Piotr Kobierecki: III liga to nie Disneyland

Redaktor Piotr Kamieniecki

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

23.12.2018 13:00

(akt. 26.12.2018 14:17)

Jedno to być w piłce młodzieżowej, zdobywać tytuły i stać w miejscu. Zawsze dążyłem do piłki seniorskiej i teraz w niej jestem, mogąc iść do przodu - mówi Piotr Kobierecki, który razem z serwisem Legia.Net podsumowuje ostatnią rundę w trzeciej lidze. - Mogę również pochwalić Krzysztofa Mączyńskiego, któremu sam zalecałem odpoczynek. Mam nadzieję, że będą z niego korzystać trenerzy na jak najwyższym poziomie - uważa szkoleniowiec "dwójki".

Rezerwy Legii zakończyły rundę jesienną na szóstym miejscu. To powód do zadowolenia czy nie?

- Punktów zawsze mogło być więcej, choć mimo wszystko jestem zadowolony. W przekroju siedemnastu meczów, każdy zespół zdobył tyle „oczek”, na ile zasłużył. O przypadku można mówić, kiedy rozgrywa się jeden czy dwa mecze. W takiej skali ten czynnik nie występuje. Patrząc w tabelę, widzimy rzetelny obraz wszystkich zespołów.

Można było odnieść wrażenie, że rezerwy potrzebowały czasu na rozkręcenie się.

- Potrzebowaliśmy czasu jako drużyna, zwłaszcza w grze defensywnej. Z czasem przyszedł spokój i płynność w zmianach modelach gry. Potrafiliśmy skutecznie reagować na to, co prezentował rywal. Na początku rundy miałem wrażenie, że gramy dobrze, ale brakuje na wykończenia. Ostatecznie runda pokazała, że byliśmy jedną z drużyn, która najczęściej strzelała gole. Wszystko się na koniec wyrównało. 

Większość goli dla Legii II padło po stałych fragmentach gry i szybkich atakach. 

- To prawda. Dużo goli strzeliliśmy dzięki atakowi szybkiemu - to nas charakteryzowało i w tym aspekcie byliśmy najlepsi w lidze. Mogliśmy pokazać swoje atuty, tak samo jak przy stałych fragmentach gry. Cieszę się, że analizując rzuty wolne i rożne, bilans jest dodatni. Znacznie częściej zagrażaliśmy i zdobywaliśmy gole po stałych fragmentach, niż je traciliśmy. Z tym bywało do tej pory różnie, bo to ważna broń wielu zespołów na tym poziomie. Nasi zawodnicy z każdym miesiącem czuli się lepiej w takim stylu gry, jaki prezentowaliśmy na boisku. 

Jak mocno zmienił się styl gry rezerw w stosunku do poprzedniego sezonu, kiedy zespół prowadził Krzysztof Dębek?

- Styl się zmienił, nie ma co do tego wątpliwości. Chciałem, by zespół się rozwijał, ale gra była przy tym pragmatyczna i przekładała się na rezultaty - mówimy w końcu o seniorskim futbolu. Wiele goli po szybkim ataku nie oznaczało chęci szybkiego pozbycia się piłki. To nie jest nic złego. W ostatnim finale Ligi Mistrzów zmierzyły się ze sobą Liverpool i Real Madryt, dwa zespoły, które są najlepszy w ataku szybkim. To cechuje również wielkie kluby. Starałem się uczyć graczy odpowiedzialnej gry, bo nie chciałem widzieć na murawie infantylności. Wchodząc do szatni pierwszego zespołu, nie można sobie pozwolić na takie rzeczy. Nie chcieliśmy grać prostej piłki, lecz skuteczną i dojrzałą.

Obecność w szatni sprowadzonych przed sezonem starszych graczy, Radosława Pruchnika, Bartosza Brodzińskiego i Michała Bajdura mocno pomaga drużynie?

- Musimy wyróżnić dwa aspekty. Pierwszym jest piłkarski, gdyż cała trójka była ważną częścią drużyny na murawie i wnosiła odpowiednią jakość. Jestem zadowolony z ich postawy. Zawsze można znaleźć lepszego zawodnika, bo spektrum wyboru jest szerokie, ale niezwykle istotny jest też aspekt mentalny. Nie mogliśmy znaleźć lepszego człowieka do szatni od Radka Pruchnika. Jego cechy mentalne są wyjątkowe i może być świetnym przykładem dla młodszych kolegów. Chcieliśmy mieć zawodników, którzy będą utożsamiać się z miejscem. Pruchnik, jak i Brodziński są w Warszawie, kibicują Legii od najmłodszych lat. Wierzę, żę to będzie przechodziło na juniorów. Bajdur to również adept naszej akademii. Cała trójka może tłumaczyć pozostałym, by doceniali to, co już mają i walczą o więcej. Słowa trenera to jedno, ale inne emocje wywołują słowa tych, którzy trochę przeżyli na murawie i są ich kompanami w szatni oraz na boisku. Założenie było również takie, że gdyby były duże zejścia z „jedynki”, starsi nie blokowaliby miejsc młodzieży w składzie. Do takich sytuacji praktycznie jednak nie dochodziło, więc korzystaliśmy z miksu graczy wchodzących do juniorskiej piłki i tych, którzy trochę już w niej funkcjonowali.

Gdyby indywidualnie oceniać zawodników, to ta trójka była także najlepsza w rundzie jesiennej czy należy spojrzeć na kogoś innego?

- Wyróżniłbym wielu zawodników, bo zawodnicy dali radę. Wspomniana trójka prezentowała się dobrze, choć nie jest tak, że tylko oni wiedli prym. Trzeba docenić reaktywację Mateusza Praszelika, który pokazał jesienią, że drzemie w nim duży potencjał. Nie były to już tylko słowa - zobaczyliśmy dobre liczby i jakość na boisku. Konrad Matuszewski zanotował bardzo dobrą rundę. Lewy obrońca ustabilizował swoją pozycję i choć jest niedoceniany, wciąż idzie do przodu i ma przed sobą fajną perspektywę. Kolejna runda wśród seniorów zaprocentuje u Michała Karbownika. Miał pewną pozycję i rozgrywał dobre spotkania. Mateusz Leleno zaś wrócił, postawiliśmy na niego na prawej obronie ze względu na optymalizację. cech motorycznych i wypadło to bardzo dobrze. Piotr Cichocki latem testował się w kilku klubach, ostatecznie wrócił i czuł się wyśmienicie na skrzydle. 

Jest ktoś, kto zawiódł? Łukasz Zjawiński nie strzelił gola, choć rok wcześniej regularnie zdobywał bramki w CLJ. Przeskok okazał się tak trudny? Może grupa, która rzadziej pojawiała się na murawie?

- Zawsze można powiedzieć, że ktoś zawodził, choć nie wiem czy to dobre słowo. Mówimy wciąż o młodzieży, która dopiero wchodzi do piłki seniorskiej. Zjawiński miał bardzo dobrą rundę wiosenną w CLJ i wszyscy spodziewali się nieco innych liczb. Nie grał źle, ale brakowało goli. Spodziewałem się po nim więcej, ale nie mówmy o tym w kategoriach rozczarowań. Trzeba być cierpliwym i bramki przyjdą. Liczyłem, że więcej drużynie da Mikołaj Neuman, ale zderzenie z seniorskim futbolem było brutalne. Teraz trafi na wypożyczenie i w ten sposób będzie się dalej wdrażał, bo potencjału mu nie brakuje. 

Drużyna wyglądałaby inaczej, gdyby nie kontuzje?

- Ubolewam nad problemami zdrowotnymi. Kamil Orlik doznał kontuzji w meczu z Polonią i długo go z nami nie było. Potem doszły problemy z kolanem i tracił mecze, a liczyłem, że pokaże, na co go stać. Najgorszym momentem był dla mnie uraz Aleksandra Wańka, który ponownie zerwał więzadło krzyżowe. Widziałem w nim lidera i kreatora gry. Czekamy na jego powrót.

Kto z rezerw dałby sobie radę, już teraz, na wyższym poziomie pośród seniorów?

- Widzę kogoś takiego w Praszeliku. Podobnie jest z Karbownikiem, któremu należy się szansa. To przebojowy zawodnik, którego nie nazwałbym jeszcze dojrzałym, ale ma wielkie perspektywy i musi zaznajomić się z piłką na wyższym poziomie. Kolejni to Matuszewski, Leleno czy Cichocki, który ma możliwości motoryczne na poziomie czołówki Ekstraklasy i dobrze rozumie grę. Bardzo duży potencjał ma również Maciej Rosołek, który po wyleczeniu kontuzji i dobrze przepracowanym okresie motorycznym, może zostać odkryciem rundy wiosennej.

Patrząc sumarycznie, która formacja spisała się najlepiej?

- Na równi zestawiłbym obrońców i pomocników. Często potrafiliśmy cofnąć się do kontrataku, co wynikało z tego, że na odpowiednim poziomie potrafiliśmy grać niską defensywą. Dobrze wyglądało też przechodzenie z pressingu w systemie 4-4-2 do ustawienia 4-1-4-1. Momentami bywaliśmy spóźnieni w wysokim pressingu, choć z kolejki na kolejkę wyglądało to lepiej. Środek pomocy był fajnie wyprofilowany, a dzięki umiejętnościom piłkarskim zawodników, gra wyglądała płynnie. Za najsłabszą uznałbym za to atak. Mało goli strzeliliśmy po uderzeniach napastników, choć w sumie nasz dorobek bramkowy jest jednym z lepszych w lidze. Zjawiński nie posłał jednak piłki do siatki ani razu, Wełniak zrobił to dwa razy, a Rosołek trzy. Zestawiając to z Pieczarą, strzelcem dziewiętnastu goli, wygląda to słabo. To jednak zawodnicy wchodzący do piłki seniorskiej, to wciąż element edukacji i z każdym sezonem będzie tych goli więcej.

Dobrze, że zejść było tak mało? Pomijając bramkarzy, przez całą rundę graliście praktycznie własnym składem. Pomijając bramkarzy, gracze z „jedynki” spędzili na murawie w sumie 4% możliwego czasu.

- Zejść było bardzo mało. Z jednej strony to dobre, bo ci, z którymi pracujemy, mogą pokazywać w trakcie meczów umiejętności nabyte podczas treningów. Czasem jeden czy dwóch zawodników z „jedynki” może zrobić dobrze, bo nasi piłkarze wiedzą wtedy, gdzie mają zmierzać. Inną sprawą jest to, że gra staje się wtedy płynna. To stwarza lepsze środowisko do rozwoju. 

Jak wygląda współpraca z pierwszym zespołem?

- Bardzo dobrą rzeczą jest to, że zawodnicy rezerw udają się na treningi pierwszego zespołu i mogą pokazać się trenerowi Sa Pinto. Nasi piłkarze widzą wtedy, jak wygląda intensywność zajęć i tempo gry na najwyższym poziomie. 

Przez pewien okres rezerwy „gościły” Cristiana Pasquato, Hildeberto czy Briana Iloskiego, a aktualnie w takiej sytuacji znajduje się Krzysztof Mączyński. Jak wygląda praca z takim gronem zawodników?

- Przede wszystkim darzyłem szacunkiem za osiągnięcia, a najwięcej miał ich Krzysztof Mączyński. Mieli możliwość pracy z nami i odwzajemniali się tym samym. Zależało mi, by byli profesjonalni i żeby byli przykładem dla młodzieży. Nie miałem do nich zastrzeżeń, bo pracowali na zajęciach i robili to, czego się od nich oczekiwało. Mogę pochwalić „Mąkę”, bo ma świetny charakter, który przekładał się na edukację piłkarską juniorów. 

Nazwisko Mączyńskiego mocno polaryzowało opinię publiczną w ostatnim czasie. 

- Jest wolność słowa, każdy może mówić co chce, ale ważne, by nie mówić bzdur. Zalecałem Mączyńskiemu odpoczynek w jednym ze spotkań, chciałem, by się wyleczył, ale bardzo chciał nam pomagać. Tak było w meczu z MKS-em Ełk, gdzie miał już zejść z boiska, ale sam prosił, by zostawić go na murawie. Chciał pomóc drużynie, widziałem jego chęci i emocje. Ma charakter, wolę walki i jest walczakiem. W ostatnich tygodniach Krzysiek przechodził rehabilitację po problemach z plecami, a od nowego roku będzie mógł wznowić zajęcia z pełnym obciążeniem. Mam nadzieję, że będą z niego korzystali trenerzy na jak najwyższym poziomie. 

Dla pana ostatnia runda była dużą zmianą? Jak różni się praca w III lidze od tej w CLJ?

- Zmiana była duża, bo inna jest gra. Przejście nastąpiło jednak płynnie, a ułatwiała mi to znajomość zawodników, jak i specyfiki pracy w Legii.  CLJ w porównaniu z piłką seniorską to Disneyland. Jedno to być w piłce młodzieżowej, zdobywać tytuły i stać w miejscu. Jeśli nie jest to miejsce docelowe, trzeba wychodzić ze strefy komfortu. Zawsze dążyłem do piłki seniorskiej i teraz w niej jestem, mogąc iść do przodu. Spodziewałem się takiego stopnia trudności, jaki zastałem. 

Co cechuje trzecią ligę?

- Każdy będzie się spodziewał odpowiedzi, że to siermiężna liga pełna fizyczności. Uważam jednak, że coraz więcej drużyn chce grać w piłkę. W tych rozgrywkach nie brakuje regularnego prezentowania cech wolicjonalnych,  ale stają się również bardziej piłkarskie. 

Z tego wynika fakt, że lepiej gra wam się przeciw czołowym drużynom, a trudniej z tymi, którzy zajmują miejsca w dole tabeli?

- Zdecydowanie. Jest nam łatwiej, gdy rywale prezentują wysoką kulturę gry. Jeszcze łatwiej byłoby w drugiej lidze. Mecze z Sokołem, Legionovią czy Lechią Tomaszów to spotkania, w których przyjemnie ogląda się grę w piłkę. Rywalizacja, w której jest więcej aspektów motorycznych, kontaktowych również się zdarzają. Takie mecze z szarpaną grą są jednak potrzebne, bo dla naszych zawodników pełnią rolę uniwersytetu. 

Kiedyś pojawiały się zapowiedzi awansu do II ligi. Teraz też można liczyć na takie słowa?

- Patrząc na tabelę, można mieć wrażenie, że wszystko jest jeszcze możliwe. Trudno jest jednak powiedzieć, jaką kadrą będziemy dysponowali w kolejnej rundzie. Taka jest specyfika rezerw. Nie ma hermetycznej kadry i często następuje migracja zawodników. Zobaczymy jakie będą plany i priorytety klubu wobec Legii II.

Jest w ogóle zarys tej kadry czy na ten moment istnieje tylko lista tych, którzy raczej się pożegnają z drużyną?

- Chcielibyśmy, by najlepsi zawodnicy stanowili trzon zespołu i dobre środowisko dla wchodzących graczy. Liczę, że kilku zawodników dostanie szansę wyjazdu na zgrupowanie pierwszej drużyny. Jestem też w stałym kontakcie z trenerem Saganowskim w kontekście testowania piłkarzy z CLJ w naszej ekipie. Rosołek przerastał rówieśników i ligę i było kwestią czasu, aż do nas trafi. Drugiego takiego piłkarza nie ma. Zobaczymy, jak będzie wyglądała sytuacja oraz to czy ktoś zasługuje na piłkę seniorską. Drużyna juniorów starszych ma swój styl, ale nie ma jednostek przerastających ligę. To zdolni chłopcy, którzy prędzej czy później trafią do „dwójki”. Czy już zimą? Nie wiem. 

Jak wygląda proces decyzyjny? Awans do rezerw zależy wyłącznie od pana czy ktoś musi to jeszcze zaakceptować?

- Odbywa się to w obrębie trzech osób. Jacek Zieliński ma dużo do powiedzenia, jest osobą decyzyjną, ale takie decyzje podejmowane są na zasadzie dialogu. Najwięcej o danym zawodniku i jego potencjale może powiedzieć trener Saganowski pracujący z grupą juniorów na co dzień. Trzeba pamiętać, że kadra rezerw jest szeroka, a jeśli zawodnik notuje awans, to po to, by grać, a nie odgrywać rolę osiemnastego w ekipie. Chcieliśmy, by kadry były hermetyczne, a zawodnicy rzadziej przewijali się przez różne drużyny. Stąd też rzadsze zejścia z rezerw do CLJ. Niektórzy zasiadali też częściej na ławce, a przed meczem trudniej przewidzieć, kto będzie w danej chwili potrzebny. Zależało nam na zachowaniu tożsamości. W normalnej seniorskiej piłce, zejścia nie są codziennością. 

Plan na zimę to polepszanie atutów czy poprawianie niedociągnięć?

- Chcielibyśmy w większym stopniu dominować i narzucać swój styl gry. Zależy mi, by nasza gra w ofensywie była dobra zarówno w ataku szybkim, jak i pozycyjnym. W zdecydowanej większości meczów częściej posiadaliśmy piłkę od rywali. Potrafiliśmy grać dojrzale i życzę sobie, by zawodnicy częściej szli do  przodu, a to przełoży się na cały zespół. Wiosna na ogół jest trudniejsza od jesieni, co pokazują poprzednie sezony. Liderzy z pierwszej rundy regularnie trafiali potem na wypożyczenia. Odejdą też zawodnicy z „jedynki” w końcówce ligi, kiedy trzeba brać na siebie ciężar gry. Nie patrzymy jednak na to i zależy nam na tym, by rozwijać umiejętność dominacji. 

Polecamy

Komentarze (29)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.