Oceny piłkarzy

Oceny piłkarzy Legii za mecz z Koroną - rezerwowi powalczyli o trzy punkty

Redaktor Redakcja Legia.Net

Redakcja Legia.Net

Źródło: Legia.Net

01.08.2019 14:00

(akt. 01.08.2019 15:10)

W niedzielę Legia wygrała w Kielcach z Koroną 2:1. Redakcja jak zwykle oceniła piłkarzy Legii w skali 1-10, gdzie 1 oznacza sugestię zmiany profesji, 6 to ocena wyjściowa, a 10 występ idealny, gdzie wychodziło wszystko. W identycznej skali legionistów oceniliście Wy. Wasze oceny znajdują się w nawiasach oraz w grafice na dole. Zapraszamy do lektury.

Gra zespołu 5 (5,33 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Krytyczna histeria w mediach na temat Legii powoli zaczyna osiągać poziom absurdu. Owszem, w niedzielnym meczu najwyższy był poziom temperatury, znacznie niższy poziom gry Legii, jeszcze niższy Korony, a na samym dole był poziom sędziowania przez Mariusza Złotka, ale przecież tak właśnie od lat wygląda Ekstraklasa. Opakowanie jest zdecydowanie lepsze od zawartości. Krytykowanie Aleksandara Vukovicia za stwierdzenie, że ma znaczący wpływ na słabą grę drużyny fakt występowania w europejskich pucharach jest niesamowitą hipokryzją, biorąc pod uwagę, że w Kielcach Legia wygrała. U pozostałych polskich drużyn występujących w pucharach zwycięstwo w meczu ligowym pozostaje na razie wciąż w sferze marzeń, a jednak nikt nie naśmiewa się z Michała Probierza, Waldemara Fornalika czy Piotra Stokowca. Straty w lidze można odrobić, porażki w pucharach europejskich nie, stąd trener Legii zwyczajnie oszczędza najlepszych piłkarzy na mecze w środku tygodnia i w lidze często wystawia zawodników rezerwowych. Absolutnie nie mamy zastrzeżeń do tej rotacji, bo priorytety są jasne, warto byłoby jednak by „Vuko” wystawiał jednak piłkarzy na swoich nominalnych pozycjach, bo Igor Lewczuk bocznym obrońcą był wiele lat temu, a Tomasz Jodłowiec jako ofensywny pomocnik to chyba nie grał w ogóle w swoim długim piłkarskim życiu. Trzeba przyznać, że ten eksperymentalny skład poradził sobie w miarę nieźle. Poza krótkim okresem w końcówce pierwszej połowy, gdy legioniści dali się zepchnąć do obrony i stracili bramkę, wicemistrzowie Polski byli od gospodarzy drużyną lepszą, a przede wszystkim, chcącą grać w piłkę i wygrać, o co starali się do ostatniej minuty, w odróżnieniu od kielczan skupionych głównie na utrzymywaniu remisu i polowaniu na nogi. I co najważniejsze, to dążenie do wygranej przyniosło w doliczonym czasie zwycięskiego gola, a gra się przecież po to, by wygrywać. Z całą pewnością grającym w mocno rezerwowym składzie legionistom nie ułatwiała gry nie tylko wysoka temperatura, ale również sędzia Mariusz Złotek. To, że nie gwizdnął po jednym rzucie karnym w obie strony nie wpłynęło ostatecznie na wynik meczu, bardziej przerażało to, że legioniści w drugiej połowie w ogóle nie mogli wyprowadzić piłki, nie mówiąc już o próbie wejścia w drybling, bo każda akcja była od razu przerywana faulem. W normalnej lidze taka celowa i permanentna gra faul, zwłaszcza koncentrująca się na wybranych zawodnikach byłaby szybko pokarana odpowiednią liczą kartek, w polskiej lidze jest to jednak najwyraźniej dozwolony sposób na grę. A potem dziwimy się, że w brakuje w Ekstraklasie dryblerów i piłkarzy technicznych, a każde spotkanie się w europejskich pucharach kończy się porażką, bo drużyny z innych krajów po prostu grają w piłkę, a ligowi drwale z Polski faulować ich permanentnie nie mogą, jeśli nie chcą kończyć meczu w zdekompletowanym składzie, przez co cała Ekstraklasowa myśl taktyczna bierze w łeb. Generalnie jak na tak niezgrany zespół poskładany z piłkarzy rezerwowych, legioniści rozegrali mecz przyzwoity, zwłaszcza w kompletnie przemeblowanej obronie, w której zagrał tylko jeden zawodnik nominalnie występujący w pierwszej jedenastce. Wielu piłkarzom wyraźnie brakowało ogrania i zgrania ze sobą, ale nawet w takim zestawieniu Legia była w stanie zdobyć trzy punkty w wyjazdowym meczu. W znacznie ważniejszym meczu w czwartek w Kuopio „Wojskowi” wystąpią w zupełnie innym składzie.

Radosław Majecki 6 (6,16 - ocena Czytelników). Przy golu niewiele mógł zrobić, bo piłka leciała przy słupku, a do tego Majecki nawet nie widział momentu oddawania strzału. Minutę wcześniej dobrze wybronił strzał Papadopulosa głową, w drugiej części meczu poradził sobie z drobnymi problemami z jednym strzałem z dystansu. Na więcej kielczanom nie pozwolili obrońcy, więc bramkarz Legii znów miał bardzo mało pracy. Ocena wyjściowa.

Igor Lewczuk 4 (4,63). Miał pewne problemy w defensywie, choć w tym aspekcie gry prezentował się całkiem przyzwoicie, jednak dwa razy musiał ratować się faulem taktycznym, co skończyło się żółtą kartką. Nie winimy go natomiast za gola, bo Lewczuk zgodnie ze sztuką zablokował przeciwnikowi możliwość dojścia do linii końcowej, więc gdy rywal nawrócił w stronę własnej bramki nie było jak przeciąć dośrodkowania. Od bocznego obrońcy wymaga się jednak gry ofensywnej, a tej Lewczuk nie pokazał nam w ogóle, prawie nie pojawiając się z przodu, do tego zmarnował dobrą sytuację w doliczonym czasie gry. Pamiętajmy jednak, że sporo lat minęło, odkąd grał on na boku obrony i z całą pewnością na tej pozycji został wystawiony wyjątkowo. Słaby w sumie występ, ale Lewczuk miał tak długą przerwę od występów (był to dopiero jego drugi mecz w tym roku), a do tego zagrał nie na swojej pozycji, więc można jego aktualną formę zrozumieć.

Inaki Astiz 4 (4,36). Podobnie jak Lewczuk Hiszpan grywał ostatnio bardzo rzadko (trzeci występ w tym roku), do tego ma jeszcze więcej lat i stosowną do wieku motorykę, więc cudów nie można było oczekiwać. Trzymał się dobrze aż do końcówki pierwszej połowy, gdy dwa razy nie zdołała upilnować Papadopulosa - za pierwszym raz Czech przestrzelił, za drugim trafił do siatki. W drugiej połowie popełnił jeszcze jeden błąd, kładąc się pod nogi Cebuli, co powinno zakończyć się rzutem karnym. Braki szybkościowe Astiza dały też znać o sobie, gdy nie zdążył ze wślizgiem i zarobił żółtą kartkę. Dobrze za to radził sobie w powietrzu, nieźle też wyprowadzał piłkę, jego znakomity przerzut w 59. minucie rozpoczął akcję, która powinna zakończyć się golem. Ocenić jego występ należy dość nisko, ale z drugiej strony, też trudno od niego oczekiwać, by grając tak rzadko prezentował dobrą formę.

Artur Jędrzejczyk 7 (7,15). Zdarzyły się Jędrzejczykowi pojedyncze niepewne zachowania w defensywie, ale były one daleko od bramki. W polu karnym był prawdziwą skałą, czyścił wszystko w powietrzu, przecinał dośrodkowania, imponował ustawieniem i zdecydowaniem na przedpolu bramki strzeżonej przez Majeckiego. To głównie dzięki niemu bramkarz Legii miał w tym meczu tak mało pracy. Dostałby nawet wyższą ocenę, gdyby wykazał się większą skutecznością pod bramką rywali, bo miał dwie doskonałe okazje w drugiej połowie i powinien choć jednego gola zdobyć. Mimo to i tak jesteśmy pod wrażeniem występu kapitana Legii, który znów jasno pokazuje, że to środek obrony jest dla niego właściwym miejscem i na tej pozycji jest nie do zastąpienia.

Paweł Stolarski 6 (6,20). Gdybyśmy oceniali grę Stolarskiego w obronie, to byłaby to ocena niska, bo na tej lewej flance po prostu sobie nie radził. Raz ograł go Gardawski i aż cztery razy Pućko i gdyby nie Jędrzejczyk wybijający wszystkie dośrodkowania, mogłoby się to fatalnie dla Legii skończyć. Co „Stolar” zepsuł w obronie, nadrobił jednak w ofensywie. Za pierwszym razem jego dośrodkowanie nie doszło do celu, za drugim, po własnym odbiorze idealnie wyłożył piłkę Novikovasowi, któremu pozostało tylko dobrze ułożyć nogę przy strzale. Przy drugim golu wrzucił znakomicie piłkę z autu w pole karne, mocno i precyzyjnie, jakby całe życie grał na Wyspach Brytyjskich. Bez niego wygranej Legii by nie było, ale też dla równowagi słaba gra w obronie nie pozwala na wystawienie mu oceny wyższej niż przeciętna.

Andre Martins 7 (6,20). Wreszcie zobaczyliśmy Portugalczyka z poprzedniego sezonu, który nie tylko przejmował piłkę i ją odbierał, ale też próbował ją wyprowadzać. Niestety, zwłaszcza w drugiej połowie, na próbach musiało się kończyć, bo Martins niemal przy każdym inicjowaniu akcji był faulowany przez przeciwników. Ponieważ sędzia Złotek zaledwie raz sięgnął w takiej sytuacji po żółty kartonik, dał kielczanom pełne przyzwolenie na to, by Portugalczyka po prostu wyciąć z meczu. Najwyraźniej w opinii sędziego ze Stalowej Woli to jest kwintesencja futbolu i na oglądanie takiej rąbanki będą według niego ludzie walić drzwiami i oknami. Portugalczyk wreszcie pojawił się też w polu karnym i był bliski zdobycia bramki z ostrego kąta, a po jego strzale z rzutu wolnego sędzia powinien podyktować rzut karny za zagranie ręką zawodnika stojącego w murze. Dobry występ Martinsa, z którym przeciwnicy, przy pełnej aprobacie sędziego, nie potrafili sobie poradzić inaczej, niż faulem.

Domagoj Antolić 3 (3,51). Chorwat po raz pierwszy miał okazję w tym sezonie na pokazanie się w dłuższym wymiarze czasowym i trzeba powiedzieć wprost, że jej nie wykorzystał. Nieco lepiej zaprezentował się przed przerwą, gdy dwa razy dobrze wyprowadził piłkę i błysnął świetnym podaniem w pole karne do Stolarskiego, po zmianie stron był już kompletnie niewidoczny. Nie widzieliśmy go w odbiorze piłki, podania grał niemal wyłącznie do tyłu, a gdy próbował do przodu, robił to niecelnie. Naszym zdaniem nadawał się do zmiany jeszcze bardziej niż Tomasz Jodłowiec, ale ilość zmian ograniczona jest do trzech i wszystkich słabo grających piłkarzy wymienić się w ty meczu nie dało. Bardzo słaby występ Antolicia.

Arvydas Novikovas 6 (6,13). Litwin był aktywny przez cały czas swojego pobytu na boisku, zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. Oczywiście więcej wnosił do ataku, wywalczył kilka stałych fragmentów gry, bardzo dobrze dośrodkował na głowę Niezgody, a przede wszystkim oczywiście strzelił gola, jego techniczne uderzenie było nie do obrony. Nie wydaje nam się, by zmiana była podyktowana jakimiś negatywnymi uwagami do gry Novikovasa ze strony trenera, raczej chodziło o oszczędzanie go na czwartek, bo Litwin w niedzielę zagrał naprawdę niezły mecz.

Luquinhas 5 (5,87). Sporo chaosu było w niedzielę w grze Brazylijczyka. Starał się brać ciężar wyprowadzania piłki na siebie, często wchodził w dryblingi, ale przegrywał ich więcej niż wygrał, potrafił też stracić piłkę na własnej połowie. Na plus natomiast trzeba zaliczyć waleczność w obronie. W doliczonym czasie gry wywalczył rzut wolny, po którym Legia była bliska zdobycia bramki, w sumie jednak żadnego zagrożenia pod bramką Korony przez cały mecz nie stworzył. Generalnie występ mocno przeciętny, wciąż daleko mu do zgrania z kolegami, przez co jego potencjał jest nadal niewykorzystany.

Tomasz Jodłowiec 4 (3,36). Wygląda na to, że trener Vuković musi mieć z przodu w swojej taktyce „człowieka-ścianę” i skoro nie grał Sandro Kulenović, to rolę zawodnika grającego tyłem do bramki i strącającego górne piłki miał przejąć Jodłowiec. I znów nam się przypomniał trener Engel i jego wystawienie na podobnej pozycji Radosława Kałużnego w meczu z Koreą. Efekt był dokładnie ten sam - taki pomysł we współczesnej piłce się nie sprawdza. Obiektywnie patrząc Jodłowiec w roli odgrywającego jakoś dawał sobie radę, bo jak się zastawił, to nie ma w lidze mocarza, który by go przepchnął, potrafił utrzymać piłkę, parę razy nawet odegrał ją z klepki. Gorzej było w powietrzu, bo „Jodła” nie ma już takiej dynamiki wyskoku jak kiedyś, a już zupełnie źle, gdy musiał odwrócić się z piłką przodem do bramki pod polem karnym kielczan i spróbować dryblingu lub wyjść na pozycję. Większe pretensje mamy tu jednak do trenera, że wystawił na „dziesiątce” piłkarza, który na tej pozycji nigdy nie grał i się na nią nie nadaje, niż do samego zawodnika, zwłaszcza, że Jodłowcowi nie można odmówić chęci brania udziału w konstruowaniu akcji, bo miał sporo kontaktów z piłką. Po prostu to nie jest na boisku miejsce dla niego, pomijając już, że daleko mu do formy, którą prezentował za czasów Stanisława Czerczesowa.

Jarosław Niezgoda 4 (4,15). Brak ogrania widać niestety u Niezgody na każdym kroku i czas dochodzenia do formy będzie długi. Napastnik Legii kiepsko zaprezentował się przede wszystkim z piłką przy nodze, bo obrońcy Korony zazwyczaj bez trudu go powstrzymywali. To, czego Niezgoda nie zapomniał i co dobrze rokuje na przyszłość, to gra bez piłki. Sporo do gry się pokazywał, potrafił umiejętnie odkleić się obrońców, dwa raz doszedł do strzału głową w pierwszej połowie. Po przerwie znów w 59. minucie znakomicie wyszedł na pozycję i dokładnie dograł do Jędrzejczyka, który miał idealną sytuację do zdobycia bramki. Napastnik Legii musi zbierać na razie minuty gry, by na nowo oswoić się z piłką na Ekstraklasowym poziomie, bo dużo mu do optymalnej formy w niedzielę brakowało.

Walerian Gwilia 7 (6,61). Gruzin z meczu na mecz staje się coraz ważniejszym zawodnikiem na boisku. Po jego wejściu - tym razem grał głównie jako ofensywny pomocnik - gra Legii zdecydowanie przyspieszyła, a akcje pod bramką Korony zaczęły się zazębiać. Od razu po zmianie błysnął prostopadłym podaniem, potem zagrał kilka dobrych dośrodkowań ze stałych fragmentów gry i z akcji, których koledzy nie wykorzystali, a na koniec zdobył zwycięską bramkę uderzając bez przyjęcia po zgraniu Kante. Naprawdę dobre pół godziny Gruzina, który z meczu na mecz coraz lepiej rozumie się z kolegami. Powinien jedynie wyeliminować straty grożące szybkim kontratakiem, bo taka też mu się w niedzielę zdarzyła.

Jose Kante 6 (5,75). Zaskoczył nas Gwinejczyk pozytywnie w swoim pierwszym występie, bo nie spodziewaliśmy się, że zaprezentuje on nam się w naprawdę niezłej formie. Wygrał kilka powietrznych pojedynków, w tym ten najważniejszy przy zwycięskim golu, wywalczył rzut wolny, raz nieźle poklepał piłkę z kolegami. Udana zmiana.

Dominik Nagy 5 (4,51). Można kpić, że Węgier przez dwadzieścia minut nie zagrał ani jednego celnego podania, ale nie bardzo miał okazję to zrobić, bo z Nagyem kielczanie robili to samo, co z Martinsem, a sędzia patrzył na to przez palce. Jeden drybling Nagy przegrał, przy trzech kolejnych został sfaulowany, w tym raz blisko pola karnego. Z pewnością częściej powinien się cofać i pomagać w rozegraniu, bo przez cały czas szukał głównie wyjścia na wolną pozycję, z drugiej jeśli prawie każdy kontakt z piłką kończy się kopaniem po nogach bez stanowczej reakcji sędziego, to gra się bardzo ciężko. Niezbyt udana zmiana, ale chyba nie do końca z winy samego Nagya.

Najlepszym legionistą niedzielnego meczu został Artur Jędrzejczyk, ostoja defensywy „Wojskowych”.

Oceny zawodników

Głosowanie zostało zakończone!

7.15 Artur Jędrzejczyk

6.61 Walerian Gwilia

6.2 Paweł Stolarski

6.2 Andre Martins

6.16 Radosław Majecki

6.13 Arvydas Novikovas

5.87 Luquinhas

5.75 Jose Kante

4.63 Igor Lewczuk

4.51 Dominik Nagy

4.36 Inaki Astiz

4.15 Jarosław Niezgoda

3.51 Domagoj Antolić

3.36 Tomasz Jodłowiec

Polecamy

Komentarze (10)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.