Marko Vesović

Marko Vesović: Poprawiła się pewność siebie

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy, przegladsportowy.pl

20.06.2020 11:55

(akt. 20.06.2020 11:57)

- Mamy znakomitego trenera przygotowania fizycznego Łukasza Bortnika, wykonał z nami podczas zawieszenia rozgrywek naprawdę dobrą robotę. Teraz to procentuje. Po przerwie spowodowanej pandemią czuję bardzo dużą pewność siebie, ale wydaje mi się, że sama gra wcześniej wyglądała u mnie podobnie, brakowało mi przede wszystkim liczb - mówi w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Marko Vesović.

- Najważniejsze jest jednak co innego: jeśli pracujesz dla zespołu, pracujesz też dla siebie. A jeśli skupiasz się tylko na sobie, to drużyna nie ma szans na sukces. Trener właśnie tego od nas wymaga. Nie chcę jednak popadać w euforię, opowiadać o fenomenalnej formie. Idziemy w dobrym kierunku, mamy siedem punktów przewagi nad Piastem, ale długa droga jeszcze przed nami. Wszyscy jesteśmy świadomi, w jak ważnym momencie jesteśmy. Mecz w Zabrzu był dziwny. Stworzyliśmy tak wiele sytuacji, dominowaliśmy, a oni oddali jeden strzał i prowadzili. Najważniejsze, że dobrze pracujemy, że mamy jakość.

I macie taką samą przewagę nad Piastem, jak rok temu. Pojawia się w was obawa, że historia może się powtórzyć i gliwiczanie mogą wyprzedzić Legię?

- Przewaga jest taka sama, ale te sezony są kompletnie inne. Dziś gramy pewniejsi siebie, kiedy tracimy bramkę, czuję, że możemy zdobyć jeszcze cztery, pięć i wysoko zwyciężyć. Nawet gdy przegrywamy, mamy przeświadczenie, że możemy to zmienić. To nasza siła. Prezentujemy zdecydowanie lepsza piłkę, mamy szeroki skład, jakość na ławce. Sądzę, że rywale to widzą, mają dla nas więcej szacunku niż przed rokiem.

Mam wrażenie, że i na murawie trochę się pan uspokoił.

- To prawda, od pewnego czasu zachowuję się inaczej. Pracowałem nad tym, zmieniłem się. Uznałem, że nie mogę dostawać bezsensownych żółtych kartek. W tym sezonie mam tylko dwie.

Przypomina pan sobie moment, w którym po raz ostatni nie opanował swoich emocji?

- Gdy za czasów trenera Sa Pinto byliśmy zimą na obozie w Portugalii, graliśmy sparing z drugoligowym zespołem. Jeden z rywali wszedł z ławki, już w pierwszej akcji kopnął mnie nad kolanem. Wściekłem się. Biegłem za tym chłopakiem, chciałem go uderzyć, ale nie zdążyłem, zszedł już do szatni. Byłem bardzo zły, ale to nie miało żadnych konsekwencji. Ewidentnie nie zapanowałem nad emocjami w lipcu 2018 roku, w meczu ze Spartakiem Trnava (II runda el. LM, rewanż, 1:0 – przyp. red.), kiedy dostałem dwie żółte kartki, od 37. minuty graliśmy w osłabieniu, przez co straciliśmy awans do następnej rundy. Przez kilka dni po tym spotkaniu było mi bardzo trudno, podobnie jak Domagojowi Antoliciowi (on również dostał w Trnavie czerwoną kartkę – przyp. red.). Wtedy nie mieliśmy jeszcze psychologa, musiałem sobie poradzić z tym sam. Było naprawdę źle, spadła na mnie ogromna fala krytyki. Mocno to pamiętam, nie chcę, by kiedykolwiek się powtórzyło.

W Legii łatwego życia długo nie miał Antolić, niedoceniany, uznawany za hamulcowego.

- To jest właśnie ta łatka, którą się bardzo łatwo przykleja. Jemu naprawdę trudno było ją oderwać, ale jestem szczęśliwy, że teraz kibice widzą i doceniają, jak dobrze prezentuje się na boisku. Bo gra naprawdę świetnie.

Zamierza zostać pan w Warszawie dłużej niż do czerwca 2021?

- Czasu jest jeszcze dużo, dla mnie najważniejsze, by zdobyć teraz mistrzostwo i Puchar Polski. Chciałbym grać z Legią w europejskich pucharach. A na rozmowy o przyszłości przyjdzie jeszcze czas.

Zapis całej rozmowy z Marko Vesoviciem można przeczytać na stronach "Przeglądu Sportowego".

Polecamy

Komentarze (25)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.