzie i w tym sezonie.

Mówiłeś na początku sezonu, że Legia musi być mistrzem Polski.

- I nadal tak uważam, nie wyobrażam sobie, że może być inaczej. Szanuję wszystkie zespoły, ale w tej chwili mamy taką drużynę, że jesteśmy w stanie osiągnąć wiele. Jesteśmy drużyną stołeczną, mamy armię kibiców i wspaniałe tradycje, które trzeba kontynuować. W zeszłym sezonie nie wywalczyliśmy żadnego z tytułów, teraz trzeba to zmienić, wrócić do normalności. A tą w Legii są trofea. Jest kilku rywali - Cracovia, Pogoń, Piast czy Śląsk. Ale wszystko zależy od nas.

A do osiągnięcia tych celów nie zabraknie wam Jarosława Niezgody?

- Jarka zawsze będzie brakować, przynajmniej mnie, bo bardzo go lubię. To piłkarz, który wie, jak zdobywać bramki. Ale spokojnie, mamy innych zawodników, którzy też mają taką wiedzę. Jose Kante i Tomas Pekhart są doświadczeni i potrafią zrobić różnicę. Choć Czech potrzebuje trochę czasu, by poznać ligę, zespół i taktykę. Zrobimy wszystko, żeby jak najszybciej poczuł się częścią drużyny.

Wspomniałeś świętowanie na Starówce? To twój najpiękniejszy moment w karierze?

- Miałem też fajne chwile w Chorwacji, kiedy zdobyliśmy pierwszy tytuł w historii HNK Rijeka. To było wyjątkowe. Dinamo Zagrzeb było do tamtego momentu trzynaście razy z rzędu mistrzem. Wszyscy cieszyli się na murawie. Każdy tytuł jest dla mnie specjalny, każdy pamiętam. Jestem bardzo głodny sukcesów i mocno przeżywam wszystkie sukcesy i porażki drużyny, w której gram. Dlatego tak przeżywałem poprzednie rozgrywki. Dla mnie i dla wszystkich było to rozczarowujące. Wszystko było w naszych rękach, a popełniliśmy bardzo dużo błędów, przegraliśmy ważne spotkanie z Piastem i straciliśmy punkty w pozostałych meczach na ostatniej prostej sezonu. Myślę, że to było straszne dla nas wszystkich - nie tylko piłkarzy, ale i kibiców.

Były nieprzespane noce?

- Spałem, ale siedziało mi to w głowie. Jechałem na wakacje, ale wiedziałem co się zdarzyło, jak to się skończyło.

Udało się zresetować?

- Tak, ale w moim przypadku chyba dopiero po urlopie. Kiedy zaczynasz nowy obóz przygotowawczy i masz nowy cel przed sobą, wiesz że musisz być gotowy na kolejne spotkania, aby grać o europejskie puchary.

W tym sezonie jesienią, była w ogóle rozmowa o poprzednim, przegranym?

- Nie rozmawialiśmy, bo teraz musimy się skoncentrować na kolejnym celu, przeanalizować co było złe i co robić, aby nie popełniać starych błędów.

To gdzie był problem Legii w poprzednim sezonie?

- Mieliśmy trzech trenerów, mieliśmy też zespół w którym dziesięciu piłkarzom kończyły się umowy i w tych warunkach nie wszyscy mieli to samo nastawienie. To był nasz największy problem. Nie byliśmy zespołem w stu procentach, choć powinniśmy bez względu na okoliczności. Nie ma dla nas jednak wymówki.

Myślisz, że piłkarze, którym kończyły się umowy nie dawali z siebie wszystkiego na boisku?

- Nie, nie o to chodzi. W takiej sytuacji nie jesteś skoncentrowany, myślisz o tym jak potoczy się twoja kariera, co dalej będziesz robił. To jest bardzo trudna sytuacja dla każdego piłkarza, kiedy nie wiesz jak będzie wyglądała twoja przyszłość i to jest normalne, że to widać na boisku.

A tobie brakuje takich postaci w szatni jak Michał Kucharczyk, Miroslav Radović czy Arkadiusz Malarz?

- Zawsze brakuje tych których się lubi, przyjaciół, dobrych piłkarzy, którzy dużo zrobili dla klubu, ale myślę też, że teraz jest czas na młodych, którzy wniosą do gry nową energię. Michał z Arkiem znaleźli sobie nowe kluby i tam sie realizują, a Miro zakończył karierę, żyje sobie w Belgradzie z rodziną i planuje przyszłość.

Skoro mowa o młodych. Nikodem Niski, Radosław Cielemęcki, Ariel Mosór. Jak widzisz ich przyszłość w drużynie?

- To są bardzo utalentowani młodzi chłopcy, ale wszystko zależy od nich. Jak bardzo będą chcieli pracować, uczyć się to zrobią kariery. Widzę, że chcą, więc przyszłość jest przed nimi.

Mówiliśmy o rywalizacji z młodymi piłkarzami, a powiedz, jak ci się współpracuje z Pawłem Stolarskim, z którym teraz wygrywasz rywalizację na prawej obronie.

- Super, mamy dobre relacje. To jest zdrowa rywalizacja, obaj mocno pracujemy, zresztą tak samo jak reszta drużyny i to jest to, co nas trzyma razem. Gram teraz na prawej obronie, ale w pierwszej kolejności jestem skrzydłowym. Ale najważniejsze jest dobro drużyny i to, czego oczekuje ode mnie trener. Poza tym często podłączam się do akcji ofensywnych. Tylko przy grze w defensywie mam więcej pracy.

Jak ci się grało w pierwszych meczach na wiosnę?

- Najtrudniejszy zawsze jest pierwszy mecz, po ciężkich treningach na zgrupowaniach jesteśmy trochę zmęczeni, nie ma jeszcze tej świeżości.Tak mam nie tylko ja, ale wielu piłkarzy nie lubi tych pierwszych meczów. Masz dwa, trzy treningi, nie ma jeszcze tej właściwej energii, koncentracji. Ale to jest normalne i mam nadzieję, że teraz forma będzie zwyżkować. Najważniejsze, że zaczęliśmy wygraną, nabraliśmy pewności siebie. Czeka nas jeszcze kilka trudnych spotkań ale myślę, że zrobiliśmy dobry wstęp do dalszej części sezonu.

W meczach z ŁKS-em i Rakowem twoje podania niestety nie docierały do nikogo w polu karnym. Czego zabrakło?

- Myślę, że dobrze zagrałem i szkoda, że nie zapisałem asysty na moje konto, bo tego potrzebuję. Staram się zawsze to robić, czasami wyjdzie, innym razem nie, ale próbuję jeśli jest taka możliwość. Zabrakło trochę szczęścia, trochę precyzji. Najważniejsze, że są automatyzmy, są okazje, z czasem będzie lepiej.

Liczysz na to, że nowy napastnik Legii Tomas Pekhart będzie tym zawodnikiem, który te twoje akcje wykończy? Czy już to widzisz po pierwszych treningach?

- Na razie nie mogę tego ocenić, ale słyszałem, że świetnie gra w polu karnym i liczę na dobrą współpracę.

Jesteś kibicem serbskiej ligi czy czarnogórskiej?

- O, to trudne pytanie, nie ma na nie dobrej odpowiedzi, bo wchodzą tu kwestie polityczne i któraś ze stron może poczuć się urażona. Ale jeśli mam wybrać np. między Partizanem a Crveną Zvezdą, to wybieram ten drugi klub. Od dziecka byłem kibicem Zvezdy, tak samo cała moja rodzina. To jest największy klub na Bałkanach. Dinamo Zagrzeb jest super, Partizan Belgrad gra zawsze w europejskich pucharach, ale grać w Zvezdzie to jest marzenie każdego dzieciaka, ogromny prestiż. To jest zespół, który wygrał Ligę Mistrzów, fantastyczny klub, ma najlepsze warunki do rozwoju, najlepszych kibiców.

Kiedy po raz pierwszy poszedłeś na derby Belgradu?

- Zabrał mnie mój ojciec. Miałem dziesięć albo jedenaście lat. Trudno było o bilety na ten mecz. To jest wojna. Możesz przegrać każdy mecz w lidze, ale nie derby. Nie da się tego porównać do takich meczów w Polsce. Każde derby mają niesamowitą atmosferę. Miałem szczęście grać takie mecze w Serbii czy w Polsce - tak mówi się o meczach Lech – Legia. Ale by była atmosfera jak na Marakanie, musi być mnóstwo kibiców obu drużyn. A w Poznaniu ostatnio słabo było z frewencją, brakowało mi kibiców Lecha. Tam jest cały stadion kibiców obydwu drużyn, zapalone race, wzajemne prowokacje. Tutaj jest spokojniej, większa kultura.

A jak w Belgradzie jest z dzieciakami, też się dzielą na kibiców Zvezdy i Partizana?

- Tak, toczą o to bezustanne wojny przy grze na podwórkach, ulicach, w szkołach. Zresztą tak samo jest u dorosłych. To jest bardzo silnie zakorzeniona tradycja.Mamy tak z trenerem Vukoviciem.Zawsze mnie trochę prowokuje (śmiech).

Jest spora grupa bałkańskich piłkarzy i trenerów w naszej lidze. Czujecie się tak dobrze w naszym kraju, w lidze?

- Tak, jest nas wielu, fajnie tu żyjemy, czujemy się dobrze. Mamy podobną kulturę, język, ludzie są podobni. Ale liga liga jest tu dużo silniejsza, piłkarze są lepiej przygotowani, grają w lepszym stylu i zawsze na sto procent. Każdy przeciwnik może okazać się groźny, więc w każdym meczu trzeba dać z siebie wszystko. Ekstraklasa jest dobrą, mocną ligą. Jedyne, czego tu brakuje, to zespołów regularnie grających w europejskich pucharach. Tam jeśli na przykład Zvezda gra z jakąś drużyną z dołu tabeli to wiadomo, że wygra i to wysoko. Ja ligi serbskiej już nie oglądam. Nie mam na to czasu i nie jest to zbyt atrakcyjne. Tam potrzebne są inwestycje w stadiony, żeby ludzie chcieli chodzić na mecze. Na razie liga jest trochę nudna.

Może wrócisz na derby Belgradu, tym razem na trybuny.

- Tak, zawsze chciałem poczuć atmosferę na trybunach, bo zawsze byłem na boisku. Nigdy jeszcze nie byłem jako widz, moja rodzina nie chciała, bo to jest niebezpieczne.

Ze Zvezdy trafiłeś do Torino, jak to się stało?

- Byłem wolnym graczem, podpisałem umowę na trzy i pół roku, ale prawie nie grałem, bo byłem młodym piłkarzem, a trener wolał starszych zawodników. Średnia wieku w drużynie to było jakieś 31 lat. To był dla mnie ciężki okres, chciałem odejść, miałem nadzieję, że mnie ktoś wypożyczy.Myślałem, że Torino będzie klubem na stałe, ale wyszło inaczej. Nie zawsze jest tak, jak sobie zaplanujemy.

Czego zabrakło, umiejętności?

- Nie, wtedy grał tam Matteo Darmian, był też Bruno Perez, który potem przeszedł do Romy. Potem też Molinaro, więc miałem wręcz kosmiczną konkurencję. Bardzo się starałem, ciężko pracowałem. Zagrałem trzy mecze, były dobrze ocenione, ale potem już tylko siedziałem na ławce. Tam był system 3-5-2, byłem wahadłowym. Brakowało mirytmu meczowego. Zrobisz obóz, a potem ławka i twoja forma idzie w dół. Nie chciałem udawać, bo przecież praktycznie nie grałem, więc odszedłem do Rijeki. Zrobiłem tam z zespołem dublet.

W Rijece przerwaliście serię Dynama. Wiesz kto był wtedy trenerem Dinama? Znajoma twarz z polskiej ligi.

- A tak, Iwajło Petew?

Jedyny trener, który ostatnio nie zdobył z Dinamem mistrzostwa. Jak sam mówi, Rijeka wtedy była nie do pokonania.

- Tak byliśmy niesamowici. Mieliśmy doskonały moment. Cały kraj nam kibicował, bo te zwycięstwa Dinama stały się nudne, ale największy rywal Dinama, Hajduk Split, kibicował właśnie im, bo nie chciał, żeby Rijeka wygrała. Oni nie lubią Rijeki, zadawnione spory.

Spotkałeś na swojej drodze kilku fajnych piłkarzy, na przykład Kamila Glika, jak cię przyjął?

- Super chłopak, on był kapitanem w Torino. W derbach z Juventusem zrobił wślizg Tevezowi, dostał czerwoną kartkę i po tym meczu został legendą. Między Juve i Torino też jest wojna.

Chciałem zapytać też o Romeo Jozaka. Gdyby nie on to ciebie w Legii by nie było?

- Tak, mimo że wcześniej go nie znałem, pierwszy raz go zobaczyłem już po przyjeździe tutaj. Ivan Kepcija zadzwonił do Ivicy Vrdoljaka, a ten zadzwonił do mnie.

Nie bałeś się, że jak Jozak i Kepcija odeszli to i ciebie za chwilę tu nie będzie.

- Nie bo ja jestem piłkarzem, który zawsze stara się pracować ciężko i daję z siebie wszystko na każdym treningu i każdym meczu. Reszta zależy już od trenera.Na początku trochę mi ich brakowało, to normalne, ale trzeba szybko pogodzić się z rzeczywistością i myśleć o tym co dzieje się teraz.

Jesteś tutaj dwa lata miałeś czterech trenerów. Gdybyś mógł o każdym powiedzieć dwa słowa.

- Jozak był dżentelmenem i poliglotą. Klafurić pracowity i przyjacielski. Vuković pracowity, fanatyk Legii i Partizana (śmiech). Sa Pinto bardzo pracowity i również fanatyczny.

Do tej pory w Legii ujrzałeś dwie czerwone kartki. Pamiętasz z jakich meczów?

- Pamiętam każdą, chociaż wolałbym nie. Pierwsza to była druga żółta z Jagiellonią, ale to ta druga bardziej bolała (ze Spartakiem Trnava), to też była druga żółta. Dostałem ją bardzo szybko i głupio. Zostawiłem zespół w bardzo ciężkiej sytuacji na boisku.Miałem sam do siebie duże pretensje, bo jestem zawsze bardzo samokrytyczny. Koledzy też pewnie mieli trochę żalu do mnie, chociaż nikt mi tego nie powiedział, bo widzieli jak ja to przeżywam.Za bardzo chciałem, przestałem kontrolować emocje, głupio zareagowałem i więcej tego nie powtórzę na pewno. W tym sezonie nie mam żadnej żółtej kartki.

Kartek nie masz, ale za to masz dwie asysty i gola. Wolałbyś mieć więcej asyst, czy więcej czystych kont w obronie?

- Moim celem jest posiadanie większej liczby asyst i najlepiej więcej czystych kont.

Masz kontrakt z Legią do czerwca 2021 roku, co potem?

- Na razie chcę powalczyć z Legią o tytuł. Wciąż pamiętam atmosferę na Stadionie Narodowym i zawsze mówimy, że chcemy to poczuć jeszcze raz. To byłaby wielka rzecz dla mnie, bo w ciągu tych dwóch lat zdobyłbym w Legii cztery trofea. A później zobaczymy, zawsze są oferty, rozmowy. Piłkarz musi myśleć o rodzinie, jego kariera nie jest bardzo długa, trzeba się zabezpieczyć. Zobaczymy co będzie dalej.

Ty miałeś jakieś oferty przez te dwa lata?

- A to musisz zapytać dyrektora sportowego (śmiech)

Co mógłbyś robić w życiu gdybyś nie był piłkarzem?

- Byłbym DJ-em, lubię ten nastrój, gdy jest dużo ludzi i łączy ich muzyka.

A myślałem, że poliglotą, tłumaczem. Cały czas rozmawiamy po polsku.

- Bardzo lubię uczyć się języków, nikt nie musi mnie do tego namawiać. Język polski mi się podoba, jest bardzo podobny do mojego ojczystego, czasem nawet zbieżny. Znajmość polskiego daje mi codzienny komfort, dużo korzyści, pomaga nie tylko na boisku czy w szatni. Uważam, że każdy obcokrajowiec, który decyduje się na grę w danym kraju, powinien poznać jego język. Choćby po to, by dogadać się w sklepie czy urzędzie. Choć z drugiej strony mnie jest łatwiej, bo jestem z Bałkanów. Nie dla każdego język polski jest prosty i przyswajalny.

Polecamy

Komentarze (63)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.