Paweł Wszołek

Paweł Wszołek: Ciężko pracuję by poprawić swoje braki

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy, przegladsportowy.pl

20.11.2020 12:30

(akt. 20.11.2020 12:34)

- Czuję, że jest naprawdę dobrze, choć mam jeszcze sporo do zrobienia. Ciężko pracuję z trenerem Michniewiczem, jego sztabem, by poprawić braki. Wiem, że po tej przerwie muszę złapać automatyzmy, więc ćwiczę strzały po ziemi, wychodzenie na pozycję - opowiada na łamach "Przeglądu Sportowego" Paweł Wszołek.

Jak to jest być ozdrowieńcem?

- Minęły już ponad dwa miesiące, a ja dopiero od niedawna czuję, że w stu procentach odzyskałem siły sprzed choroby. Teraz myślimy z żoną o tym, by oddać osocze. Skoro koronawirus już za nami, trzeba pomóc innym.

Ma pan poczucie, że już całkowicie jest za wami?

- Trudno czegokolwiek być pewnym, bo dla naszych organizmów to całkowita nowość. Co chwila pojawiają się nowe teorie, że odporność na wirusa zależy od grupy krwi, że jeśli ma się mocne objawy, to w organizmie wytwarza się więcej przeciwciał, dzięki czemu potem jesteśmy odporniejsi. Część z nich mnie przekonuje, choć cały czas to niewiadoma, w obliczu tej choroby niczego nie można zlekceważyć. Wielu znajomych sportowców, nie tylko z piłki, napisało do mnie, że całe życie dobrze się odżywiają, ćwiczą, bardzo o siebie dbają, a ten wirus i tak ich zaatakował. Naprawdę nie ma szans, by się obronić.

Był pan jednym z pierwszy piłkarzy w lidze, którzy zachorowali na Covid-19. Jak się zaczęło?

- Po meczu z Linfield miałem dreszcze, gorączkę, mgłę przed oczami. Wszedłem na odnowie do lodowatej wody, dziś wiem, że to było nieodpowiedzialne. Potem gorący prysznic, nic nie pomagało. Wtedy do mnie dotarło, że to może być koronawirus. Aby nie mieć z nikim kontaktu, poinformowałem sztab medyczny, że jadę do domu. Najgorsze było pierwsze pięć dni, byłem wtedy wrakiem człowieka. Gorączka szybko rosła, brałem paracetamol, ale nie na długo pomagał. Ból głowy, pleców, kłucia w klatce piersiowej, ogromne osłabienie. Nie straciłem za to smaku i węchu, a mówi się, że to jedne z głównych objawów. Zachorowała też moja żona. Dwukrotnie byli u nas lekarze, od stóp do głów ubrani w kombinezony ochronne, zbadali nas, więc czuliśmy się spokojniej. Brałem tylko paracetamol i suplementy typu kurkuma. Po tygodniu zacząłem odczuwać poprawę. Kiedy wróciłem do treningów, przeszedłem szczegółowe badania. Na szczęście wszystkie wyniki miałem dobre, serce jak dzwon, płuca zdrowe. Duża ulga.

Jakie emocje więc w panu były, gdy zwalniano Aleksandara Vukovicia?

- Trudny temat. Byliśmy z trenerem bardzo zżyci, nie da się ukryć. Mocno namieszał Covid, po lockdownie wiele się w naszym zespole posypało. Przed przerwą w rozgrywkach mieliśmy żelazną jedenastkę, potem połowę drużyny wyłączyły kontuzje. Na pewno u trenera Vukovicia wiele się nauczyłem, przeżyłem sporo pięknych momentów, przede wszystkim zdobyłem pierwsze w życiu mistrzostwo Polski. To, co wydarzyło się potem, nie było łatwe, zresztą ja w tym najtrudniejszym dla drużyny okresie byłem zakażony koronawirusem, siedziałem w domu. Bolało mnie, że nie mogę pomóc, taka bezradność jest naprawdę trudna. Ale to już było, nie ma sensu o tym rozmyślać. To, co najlepsze, przed nami.

Jak dziś określiłby pan swój stan, swoją formę?

- Czuję, że jest naprawdę dobrze, choć mam jeszcze sporo do zrobienia. Ciężko pracuję z trenerem Michniewiczem, jego sztabem, by poprawić braki. Wiem, że po tej przerwie muszę złapać automatyzmy, więc ćwiczę strzały po ziemi, wychodzenie na pozycję. Cieszę się, że mam z kim i gdzie to robić, bo nasz ośrodek to prawdziwy skarb. Możemy pracować tam od rana do wieczora, jeśli potrzebujemy, zostajemy na noc.

Zapytałam o formę, bo zaimponował pan nią w meczu z Lechem, po nim znów pojawiły się głosy, że może przydałby się pan w reprezentacji.

Kolejny raz wraca temat reprezentacji... Mówię szczerzę: wolę go przemilczeć. Ja robię swoje, a jaki życie napisze dla mnie scenariusz, tego nie wiem. Chciałbym, aby było w nim jeszcze miejsce na kadrę, bo powrót do niej jest moim marzeniem. Wierzę, że je spełnię, ale mówieniem i myśleniem o tym niczego nie zmienię. Mogę na to wpłynąć jedynie formą, występami. To mój cel.

Zapis całej rozmowy z Pawłem Wszołkiem można przeczytać w piątkowym wydaniu "Przeglądu Sportowego".

Polecamy

Komentarze (15)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.