Oceny piłkarzy

Oceny piłkarzy Legii za mecz z Wisłą - tragiczny koniec portugalskiego catenaccio

Redaktor Redakcja Legia.Net

Redakcja Legia.Net

Źródło: Legia.Net

02.04.2019 22:15

(akt. 02.04.2019 22:50)

W niedzielę Legia przegrała aż 0:4 w Krakowie z Wisłą, a po meczu z posadą pożegnał się portugalski szkoleniowiec Legii, Ricardo Sa Pinto. Redakcja jak zwykle oceniła piłkarzy Legii w skali 1-10, gdzie 1 oznacza sugestię zmiany profesji, 6 to ocena wyjściowa, a 10 występ idealny, gdzie wychodziło wszystko. W identycznej skali legionistów oceniliście Wy. Wasze oceny znajdują się w nawiasach oraz w grafice na dole. Zapraszamy do lektury.

Gra zespołu 2 (3,15 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Tradycyjny plan Ricardo Sa Pinto - biegajmy na własnej połowie, a może po jakimś stałym fragmencie gry albo babolu przeciwnika da się objąć prowadzenie, skończył się w piątej minucie po bramce Peszki. Planu B nie było. Ba, nawet plan podstawowy „biegajmy na własnej połowie” zmienił się w „stójmy na własnej połowie”, wskutek czego legioniści przebiegli zaledwie sto dwa kilometry, o sześć mniej od wiślaków. Po drugim golu portugalski szkoleniowiec postanowił zmienić ustawienie, zdjął obrońcę i wpuścił napastnika, ale obrazu gry to nie zmieniło. Co ciekawe, pomimo iż Wisła dominowała i była drużyną zdecydowanie lepszą wcale nie miała dużo więcej okazji od Legii do zdobywania bramek i poza tymi czterema golami, w tym dwoma po stałych fragmentach gry, większość strzałów wiślaków nie była groźna. Legioniści też mieli kilka sytuacji, dwóch nie wykorzystał Carlitos, dwóch Kulenović, a był jeszcze w pierwszej połowie niecelny strzał Medeirosa. Mimo iż oba zespoły miały w sumie dość podobną ilość okazji bramkowych, różnica między dwoma drużynami była ogromna i wynik w pełni ją odzwierciedla. Wiślacy zapewne zapoznali się z wiosennymi występami legionistów i doszli do wniosku, że nie ma się czego bać i wystarczy po prostu pograć w piłkę, by pokonać mistrzów Polski. Legioniści wręcz przeciwnie - wyglądali chwilami na potwornie wystraszonych i zrezygnowanych, jakby mecz skończył się wraz z pierwszym golem po pięciu minutach. Wszyscy poza Martinsem, a w końcowej fazie meczu może jeszcze Vesoviciem i Rochą starali się uciekać od piłki, jakby ze strachu przed stratą mogącą ściągnąć na niego gniew trenera. Dochodziło do sytuacji wręcz kuriozalnych, gdy Antolić z Rochą w 29. minucie stali parę metrów od siebie na środku boiska i grali w „piłka parzy”, bo żaden z zawodników nie chciał brać odpowiedzialności za jej wyprowadzenie. W końcowej fazie meczu mecz się wyrównał, bo Wisła mając wysokie prowadzenie po prostu odpuściła. Nawet jakby legioniści wykorzystali swoje szanse z drugiej połowy, to i tak nie byliby w stanie wywieźć z Krakowa choćby punktu. Zawiódł cały zespół, od obrony po atak, zawiodły całe pogubione formacje, zawiedli poszczególni piłkarze darując gole rywalom po indywidualnych błędach i nie wykorzystując sytuacji pod bramką przeciwnika, brak do tego też było chęci walki, kreatywności, odpowiedzialności i orientacji na boisku, czyli po prostu wszystkiego. Było za to mnóstwo chaosu, strachu i rezygnacji. Legia w ten sposób gra już od ostatniego meczu grudniowego z Zagłębiem i po kolejnych meczach było widać, że inaczej pod wodzą Ricardo Sa Pinto grać nie będzie.

Radosław Cierzniak 4 (3,33 - ocena Czytelników). Przy pierwszym golu zrobił, co mógł, broniąc pierwszy strzał, przy drugim i czwartym nie miał nic do powiedzenia. Przy trzecim już takiej pewności nie mamy, bo pomimo iż strzał był nad murem, to wylądował blisko środka bramki i zapewne można było ustawić się lepiej. Nie najlepsze były też wykopy bramkarza Legii, zwłaszcza w pierwszej połowie, strzał z dystansu Sadloka też powinien łapać, a nie odbijać, bo leciał wprost w niego. Nie był to dobry mecz Cierzniaka, ale trudno go obarczać jakąkolwiek winą za krakowską klęskę pomimo puszczenia czterech bramek.

Paweł Stolarski 3 (2,39). Nie ponosi winy za pierwszego straconego gola, bo on krył swojego przeciwnika, błąd w polu karnym popełnili inni. Nie zmienia to faktu, że przez pierwsze pół godziny kilka razy albo został ograny albo zgubiony przez rywala. Raz pokazał się w ofensywie, gdy poszedł do przodu i nieźle dośrodkował. Nie grał na pewno gorzej od większości kolegów i jego bardzo wczesna zmiana była pokłosiem nowego pomysłu taktycznego trenera Sa Pinto na dalszą część meczu, ale nie zmienia to faktu, że był to bardzo słaby występ Stolarskiego.

Mateusz Wieteska 4 (2,90). Bez winy za stracone gole, przy pierwszym miał ze Stolarskim do krycia trzech rywali naraz. Dlaczego tak się stało, napiszemy przy winnych. W sumie młody stoper Legii nie popełnił wielu poważnych błędów w niedzielnym meczu, raz tylko złamał linię spalonego, nie tracił piłek przy wyprowadzaniu i oddał jeden niecelny strzał głową po stałym fragmencie gry. Zabrakło mu jednak tego, co wszystkim legionistom w niedzielę - twardego, agresywnego i skutecznego odbioru, zdominowania napastników w bliskim kontakcie z przeciwnikiem, takiego jakim imponował w większości meczów Jędrzejczyk, a kiedyś Igor Lewczuk. Obrońca musi grać tak, by się go napastnik bał.

Artur Jędrzejczyk 3 (3,50). Pierwszy w tym roku naprawdę zły mecz kapitana Legii. Przy pierwszym golu krył przestrzeń, nie przeciwnika i może powinien się lepiej zorientować w sytuacji, ale też nie on za tego gola główną winę ponosi. Mógł się obawiać, że Błaszczykowski po prostu ogra Rochę i w kilku kolejnych akcjach rzeczywiście musiał łatać dziury po Portugalczyku. Za pierwszą część spotkania nie mamy do „Jędzy” zbyt wielkich pretensji, za drugą już tak. Przy golu trzecim to po jego zagraniu ręką podyktowano feralny rzut wolny przed polem karnym, przy czwartym golu nie był dobrze ustawiony i nie zdążył zablokować Kolara, choć nie on jeden ponosi winę za tą sytuację. W sumie zamieszany w jakimś stopniu w utratę aż trzech goli, choć przy każdym z nich był co najwyżej współwinny. Patrząc na jego dyspozycję wiosną, drugiego tak słabego meczu zapewne w najbliższym czasie na szczęście nie zagra.

Luis Rocha 2 (3,11). Straszne pierwsze dwadzieścia minut portugalskiego defensora, gdy notorycznie uciekali mu przeciwnicy, gubiąc Rochę raz za razem. Wyglądał w tym okresie niemal jak pamiętna para Dąbrowski-Czerwiński w meczu w Warszawie z Borussią, na szczęście łatał za niego dziury Jędrzejczyk. Przy pierwszym golu nie zaatakował agresywnie Błaszczykowskiego, ani nie zablokował jego dośrodkowania, reprezentant Polski zresztą na początku spotkania bardzo łatwo kręcił Portugalczykiem. Rocha „ogarnął się” mniej więcej po pół godziny gry, przestał popełniać błędu w ustawieniu, ale w zamian za to podarował rywalom karnego. Po koszmarnej pierwszej połowie, w drugiej zaczął grać nieco lepiej, przede wszystkim w destrukcji, a do tego jako jeden z niewielu starał się pomagać Martinsowi w konstruowaniu akcji. Niestety na tej pomocy jego pozytywny udział w grze ofensywnej się wyczerpał, bo dośrodkowania miał wręcz koszmarnie niecelne, a wszystkie próby wejść kończyły się stratami. Chcielibyśmy się też zapytać Portugalczyka, co robił przy golu czwartym, bo gdy wszyscy przy zagranym przez Sadloka długim podaniu biegli w stronę bramki by blokować rywali, Rocha nie wiadomo czemu wyłączył się z udziału w grze i znów jednego piłkarza zabrakło. Powiedzmy wprost, Hlousek nawet w słabej formie nie rozgrywał tak złych spotkań, jak Portugalczyk w niedzielę.

Andre Martins 4 (4,57). Jedyny piłkarz „Wojskowych”, który chciał grać w piłkę, ale nie bardzo miał z kim, bo gdy ją wyprowadzał z własnej połowie wszyscy koledzy uciekali od niego lub chowali się za obrońców, byle jej nie dostać, zwłaszcza w pierwszej połowie. Nic więc dziwnego, że drobny Portugalczyk zatrzymywał się na drugim czy trzecim przeciwniku, którego z konieczności próbował mijać. Martins naprawdę starał się w tym meczu coś konstruować, podawać do napastników, wchodzić na obieg w pole karne, ale był w tym okrutnie osamotniony. I pewnie nawet ocenilibyśmy go wyżej, gdyby nie gra w destrukcji. Zabrakło u niego tego, na czym opierał swoje „catenaccio” Sa Pinto - wybiegania, odbioru i agresji. Do tego trzeba powiedzieć wprost - Martins nie uczy się na błędach. Tak jak zawalił dwa gole z Cracovią, tak identycznego zawalił z Wisłą. Krył Kolara, a gdy ten wbiegł w pole karne stanął i przyglądał się akcji, co spowodowało efekt domina. Wieteska musiał przejąć krycie Kolara i przed Cierzniakiem znalazł się Stolarski przeciw dwóm piłkarzom Wisły i musiało się to skończyć golem. Jeśli w polu karnym nie kryjesz nikogo, to znaczy że jesteś źle ustawiony - dobrze by było, że Portugalczyk tą starą prawdę piłkarską wreszcie zrozumiał i przestał tracić koncentrację w defensywie, bo trzy gole w ciągu dwóch miesięcy spowodowane przez odpuszczenie krycia, to na defensywnego pomocnika o wiele za dużo.

Domagoj Antolić 2 (2,33). Spóźniony. Wiecznie spóźniony. Spóźniony w ustawieniu, spóźniony w kryciu, spóźniony do zebrania odbitej piłki, spóźniony w doskoku do rywala, spóźniony w odbiorze. Wisła grała rzeczywiście dość szybko, ale nie było to przecież tempo Borussii z czasów Tuchela. To Antolić poruszał się za wolno, a do tego zbyt wolno myślał. Koszmarne było w jego wykonaniu pierwsze czterdzieści pięć minut, omal nie zakończone samobójem po stałym fragmencie gry, a sytuacja w której wraz z Rochą wzajemnie przerzucali się odpowiedzialnością za wyprowadzenie piłki zostanie nam na długo w pamięci. Nieco lepiej grał w drugiej połowie, zaczął włączać się do gry ofensywnej, wywalczył dwa rzuty rożne, ale i tak bardzo niewiele do gry wnosił. Jeśli Chorwat tak zamierza wykorzystywać dane mu szanse gry, to prawdopodobnie w przyszłości nie będzie dostawać ich wcale, bo większość zawodników przyzwyczajonych do gry na innych pozycjach prawdopodobnie zaprezentowałoby się lepiej niż Antolić w niedzielę.

Iuri Medeiros 3 (3,11). Parę tylko dobrych podań, jeden strzał niecelny, jeden zablokowany. Mało. Starał się wchodzić w dryblingi, ale za każdym razem szedł wyłącznie na lewą nogę, przez co po dwóch akcjach stał się czytelny jak książka dla dzieci i tracił piłkę. W defensywie Portugalczyk praktycznie w ogóle nie pomagał, albo zbyt wolno wracał, albo biernie przyglądał się, jak rywal dośrodkowuje. O współpracy z napastnikami szkoda mówić, bo ci ruchliwością w tym meczu nie grzeszyli, nieco lepiej było ze środkowymi pomocnikami i Vesoviciem. Gdyby Legia grała w ataku zespołowo i piłkarze wychodzili na pozycję może byłby z niego większy pożytek, a tak w kolejnym meczu poza akcją „zejdź do środka i uderz” z piłkarza, który ma na koncie trzynaście meczów w Seria A i siedemdziesiąt dziewięć w lidze portugalskiej nie ma żadnego pożytku.

Sebastian Szymański 2 (3,09). Jedno dobre dośrodkowanie w pierwszej połowie i mnóstwo nieudanych dryblingów. Po zmianie stron jedno dobre przyjęcie pod kryciem, jedno przyzwoite dośrodkowanie i jedno niezłe podanie do przodu. W defensywie dwie dobre interwencje w drugiej części meczu. Jak na dziewięćdziesiąt minut - bardzo słabo. Jak Szymański nie tworzył zagrożenia pod bramką rywali, tak nie tworzy nadal, ale przed kontuzją walczył w środku pola, odbierał piłki, wyprowadzał kontrataki, a w niedzielę nawet tego nie było. Podobnie jak Medeiros unika słabszej nogi, przez co jest czytelny, nawet przy rozrzuceniu futbolówki do Portugalczyka, gdy ten robił w 21. minucie najlepszą swoją akcję w meczu młodzieżowy reprezentant Polski spowolnił akcję przerzucając piłkę na skrzydło lewą nogą, choć zdecydowanie szybciej mógł zrobić to prawą. Nie było w niedzielę z młodego legionisty niestety większego pożytku.

Marko Vesović 4 (4,05). Nieźle grał przez pierwszy kwadrans, potem aż do końca pierwszej połowy dostosował się do poziomu reszty kolegów, marnując między innymi jeden kontratak. Po przejściu na prawą obronę radził sobie skutecznie z Peszką i podłączał się do ofensywy, ale jego dośrodkowania nie trafiały do napastników. Wywalczył też jeden rzut rożny. W sumie zagrał słabo, ale nie źle, zwłaszcza jako prawy obrońca, do tego najwięcej nabiegał się spośród wszystkich legionistów. Skoro nie można pochwalić gry żadnego z legionistów, wypada co najwyżej pochwalić ambicję Czarnogórca.

Carlitos 3 (3,31). Pomimo straszliwego osamotnienia z przodu w pierwszej połowie gdy już doszedł do piłki, to coś udawało mu się z nią zrobić. A to odwrócił się i oddał celny strzał, a to wywalczył rzut rożny, a to przyjął piłkę i odegrał, nie wyszedł mu jedynie strzał z rzutu wolnego. Z jednej strony nie jego wina, że był przy piłce dramatycznie mało, z drugiej nikt mu nie zabraniał przecież cofnąć się i pomóc w rozegraniu. Pierwszą połowę miał i tak zdecydowanie lepszą zresztą niż drugą, bo po zmianie stron w ogóle nie potrafił dogadać się z Kulenoviciem i gdy nawet Chorwatowi udało się jakąś piłkę strącić, to akurat nie w to miejsce, gdzie stał Hiszpan. A określenie „stał” jest niestety właściwe dla określenia tego, co robił Carlitos po zmianie stron, bo jego ruchliwość znacząco spadła. Swój występ zakończył beznadziejnym wręcz zmarnowaniem bardzo dobrego dośrodkowania Martinsa z rzutu wolnego. O ile w pierwszej połowie Hiszpan próbował coś robić, to w drugiej wyglądał wraz z resztą kolegów na pogodzonego z losem.

Sandro Kulenović 2 (3,38). „Zagraj dzidę, Kulenović strąci, może ktoś do tego dojdzie” albo „wrzuć z boku, może Kulenoviciovi na głowę spadnie” - nie wiemy, czy tak wyglądał pomysł Ricardo Sa Pinto na drugą część meczu, ale tak wyglądało to na boisku. Inna sprawa, że Chorwat zespołowi nie pomagał. Napastnik nie może stać w jednym miejscu i czekać na piłkę, musi się ruszać, cofać się do rozegrania, by potem wbiegać z głębi pola. Kulenović stał. Stał w końcówce pierwszej połowy i stał całą drugą. Najszybszy bieg (bo nie sprint) Chorwata w niedzielę to - uwaga - 25,02 km/h. Niejeden z nas w liceum biegał szybciej podczas testu na sześćdziesiąt metrów na wuefie, nawet Cierzniak w niedzielę wykonał jedną szybszą przebieżkę. Mimo gry przez całą drugą połowę „na Stojanowa” Chorwat dwa razy doszedł do pozycji strzeleckiej, raz zablokował jego strzał obrońca, raz obronił bramkarz. Trudno jednak przejść obojętnie wobec braku ruchliwości Kulenovicia w tym meczu, stąd ocena jego występu jest bardzo niska.

Michał Kucharczyk (2,65) i Kasper Hamalainen (2,43) grali zbyt krótko, by ich oceniać.

Ciężko było po tym meczu wybierać kogokolwiek jako najlepszego legionistę meczu, bo wszyscy piłkarze zagrali słabo lub źle. Redakcja ostatecznie postawiła na Marko Vesovicia, a Czytelnicy na Andre Martinsa.

Oceny zawodników

Głosowanie zostało zakończone!

4.57 Andre Martins

4.05 Marko Vesović

3.5 Artur Jędrzejczyk

3.38 Sandro Kulenović

3.33 Radosław Cierzniak

3.31 Carlitos

3.11 Luis Rocha

3.11 Iuri Medeiros

3.09 Sebastian Szymański

2.9 Mateusz Wieteska

2.65 Michał Kucharczyk

2.43 Kasper Hamalainen

2.39 Paweł Stolarski

2.33 Domagoj Antolić

Polecamy

Komentarze (10)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.