Mateusz Leleno

Mateusz Leleno: Chcę kolejnego mistrzostwa!

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

11.06.2017 21:42

(akt. 07.12.2018 10:22)

Jak wspomina pamiętny nabór do ekipy "Wojskowych"? Czego musiał się wyrzec, aby znaleźć się tu, gdzie jest? Co lubi robić w wolnym czasie? Kim jest dla niego lider, a także kilka słów o półfinałowym dwumeczu mistrzostw Polski juniorów starszych z Lechem Poznań. Przed Państwem piłkarz CLJ oraz rezerw Legii, rodowity warszawiak - Mateusz Leleno. Zapraszamy do lektury wywiadu z legionistą.

Twoje lata przy Łazienkowskiej lecą... 


- Przygodę z Legią rozpocząłem w pierwszej klasie szkoły podstawowej, zatem w stołecznym klubie trenuję już dobrych jedenaście lat.

 

Wiele się zmieniło w klubie przez tyle lat?


- Z sentymentem wspominam stary stadion, pierwsze piłkarskie kroki na łukach za bramką, autach czy małej salce w budynku Legii. Były też dwa naturalne boiska - na jednej murawie trenowaliśmy, na drugiej sporadycznie graliśmy ważne mecze. Zmiany? Ogromne, co widać gołym okiem.

 

Twoje podejście do zawodu także uległo pewnej modyfikacji?


- Oczywiście. Kiedyś to była tylko i wyłącznie zabawa. Wszyscy powtarzali: "Jedź, pograj, pokop, spełniaj marzenia". Teraz wiążę z piłką przyszłość, mam wielkie nadzieje i marzę, żeby pasja stała się na lata zawodem.

 

Kto zaraził ciebie sportem?

 

- Chyba ja zaraziłem wszystkich w domu, tak mi się wydaje (śmiech). Czasami przeglądam sobie swoje zdjęcia sprzed kilkunastu lat, zawsze towarzyszyła mi piłka. Pamiętam jak namawiałem wszystkich do wspólnej gry, sprawiało mi to olbrzymią frajdę.

 

Jak wspominasz pamiętny nabór?

 

- Wujek namówił rodziców, aby z osiedlowego Poloneza przenieść się do Legii. Były to testy szybkościowe na małej sali na starym stadionie. Chętnych do dołączenia do klubu było mnóstwo. Nabór? Pierwszy do mojego rocznika. Przeszliśmy testy motoryczne, po których dowiadywaliśmy się, kto zostanie zaproszony na pierwszy trening. Konkurencja nie spała, a na pierwszym treningu pojawiło się wielu chłopaków, koło pięćdziesięciu.

 

Masz jeszcze kontakt z kimś z tamtej ekipy?

 

- Z Mateuszem Żyro (śmiech).

 

A oprócz niego?

 

- Z pierwszego naboru? Cały czas mam dobry kontakt z Kacprem Orłowskim, który wcześniej reprezentował barwy "Wojskowych".

 

Gdy trafiłeś do Legii, krążyły myśli: "To jest to, co chcę w życiu robić"?

 

- Oczywiście. Zawsze wiedziałem, że jestem stworzony, aby grać w piłkę. Mam nadzieję, że będę miał to szczęście, aby w życiu zawodowo robić to co kocham.

 

Otoczenie nie sugerowało, żebyś lepiej zajął się nauką, aniżeli sportem?


- Jasne, dochodziły do mnie takie głosy. Zwłaszcza na samym początku, gdy trafiłem na Łazienkowską. Rodzice, najbliżsi powtarzali: "Sport? Super, ale nauka jest najważniejsza". Nie dałem jednak za wygraną i udało mi się połączyć te dwie rzeczy. Obecnie czekam na wyniki matur. Mam dużo czasu, aby myśleć tylko o piłce.

 

Wielu rzeczy musiałeś się wyrzec, żeby znaleźć się tu, gdzie jesteś?


- Na pewno. Znaczą część mojego życia spędzałem na treningach, wszystko było im podporządkowane. Wypady ze znajomymi, przyjaciółmi... Tych spotkań było trochę mniej, aczkolwiek staram się to pogodzić.

 

Gra w klubie a reprezentacji, to poniekąd dwie różne rzeczy. Miałeś tak, że zakładając koszulkę z orzełkiem na piersi motywacja automatycznie rosła w górę?


- Wiadomo, że spotkania w kadrze są rzadziej i wywołują dreszczyk emocji. Z "eLką" na piersi występuję na co dzień, a mecze rozgrywam co tydzień. Występy w reprezentacji to bez wątpienia świetne przeżycie. W przyszłości chciałbym trafić do dorosłej kadry i reprezentować kraj jak najdłużej. To jest mój cel.

 

Czego uczą występy w kadrze?


- Można złapać sporo cennego doświadczenia, poprzez grę z mocnymi rywalami. Poziom także jest wysoki, bo powołania otrzymują piłkarze wyróżniający się w swoich klubach. W spotkaniach międzypaństwowych trzeba również szybciej operować futbolówką.

 

Zdarzało się, że niektórzy, po powołaniach, nieco "odlatywali" i dało się to odczuć?


- Odlatywali? Jeśli nawet, to tylko na chwilę.

 

Co lubisz robić w wolnym czasie, jak odpoczywasz?


- Gdy mam trochę swobody, lubię wyjść gdzieś ze znajomymi, porozmawiać i pośmiać się. Czasami, w wakacje czy w okienku świątecznym, staram się wyjechać ze stolicy, bo jestem warszawiakiem i spędzam tu praktycznie całe życie. Mieszkam z rodzicami, więc nie ma dla mnie odcięcia, jak u innych chłopaków, którzy odwiedzają bliskich tylko, gdy pojawi się trochę wolnych dni. Preferuję wyjazdy nad morze, aby nieco odpocząć i zregenerować siły.

 

Kiedy pierwszy raz poczułeś się dorosły?


- Nie wiem czy do tej pory czuję się dorosłym... Nadal jestem na "garnuszku" u mamy. Ten moment jeszcze przede mną, żeby móc powiedzieć pełną gębą, iż wziąłem ciężar swojego życia na własne barki.

 

Wzorujesz się na jakimś idolu czy nie masz takiego autorytetu?


- Obserwuje piłkarzy, od wielu mógłbym się czegoś nauczyć. Jednak zawsze chcę być sobą.

 

Pokonujesz w Legii stopniowo kolejne szczeble i pniesz się w górę. Były czasami jednak momenty zwątpienia, pojawiała się niechęć?


- Pewnie jak każdy miałem gorsze chwile. W jednym sezonie borykałem się z wieloma drobnymi kontuzjami, przez co nie mogłem wejść na odpowiedni poziom. Było to frustrujące.

 

Świadomość tego, że jesteś jednym z nielicznych warszawiaków w Legii, dodaje otuchy i pewności siebie, satysfakcji?


- Z pewnością czuję duże przywiązanie do stołecznej ekipy, ten klub od zawsze jest w moim sercu. Wydaje mi się jednak, że każda osoba, która tutaj trafia, chce pokazać się z jak najlepszej strony. Legia to przecież uznana i prestiżowa marka.

 

Do czego masz słabość?


- Do piłki zdecydowanie największą, chociaż wymieniłbym też jedzenie. Lubię sobie dobrze zjeść (śmiech).

 

Gdy grasz, na ogół w każdej sytuacji reagujesz spokojnie, nie unosisz się. Niektórzy by pomyśleli, że to zachowania nie charakteryzujące typowego piłkarza. W pewnym stopniu jesteś ewenementem.

 

- Zdarzało się usłyszeć od szkoleniowców, że się nie angażuję albo nie daję z siebie wszystkiego. Mam po prostu taki styl bycia, niektórzy uważają, że specyficzny (śmiech). Taka gra mi jednak odpowiada, jestem sobą. A jak trzeba, to i przysłowiowy „pazur” potrafię pokazać.

 

W swoim życiu wygrywałeś, ale i zdarzało się schodzić z murawy jako pokonany. Jak czujesz się po porażkach? Jak sobie z nimi radzisz?


- Standardowo. Pojawia się frustracja. Staram się wyciągnąć wnioski i skupić na kolejnym starciu, aby jak najszybciej udowodnić, iż był to wypadek przy pracy. Chce się potem udowodnić, że to mój zespół następnym razem będzie górą.

 

Którą porażkę najbardziej przeżywałeś?


- W głowie szczególnie utkwił mi finał ligi wojewódzkiej z Polonią Warszawa, który odbył się przy ulicy Blokowej na Targówku. Do przerwy prowadziliśmy z "Czarnymi Koszulami" 2:0 i praktycznie mieliśmy zapewniony awans do mistrzostw Polski. Wykreowaliśmy sobie kilka dogodnych okazji, kontrolowaliśmy boiskowe wydarzenia. W drugiej odsłonie, w odstępie kilku minut, poloniści strzelili nam trzy gole i to oni uzyskali promocję do mistrzostw kraju.

 

Najlepszy piłkarz, przeciwko któremu miałeś okazję grać?


- Ostatnio mierzyliśmy się w sparingu z reprezentacją Polski prowadzoną przez Adama Nawałkę. Graliśmy z topowymi piłkarzami w naszym kraju. Duże wrażenie zrobili na mnie Arkadiusz Milik i Piotr Zieliński. Obaj fajnie się szukali i mieli sporo ciekawych pomysłów w ofensywie.  

 

Co jest twoją mocną stroną na boisku?


- Dobrze czuję się w pojedynkach "jeden na jeden". Lubię otrzymać dokładne podanie do nogi - wówczas jestem w stanie wykrzesać z danej akcji maksimum i stworzyć zagrożenie pod bramką przeciwnika. Poza tym nieźle radzę sobie w starciach szybkościowych. Dużo pracuję też nad przygotowaniem fizycznym. Oczywiście wspomnę też o spokojnej głowie, co pozwala mi nie stresować się przed kluczowymi spotkaniami.

 

Kim jest dla ciebie lider?


- Osobą, która potrafi cieszyć się razem z resztą drużyny po zwycięstwie, pokazywać mocne strony i napędzać do kolejnych sukcesów. Z kolei po porażce czy w słabszym momencie, jego zadaniem jest wzięcie odpowiedzialności. Powinien motywować drużynę nawet, jak coś nie chce się "zazębić". Dodać wiary i otuchy do cięższej pracy, ale też prosto w oczy powiedzieć krytyczne słowa, gdy jest to potrzebne. 

 

Można cię tak nazwać, gdy przekroczy się progi szatni Legii?


-  Jak na lidera, to chyba brakuje mi okazywania zwycięskiej euforii na zewnątrz, po prostu, więcej emocji! A w środku radość rozpiera.

 

W rundzie jesiennej błyszczałeś w Centralnej Lidze Juniorów, dodatkowo dołożyłeś do tego solidne statystyki. Wierzyłeś, że ten zespół jest w stanie po raz kolejny bić się o najwyższe cele?


- W pierwszych meczach sezonu niestety nie brałem udziału, ze względu na kontuzję. Wiedziałem jednak, że gdy wrócę do zespołu, to jako kapitan zrobię wszystko, aby drużyna jeszcze raz wyszła z grupy i walczyła o tytuł. Czułem, iż tworzymy mocną "paczkę". Mamy mały handicap w postaci większego doświadczenia, zwłaszcza chłopaki, którzy w ubiegłym roku walczyli z Lechem czy Pogonią. Praktycznie byłem przekonany od samego początku, że ponownie znajdziemy się w najlepszej czwórce w Polsce.

 

Zdarzały się przypadki, że na wyjazdach miejscowi nie szczędzili wulgarnych słów w waszym kierunku?

 

- Jasne, takie sytuacje miały miejsce. Ostatnio trochę nasłuchaliśmy się w trzeciej lidze od kibiców Widzewa Łódź. Wówczas na trybunach zgromadziło się mnóstwo ich fanów i przez całą potyczkę słyszałem obelgi adresowane w naszą stronę. Staram się wtedy wyłączyć, nie skupiać na otoczeniu i po prostu robić swoje.

 

W zimie awansowałeś do ekipy rezerw i występujesz w trzeciej lidze. Ten przeskok z juniora do seniora jest rzeczywiście odczuwalny?


- Jest, zwłaszcza kiedy mówimy o grze w kontakcie oraz szybszym doskoku do piłki. Trzeba podejmować szybsze decyzje. Na boiskach trzecioligowych występują twardzi mężczyźni, którzy "gryzą" trawę do ostatnich chwil. W Centralnej Lidze Juniorów nie ma z kolei takich solidnie zbudowanych chłopaków, którzy diametralnie górowaliby nad resztą. W trzeciej lidze wszyscy walczą o rozmaite premie, pewna część o utrzymanie rodziny... Na pewno nie jest łatwo.

 

Nie masz czasami tak, że po ostrzejszym kontakcie z przeciwnikiem, chciałbyś odpowiedzieć tym samym, ale boisz się, iż sędzia będzie skłonny do wyjęcia kartki z kieszeni?


- Nie jestem zawodnikiem, który łapie sporo kartek, więc mam ten komfort, iż wiem, że gdy zostanę napomniany jedną czy dwoma kartkami to i tak nie będę pauzował w kolejnym starciu.

 

Czego brakuje wam do tego, aby awansować o klasę wyżej?

 

-  Nie sądzę, iż brakuje nam umiejętności. Może trochę więcej doświadczenia? Musimy mieć zakodowane w głowie, iż: "Wychodzimy i wiemy, że jedziemy po swoje".

 

Przejdźmy do najważniejszych spotkań sezonu w Centralnej Lidze Juniorów. W szatni rozmawiacie już na temat najbliższego rywala, Lecha?


- Jasne, pierwsze pogawędki tworzyły się zaraz po tym, gdy wywalczyliśmy awans. Starcia z Lechem rządzą się swoimi prawami, są wyjątkowe, ale chcemy podejść do nich, jak do każdego innego meczu. Chcemy wyjść po swoje i po raz kolejny zameldować się w finale.

 

Przed dwumeczem z "Kolejorzem" będziesz wracał do wspomnień sprzed roku?


- Nie ma teraz zbyt wielu zawodników, którzy rok temu grali w większym wymiarze czasowym w fazie pucharowej. Każdy chce napisać swoją własną historię i wygrać z "Kolejorzem".

 

Co przemawia za wami?


- Jesteśmy lepszym zespołem od poznaniaków (śmiech). Liczę na to, iż pokonamy "Kolejorza". Wierzę w nasz zespół. Wszyscy pragną udowodnić, że to właśnie my jesteśmy najlepszymi juniorami w kraju. Warto na nas stawiać w piłce seniorskiej i za parę lat będziemy dominować.

 

Doświadczenie wywiezione z Młodzieżowej Ligi Mistrzów może wam pomóc?


- Niewielu chłopaków mogło posmakować gry w większym wymiarze w UEFA Youth League, ale musimy zachować przede wszystkim spokój i chłodne głowy. Znaleźliśmy się już bowiem trzeci raz z rzędu w półfinałach i jest to dla nas wielki plus.

 

A ty? Stawiasz sobie jakiś indywidualny cel na końcówkę sezonu w CLJ?

 

- Chciałbym zdobyć tytuł i to jest zdecydowanie cel nadrzędny. Jak wygramy to z pewnością będę się niezmiernie cieszył z tego faktu. Bramki? Mam nadzieję, że uda się wpisać na listę strzelców czy zaliczyć asystę, lecz cel numer jeden jest jasny - podniesienie pucharu!

Polecamy

Komentarze (8)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.