News: Ostatnie derby, czyli sztabowcy kontra media

Ostatnie derby, czyli sztabowcy kontra media

Piotr Jóźwiak, Miłosz Nasierowski

Źródło: Legia.Net

04.07.2012 19:23

(akt. 14.12.2018 14:23)

Tuż po treningu sztab szkoleniowy z uśmiechem na ustach zaprosił przedstawicieli mediów na boisko, na którym kilka minut później odbył się długo oczekiwany pojedynek. Po jednej stronie sztab szkoleniowo-medyczny, pewny swojej piłkarskiej przewagi, po drugiej zaś my – raczej nieprzystosowani do gry w upale, choć tę naszą "grę” zdecydowanie trzeba ująć w cudzysłów, choćby przez wzgląd na obecność w ekipie gospodarzy pana trenera Lucjana Brychczego, ustawionego w roli klasycznego playmakera. Od kilku dni droczyliśmy się, że tanio skóry nie sprzedamy, jednak mówić a grać, to dwie zupełnie inne dyscypliny sportu. Zresztą w walce na słowa "sztabowcy” wcale nie chcieli ustąpić.

- Coś byście się poruszali, zaraz zaczynamy! – zachęcał mrużąc oko trener Jan Urban. Nie mniej uprzejmości wymieniał Kibu Vicuna: - Panowie, patrzcie, cały się trzęsę… - żartował Hiszpan. Po chwili pojawiliśmy się na murawie i chwilę potruchtaliśmy. Na więcej nie było nas stać, bo relacjonowanie wydarzeń z Windischgarsten kosztuje naprawdę sporo zdrowia i energii.


Trener Urban zaakceptował propozycję gry 2 x 15 minut. Pierwsza połowa wydawała się nie mieć końca. I choć to my, za sprawą Miłosza Nasierowskiego, wyszliśmy na prowadzenie, kwestią czasu wydawała się reakcja sztabu szkoleniowego. Żar z nieba, trochę biegu (człowiek chciał, lecz organizm się gniewał), fenomenalny Konrad Jałocha w bramce, a także niemałe zastępy szczęścia i wynik 2:4 - tak zapamiętaliśmy obraz pierwszej połowy. 


Hiszpańsko-meksykański blok defensywny "sztabowców" - Kibu, Juan Iribarren i Cesar Sanjuan, wsparci walczenym doktorem Stanisławem Machowskim dopuścili nas do niewielu sytuacji. Tak po prawdzie, wychodząc na prowadzenie 5:4, czuliśmy się niczym piłkarze Sparty Praga we wczorajszym starciu z Legią, gdy strzały nawet z zerowego kąta w cudowny sposób od słupka wpadały do siatki Jakuba Szumskiego.


Niestety, a może i stety, niekorzystny wynik podziałał na nich jak płachta na byka podczas słynnych pampeluńskich gonitw. Nasza płachta nie była zbyt szczelna, a nasilające się z każdą minutą braki tlenowe coraz bardziej dawały nam znać o sobie, toteż trener Urban do spółki z Jackiem Magierą w 4 minuty strzelili 4 gole. Nie możemy też pominąć aktywnych skrzydłowych: lewego - Krzysztofa Dowhania i prawego - pana Krzysztofa, kierowcy autokaru, którzy mogli liczyć na podania dogrywane z chirurgiczną precyzją od nestora pana Brychczego.


Cóż, za pół roku pokusimy się o korzystniejszy wynik. Dziś musieliśmy zadowolić się znoszeniem bramek, bo tak stanowi regulamin szatni, o czym prędko zostaliśmy poinformowani.


P.S. Za zdjęcia dziękujemy jednemu z kibiców Legii obserwującego nasze poczynania, który z roli fotoreportera wywiązał się bez zarzutów.

Polecamy

Komentarze (12)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.