News: Mateusz Praszelik: Ego było zbyt wielkie, ale otworzyłem oczy

Mateusz Praszelik: Ego było zbyt wielkie, ale otworzyłem oczy

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

21.11.2018 19:45

(akt. 12.12.2018 17:02)

- Przegrywałem z głową, a nie z umiejętnościami. Moje ego było zbyt wielkie. „Czego ja tutaj nie mogę” - tak myślałem. Mogłem mieć wrażenie, że stać mnie już na wszystko i w rezerwach mogę grać "na chodzonego. Ostatecznie odesłano mnie do rezerw i otworzyłem oczy. Mogłem być już w innym miejscu. Zmieniłem sposób myślenia. Wszystko kręci się wokół ciężkiej pracy. Tak jest teraz w pierwszym zespole, bo nie miałem jeszcze treningów intensywniejszych od tych, które są w drużynie trenera Sa Pinto - opowiada w szczerej rozmowie z Legia.Net Mateusz Praszelik, 18-letni zawodnik stołecznego klubu. Pomocnik w trakcie trwającej rundy jest wyróżniającą się postacią rezerw Legii i często jest zapraszany na treningi pierwszego zespołu.

Sportowa rodzina to dla młodego piłkarza radość czy przekleństwo?

 

- To dobre pytanie. Rodzina, dziadek, tata, wujek, zawsze chce dla mnie dobrze. To czasami wymagająca relacja. Tata rzadko mnie chwali i nawet gdybym strzelił hat-tricka, mówiłby o tym, co zrobiłem źle. Strzeliłem gola i miałem asystę w meczu z Sokołem Aleksandrów Łódzki. Po meczu do niego podszedłem i od razu stwierdził, że mogliśmy stracić gola, bo nie pokryłem jednego z rywali. To słuszne myślenie. Czasem mnie to denerwuje, ale wiem, że stara się, bym patrzył szerzej na piłkę, poprawiał mankamenty. To cenne. Dziadek to inna sprawa - często mnie chwali, też udziela wskazówek, ale patrzy bardziej pozytywnie. 

 

Twój tata był w składzie ekstraklasowego Górnika Zabrze. Zagrał nawet przeciwko Legii z Zielińskim, Magierą czy Mięcielem w składzie w sezonie 98/99. 

 

- Rzadko mówi o tym, jak grał. Często się uśmiecha mówiąc, że życzy mi tego, bym grał przynajmniej tak jak on. Na pewno miał talent, słyszałem o nim same superlatywy. Zadebiutował w ekstraklasie, zanim ta nabrała swojej obecnej nazwy. Ostatecznie stało się, jak się stało i nie zrobił dużej kariery, choć miał papiery na znacznie większe granie. 

 

Latem była opcja, byś podążył szlakiem ojca i trafił do Zabrza…

 

- Każdy widzi, jaka jest polityka Górnika, w którym stawia się na młodych. W tym sezonie zabrzanom nie idzie tak dobrze, jak w poprzednich rozgrywkach. Może brakuje jakości, dwóch-trzech starszych zawodników, którzy pomogliby młodzieży? To jednak fajny kierunek dla tych, którzy stawiają pierwsze kroki w seniorskiej piłce. 

 

Temat najpierw się pojawił, trochę się działo, aż ostatecznie przycichło. Jak to wyglądało z twojej perspektywy?

 

- Górnik nie jest klubem, który wyłoży duże pieniądze za danego zawodnika. To prawda, prowadziliśmy rozmowy z zabrzanami, trener Brosz był zaś w kontakcie z moim tatą. Myślałem, że trafię tam na wypożyczenie. Prawda jest taka, że śląski klub nie był zainteresowany takim rozwiązaniem, nawet z opcją pierwokupu. Wiemy, jak wyglądała sytuacja Mateusza Wieteski, gdzie Górnik nie zarobił tyle, ile mógłby gdyby nie pewne zapisy w jego kontrakcie. Chciano mnie kupić, ale Legia nie była zainteresowana sprzedażą za darmo czy przysłowiowe grosze. 

 

Pojawiały się też opcje z pierwszej ligi…

 

- Kluby zaczęły się zgłaszać, gdy zostałem odesłany do rezerw. Wtedy propozycji pojawiło się sporo. Nie było też do końca tak, jak sytuację opisywano w mediach: nie miałem wolnej ręki w poszukiwaniu nowej drużyny. O powrocie do drugiego zespołu decydowały też względy pozasportowe. Zainteresowanie ze strony klubów z zaplecza Ekstraklasy było, ale stanęło na tym, że rundę jesienną spędziłem w drugiej drużynie mistrzów Polski.

 

Zesłanie do rezerw to ciekawy temat. W pewnym momencie można było mieć wrażenie, że zacząłeś mierzyć się z „wodą sodową”, która w ostatnich miesiącach została opanowana właśnie w drugim zespole. 

 

- To trafna opinia, nie będę tego ukrywał. Zostałem włączony do pierwszego zespołu blisko rok temu. Taka jest prawda, bo w tamtym okresie nie byłem kluczowym zawodnikiem w rezerwach. Dostanie się do „jedynki” było świetnym uczuciem, mogę tylko dziękować, że mogłem tam być, ale… nie zasługiwałem na to. Nie doszedłem do tego ciężką pracą, a dostałem nagrodę za dobrą postawę w Centralnej Lidze Juniorów. Myślałem sobie, że świat leży u stóp. Sądziłem, że debiut w Ekstraklasie przyjdzie lada moment, a nie minie wiele czasu, jak stanę się podstawowym zawodnikiem Legii. Życie to zweryfikowało. Przegrywałem z głową, a nie z umiejętnościami. Moje ego było zbyt wielkie. „Czego ja tutaj nie mogę” - tak myślałem.

 

To było widoczne w meczach. 

 

- W meczach rezerw, bo nie miałem szansy grać w pierwszym zespole. W głowie mogłem mieć wrażenie, że stać mnie już piłkarsko na wszystko, że w rezerwach mogę grać „na chodzonego”. Weryfikacja przyszła szybko. Zamiast pierwszym, byłem w hierarchii trzydziestym zawodnikiem. To zabrzmi niczym paradoks, ale cieszę się, że latem z powrotem odesłano mnie do rezerw. Ta sytuacja sprawiła, że otworzyłem oczy na to, co robię. Straciłem pół roku, bo gdyby to wyglądało z mojej strony inaczej, mógłbym być w innym miejscu. Może gdybym bardziej na to zasługiwał, to moecniej bym to docenił?

 

Sam początek romansu z pierwszym zespołem był dość szalony. 

 

- Wszystko działo się szybko. Doleciałem razem z Grzegorzem Aftyką na ostatnie dni drugiego zgrupowania Legii, które odbywało się w hiszpańskim Benidormie. Trener Romeo Jozak wpuścił mnie na kilkanaście minut spotkania z chińskim zespołem. Zagrałem solidnie, choć bez rewelacji. Skończyło się tak, że już w Polsce usłyszałem, że zostanę w drużynie na stałe. Mogę mieć wrażenie, że trafiłem do pierwszego zespołu przynajmniej o pół roku za wcześnie. Gdyby to inaczej wyglądało, jeśli trafiłbym tam dzięki pracy na treningach, byłoby mi łatwiej. Może sprawiłoby to, że byłbym bardziej znaczącą postacią w „jedynce”.

 

Myliłeś pewność siebie z przekonaniem o wielkości?

 

- Na pewno byłem za bardzo przekonany o tym, jakim to jestem piłkarzem. W głowie było jedno, a na boisku drugie. Na murawie następowała weryfikacja, która nie zaprowadziła mnie na plac gry w Ekstraklasie czy Pucharze Polski. Przerośnięte ego dawało o sobie znać. 

 

Do wniosków, że głowa funkcjonuje źle doszedłeś sam czy złożyła się na to praca na przykład z psychologiem?

 

- Jestem człowiekiem, który zamiast współpracy z psychologiem czy trenerem mentalnym, bardziej potrzebuje czasu na to, by samemu przemyśleć sobie pewne rzeczy. Był moment, w którym pomyślałem, że mogę na boisku wszystko. To było mylne. Kolej rzeczy układała się jednak tak, że pojawiało się w głowie coraz więcej myśli dotyczących tego, że może jednak postępuje źle. Zmieniłem podejście do wielu rzeczy. Wierzę teraz, że nie jestem od nikogo gorszy, mam swoje umiejętności, stać mnie też na osiąganie wysokich celów. Drogą jest jednak ciężka praca, która może poprowadzić do szansy na udowodnienie, że talent został poparty odpowiednim wysiłkiem. Przez cały ten czas, sporo mówili także rodzice…

 

Rodzice, których często nie słucha się od razu?

 

- Tak to już chyba jest z rodzicami, że często mówią, starają się doradzić, ale te słowa nie zawsze do nas docierają, a przynajmniej nie od razu. Potem jednak następuje moment refleksji, często w samotności, kiedy dochodzi się do wniosku, że po prostu mają rację. 

 

Kiedyś powiedziałeś w jednej z rozmów, że chciałbyś mieć tak chłodną głowę, jak Sebastian Walukiewicz. Teraz twój rówieśnik jest podstawowym piłkarzem Pogoni obserwowanym przez zachodnie kluby. 

 

- Faktycznie, pamiętam te słowa. Rozmawialiśmy niedawno i czułem, że nasze porównanie pojawi się także teraz. Sebastiana zawsze wyróżniała chłodna głowa. To człowiek, który z wielkim spokojem podchodził do wielu rzeczy. Zawsze szedł w kierunku sukcesu, a teraz ma okazje udowadniać swoje umiejętności na boiskach Ekstraklasy.

 

Czujesz potrzebę pogoni za kolegą z rocznika?

 

- Jedni rozwijają się szybciej, inni nieco później. Tak wyglądają realia. Nie ma sensu oglądać się innych. Każdy z nas walczy o to, by wejść na jak najwyższy poziom. Moim zadaniem jest to, żeby nie zastanawiać się nad tym, co będzie, a pracować i podnosić swoje umiejętności. Sebastian jest w tej chwili na wyższym poziomie, gra w Ekstraklasie, w reprezentacji Polski U-20 i mocno trzymam kciuki za to, by wiodło mu się jak najlepiej. Mam nadzieję, że będę się rozwijał, stawał coraz lepszym graczem, co pozwoli mi trafić na wysoki poziom.

 

Dotychczasowa przygoda z piłką jest niczym fala: Legia ściąga talent, potem zostałeś schowany do szafy w drużynie U-17, wyciągnął się do CLJ Piotr Kobierecki. Potem kwestia głowy, aż rozgrywasz dobrą rundę w trzeciej lidze.

 

- Zawsze będę wdzięczny trenerowi Kobiereckiemu za to, że w odpowiedniej chwili wyciągnął mnie z młodszego rocznika, gdzie nie grałem. To był czas, w którym regularne pojawianie się na boisku było niezwykle ważne dla rozwoju. Dostałem szansę w Centralnej Lidze Juniorów i starałem się odpłacić za zaufanie (w pierwszym sezonie w CLJ Praszelik strzelił 7 goli i miał 6 asyst - red.). Cieszę się, że teraz mamy okazję współpracować w trzecioligowych rezerwach. Być może mogłem dojść do czegoś szybciej, ale w piłce wszystko jest płynne. Wiele mogło się potoczyć inaczej, choć czegoś brakowało, czasami może nawet zwykłego szczęścia. 

 

Pewnie mogłoby być tak, że teraz dostawałbym szanse obok Sebastiana Szymańskiego, ale jest jak jest. Nie ma sensu się poddawać, a walczyć i zapracować na swoją pozycję. Czasami za bardzo chcę. W poprzednim sezonie grałem przez jakiś czas z kontuzją, bo żal było patrzeć na zespół rezerw spadający z trzeciej ligi. Ostatecznie trzeba było jednak poświęcić kilka meczów i porządnie się wyleczyć. 

 

Po jednym z ostatnich meczów w tej rundzie, rozmawiałeś z selekcjonerem Jackiem Magierą. To sygnał, że jesteś pod jego obserwacją?

 

- Z trenerem Magierą już w przeszłości mogłem liczyć na rozmowy, motywujące słowa i bycie wysłuchanym. Mogę poczuć, że selekcjoner wciąż we mnie wierzy, jest ze mną w kontakcie. Nie chcę mówić dużych słów o kadrze, grając w trzeciej lidze. W kolejce są zawodnicy, którzy grają w wyższych klasach rozgrywkowych. Mogę za to wierzyć, że jestem pod obserwacją, a jeśli wszystko będzie się dobrze toczyło, to z czasem dostanę kolejną szansę, by reprezentować nasz kraj. 

 

Teraz ponownie jesteś zapraszany na treningi pierwszego zespołu. Czujesz, że to drugie podejście? Kolejna szansa? 

 

- Znam wymagania względem siebie, myślę, że jestem ciągle obserwowany przez pracowników klubu i wierzę, że z czasem dostanę szansę. Wiele zależy ode mnie: od postawy na treningach po grę w trzecioligowych rezerwach. Wszystko kręci się wokół ciężkiej pracy. 

 

Wielu graczy podkreśla, jak trudno trenuje się pod okiem Sa Pinto.

 

- Wydaje mi się, że nie miałem w życiu treningów bardziej intensywnych od tych, jakich miałem przyjemność „zasmakować” obecnie w pierwszym zespole. Nie będę kłamał, ale po niektórych zajęciach wraca się do domu wykończonym. Ważny jest jednak fakt, że wszystko przynosi efekty. W trakcie trzecioligowych spotkań czuję to, co udało się wypracować w trakcie treningów. 

 

Czego Portugalczyk oczekuje od zawodników na treningach?

 

- Pracy, skupienia i dawania z siebie wszystkiego. Przygotowanie motoryczne jest istotne. Mamy skupiać się na częstej wymianie podań, szlifowaniu własnych założeń. Często bierzemy udział w gierkach mających przeróżne założenia. Istotne jest także utrzymywanie się w posiadaniu piłki. 

 

Masz swojego mentora w pierwszym zespole?

 

- To chyba normalne, że młodzież trzyma się przede wszystkim z rówieśnikami. Atmosfera w zespole jest jednak taka, że każdy podchodzi do drugiego z dużą sympatią. Myślę, że mam dobre relacje praktycznie ze wszystkimi. Mogę wymienić tutaj choćby Cafu, który jest bardzo serdecznym człowiekiem. Inaki Astiz i Kasper Hamalainen to także ludzie, którzy nigdy nie przejdą obok ciebie obojętnie. 

 

Co stanie się dalej? Zimą powinno się ciebie spodziewać na obozie „jedynki” czy raczej w gronie wypożyczanych zawodników?

 

- Nie wiem tego, to w tej chwili trudne pytanie. Wiadomo, że bardzo chciałbym dostać szansę od trenera Sa Pinto i pojechać na zgrupowanie razem z pierwszym zespołem. To cel każdego zawodnika rezerw. Myślę, że może być kilka scenariuszy. Przede wszystkim latem wygasa moja umowa z Legią. Latem prowadzone były pewne rozmowy, ale od tego czasu jest cisza. Myślę, że z czasem wszyscy będziemy mądrzejsi w kwestii tego, co stanie się za kilka czy kilkanaście tygodni. 

Polecamy

Komentarze (12)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.