News: Oceny piłkarzy Legii za mecz z Zagłębiem - dowiezione trzy punkty

Oceny piłkarzy Legii za mecz z Jagiellonią - tak grają mistrzowie Polski

Redakcja

Źródło: Legia.Net

21.11.2016 20:30

(akt. 21.12.2018 14:52)

W piątek Legia pokonała w Białymstoku liderującą do tej pory w Ekstraklasie Jagiellonię aż 4:1. Redakcja jak zwykle oceniła piłkarzy Legii w skali 1-10, gdzie 1 oznacza sugestię zmiany profesji, 6 to ocena wyjściowa, a 10 występ idealny, gdzie wychodziło wszystko. W identycznej skali legionistów oceniliście Wy. Wasze oceny znajdują się w nawiasach oraz na samym dole w kolejności od najwyższej do najniższej. Zapraszamy do lektury.

Gra zespołu 8 (7,19 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net) - Michał Probierz zamierzał zagrać przez cały mecz tak, jak drugą połowę w lipcu w Warszawie, tzn. zastosować wysoki pressing, zmuszać legionistów do błędu przy wyprowadzaniu piłki i wywalczać stałe fragmenty gry. Obecna Legia ma jednak niewiele wspólnego ze zlepkiem piłkarzy, jaki obserwowaliśmy na początku sezonu za rządów Besnika Hasiego. Legioniści nie popełnili przez pierwszą godzinę ani jednego poważnego błędu pod własną bramką i choć rzeczywiście pressing ten sparaliżował ofensywne poczynania legionistów, „Wojskowi” zdołali objąć prowadzenie po perfekcyjnie wypracowanym na treningu rzucie rożnym. Trener białostoczczan nie tylko nie zdołał swoją taktyką zmusić legionistów do błędu, ale i skazał swój zespół na klęskę, bo pressingu przez dziewięćdziesiąt minut nie jest w stanie stosować żadna drużyna Ekstraklasy, nie robiła tego nawet Legia Stanisława Czerczesowa. Po niespełna godzinie piłkarze Jagiellonii umarli ze zmęczenia. Michał Probierz wpuścił na boisko w tej sytuacji do biegania młodzież, co tylko pogorszyło sytuację, bo zabrakło po tej decyzji już zupełnie białostoczczanom doświadczenia i jakości piłkarskiej. Legioniści w tej sytuacji szybko strzelili drugiego gola i zaczęli bawić się piłką grając bezlitośnie w dziadka z biegającymi za nimi, kompletnie już wyczerpanymi piłkarzami Jagiellonii. Był taki moment między osiemdziesiątą, a osiemdziesiątą piątą minutą, że piłkarze z Białegostoku mieli ledwie kilka kontaktów z piłką, a w tym czasie mistrzowie Polski wymienili kilkadziesiąt celnych podań. Do tego zmiennicy Legii mieli, w odróżnieniu od ich odpowiedników z Jagiellonii, wysoką jakość piłkarską i potrafili strzelić kolejne dwie bramki. Jedyny gol dla „Jagi” z upragnionego przez trenera Probierza stałego fragmentu gry nie miał już znaczenia dla przebiegu meczu. Co było kluczem do sukcesu Legii? Koncentracja i konsekwencja w pierwszej godzinie gry, za co należy przede wszystkim pochwalić obrońców i środkowych pomocników. Problemy „Wojskowi” mieli w pierwszej połowie tylko po lewej stronie boiska, środek i prawa oraz środek pomocy w defensywie wyglądały znakomicie. Problem był z rozegraniem piłki i przeprowadzeniem jej do ataku, ale nic w tym dziwnego, skoro białostoczczanie biegali sprintem od jednego legionisty do drugiego, do tego grając często bardzo brutalnie, na co ewidentnie przymykał oczy Bartosz Frankowski.  Była jedna akcja, w której z rzędu wycięta została ostro aż trójka legionistów, a sędzia w żadnym przypadku nie zareagował i nie upomniał nikogo żółtą kartką. Gdy piłkarze „Jagi” padli ze zmęczenia, Legia zaczęła rozgrywać piłkę od obrony do ataku i wtedy uwidoczniła się klasa zawodników ofensywnych mistrzów Polski, zarówno tych z pierwszej jedenastki, jak i wchodzących z ławki. Po zdobyciu drugiego gola przez Legię mecz przestał przypominać starcie lidera z mistrzem Polski, a zaczął wyglądać jak mecz mistrzów Polski z zespołem z niższej klasy rozgrywkowej. Ale by do tego doszło, trzeba było cierpliwie i bez głupich błędów wytrzymać przez godzinę nieustanną bieganinę rywali i za to legionistom należą się największe pochwały. Jeszcze dwa miesiące temu taki styl gry przeciwników wpędzał znaczną część legionistów w nerwowość i paniczne reakcje, teraz widać pewność siebie, odpowiedzialność i świadomość własnych umiejętności. Ogromne brawa za to dla drużyny i trenera.

 

Arkadiusz Malarz 7 (6,88 - ocena Czytelników). Przy bramce nie miał szans, jedna naprawdę znakomita interwencja w 70. minucie. Nie licząc wyjść do górnych piłek był praktycznie bezrobotny, zwłaszcza w pierwszej połowie. Gdyby istniał zwyczaj, że bramkarz stawia kolację obrońcom za to, że nie dopuszczali rywali w ogóle do strzałów, to po tym meczu Arkadiusz Malarz musiałby się z pewnością wykosztować.

 

Bartosz Bereszyński 8 (7,73). Kapitalny mecz w defensywie i równie dobry z przodu, zwłaszcza po przerwie. Świetna akcja na początku drugiej połowy, odpowiedzialność, koncentracja, spokój, niewiele strat, najczęściej popełnianych z dala od bramki. Dmytro Chomczenowśkyj, który sprawiał Legii tyle problemów w dwumeczu z Zorią Ługańsk, tym razem został zniszczony przez „Beresia”. Forma prawego obrońcy mistrzów Polski zaiste reprezentacyjna.

 

Jakub Rzeźniczak 8 (7,21). W pierwszej połowie dzielił się opieką nad Cernychem z Michałem Pazdanem, w drugiej praktycznie sam nakrył go czapką. Czołowy snajper Ekstraklasy właśnie dzięki „Rzeźnikowi” w ogóle nie zaistniał na boisku. Kapitan Legii wygrywał wszystkie pojedynki, czy to na ziemi, czy w powietrzu, świetnie się przy tym ustawiał i  nie popełnił ani jednego, nawet niewielkiego błędu, czy w obronie, czy w wyprowadzaniu piłki, czy w kryciu przy stałych fragmentach gry. Najlepszy mecz Rzeźniczaka w tym sezonie, lepszy nawet od tego z Realem. Gdyby grał tak w każdym spotkaniu, nikt nie zastanawiałby się nad jego teraźniejszą czy przyszłą rolą w zespole. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że utrzyma taką dyspozycję przez dłuższy czas.

 

Michał Pazdan 7 (7,46). Pierwsza połowa - patrz opis gry Jakuba Rzeźniczaka. W drugiej już niekoniecznie. Po pierwsze nie miał już rywala do walki, bo Cernych ustawiał się wyłącznie pod „Rzeźnika”, po drugie to on krył Tarasa Romanczuka w zamieszaniu w 70. minucie i dopuścił go do oddania strzału z bliska, więc należy go ocenić nieco niżej od kapitana „Wojskowych”. Niemniej poza tym jednym błędem też występ bardzo dobry.

 

Adam Hlousek 6 (7,00). Sporo problemów przez pierwsze pół godziny, grał niepewnie, wyglądał chwilami na zdekoncentrowanego lub zagubionego w kontakcie z piłką, zarówno w obronie, jak i w ataku, na szczęście nie sprowokował finalnie żadnej stuprocentowej sytuacji rywalom. Mogło mieć na to wpływ, że po jego stronie grał Waleri Kazaiszwili, z którym Czech w zasadzie nie miał okazji się zgrać. Po trzydziestu minutach uzyskał pewność i spokój w grze i dołączył poziomem do reszty kolegów z defensywy. Z przodu jednak nie wnosił w odróżnieniu od „Beresia” zbyt wiele, z rzadka pokazując się kolegom pod bramką. Przeciętny występ.

 

Michał Kopczyński 7 (7,29). Zaczął mecz od żółtej kartki i wszyscy mieli obawy, co będzie dalej. Na szczęście niesłusznie. „Kopa” zagrał bowiem bardzo odpowiedzialnie, unikał fauli i odbierał czysto piłkę, był ważnym elementem gry defensywnej zespołu. Przed przerwą raziła niechlujność z jaką rozpoczynał akcję, bo sporo podań do przodu miał niecelnych. Jednak po zmianie stron, gdy piłkarze Jagiellonii przestawali biegać, słynący z przygotowania wytrzymałościowego defensywny pomocnik Legii właśnie dopiero zaczynał się rozkręcać. Dobre wyjście w tempo i asysta przy drugim golu, do tego pewna i czysta gra w obronie oraz brak nieodpowiedzialnych strat. Dobry mecz „Kopy”.

 

Guilherme Costa Marques 9 (8,26). Obawy związane z absencją Thibaulta Molina okazały się nieuzasadnione, bo wstawiony na jego pozycję Guilherme rozegrał kapitalne zawody. Kapitalna praca w defensywie, mnóstwo odbiorów, był praktycznie nie do ogrania, do tego staranne wyprowadzanie piłki niemal bez strat. Płuca zespołu, zawsze pod grą i zawsze pierwszy z doskokiem do atakującego przeciwnika. Wycinany przez cały mecz równo z trawą, bo inaczej go zatrzymać białostoczczanie nie byli w stanie, Bartosz Frankowski niestety nie przejmował się specjalnie zdrowiem Brazylijczyka, który po kolejnym już ataku w doliczonym czasie gry z trudem schodził po meczu z boiska. Najwyraźniej sędzia z Torunia uznał, że skoro to nie w jego nogi wchodzą i nie jego boli, tylko jakiegoś Brazylijczyka, to nie będzie się trudził z dmuchaniem w gwizdek i wyciąganiem z kieszeni kartek. Kapitalny występ „Gui” okrasił pięknym golem po stałym fragmencie gry. Czy to był najlepszy występ Brazylijczyka w karierze? Niewykluczone. Podobne pamiętamy tylko dwa, w grudniu 2015 roku w Kielcach i w maju tego roku z Piastem.

 

Vadis Odjidja-Ofoe 9 (9,25). Belg jak zwykle wchodził w mecz powoli, choć tym razem tylko jeśli chodzi o rozegranie piłki. W pierwszej połowie miał sporo niecelnych podań, strat i jeden nieudany strzał, imponował natomiast rzadko do tej prezentowanym przez siebie wysokim poziomem gry defensywnej. To najważniejsze podanie jednak, z rzutu rożnego do Miroslava Radovicia wykonał najdokładniej, jak było można. Po przerwie już tradycyjnie dał koncert gry, bo im bardziej „puchli” białostoczczanie, tym więcej Belg tworzył sytuacji. Kapitalna bramka i fantastyczne rozgrywanie piłki w ostatnim kwadransie, gdy rzucał piłki na wolne pole kolegom. Miał udział przy wszystkich czterech bramkach. Mógł mieć jeszcze jednego gola, ale zmarnował stuprocentową sytuację po genialnym dośrodkowaniu Michała Kucharczyka. Oprócz umiejętności rozegrania piłki, umiejętności uderzenia piłki w światło bramki i szerokiego spojrzenia na boisko warto chwalić Belga za przygotowanie fizyczne. Gdy inni zmęczeni już kończą grać, Odjidja-Ofoe właśnie osiąga swoją najlepszą dyspozycję na boisku, dzięki czemu znów Legia ma mnóstwo okazji do zdobywania bramek w ostatnim kwadransie spotkania.

 

Miroslav Radović 7 (7,46). Asysta przy pierwszym golu, udział przy drugiej bramce, gdy wypuścił „Kopę” na skrzydło. Efektywność więc duża, ale widzieliśmy w tym sezonie znacznie lepsze występy Serba, bo poza tym wiele udanych zagrań nie miał. Sporo niecelnych podań, zarówno w pierwszej, jak i drugiej połowie, niepokoiła też w piątkowym meczu tendencja do przewracania się przy kontakcie z rywalem w nadziei wymuszenia faulu - miejmy nadzieję, że jednak nie będzie wracał do stylu gry sprzed kilku lat. Dobry mecz, równa forma od ponad miesiąca, ale był na pewno mniej widoczny niż w trzech ostatnich spotkaniach.

 

Waleri Kazaiszwili 5 (5,97). Wyszedł od pierwszej minuty po raz pierwszy za kadencji Jacka Magiery i nie zachwycił. Mało był pod grą, widać było niezrozumienie z kolegami, zwłaszcza z Adamem Hlouskiem. Gruzin nie radził sobie z ostrym, agresywnym kryciem rywali, a i partnerzy też nie za często zagrywali mu piłki, niemniej żeby je dostawać, trzeba się częściej pokazywać na wolnej pozycji. Gdy spowolnił kontrę w drugiej części meczu, Jacek Magiera uznał, że „Vako” dojrzał do zmiany. Dalszy przebieg meczu przyznał trenerowi stuprocentową rację.

 

Nemanja Nikolić 5 (5,32). W pierwszej połowie niemal nieobecny, bo rywale odcinali go od podań, a Radović, Odjidja-Ofoe i Kazaiszwili w pierwszej części meczu też nie błyszczeli precyzją przy prostopadłych zagraniach. Po przerwie widząc, że czekanie na piłkę niewiele daje, zaczął włączać się w jej rozgrywanie wracając do drugiej linii i szkoda, że zrobił to tak późno, bo pożytek z tego drużyna miała naprawdę spory. Ciężko mu było walczyć z silnymi fizycznie stoperami Jagiellonii, zwłaszcza że aktualny stan jego zdrowia nakazuje raczej unikania bezpośrednich starć. Występ mocno przeciętny.

 

Oceny zmienników:

 

Michał Kucharczyk 7 (6,63). Cały „Kuchy”. Jak zepsuje kontrę, to w następnej akcji zagra takie genialne dośrodkowanie na nos, że Odjidja-Ofoe pewnie sam nie wie, czemu nie zdobył gola. Jak popełni błąd techniczny przy akcji, to za chwilę strzeli gola. To, że Legia zaczęła pod koniec meczu grać lepiej było związane nie tylko ze zmęczeniem piłkarzy Jagiellonii, ale też dobrą grą Kucharczyka, a potem i reszty zmienników. Gdy dodamy do tego aktywność w obronie, można tylko się cieszyć, że takich zmienników posiada Legia na ławce.

 

Aleksandar Prijović (7,22) i Kasper Hamalainen (6,96) grali zbyt krótko, by ich oceniać, niemniej parę słów warto im poświęcić. Szwajcar zdobył gola, ale też zmarnował dwie stuprocentowe sytuacje, na szczęście jedną z nich wykończył Kucharczyk. Żeby jednak te sytuacje mieć, trzeba się było pokazać wychodząc na wolne pole, za co z kolei należą mu się brawa. Niestety „Prijo” ponosi też odpowiedzialność za straconego gola, bo to on krył Romanczuka. Fin z kolei to wręcz mistrz końcówek, znów był na boisku bardzo krótko, ale zdążył popisać się dwoma genialnymi podaniami do Prijovicia, z których Szwajcar jedno zamienił na gola.

 

Za najlepszego piłkarza meczu Czytelnicy i redaktorzy zgodnie wybrali Vadisa Odjidję-Ofoe, który miał udział przy wszystkich golach, a jednego z nich zdobył sam, choć trzeba przyznać, że Belg miał w tym meczu też godnego siebie konkurenta w postaci Guilherme. Znów jednak na duże brawa zasłużył cały zespół, który po prostu rozgromił lidera na jego własnym boisku.

Oceny Czytelników:

 

Vadis Odjidja-Ofoe 9,25

Guilherme Costa Marques 8,26

Bartosz Bereszyński 7,73

Michał Pazdan 7,46

Miroslav Radović 7,46

Michał Kopczyński 7,29

Aleksandar Prijović 7,22

Jakub Rzeźniczak 7,21

Adam Hlousek 7,00

Kasper Hamalainen 6,96

Arkadiusz Malarz 6,88

Michał Kucharczyk 6,63

Waleri Kazaiszwili 5,97

Nemanja Nikolić 5,32

Polecamy

Komentarze (7)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.