News: Oceny piłkarzy Legii za mecz z Zagłębiem - dowiezione trzy punkty

Oceny piłkarzy Legii za mecz z Wisłą - sama defensywa mistrzostwa nie wygra

Redakcja

Źródło: Legia.Net

03.05.2017 18:24

(akt. 21.12.2018 14:43)

W niedzielę Legia zremisowała przy Łazienkowskiej z Wisłą 1:1. Redakcja jak zwykle oceniła piłkarzy Legii w skali 1-10, gdzie 1 oznacza sugestię zmiany profesji, 6 to ocena wyjściowa, a 10 występ idealny, gdzie wychodziło wszystko. W identycznej skali legionistów oceniliście Wy. Wasze oceny znajdują się w nawiasach oraz na samym dole w kolejności od najwyższej do najniższej. Zapraszamy do lektury.

Gra zespołu 4 (4,38 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). „Nuda, proszę pana. Nic się nie dzieje. W ogóle brak akcji jest. Dłużyzna. Aż się chce wyjść z kina.” Tylko słowami inżyniera Mamonia można opisać przebieg pierwszej połowy spotkania przy Łazienkowskiej. Oba zespoły grały tak, by nie stracić bramki, więc oglądaliśmy senne, acz dokładne przegrywanie piłki z jednej strony na drugą, a nieliczne ataki były prowadzone pojedynczymi zrywami poszczególnych piłkarzy, którym w polu karnym pokazywał się góra jeden kolega. O ile wiślaków można było zrozumieć, bo rzeczywiście przyjechali do Warszawy nie przegrać, o tyle naprawdę trudno pojąć, dlaczego gra tak Legia, która przecież kolejne mecze musi wygrywać. Co gorsza, „Wojskowi” grają w ten sposób od początku rundy - najważniejsze zero z tyłu, a z przodu może coś wpadnie, ten mecz tak naprawdę niczym nie różnił się od wygranej z Cracovią, remisu z Koroną i wcześniejszych zwycięstw z Wisłą czy Pogonią. Gdzieś zimą został popełniony błąd, gdzieś zostały zachwiane proporcje między obroną a atakiem. Do gry defensywnej Legii znów nie można mieć żadnych zastrzeżeń, jest zorganizowana bardzo dobrze, to kolejny mecz, gdy przeciwnicy nie mieli żadnej sytuacji z gry i poza strzałami z dystansu w ogóle bramce Arkadiusza Malarza nie zagrażali, nawet przy stałych fragmentach gry wiślaków legioniści łatwo wybijali piłkę. Gol padł znów po rzucie karnym wynikającym z indywidualnego błędu. Tyle, że nie ma żadnych schematów rozegrania ataku, piłkarze wzajemnie się nie rozumieją, podają sobie nie w tempo, nie wychodzą na pozycje, brakuje między nimi zgrania i zrozumienia. Nie można zwalać tego w żaden sposób na odejście napastników, wszak pełne ludzi niezastąpionych są wyłącznie cmentarze, a „Wojskowi” mieli dostatecznie dużo czasu by opracować rozgrywanie piłki pod bramką bez Nemanji Nikolicia. Brak tego zgrania dziwi tym bardziej, że Legia od początku rundy gra niemal w niezmienionym składzie i rotacja jest bardzo niewielka, przez trzy miesiące, które naprawdę można stworzyć wiele rozwiązań owocujących tworzeniem sytuacji podbramkowych. Tymczasem legioniści mają ich znikomą ilość w każdym meczu, niezależnie od tego, czy kończy się on zwycięstwem, czy nie. To nie jest przypadek, że przez większość meczu boczni obrońcy skupieni są wyłącznie na bronieniu i blokowaniu skrzydłowych rywala, zamiast wchodzić też do ataku na obieg. To nie przypadek, że zawsze jest wstawiany do środka pola piłkarz, który ma za zadanie pełnić rolę niemal trzeciego stopera, obojętnie czy jest to Michał Kopczyński, czy Tomasz Jodłowiec i to nie do tych piłkarzy trzeba mieć pretensję, że przy rozgrywaniu ataku zostają blisko linii środkowej. Przez trzy miesiące można też wypracować stałe fragmenty gry tak, by piłka leciała w to miejsce pola karnego, gdzie są piłkarze własnej drużyny, a nie przeciwnej. Rozumiemy obawę przed kontratakami defensywnie nastawionych przeciwników. Faktycznie Legia sporo bramek w przeszłości w ten sposób traciła, ale tak niewyważone proporcje między atakiem i obroną widzieliśmy przy Łazienkowskiej ostatnio za Macieja Skorży, a powolne rozgrywanie ataku pozycyjnego, gdzie procent dokładności podań jest ważniejszy od tempa rozgrywania akcji, przypomina z kolei pomysł na grę Jana Urbana. Można zrozumieć taką grę w meczach z rywalami z czołówki tabeli, mającymi rzeczywiście spory potencjał ofensywny (i w tych meczach ten pomysł na grę się sprawdzał), ale nie można tak grać z każdym, bo gdy przeciwnik staje murem na własnej połowie, to taki atak pozycyjny z połową drużyny pozostającą z tyłu jest po prostu bezpłodny. Jeśli chce się wygrywać mecze, to trzeba podejmować trochę ryzyka i tworzyć przewagę liczebną pod bramką rywala, bo samą dobrze grającą defensywą (a do gry obronnej Legii od blisko dwóch miesięcy naprawdę nie można mieć zastrzeżeń) można rzeczywiście mecze nieznacznie wygrywać, ale równie prawdopodobne jest też ich zremisowanie 0:0 lub 1:1. O indolencji piłkarzy ofensywnych Legii w tym meczu najlepiej świadczy fakt, że za zdobywanie goli musieli się wziąć boczni obrońcy, ale oni przecież nie mogą tego robić stale, mają przecież też inne zadania na boisku. Za strzelanie goli dla Legii nie mają przecież odpowiadać Jędrzejczyk, Kopczyński, Dąbrowski, Pazdan, czy Hlousek, tylko Necid, Hamalainen, Radović, Guilherme, Nagy i Odjidja-Ofoe. Mamy jednak obawy, że ten system gry do końca sezonu się już nie zmieni, zbyt duży jest ciężar gatunkowy najbliższych spotkań i za mało czasu jest na tworzenie alternatywnych rozwiązań. Legionistom pozostanie więc chyba w każdym meczu do końca rozgrywek strategia Wojciecha Łazarka, czyli gra na typowe udo - albo się udo, albo się nie udo.


Arkadiusz Malarz 6 (5,79 - ocena Czytelników)
. Rzutu karnego nie obronił, rywale niepokoili go wyłącznie uderzeniami z dystansu, bo defensywa Legii po raz kolejny zagrała dobry mecz. W zasadzie jedno tylko uderzenie Petara Brleka z 71. minuty mogło mu sprawić trudność, ale  i z nim sobie poradził, interwencja przy strzale Patryka Małeckiego w krótki róg w końcówce wielkiego kunsztu nie wymagała. Dryblowanie w polu karnym powinien sobie darować, w 68. minucie mógł narobić naprawdę sporego i niepotrzebnego zamieszania pod własną bramką.


Artur Jędrzejczyk 7 (5,80)
. Trudny to był mecz dla „Jędzy”, bo po jego stronie grał nie tylko Rafał Boguski, ale i Maciej Sadlok, a wsparcie w obronie od Dominika Nagiego otrzymywał niemal zerowe. Tym bardziej należy docenić go za to, że z jego strony Wisła przez długi czas sobie żadnych sytuacji nie tworzyła, niemniej w końcówce przegrał dwa pojedynki z Jakubem Bartoszem i Zdenkiem Ondraskiem. Nic w tym dziwnego, bo prawy obrońca Legii myślał w tym czasie głównie o tym, jak pomóc drużynie w wygraniu meczu i rzadko schodził z połowy wiślaków. Pomimo obowiązków defensywnych strzelił jedynego gola i to z akcji. Trudno jednak, żeby za każdym razem miał wyręczać kolegów z ataku, którzy przez cały mecz nie potrafią nawet skierować piłki w światło bramki. Swoją drogą samo wejście na piłkę i uderzenie głową w długi róg naprawdę znakomite. Jak pokazał Kasper Hamalainen, takie wykańczanie akcji naprawdę nie jest tak łatwe, jak mogłoby się z boku wydawać.


Maciej Dąbrowski 4 (4,13)
. Bronił dobrze, wyprowadzał piłkę dobrze, ale podarował rywalom rzut karny - bez niego wiślacy nie byli w stanie strzelić przy Łazienkowskiej żadnego gola, bo nie potrafili stworzyć ani jednej sytuacji. Nie był to tak głupi karny, jak Jędrzejczyka tydzień wcześniej, ale efekt ten sam. Przegrał tylko jeden pojedynek z Alanem Urygą, dopuszczając go do strzału głową, ale naciskał go na tyle mocno, by wiślak uderzył niecelnie. Niewiele błędów indywidualnych Dąbrowski popełnił tej wiosny, ale ten konkretny z 57. minuty prawdopodobnie pozbawił Legię trzech punktów.


Michał Pazdan 7 (4,97)
. Bezbłędny mecz Pazdana w obronie, poza jednym podaniem w aut również nie można mieć do niego zastrzeżeń przy wyprowadzaniu piłki. Gdy Paweł Brożek ustawiał się pod „Pazdka” był całkowicie wyłączany z gry. W końcówce reprezentant Polski brał się nawet za przeprowadzanie piłki pod bramkę przeciwnika, ale przecież nie on jest od tego. On zrobił w tym meczu swoje, nie dał rywalom żadnej okazji do zdobycia gola, nie ponosi też absolutnie żadnej odpowiedzialności za niekorzystny wynik swojego zespołu po ostatnim gwizdku sędziego.


Adam Hlousek 7 (5,78)
. W pierwszych dwudziestu minutach można było mieć obawy, bo najpierw Małecki straszliwie nim zakręcił i dośrodkował, a parę minut później odebrał mu piłkę blisko linii końcowej. Na szczęście na tym lista błędów Czecha w defensywie się wyczerpała, potem blokował skutecznie i Małeckiego i Tomasza Cywkę, próbującego wchodzić na obieg, trzeba jednak przyznać, że Hlousek miał nieco większe wsparcie od Miroslava Radovicia niż Jędrzejczyk od Nagiego. Pewnie właśnie problemami z szarżami Małeckiego należy tłumaczyć, że Czech dopiero po pół godzinie zaczął się włączać w akcje ofensywne, ale jak już to zrobił, to wystawił Tomasowi Necidowi piłkę na strzał.  W drugiej połowie pojawiał się pod bramką Wisły coraz częściej, aż w końcu jedno z jego dośrodkowań wylądowało na głowie „Jędzy” - po raz kolejny powtórzymy, że fakt przeprowadzenia akcji dającej jedynego gola przez dwóch bocznych obrońców źle świadczy o piłkarzach ofensywnych. Do lewego obrońcy Legii, podobnie jak do „Jędzy” i „Pazdka” nie można mieć najmniejszych pretensji za brak trzech punktów, cała ta trójka zagrała naprawdę dobry mecz.


Michał Kopczyński 4 (2,63)
. O tym, że Wisła nie będzie przy Łazienkowskiej atakować, Jacek Magiera wiedział po analizie meczu z marca. O tym, że Wisła gra skrzydłami, z udziałem bocznych obrońców, a nie środkiem, gdzie grają głównie piłkarze o inklinacjach defensywnych wie każdy, kto regularnie ogląda mecze Ekstraklasy. Dlatego uważamy, ze nie ma sensu wystawianie w takim meczu zawodnika, który wyłącznie odbiera piłkę na własnej połowie i odgrywa do najbliższego, a cały jego udział w budowie ataku pozycyjnego ogranicza się do ustawienia się pięćdziesiąt metrów od bramki i udziale w przegrywaniu piłki z jednej strony na drugą. Problem z oceną „Kopy” polega na tym, że on przez całą pierwszą połowę dobrze się z tych zadań wywiązywał! Odbierał piłki, wygrywał powietrzne pojedynki w środku pola, grał wyjątkowo jak na niego twardo i skutecznie w odbiorze i podawał dokładnie (98% celnych podań!), a przy tym naprawdę nie chował się za przeciwnikami i do rozegrania wychodził mając przez pierwszą godzinę zdecydowanie więcej kontaktów z piłką od większości kolegów. Innymi słowy przez całą pierwszą połowę wykonał kawał dobrej, ale mało potrzebnej drużynie roboty, bo Legia chcąc wygrać mecz musi atakować, a Kopczyński nie jest od tego - w nieudanym zresztą wejściu ofensywnym oglądaliśmy go tylko raz. Gorzej było po przerwie, gdy przez kwadrans przed zejściem z boiska był bardzo mało widoczny, ale tak jak często mamy pretensje do „Kopy” o niedokładność w grze czy chowanie się za przeciwnikami, tak w tym meczu wywiązywał się poprawnie z tych obowiązków, które są na niego narzucane. On jest rozliczany z zadań narzuconych mu przez trenera a te wypełnił.

 

Thibault Moulin 4 (4,89). Od Francuza dużo zależy w grze Legii - jeśli on gra dokładnie i szybko, to tak też gra cała drużyna. Tymczasem w pierwszej części meczu Moulin nadawał rozegraniu Legii wyjątkowo senne tempo i poza dwoma przerzutami z początku spotkania i celnym strzale w 38. minucie w zasadzie Moulina w grze nie oglądaliśmy, ani w obronie, gdzie całą robotę w odbiorze wykonywał Kopczyński, ani w przeprowadzaniu piłki do ataku - mówiąc wprost pierwsze czterdzieści pięć minut pomocnik Legii po prostu przespał. Ożywiał się bardzo powoli również po przerwie, zaczął od dobrego faulu taktycznego, po którym zarobił żółtą kartkę, ale takie faule trzeba popełniać w niebezpiecznych sytuacjach, potem było już coraz lepiej. Pod grą zaczęliśmy go oglądać jednak dopiero po zejściu Kopczyńskiego i przejściu „na szóstkę”. Pytanie pierwsze - czemu tak późno, pytanie drugie – czemu Francuz w dwóch dobrych sytuacjach nie umiał nawet trafić w światło bramki, pytanie trzecie - czemu stałe fragmenty gry wykonywał zawsze tak, że lądowały na głowie przeciwników. Jak przeszedł na pozycję defensywnego pomocnika, gra Legii nabrała przyspieszenia, a równocześnie nie wpłynęło to na wzrost sytuacji podbramkowych tworzonych przez Wisłę, co pokazuje, że w meczach z rywalami murującymi własną bramkę Moulin spokojnie może grać najbardziej cofniętego z pomocników. Szkoda, że sztab szkoleniowy podjął taką decyzję dopiero po  godzinie gry i jeszcze większa szkoda, że Francuz zorientował się, że jest na boisku i mecz się sam nie wygra dopiero w drugiej połowie i ogromna szkoda, że przed wykonaniem rzutu rożnego najwyraźniej w ogóle nie patrzył w pole karne, gdzie ustawieni są Dąbrowski, Jędrzejczyk, czy Necid, trafiając za każdym razem w wiślaka.

 

Dominik Nagy 3 (4,11). Od piłkarza ofensywnego wymagamy - w odróżnieniu od defensywnych: a) zdobywania goli, b) asyst, c) tworzenia sytuacji podbramkowych, d) dużo ruchu bez piłki, e) oddawania strzałów, f) gry na jeden kontakt, g) stworzenia przewagi poprzez minięcie rywala dryblingiem, a dodatkowo od skrzydłowego h) pomocy bocznemu obrońcy w obronie. Z przykrością stwierdzamy, że przez 72. minuty gry Węgier nie wypełnił nawet w stopniu poprawnym ani jednego z nałożonych na niego zadań. Jedno podanie do bramkarza, bo trudno to nazwać strzałem, z przypadkowej pozycji, jedno uderzenie zablokowane z pozycji nieprzygotowanej, jedno niezłe dośrodkowanie tuż po przerwie, zero ruchu w ataku, brak powrotu za Sadlokiem, z zaledwie dwudziestu podań, które wykonał w czasie spotkania, większość „nabił sobie” przy przegrywaniu piłki z boku na bok w pierwszej części meczu. Do złudzenia przypominał w niedzielnym spotkaniu Michaiła Aleksandrowa, co komplementem dla niego być nie może. Jeden z najsłabszych legionistów niedzielnego spotkania.

 

Vadis Odjidja-Ofoe 5 (5,39). Brakuje asyst, brakuje goli, brakuje strzałów, tylko jedno celne uderzenie w końcowej fazie meczu i dwa strzały niecelne. Pierwszą połowę nieco przedrzemał, jak większość jego kolegów z formacji ofensywnej, choć i tak ze wszystkich legionistów ustawionych powyżej „szóstki” spisywał się najlepiej. Najwięcej zastrzeżeń można mieć do jakości jego podań prostopadłych, które z reguły były za mocne, inna sprawa, że znalezienie kogoś, kto chciał się ruszyć do prostopadłej piłki było przed przerwą prawdziwym wyzwaniem. Dopiero po godzinie gry, gdy został cofnięty na „ósemkę” zobaczyliśmy Belga biorącego na siebie ciężar gry, przeprowadzał piłkę pod pole karne rywala, szukał ich podaniami, grał niezłe piłki w pole karne, jak choćby ta do Sebastiana Szymańskiego w 85. minucie, tyle że nadal nie wszyscy do wychodzenia na pozycję się kwapili. Siłą rzeczy, gdy Odjidja-Ofoe gra środkowego, a nie ofensywnego pomocnika, to nie zawsze może być pod bramką, a sklonować się go na boisku nie da. Szkoda, że tyle determinacji co w ostatnich trzydziestu gry, nie wykazywał przez przerwą.


Miroslav Radović 4 (3,89)
. Pierwsza połowa kompletnie przespana, podobnie jak przez wszystkich piłkarzy ofensywnych, jedno wypuszczenie podaniem Hlouska to stanowczo za mało, jak na 45 minut gry, do tego jeszcze dochodziły problemy w defensywie, bo nie zawsze za Cywką nadążał, choć bronił i tak zdecydowanie aktywniej od Nagiego. W zasadzie zaczął grać dopiero po zmianie stron i wykreował dwie bardzo dobre sytuacje, zmarnowane przez Hamalainena i Moulina i trzeba przyznać, że był w ofensywie jednym z najaktywniejszych legionistów obok Odjidji-Ofoe i Moulina. Nie zmienia to faktu, że oprócz podań oczekujemy też od Serba strzałów, a ani jednego celnego na bramkę rywala nie oddał przez cały mecz . Nie rozumiemy też, dlaczego mecz dla niego zaczął się dopiero po wyjściu z szatni na drugą połowę.


Tomas Necid 2 (2,36)
. Trzy sytuacje w polu karnym, dwa razy nie trafił w piłkę, a raz przyjął ją sobie ręką. Do tego strzał w aut. Napastnik jest od strzelania goli i tworzenia sytuacji kolegom. Do samego przyjmowania piłki tyłem do bramki można by ustawić z przodu Tomasza Jodłowca, a' la Radosław Kałużny z meczu Polska-Korea Płd. na Mundialu 2002, efekt byłby ten sam, co gra Necida w meczu z Wisłą. Był już kiedyś w Legii napastnik zza południowej granicy, który grał podobnie - Słowak Michal Gottwald. Tyle, że nie miał on na koncie kilkudziesięciu meczów w reprezentacji i kilku lat występów w CSKA Moskwa.


Guilherme Costa Marques 4 (4,38)
. Jedna dobra akcja przez trzydzieści minut, o jedna więcej niż Nagy przez sześćdziesiąt, ale to i tak nie pozwala na wystawienie Brazylijczykowi pozytywnej oceny. Najgorszy procent celnych podań w drużynie, kilka nieudanych dryblingów, nieporadne próby wymuszania fauli. Ocena o punkt wyższa od Węgra za to, że przez trzydzieści minut był tyle samo pod grą, co Nagy przez sześćdziesiąt. Jakość jego gry była na niskim poziomie, ale przynajmniej przez te pół godziny dawał z siebie, ile mógł. Nie każdy legionista po tym meczu może to o sobie powiedzieć.


Kasper Hamalainen 2 (3,10)
. Grał tak samo jak Necid - na stojąco i dramatycznie nieskutecznie, trafienie z naprawdę dogodnych sytuacji w światło bramki było dla niego w niedzielę nie do przeskoczenia. Zaczął od niecelnego strzału głową, potem poprawił lekkim uderzeniem, z którym najmniejszych problemów nie miał Łukasz Załuska, a w 76. minucie zmarnował w bezprzykładny sposób podanie Radovicia i w sytuacji sam na sam, najlepszej, jaką miał w tym meczu którykolwiek z legionistów, walnął w trybuny. Efekt zmiany żaden, Legia przez całe dziewięćdziesiąt minut grała w zasadzie bez napastnika.


Sebastian Szymański (4,07)
grał zbyt krótko, by go oceniać, zmarnował jedną dogodną sytuację po podaniu Odjidji-Ofoe.


Za najlepszego legionistę spotkania z Wisłą Czytelnicy i redakcja zgodnie wybrali Artura Jędrzejczyka, strzelca jedynego gola dla Legii w niedzielnym meczu.

Oceny Czytelników:

 

Artur Jędrzejczyk 5,80

Arkadiusz Malarz 5,79

Adam Hlousek 5,78

Vadis Odjidja-Ofoe 5,39

Michał Pazdan 4,97

Thibault Moulin 4,89

Guilherme Costa Marques 4,38

Maciej Dąbrowski 4,13

Dominik Nagy 4,11

Sebastian Szymański 4,07

Miroslav Radović 3,89

Kasper Hamalainen 3,10

Michał Kopczyński 2,63

Polecamy

Komentarze (14)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.