Mikołaj Kwietniewski

Mikołaj Kwietniewski: Mam coś do udowodnienia

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

11.09.2020 10:00

(akt. 11.09.2020 10:55)

- Obecnie trenuję z drugim zespołem i daję z siebie maksimum na treningach. To nie jest tak, że się obrażam i nagle zachowuję się w inny sposób - byłoby to nie do zrozumienia. Staram się dojść do jak najlepszej formy fizycznej na boisku: dla siebie i dla klubu. Będę dawał z siebie sto procent do mojego ostatniego dnia w tym miejscu – mówi w rozmowie z Legia.Net Mikołaj Kwietniewski, pomocnik Legii Warszawa.

Cofnijmy się o rok. W trakcie przygotowań do rozgrywek 2019/20 przebywałeś z pierwszym zespołem na zgrupowaniach w Warce i Leogang. Czułeś, że możesz dostać szansę, gdy rozpocznie się sezon?

- Tak. Dobrze wyglądałem podczas przygotowań na obozach z Legią. Strzeliłem dwa gole w pięciu sparingach: jednego w grze wewnętrznej, drugiego przeciwko Radomiakowi. Czułem, że mogę otrzymać szansę, ale ostatecznie potoczyło się inaczej.

Dlaczego?

- Sądzę, że się frustrowałem i brakowało mi cierpliwości, chłodnego spojrzenia na sytuację, bo naprawdę dobrze wyglądałem na zgrupowaniach. Chciałem jednak wszystkiego na już. Czułem się mocny i wiedziałem, że idąc do innego klubu z ekstraklasy, zacznę grać i łapać cenne minuty. Po prostu chciałem rywalizować w seniorskiej piłce, w najwyższej klasie rozgrywkowej w kraju. Chciałem pójść grać i walczyć o swoje nazwisko, pokazać się na boisku, a nie zostać w Legii, żeby to tylko ładnie na papierze wyglądało.

Dostawałeś sygnały, że może być rzeczywiście trudno o grę przy Łazienkowskiej?

- Rozmawiałem z trenerem Aleksandarem Vukoviciem, który poświęcił mi trochę czasu. Powiedział mi wówczas, żebym po prostu wstrzymał się z decyzją na około miesiąc i poczekał na to, co się wydarzy. Ale, tak jak mówię, patrzyłem na to pod innym kątem. Wiadomo, Legia chce wygrywać wszystkie mecze, to najlepszy klub w Polsce. Bałem się po prostu, że nadejdzie taka sytuacja, że zostanę przy Łazienkowskiej i będę grał w III-ligowych rezerwach.

Nie wiedziałem, że akurat w tym sezonie trener Vuković będzie dawał więcej szans młodym zawodnikom. Myślę, że gdybym został w Legii, to na pewno dostałbym możliwość do pokazania swoich umiejętności. Ale nikt nie wie co by było gdyby. Czułem się na tyle mocny, że chciałem spróbować sił w ekstraklasie. Wówczas Wisła Płock była zdeterminowana, żeby mnie pozyskać.

Co cię przekonało, żeby dołączyć do klubu z Płocka?

- Z początku sytuacja kadrowa w Wiśle była dość trudna. Sporo zawodników zmagało się z kontuzjami na starcie rozgrywek. Myślałem, że to dla mnie dobry ruch, ponieważ wielu graczy nie było w obiegu. Był to dobry moment na wejście o zespołu i walkę: najpierw o łapanie się do kadry, a później o pierwszy skład.

Ostatecznie raz grałeś, a raz nie, a potem brakowało cię w składzie ze względu na urazy. Pojawiała się złość?

- Tak, złość i frustracja. Tydzień po rozpoczęciu treningów z Wisłą, zadebiutowałem w ekstraklasie, w 1. kolejce z Górnikiem Zabrze - wszedłem na murawę na ostatnie minuty, za kadencji trenera Leszka Ojrzyńskiego. W 3. kolejce rywalizowaliśmy z Lechią Gdańsk. Wiem, że byłem szykowany do gry od pierwszej minuty, lecz na treningu doznałem urazu kolana, który wykluczył mnie na niecały miesiąc.

Po powrocie wywalczyłem pozycję na tyle, że przez jakiś czas byłem pierwszy zmiennikiem u szkoleniowca Radosława Sobolewskiego, co jakiś czas wchodziłem na boisko z ławki. Asystowałem w Pucharze Polski. Później graliśmy w lidze z Rakowem. Trener wpuścił mnie na końcówkę i miałem asystę przy bramce Piotra Tomasika. W następnym spotkaniu strzeliłem pierwszego gola w ekstraklasie, przeciwko Arce Gdynia. Był to dobry tydzień, po którym nastąpiła przerwa na kadrę. Po niej miały miejsce mecze z Koroną i Jagiellonią, w których również wchodziłem z ławki rezerwowych. Potem zacząłem spotkanie ze Śląskiem w wyjściowym składzie. Tak samo jak przeciwko Cracovii. Grałem od początku, ale pod koniec doznałem urazu kolana, przez który pauzowałem przez 6-7 tygodni.

To by było na tyle, jeśli chodzi o rundę jesienną. Mógłbym zaliczyć ją do udanych, ale gdyby kontuzje bardziej mnie omijały, to  myślę, że byłaby dużo lepsza. I teraz byłbym w innym miejscu.

Czyli w pierwszym zespole Legii a nie w drugim?

- Sądzę, że tak. Można tak powiedzieć, ale to tylko gdybanie. Trudno powiedzieć. Myślę, że miałbym więcej minut na boisku i możliwe, że znalazłbym się w innym miejscu niż obecnie. Ostatnia runda wiosenna okazała się dla mnie zdecydowanie trudniejsza. Wiadomo – powrót po kontuzji, tak naprawdę walka z samym sobą, dochodzenie do formy, frustracja spowodowana problemem z kolanem. Jedno to wrócić na murawę, odzyskać formę fizyczną i piłkarską, ale kolano na początku mi nie pomagało, puchło. Trener Sobolewski wymagał zawodników na już, grali najlepsi. Musiałem po prostu dojść do optymalnej dyspozycji, chciałem dać z siebie maksimum, mimo że czasami ból doskwierał.

Co wyniosłeś z okresu pobytu w Płocku? Sądzę, ze oprócz negatywów spowodowanych kontuzjami, pojawiły się też pozytywy.

- W tym momencie mam w sobie więcej spokoju, cierpliwości. Wiem, jak mniej więcej wyglądają przygotowania do meczów w ekstraklasie, z czym się wiąże każde spotkanie i walka o ligowe punkty. Złapałem więcej doświadczenia. Zdaję sobie sprawę, że zdrowie jest najważniejsze, na pierwszym miejscu. Trzeba o nie dbać. Jeśli chodzi o resztę – ciężko pracować i efekty przyjdą.

Gdy wróciłeś z wypożyczenia z Bytovii, to w rozmowie z nami powiedziałeś takie zdanie: „Przestałem nakładać na siebie wielką presję, nie czuję takiego ciśnienia, jak w przeszłości”. Mógłbyś rozwinąć tę kwestię?

- Trafiłem do Legii jako młody chłopak. Można w sumie powiedzieć, że nadal nim jestem, bo mam 21 lat. Nie jest to dużo, ale też mało. Myślałem, że przychodząc na Łazienkowską wszystko stanie się w mgnieniu oka, chciałem wszystkiego na już. Z czasem wiem, że to tak nie działa. Trzeba cierpliwości, większego spokoju.

Nie miałeś łatwo na początku, bo po 5 miesiącach, od transferu do stolicy, doznałeś poważnej kontuzji…

- Wykluczyła mnie ona na 7 miesięcy. Wróciłem do zdrowia i poszedłem od razu na wypożyczenie, by łapać minuty i próbować dostać się na mistrzostwa świata do lat 20. Nie udało się. Wróciłem do Legii z Bytovii i sportowa złość była ogromna, ponieważ bardzo chciałem znaleźć się w kadrze. Przestałem nakładać na siebie presję. Wrzuciłem na luz i myślę, że efekty były widoczne na obozach z Legią w Warce i Leogang.

Potem zostałem wypożyczony do Wisły i dobrze prezentowałem się w pierwszych miesiącach, w rundzie jesiennej. W drugiej części rozgrywek pojawiła się frustracja i sportowa złość na to, że troszkę nie mam szczęścia, jeśli chodzi o zdrowie. Zaczęło brakować mi spokoju i większego luzu. Był to błąd, nad którym próbowałem pracować. Nie jest łatwo, kiedy wiesz, że możesz grać w danej drużynie, nie czujesz się słabszy od drugiego kolegi, ale przeszkadzają ci kontuzje, które spowalniają proces rozwoju i dążenie do celu wyznaczonego przed sezonem.  

Zostałeś piłkarzem Legii 2,5 roku temu. Jak bardzo zmieniłeś się przez ten czas jako piłkarz i człowiek?

- Jestem bardziej dojrzałą i cierpliwą osobą. Bardziej poznałem siebie, nauczyłem się samozaparcia w dążeniu do celu, nabrałem też pewności siebie, bo łatwo jest o to kiedy idzie coś po twojej myśli, a trudniej kiedy tak nie jest. Zacząłem też doceniać więcej rzeczy, które kiedyś dla mnie mogły się wydawać oczywiste. Podchodzę do pewnych kwestii na spokojnie. Choć z drugiej strony - może tego nie widać - jestem z charakteru nerwowy, wybuchowy i zarazem wrażliwy. Cały czas staram się nad tym pracować. Irytuje mnie fakt, że wiele osób myśli, że jestem arogancką osobą, a tak naprawdę nie miało okazji poznać mnie lepiej.  

Zmieniłeś się pod względem piłkarskim?

- Tak. Uważam, że na plus. Widzę sporą poprawę w grze. Ostatnie 2,5 roku spowodowały, że stałem się lepszym zawodnikiem. Zacząłem grać w ekstraklasie, w Wiśle Płock. Miałem kilka kontuzji, z których wyszedłem, co mnie wzmocniło i pokazało, że pomimo różnych przeciwności, mogę wrócić na boisko i dalej dawać z siebie maksimum. Jeśli ktoś nie miał żadnych kontuzji, to nie wie jak wygląda codzienna praca na siłowni, rehabilitacja, a później walka o powrót do formy fizycznej i piłkarskiej. Sądzę, że to mnie wzmocniło. Jestem zadowolony z tego, że dałem sobie radę z urazami. Chociaż, oczywiście, wolałbym nie mieć tych kontuzji.

Cały czas się rozwijam, zarówno na boisku jak i po za nim. Znam swoje umiejętności na murawie i wiem, że jeżeli ktoś na mnie mocno postawi i zaufa mojej osobie, kontuzje będą mnie omijać, to osiągnę sukces.

Mikołaj Kwietniewski

W lipcu br. skończyło się twoje wypożyczenie do klubu z Płocka. Wróciłeś do Legii, ale do drugiej drużyny. Wiedziałeś, że tak się stanie, byłeś trochę zaskoczony?

- Tydzień przed wznowieniem okresu przygotowawczego, otrzymałem wiadomość od mojego agenta, że podjęto decyzję o tym, że będę trenował z rezerwami. Czułem się lekko zaskoczony. Było mi przykro, tym bardziej że nie dostałem nawet szansy tygodnia lub dwóch, aby pokazać się w treningach z pierwszym zespołem, po powrocie. Nie było to dla mnie zrozumiałe. Jedyne, co mogę teraz zrobić, to udowodnić, że ta decyzja okazała się błędna i że pewne osoby w klubie się pomyliły, co do mojej osoby.

Mam z Legią jeszcze rok kontraktu, aktualnie trenuję z drugim zespołem i daję z siebie maksimum na treningach. To nie jest tak, że się obrażam i nagle zachowuję się w inny sposób - byłoby to nie do zrozumienia. Staram się dojść do jak najlepszej formy fizycznej na boisku: dla siebie i dla klubu. Będę dawał z siebie sto procent do mojego ostatniego dnia w tym miejscu.

W najbliższy piątek Legia zagra w Płocku z Wisłą w 3. kolejce ekstraklasy. Jakiego meczu się spodziewasz?

- Myślę, że Legia na pewno ruszy agresywnie na Wisłę i wygra 2:0. W ostatnim meczu warszawiacy przegrali z Jagiellonią, więc na pewno będą walczyć o trzy punkty, zresztą jak w każdym meczu. Ale myślę, że będą jeszcze dwa razy mocniej zdeterminowani, znając Vukovicia. Z drugiej strony, trener Sobolewski również jest charakterny.

Wisła może czymś zaskoczyć?

- Klub z Płocka nie da Legii niczego za darmo. Będzie czekać na swoje okazje i próbować strzelić gola. Wisła będzie niebezpieczna z kontrataków, tak jak w poprzednim sezonie. Legii na pewno nie będzie łatwo, choć – tak jak powiedziałem – myślę, że zwycięży w Płocku.  

Legia przystąpi do tego spotkania po dwóch porażkach z rzędu, a Wisła po dwóch remisach. Będzie to miało jakieś znaczenie?

- Znając trenerów obu ekip, obie drużyny będą chciały zdobyć trzy punkty. Legia to jednak mistrz kraju, najlepszy klub w kraju i myślę, że ma zawodników z większą jakością. Po prostu, będzie to trudny mecz dla Wisły i myślę, że – akurat w piątek – Legia wygra.

Polecamy

Komentarze (7)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.