Domyślne zdjęcie Legia.Net

Przegląd prasy

Jerzy Zalewski

Źródło:

01.12.2007 10:36

(akt. 21.12.2018 16:05)

Sobotnia prasa poświęca wiele miejsca spotkaniu Cracovii z Legią, podkreślając że wygrana "wojskowych" przełamała 37-letnią niemoc. Są także wzmianki o pojedynku <b>Piotr Giza</b> - <b>Stefan Majewski</b> a także peany na temat <b>Takesure Chinyamy</b>. Oto kilka wybranych tytułów prasowych: Rzeczpospolita - Legia lepsza w Krakowie; Przegląd Sportowy - Wyleczył ich z kompleksów; Dziennik - Uciszył ten zły stadion; Super Express - Z Chinyamą przeszli przez Kałużę; Fakt - To był wieczór Chinyamy; Życie Warszawy - Po dziesięciu latach Legia wygrała pod Wawelem; Gazeta Wyborcza - Ucieczka przed Koroną; Trybuna - Chinyama – kat „pasów".
Rzeczpospolita - Legia zaczęła rundę rewanżową Orange Ekstraklasy tak jak pierwszą: od zwycięstwa nad Cracovią po bramkach Takesure'a Chinyamy. ŁKS przegrał z Odrą i jest bardzo blisko drugiej ligi. Gdy Cracovia i Legia spotkały się w pierwszej kolejce sezonu w Warszawie, Chinyama strzelił jedynego gola meczu. W piątek w Krakowie - obydwa. Po pierwszym pobiegł do linii bocznej i przyłożył dłonie do uszu. To samo zrobił, śmiejąc się do niego, trener Jan Urban. Dla Legii to było pierwsze ligowe zwycięstwo na boisku Cracovii od 1970 roku. Chinyama często strzela wtedy, kiedy powinien podawać, a podaje, gdy trzeba strzelać, ale w Krakowie dwa razy zrobił wszystko, jak należy. W 54. minucie po akcji Edsona i podaniu Tomasza Kiełbowicza uderzył od razu, a piłka odbiła się jeszcze od pięty Mateusza Urbańskiego. Bramkarz był bez szans. Przed drugim golem Marcin Cabaj niepotrzebnie wyszedł do bocznej linii pola karnego, próbując zatrzymać Edsona. Gdy Brazylijczyk podawał na głowę Chinyamy, bramka była pusta. Po raz pierwszy w roli gościa do Krakowa przyjechał wypożyczony z Cracovii Piotr Giza. Na boisku, które świetnie zna, też nie potrafił wykorzystać żadnej sytuacji i 15 minut przed końcem Jan Urban zawołał go na ławkę rezerwowych. Piłkarze Cracovii w pierwszej połowie mieli swoje szanse (Paweł Nowak strzelił w słupek), w drugiej zagrali słabo. System 3-4-3, przy którym upiera się trener Stefan Majewski, świetnie się sprawdza w grach komputerowych, gorzej w życiu. Życie Warszawy - Podopieczni Jana Urbana po bramkach Chinyamy pokonali 2:0 Cracovię. Od 10 lat Legia nie ograła w Krakowie Wisły. Na stadionie Cracovii po raz ostatni zwyciężyła... 37 lat temu, gdy bramki zdobywali dla niej Kazimierz Deyna i Robert Gadocha (2:0). W piątek fatalna passa została wreszcie przerwana. Zwycięską bramkę dla Legii miał zdobyć Piotr Giza. Chciał przyczynić się do zwolnienia trenera Cracovii Stefana Majewskiego - tego samego, który nazwał go leniem i odsunął od gry w tym klubie. Wyrok na prześladowcy Gizy wykonał jednak Takesure Chinyama. To napastnik z Zimibabwe zdobył obie bramki. Pogoda w Krakowie była fatalna. Przenikliwe zimno i padający śnieg z deszczem nie zachęcały do przybycia na stadion przy ulicy Kałuży. Przyszli tylko najwierniejsi kibice. - Poproszę dwie herbatki dolane do dwóch trzecich pojemności kubeczka - zamawiał pan Stasio, który na mecze Cracovii przychodzi od ponad 30 lat. - Szykuje się herbatka po góralsku? - pytał sprzedający. - Dokładnie. Udało mi się przemycić butelczynę - przyznawał z uśmiechem pan Stanisław. Od początku meczu mógł cieszyć się jedynie z napoju rozgrzewającego, bo przewagę miała Legia. Giza strzelił z dystansu, a Kiełbowicz z kąta, ale w obu sytuacjach piłkę odbił Marcin Cabaj. Później coraz weselszy pan Stasio kilkakrotnie podrywał się z miejsca. W pewnym momencie oczyma wyobraźni widział nawet piłkę w siatce Jana Muchy. Błędu stołecznych defensorów nie wykorzystali jednak Bartłomiej Dudzie i Paweł Nowak. W 10. minucie drugiej połowy pan Stasio z wściekłości rzucił pustym już kubeczkiem. Legia wyprowadzała kontratak. Kilka bilardowych zagrań pomiędzy Edsonem i Tomaszem Kiełbowiczem i podanie do Takesure Chinyamy. Napastnik z Zimbabwe strzelił, piłka odbiła się od jednego z piłkarzy Cracovii i wpadła do siatki. Cracovia rzuciła się do odrabiania strat. Bezskutecznie. Chinyama, tym razem po akcji prawą stroną boiska, zdobył drugiego gola. Pan Stanisław nie wytrzymał. Krzyknął "Stefan, gdzie masz jaja?" i wyszedł ze stadionu. Przegląd Sportowy - Po 37 latach Legia przełamała fatum stadionu Cracovii. Wygraną, po bardzo dobrych zagraniach Tomasza Kiełbowicza i Edsona, zapewnił jej Takesure Chinyama. A Pasy? Przegrały dziesiąty mecz w tych rozgrywkach. Legioniści rozpoczęli tak, jak większość swoich meczów - odważnie i do przodu. Stwarzali dogodne sytuacje do zdobycia bramek Zawodnicy Cracovii biegali bezproduktywnie między podopiecznymi Jana Urbana, a ci grali szybko i dokładnie. Brakowało tego, czego w poprzednich spotkaniach - skuteczności. Gazeta Wyborcza - Legia wygrała na stadionie Cracovii po 37 latach, po raz pierwszy od czasu, gdy ta wróciła do ekstraklasy. Drużyna Jana Urbana jest znowu druga w tabeli. Przynajmniej do dzisiaj. O godz. 16 Korona Kielce gra z będącym na fali wznoszącej GKS Bełchatów. Jeżeli nie wygra, to drużyna Jana Urbana może skoncentrować się na pogoni za Wisłą. W piątkowy wieczór długo nie zanosiło się, że wszystko skończy się w tak pogodny dla Legii sposób. Ale w końcu zaczął trafiać Takesure Chinyama. Zdobył ósmego i dziewiątego gola w sezonie. Mecz reklamowano głównie jako starcie Piotra Gizy z trenerem Stefanem Majewskim, który nie widział eksreprezentanta kraju w zespole i przez którego Giza został wypożyczony właśnie z Cracovii do Legii na początku sezonu (zawodnik na dźwięk nazwiska szkoleniowca reaguje jak oparzony). Dodatkowo gracz z numerem 7 walczył o to, by się odblokować właśnie na stadionie, gdzie występował przez pięć lat. W ostatnich spotkaniach w dramatyczny sposób marnował bowiem idealne okazje. I nawet biorąc pod uwagę, że strzelanie bramek to nie jest jego główne zadanie, cierń w głowie siedział. Oprócz tego, że Legia zwyciężyła na tym stadionie po raz pierwszy od 1970 roku, udało się to jej także po raz pierwszy od trzech lat, odkąd Cracovia wróciła do I ligi po przegranej i dwóch remisach. W tym czasie grała także na innym krakowskim stadionie, przy ulicy Reymonta, z Wisłą. W tym mieście w ogóle nie potrafiła wygrać od dziesięciu lat. No to wreszcie wygrała. Dziennik - Legia wygrała na Cracovii pierwszy raz od 37 lat. Gospodarzy spotka kara za rasistowskie okrzyki. Stadion świecący pustkami, błoto po kostki i cisza - tak ma wyglądać piłkarskie święto w Krakowie? Przecież na Cracovie przyjechała Legia! Przyjechała i wygrała. Po raz pierwszy od 37 lat. - Przecież to wstyd. Kiedyś, jak Legia przyjeżdżała, stadion pękał w szwach - żalili się starzy kibice. Fani Cracovii zamiast dopingować swoją drużynę skupiali się na wyzywaniu rywali i swojego trenera Stefana Majewskiego. Największy niesmak wzbudziła sytuacja z 53 min. Takesure Chinyama strzelił bramkę dla Legii. Kibole Cracovii zaczęli udawać małpy i obrażać czarnoskórego napastnika. Ten zemścił się na tych prymitywach w najlepszy z możliwych sposobów. W 77. min po pięknej zespołowej akcji strzelił drugą bramkę, podbiegł do lżących go ludzi i ironicznie ich pozdrawiał. Legia wygrała zasłużenia będąc zespołem lepszym i dojrzalszym. Ale w I połowie i Cracovia miała kilka dogodnych sytuacji. Gdyby je wykorzystała, mecz mógłby potoczyć się inaczej. Super Express - 37 lat czekali kibice Legii na zwycięstwo swych pupili na stadionie Cracovii i wreszcie się doczekali. Mieli jednak ogromne szczęście. No i Takesure'a Chinyamę. Zmrożona murawa była potwornie śliska, a najgorsze piruety wywijał najmniej przyzwyczajony do takich warunków napastnik z gorącego Zimbabwe. W 55. minucie Chinyama zdołał jednak ustać na nogach i po ładnym podaniu Tomasza Kiełbowicza silnym uderzeniem posłał piłkę do siatki. Gospodarze próbowali wyrównać, ale szalony Chinyama trafił po raz drugi. W ten sposób pięknie odwdzięczył się grupie zasiadających na trybunie krytej pseudokibiców "Pasów", którzy swoje małe rozumki zostawili chyba w domu i dokuczali Afrykańczykowi, naśladując odgłosy małpy. - Te statystyki nie robią na mnie żadnego wrażenia. Takie serie są po to, żeby je kończyć - mówił o kiepskim dorobku Legii na stadionie przy ul. Kałuży (ostatni raz wygrali tu w 1970 roku) trener gości Jan Urban. Jego podopieczni skasowali niechlubny licznik, choć ich gra tylko momentami mogła się podobać. Legia zaczęła nawet nieźle, ale potem było coraz gorzej. Niby częściej była przy piłce, ale tylko dzięki ogromnemu wręcz szczęściu do przerwy nie przegrywała kilkoma golami. Po koszmarnych błędach w kryciu warszawskich obrońców najpierw Bartłomiej Dudzic, a potem dwa razy Paweł Nowak nie niepokojeni dopadali do piłki tuż przed bramką Jana Muchy. Jednak w każdej z tych idealnych sytuacji wykazali się kiepską skutecznością. Trybuna - Piłkarze Orange Ekstraklasy zainaugurowali wczoraj... rundę wiosenną. Sympatycy Cracovii, Ruchu i ŁKS opuszczali trybuny w minorowych nastrojach, bo ich pupile oddali rywalom wszystkie punkty. Największe zainteresowanie wywołał oczywiście mecz pod Wawelem. Legia nie odniosła w lidze zwycięstwa na stadionie Cracovii od 37 lat! Każda seria jednak kiedyś się kończy, a bohaterem piątkowego wieczoru został Takesure Chinyama, który zdobył obie bramki. Miał nawet po przerwie szanse na klasyczny hat-trick, lecz po jego kolejnym strzale piłka minimalnie minęła słupek. Warto przypomnieć, że napastnik z Zimbabwe także w lipcu przesądził o zwycięstwie Legii nad Cracovią (1:0). Inna sprawa, że golkiper "Pasów" Marcin Cabaj tym razem wyraźnie nie miał swojego dnia i w szatni z pewnością wysłuchał sporo cierpkich uwag od kolegów. Krakowscy kibice nie kryli zdziwienia, że w podstawowym składzie zabrakło wczoraj kapitana i centralnej dotychczas postaci w linii obrony Łukasza Skrzyńskiego oraz Marcina Bojarskiego. Majewskiemu bardzo chciał coś udowodnić także Piotr Giza, który właśnie za sprawą tego szkoleniowca musiał rozstać się z Cracovią. Występujący obecnie w Legii pomocnik miał nawet udany początek meczu, ale w miarę upływu czasu stawał się coraz mniej widoczny i wreszcie został zastąpiony przez Bartłomieja Grzelaka. Fakt - Legia Warszawa chce gonić w tabeli Wisłę Kraków. Warszawianie wreszcie byli skuteczni. - Skoro straciliśmy dziesięć punktów do Wisły, to możemy je też odrobić - taką maksymę wyznaje trener Legii Jan Urban. Jego słowa dobrze zapamiętali piłkarze i wygrali z Cracovią 2:0. Zwycięstwo gościom zapewnił najlepszy na boisku Takesure Chinyama. Przed meczem wszystkie oczy były zwrócone w kierunku byłego pasiaka w barwach Legii, Piotra Gizy. "Gizmo" wracał na stadion przy Kałuży po blisko półrocznej przerwie. Piłkarz Legii mocno obawiał się przyjęcia kibiców. Dlatego tym większe było jego wzruszenie, kiedy oklaskami na stojąco pożegnali go fani Cracovii. To jednak nie Giza był bohaterem Legii, a Takesure Chinyama. Czarnoskóry snajper warszawian strzelił dwie bramki i co chwilę zagrażał obronie Cracovii. A wszystko to dzięki... butom, które zmienił w przerwie spotkania. Piłkarz z Zimbabwe rozpoczął mecz w źle dopasowanym obuwiu i zamiast grać w piłkę, ślizgał się po murawie niczym łyżwiarz na lodzie. Chinyama pogrążył trenera gospodarzy Stefana Majewskiego.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.