News: Przegląd prasy: Pogonili Legię

Przegląd prasy: Pa, Pinto!

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

02.04.2019 09:20

(akt. 02.04.2019 09:22)

Wtorkowa prasa sportowa wiele miejsca poświęca rozstaniu Legii Warszawa z Ricardo Sa Pinto. Oto kilka wybranych tytułów prasowych: Fakt - Wyrzucili Sa Pinto; Gazeta Wyborcza - Koniec toksycznego romansu; Przegląd Sportowy - Pa, Pinto; Rzeczpospolita - Ricardo Sa Pinto wreszcie zwolniony z Legii; Super Express - Sa Pinto zwolniony.

Fakt - Po najwyższej od ponad ośmiu lat przegranej w lidze (0:4 z Wisłą) pracę w Legii stracił Ricardo Sa Pinto. Zastąpi go Aleksandar Vuković. Niedzielna porażka i fatalny styl prezentowany przez mistrza kraju w tym roku wywołały poruszenie. Prezes Dariusz Mioduski miał w Krakowie przygnębioną minę. Przed meczem wsparł Portugalczyka, ale w klubie wszyscy mieli dość apodyktycznego i trudnego w codziennej współpracy przybysza. Miarka przebrała się po porażkach do zera z Cracovia i Lechem oraz odpadnięciu z Pucharu Polski z Rakowem. W gabinecie właściciela doszło do wymiany zdań, zdecydowanie głośniejszy był Sa Pinto, którego momentami ponosiło. Dla Mioduskiego oraz innych osób takie zachowanie plus fatalna gra, tragiczna atmosfera w szatni, ciągłe kłótnie z sędziami i brak szacunku nie do zniesienia.

Gazeta Wyborcza - 228, 232, 92, 257, 133, 168, 85, 144, 364 - dokładnie tyle dni w każdym z klubów, które decydowały się go zatrudnić - nie wyłączając juniorskich - pracował Ricardo Sa Pinto. W sierpniu zeszłego roku Dariusz Mioduski uwierzył, że w Legii będzie inaczej, i ofiarował Portugalczykowi trzyletnią umowę. W poniedziałek po południu - dzień po kompromitującej porażce z Wisłą Kraków 0:4 - prezes mistrzów Polski podziękował Sa Pincie za pracę. Jego licznik zatrzymał się na 228 dniach. Ostatnim trenerem, który pracował w Legii dłużej niż 365 dni, był Henning Berg (2013-15). Od tamtej pory bariery nie przekroczyli kolejno: Stanisław Czerczesow (239), Besnik Hasi (108), Jacek Magiera (354), Romeo Jozak (213), Dean Klafurić (108) i w końcu odwołany Pinto. To dobra decyzja Mioduskiego, który w magazynie „Sekcja Piłkarska" późnym wieczorem przyznał: - Uznaliśmy, że chcąc ratować sezon, potrzeba zmian. Do końca sezonu zostało jeszcze 10 kolejek, Legia do liderującej Lechii traci pięć punktów. Wciąż może obronić trofeum. W Warszawie oddychają z ulgą, że Mioduski późno bo późno - ale przyznał się do własnego błędu. To sztuka.

Przegląd Sportowy - Niedzielna porażka i fatalny styl prezentowany przez Legię w tym roku wywołały poruszenie. Los Sa Pinto został przesądzony, a wyrok zapadł wcześniej. Prezes Mioduski miał w Krakowie przygnębioną minę. Przed meczem wsparł Portugalczyka, ale w klubie wszyscy mieli dość apodyktycznego i trudnego w codziennej współpracy przybysza. Miarka przebrała się po porażkach do zera z Cracovia i Lechem oraz odpadnięciu z Pucharu Polski z Rakowem. W gabinecie właściciela doszło do wymiany zdań, zdecydowanie głośniejszy był Sa Pinto, którego momentami ponosiło. Dla Mioduskiego oraz innych osób takie zachowanie plus fatalna gra zespołu i pojedynczych piłkarzy, tragiczna atmosfera w szatni, ciągłe kłótnie z sędziami, brak szacunku były nie do zniesienia. Gdyby Legia nie pokonała Śląska, już przed przerwą na mecze reprezentacji mogło nastąpić rozstanie z Sa Pinto. Ale wygrała po karnym i kolejnym słabym spotkaniu. W niedzielę skompromitowała się pod Wawelem. Porażka dotkliwie zabolała Mioduskiego - ucierpiały dusza, ciało i ambicja. Jego Legia ma być symbolem transparentnego, dobrze zarządzanego klubu z najwyższym budżetem i najlepiej opłacanymi piłkarzami, a ośmieszył ją zespół, który na przełomie roku był bankrutem, nie miał piłkarzy i został uratowany dzięki pomocy kancelarii prawnej Bogusława Leśnodorskiego, byłego współwłaściciela Legii, z którym obecny prezes nie rozstał się w przyjaźni. Mioduski zobaczył, że zespół w czerwonych koszulkach stanowi drużynę, piłkarze wiedzą, co mają robić na boisku, jeżdżą na tyłkach, harują z pasją i zaangażowaniem oraz strzelają gole. Tego wszystkiego brakuje mistrzowi Polski. Sa Pinto wyjedzie z Warszawy w niesławie. Nikt za nim nie za tęskni, ani nie pożałuje.

Rzeczpospolita - Właściciel Legii Dariusz Mioduski zapewniał wprawdzie ostatnio, że właśnie zrealizowało się jego marzenie, czyli zaczął budowę piłkarskiej akademii Legii, ale w Krakowie po porażce Legii z Wisłą 0:4 miał minę człowieka upokorzonego. I trudno mu się dziwić, że nie czekał na kolejną kompromitację i w poniedziałek zwolnił portugalskiego trenera, którego wszyscy mieli dosyć. Nie tylko przegrywał, ale w dodatku - w przeciwieństwie do Nawałki - nie był miły. Przed rokiem Romeo Jozak został zwolniony w połowie kwietnia (po porażce w Warszawie z Zagłębiem Lubin 0:1), a jego asystent Dean Klafurić wywalczył z drużyną mistrzostwo i Puchar Polski. Teraz czas na Vukovicia. W środę do Warszawy przyjeżdża Jagiellonia, która wprawdzie teraz nie gra dobrze, ale już przy Łazienkowskiej zwyciężała.

Super Express - Sa Pinto miał być trenerem na lata, dostał od prezesa Dariusza Mioduskiego duży kredyt zaufania. W sierpniu 2018 roku podpisał z mistrzem Polski trzyletni kontrakt. Obie strony wierzyły wówczas, że Portugalczyk go wypełni. To miał być długofalowy projekt. Na Łazienkowskiej liczono, że nie tylko podtrzyma prymat Legii na krajowym podwórku, ale również pozwoli jej znów awansować do wymarzonej Ligi Mistrzów. Nic z tego. Sa Pinto nie wytrzymał w Warszawie nawet roku, a wyleciał po kompromitującej porażce z klubem, który kilka tygodni temu został cudem ocalony przed zagładą. Choć rządził Legią krótko, to zdołał zniechęcić do siebie niemal wszystkich.

Polecamy

Komentarze (10)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.