Oceny piłkarzy

Oceny piłkarzy Legii za mecz z Omonią - słaba gra i jeszcze gorsze sędziowanie

Redaktor Redakcja Legia.Net

Redakcja Legia.Net

Źródło: Legia.Net

28.08.2020 17:00

(akt. 29.08.2020 13:44)

W środę Legia przegrała przy Łazienkowskiej po dogrywce 0:2 z cypryjską Omonią Nikozja w II rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów i odpadła z rozgrywek. Redakcja jak zwykle oceniła piłkarzy Legii w skali 1-10, gdzie 1 oznacza sugestię zmiany profesji, 6 to ocena wyjściowa, a 10 występ idealny, gdzie wychodziło wszystko. W identycznej skali legionistów oceniliście Wy. Wasze oceny znajdują się w nawiasach oraz w grafice na dole. Zapraszamy do lektury.

Gra zespołu 4 (4,09 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Można oczywiście wszystko zwalić na sędziego, który niesłusznie wyrzucił z boiska Lewczuka, powinien odesłać do szatni przynajmniej jednego, a może nawet dwóch graczy Omonii i nie podyktował ewidentnego karnego po faulu na Kante, choć co prawda przy okazji powinien też wyrzucić Luquinhasa. Ale nie powinno się tego robić, bo żaden sędzia by nie wypaczyłby wyniku, gdyby Legia zagrała tak, jak jesienią zeszłego roku, czy wiosną przed przerwą spowodowaną koronawirusem. Niestety, wygląda na to, że od czerwca legioniści nie są już w stanie tak grać. Mecz był ciężkim doświadczeniem dla widzów, bo obie drużyny przez większość meczu grały przerażająco wolno, przeważnie od nogi do nogi, bez żadnego ruchu i wychodzenia do piłki. Omonia wyglądała naprawdę słabo, na tyle słabo, że gdyby legioniści byli nastawieni od początku meczu ofensywnie i zaatakowali rywala wysokim pressingiem, mogliby już do przerwy rozstrzygnąć wynik meczu. Niestety Legia już tak nie gra. Cypryjczycy byli przyjmowani dopiero na połowie Legii, gdzie dobrze zorganizowana w defensywie druga linia legionistów nie przepuszczała ich pod pole karne, ale problemy z konstruowaniem akcji Legia miała nie mniejsze niż Omonia. Bez pressingu odpadał szybki atak, a sam sposób budowania akcji przez mistrzów Polski przypominał futbol sprzed jakichś dwudziestu lat. Zarówno obrońcy, jak i pochowani za rywalami środkowi pomocnicy bali się wziąć na siebie odpowiedzialność przy wyprowadzaniu piłki i gdy tylko rywal podchodził na kilka metrów oddawali ją do bramkarza na długie wybicie. Do złudzenia przypominało to taktykę Jerzego Engela z mistrzostw świata w 2002 roku i przynosiło identyczne efekty. Czasem nawet Pehhart zdołał zgrać piłkę głową za siebie, ale w odróżnieniu od Liverpoolu za czasów Houlliera, gdy za plecy Heskeya wchodził Owen, do zgrywanych przez Czecha piłek na wolne pole nie wychodził nikt. Gdy już czasem udało się przejść pierwszą linię Cypryjczyków i piłka trafiała do środkowych pomocników, jedynym sposobem rozegrania pozostawał przerzut pod boczną linię do wychodzącego bocznego obrońcy, bo tylko oni starali się wyjść na wolne pole. Wszyscy pozostali piłkarze stali w miejscu, włącznie ze środkowymi pomocnikami, którzy nie wychodzili na pozycję po oddaniu piłki, tylko pozostawali w miejscu. Nic dziwnego, że Legia stworzyła sobie w sumie trzy dobre okazje do zdobycia gola i oddała ledwie dwa celne strzały przez sto dwadzieścia minut, wszystkie te akcje miały zresztą miejsce po wejściach bocznych obrońców. Dla porównania człapiąca w jeszcze wolniejszym tempie Omonia oddała siedem celnych strzałów, a okazji miała jeszcze więcej. Nie ruszając się bez piłki można wygrać mecz jakimś przypadkowym golem czy stałym fragmentem gry ze słabym przeciwnikiem, ale znacznie częściej się takie spotkanie przegrywa. Siermiężny futbol oparty wyłącznie na obronie na własnej połowie, „a może z przodu coś wpadnie” można stosować z drużynami z najlepszych lig europejskich, ale nie ze średniakami lub rywalami z dolnej półki, bo wtedy o wyniku często decyduje przypadek albo jak w środę sędzia. Nie ma niestety przypadku, że w rundzie finałowej Ekstraklasy zdobyła ledwie dziewięć punktów na dwadzieścia jeden możliwych i łatwo odpadła w półfinale Pucharu Polski, nie ma też przypadku, że Legia tak długo męczyła się z Linfield, a piłkarze Rakowa biegali ostatnio więcej i szybciej w dziesięciu niż Legia w jedenastu. Coś niedobrego stało się z „Wojskowymi” podczas przymusowej przerwy. Wydaje się jednak, że nawet Legia w obecnej formie mogła sobie spokojnie poradzić z Omonią mimo skandalicznego sędziowania, gdyby zagrała odważniej i szybciej i wystawiła od pierwszej minuty dwóch napastników. A tak, czekanie tylko na błąd przeciwnika, bez próby wymuszenia tego błędu, skończyło się w sposób nieprzewidziany i nieplanowany - czerwona kartka, brak sił w dogrywce i pełna dominacja rywala w końcówce. Miejmy nadzieję, że w zbliżającej się przerwie na reprezentację choć częściowo zostanie odbudowana forma legionistów, inaczej kolejny rywal w Lidze Europy, skądkolwiek by nie był, może sprawić mistrzom Polski podobne męczarnie jak Linfield lub wręcz pozbawić ich złudzeń jak Omonia.

Artur Boruc 7 (6,32 - ocena Czytelników). Jedyny legionista, który w środę zagrał na dobrym poziomie broniąc wszystko, co mógł wybronić, przy golach nie miał nic do powiedzenia, choć nawet przy karnym rzucił się w dobrą stronę. Jedyna jego niepewna interwencja miała miejsce po rzucie rożnym, gdy zbił piłkę nad poprzeczkę zamiast przenieść ją nad bramką i rywal miał szansę na dobitkę. Trudno też winić go za niedokładność wykopów, bo normalnie bramkarz nie jest zmuszany do wykopywania tak dużej ilości piłek. W sumie na taką liczbę wybić tylko dwa razy piłka wylądowała na aucie. Doświadczony bramkarz Legii zagrał dobry mecz, ale sam wygrać go nie mógł. Zawiedli koledzy z pola.

Michał Karbownik 4 (4,07). Boczni obrońcy w odróżnieniu od reszty legionistów próbowali wychodzić do piłek, ale w przypadku Karbownika pożytek był z tego niewielki. Na początku meczu po jego niedokładnym zagraniu w pole karne i rykoszecie stuprocentową sytuację miał Pekhart. Aktywność Karbownika w ofensywie w pierwszej połowie trwała zresztą tylko kwadrans. Po jego koszmarnej stracie pod koniec pierwszej połowy Cypryjczycy oddali pierwszy groźny strzał. Po zmianie stron trzy razy pojawił się z przodu, w dogrywce opadł zupełnie z sił notując w zasadzie same straty. O ile gra ofensywna i w ogóle gra piłką wychodziły mu w środę słabo, to trzeba pochwalić jego grę w destrukcji. Aż do końcówki dogrywki nie pozwalał na to, by akcje przechodziły jego stroną, dopiero na kilka minut przed końcem doliczonego czasu gry popełnił poważny błąd, na szczęście piłkarz Omonii nie wykorzystał stuprocentowej okazji uderzając obok bramki. W obronie dobrze, w ofensywie bardzo źle - generalnie słabo.

Igor Lewczuk 4 (2,84). Jeden z najbardziej chyba pechowych meczów Lewczuka w karierze, nie dlatego, że wyleciał z boiska, ale dlatego, że wyleciał niezasłużenie, a do tego wcale nie grał złego meczu. Jedyny błąd popełnił tuż przed końcem pierwszej połowy, gdy przepuścił piłkę i rywal miał okazję do oddania celnego strzału. Pierwszą żółtą kartkę załatwił mu Gwilia, który biegł za rywalem z piłką tak wolno i tak nieudolnie próbował faulować rywala, że ten w końcu wpadł na Lewczuka i to jemu sędzia ten faul odgwizdał. Przy drugiej kartce nie było nawet faulu, bo stoper Legii stanął najpierw na piłce, a potem dopiero nastąpił kontakt z przeciwnikiem. Oczywiście, podniosą się głosy, że taki doświadczony obrońca powinien uważać, ale nie będziemy przecież szczególnie surowo oceniać stopera Legii za to, że czysto zaatakował piłkę, a sędzia był niewidomy.

Artur Jędrzejczyk 3 (3,71). Kapitan Legii aż do 76. minuty grał bardzo pewnie i nie popełniał żadnych błędów. Wtedy popełnił pierwszą pomyłkę, gdy nie pokrył należycie rywala i Boruc doskonałą interwencją uratował mistrzów Polski od utraty gola, bo rywal zdołał trącić piłkę piętą i był bliski zmylenia bramkarza Legii. Drugi błąd był dużo poważniejszy, bo po prostu rywala w polu karnym faulować nie powinien. Również i przy drugim golu nie powinien pozwolić rywalowi na dośrodkowanie. Generalnie jak widać filar obrony Legii dogrywki po prostu nie wytrzymał, podobnie zresztą jak ogromna większość legionistów. Doszedł raz do strzału po rzucie rożnym, ale uderzył bardzo niecelnie. Udział przy obu straconych golach, stąd i ocena bardzo niska.

Filip Mladenović 3 (3,85). Podobnie jak Karbownik starał się wychodzić na pozycję, z tym że jego dośrodkowania stwarzały większe zagrożenie, gdyby Rosołek lepiej uderzył głową w pierwszej połowie, Serb cieszyłby się z asysty. To lewy obrońca Legii oddał najgroźniejszy strzał na bramkę, co jest trochę przerażające, bo przecież boczni obrońcy zwykle mają najmniej okazji w meczu. O ile w pierwszej części spotkania Mladenović grał nieźle, to w drugiej połowie poza jedyną wspomnianą akcją słabo, bo podobnie jak Karbownik, najczęściej piłkę tracił. Dogrywki, podobnie jak większość legionistów, nie wytrzymał, jego strata była kluczowa przy pierwszym golu, a nie nadążenie z powrotem miało walny wpływ na bramkę drugą. W pierwszej połowie dogrywki zerwał się jeszcze na chwilę, oddał zablokowany strzał i wywalczył rzut rożny, ale to było wszystko na, co go było stać. Udział przy obu straconych bramkach i ocena identyczna, jak w przypadku Jędrzejczyka.

Bartosz Slisz 4 (4,75). Naprawdę dobra pierwsza połowa, jeśli chodzi o destrukcję. Raz nawet podłączył się do akcji ofensywnej i wywalczył rzut wolny. Szkoda, że tylko raz. Po zmianie stron powoli przestawał nadążać za rywalami, w 71. przeciwnik mu uciekł i oddał strzał. W dogrywce był już niemal niewidoczny, dodatkowo tuż przed końcem meczu sfaulował pod własnym polem karnym i dostał żółtą kartkę, gdyby sędzia znał polski, to na żółtej by się po komentarzu Slisza nie skończyło. Gdyby tylko oceniać grę defensywną młodego pomocnika Legii, to nota była naprawdę niezła. Ale to właśnie do trójki środkowych pomocników mamy największe pretensje o to, że nie podchodzili do obrońców przy rozpoczęciu akcji i zmuszali stoperów do zwracania piłki do Boruca, co skutkowało „dzidą”. Nie wiemy, skąd u całej trójki taki brak odwagi przy wyprowadzaniu piłki. Gdy już piłka dotarła do środka pomocy, żaden z pomocników, również Slisz, nie miał innego pomysłu na grę, niż do bocznych obrońców, żaden nie chciał włączyć się do akcji i wyjść na boisko po oddaniu piłki. Nic dziwnego więc, że Legia grała tak ślamazarnie i schematycznie. Brak chęci do gry w piłkę nie pozwala niestety na ocenienie Slisza, podobnie jak innych środkowych pomocników nawet przeciętną oceną. W końcu kto ma operować piłką i rozgrywać, skoro nie robi tego środek pola?

Domagoj Antolić 4 (4,61). Antolić grał podobnie jak Slisz - dobrze w destrukcji i całkiem nieźle przy rozegraniu piłki, choć rozdzielał ją niemal wyłącznie na boki. Po jednym z takich podań Mladenović wyszedł na pozycję i oddał celny strzał. Niestety Antolić, jeszcze bardziej niż Slisz, rozgrywał piłkę na stojąco, nie wychodząc na pozycję po oddaniu piłki. Na początku meczu raz tylko podszedł pod pole karne i oddał strzał, potem trzymał się wyłącznie środkowej części boiska, a nie tego oczekujemy od środkowych pomocników. Bardzo zmęczony już był w dogrywce, gdy w zasadzie nie było go już widać nawet wtedy, gdy Legia zerwała się do wyrównania. Ocena identyczna jak Slisza.

Luquinhas 6 (5,91). Z komentarzy chwalących po meczu Luquinhasa wynika, że zapomniano pierwszej części meczu. Przez pierwszą połowę Brazylijczyka gasił w miejscu Jan Lecjaks, prawdopodobnie najlepszy zawodnik na boisku. Luquinhas, który w ogóle nie mógł sobie z nim poradzić, przeniósł się nawet na pewien czas na drugą stronę boiska, gdzie nie miał tak twardego i dobrze przygotowanego motorycznie rywala. Brazylijczyk odżył po zmianie stron, wywalczył sporo stałych fragmentów gry, po faulach na nim mogło, a nawet powinno, wylecieć z boiska dwóch zawodników Omonii. Będąc jednak sprawiedliwym, to i Brazylijczyk nie powinien dograć tego meczu do końca i co gorsza nie mógłby zagrać w kolejnym w europejskich pucharach. Luquinhas był jedynym chyba legionistą z wyjściowego składu, który wytrzymał mecz do końca i do straty drugiego gola walczył o zmianę wyniku, po jego podaniu Kante był faulowany w polu karnym. Pamiętajmy jednak, że poza stałymi fragmentami gry i kartkami pożytku z akcji Brazylijczyka wiele nie było. Ani sam nie dochodził do pozycji strzeleckich, ani nie stwarzał okazji kolegom. Był najlepszym legionistą w polu, ale nie ocenimy go wyżej niż przeciętnie. Inna sprawa, że często nie bardzo miał z kim grać, bo ruchu w przedniej formacji Legii żadnego nie było.

Walerian Gwilia 2 (2,38). Przed przerwą pokazał się dwa razy w defensywie, raz nawet rywal dostał za faul na nim żółtą kartkę. W ataku nie grał nic, bo stał i nie wychodził do piłki, nie wracał się też do rozegrania, choć tego przede wszystkim należało od niego oczekiwać. Miał okazję na zdobycie gola, ale straszliwie ją zmarnował, za pierwszym razem w ogóle nie trafił w piłkę, a poprawka była zbyt lekka i została zablokowana. Po zmianie stron oddał jeszcze jeden zablokowany strzał, raz przejął piłkę i raz koszmarnie ją stracił. Po czerwonej kartce dla Lewczuka został zmieniony. Będziemy powtarzać do znudzenia - Gwilia nie może grać za napastnikiem czy obok niego, bo po pierwsze jest mało ruchliwy, po drugie nie obraca się z piłką i oddaje ją w tym samym kierunku, z którego ją dostał. Gdy gra w środku pola i ma ją przodem do bramki - może zagrać dobre podanie, gdy dostaje ją tyłem, zwróci ją do tyłu. Niepojęty wręcz jest upór trenera Vukovicia w wystawianiu tak nieruchliwej pary w ataku, jak Gwilia z Pekhartem. Bardzo słaby mecz.

Maciej Rosołek 3 (2,98). Dwie interwencje w defensywie w pierwszej połowie, dwa zastawienia się z piłką w drugiej, jedna zmarnowana okazja po zbyt lekkim strzale głową po wrzutce Mladenovicia. Stawianie Rosołka na skrzydle i zmuszanie osiemnastolatka do obowiązków defensywnych to marnowanie jego potencjału. Odbiera mu się możliwość oddania strzału, zagrania prostopadłego podania, zastawienia się z piłką i odegrania, za to zmusza do biegania od bramki do bramki i wspierania bocznego obrońcy w tyłach. Rosołek przebiegł z Rakowem ponad jedenaście kilometrów, nic więc dziwnego, że po godzinie podobnej harówki, jak w Bełchatowie nie miał siły grać dalej, bo trudno od tak młodego zawodnika wymagać kondycji długodystansowca. Kolejny obok Gwilii piłkarz, na którego trener ostatnio nakłada obowiązki i wystawia na pozycji niekoniecznie pasującej do profilu zawodnika. Słusznie zmieniony i to chyba zdecydowanie za późno.

Tomas Pekhart 2 (3,05). Zaczął od wywalczenia rzutu wolnego, potem zmarnował najlepszą w całym meczu okazję, przenosząc na czystej pozycji piłkę wysoko nad bramką. Z adresowanych na niego długich wybić tylko raz przyjął piłkę i ją zgrał, parę razy przebił ją za siebie, ale tam, jak wiadomo nikogo nie było. Trochę pod tym względem wpakowano Czecha w walkę bez sensu i bez perspektyw, skoro nie miał do kogo grać, nawet jak wygrał pojedynek w powietrzu. To jedna strona medalu - druga jest taka, że gdy środkowi pomocnicy rozpoczynali akcję, Pekhart, tak samo jak wszyscy pomocnicy powinien się ruszać i wychodzić do piłki, zarówno do tyłu do rozegrania, jak i do przodu, by można było ją zagrać za linię obrońców. Niestety, jak wiemy, Czech jest typem napastnika „stacjonarnego”. Z pewnością znacznie więcej byłoby z niego pożytku, gdyby grał obok niego drugi, ruchliwszy napastnik, niestety trener decyduje się na to najczęściej dopiero wtedy, gdy Legia musi desperacko szukać goli, bo czas ją goni, jak z Linfield i Rakowem. Ocena identyczna jak Rosołka i Gwilii, cała trójka nie stwarzała żadnego zagrożenia pod bramką Omonii i zasłużenie każdy z nich doczekał się zmiany w drugiej połowie.

Mateusz Wieteska 3 (3,23). Ani chybi Wieteskę w tym sezonie obłożono jakąś klątwą. W każdym z poprzednich meczów popełniał błędy, a teraz zawala gola wskutek kontuzji, której nabył bez kontaktu z przeciwnikiem. Co ciekawe, aż do tego momentu żadnego błędu nie zrobił, inna sprawa, że interwencji miał niewiele, bo Omonia nie grała środkiem, nie przebijała się też swoją lewą stroną, a większość akcji kasowali środkowi pomocnicy. Pamiętamy o bezsensownym faulu w ofensywie przy stałym fragmencie gry, który odebrał możliwość kontynuowania akcji po zebraniu wybitej piłki (który to już przypadek takiego mało inteligentnego zachowania legionistów w tym sezonie!), nie mamy też pewności, że przy golu zdrowy Wieteska nadążyłby za rywalem. Tak, czy tak, gol znów spada na niego. Uraz jest poważny, stopera Legii zapewne w tym roku już na boisku nie zobaczymy. Życzymy szybkiego powrotu do zdrowia i lepszej formy po wyzdrowieniu niż ostatnio. Mamy też nadzieję, że nie jest to początek podobnej serii kontuzji w całym zespole, jak w czerwcu.

Jose Kante 5 (4,89). Kante miał wnieść do ataku ruchliwość i wniósł. Oddał chyba więcej strzałów niż wszyscy legioniści razem wzięci, tyle że uderzenia te oddawał najczęściej z bardzo nieprzygotowanych pozycji i były one niecelne lub blokowane. Wywalczył też jeden rzut wolny, a także oczywiście rzut karny, którego sędzia nie raczył odgwizdać. Mocno przeciętny występ dalekiego od szczytowej formy Gwinejczyka, niemniej i tak grał on o niebo lepiej niż trio Pekhart-Gwilia-Rosołek. Mimo niekorzystnego obrotu meczu, to właśnie Kante aż do utraty drugiego gola dawał przynajmniej nadzieję na zmianę rezultatu.

Bartosz Kapustka 4 (4,48). Kapustka wszedł zapewne, by dać impuls ofensywny, ale –-podobnie jak Rosołek - większe osiągnięcia miał w grze defensywnej. Sporo piłek odebrał, tyle że nie tylko tego od niego oczekiwaliśmy. W ataku było bowiem mizernie. Raz dobrze się zastawił przed rywalem, raz nie zdążył do podania w pole karne i uprzedził go obrońca, w dogrywce dwa razy stracił piłkę z przodu. Słaby występ, choć nieco lepszy, niż piłkarza za którego wszedł.

Andre Martins (4,22) grał zbyt krótko, by go oceniać.

Najlepszym legionistą środowego meczu Czytelnicy i redaktorzy wybrali Artura Boruca, jedynego spośród piłkarzy Legii, który zagrał na oczekiwanym od niego poziomie.

Oceny zawodników

Głosowanie zostało zakończone!

6.32 Artur Boruc

5.91 Luquinhas

4.89 Jose Kante

4.75 Bartosz Slisz

4.61 Domagoj Antolić

4.48 Bartosz Kapustka

4.22 Andre Martins

4.07 Michał Karbownik

3.85 Filip Mladenović

3.71 Artur Jędrzejczyk

3.23 Mateusz Wieteska

3.05 Tomas Pekhart

2.98 Maciej Rosołek

2.84 Igor Lewczuk

2.38 Walerian Gwilia

Polecamy

Komentarze (22)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.