News: Przegląd prasy: Cel zrealizowany, styl do zapomnienia

Przegląd prasy: Rzucają się rywalom do gardeł

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

02.12.2019 09:25

(akt. 02.12.2019 09:28)

Poniedziałkowa prasa sportowa podkreśla skuteczność i bezlitosność Legii w meczu z Koroną. Oto kilka wybranych tytułów prasowych: Fakt - Legia jest jak pantera - rzuca się rywalom do gardeł; Gazeta Polska Codziennie - Pełna dominacja; Przegląd Sportowy - Legia bezlitosna u siebie; Super Express - Brazylijski magik zaczarował Koronę;

Fakt - Po Lechu (2:1), Wiśle Kraków (7:0) i Górniku (5:1) tym razem padło na Koronę. To, że w trzech ostatnich spotkaniach kielecki zespół trenera Mirosława Smyły wywalczył siedem punktów i nie stracił gola, nie miało w sobotę żadnego znaczenia. - Czując krew, Legia jest groźna jak pantera, nie odpuściła nam do ostatniej chwili - mówił po meczu szkoleniowiec gości, odprawionych z Warszawy z bagażem czterech goli. Smyła żałował, bo początek spotkania pokazał, że Korona wyraźnie nabrała wiatru w żagle, a ostatnie wyniki nie były przypadkowe. To kielczanie zaatakowali, a Legia długo nie mogła zepchnąć przeciwnika pod jego pole karne. Pomógł jej błysk Luquinhasa. Brazylijczyk przejął piłkę w środku boiska, obrońcy się rozbiegli, sądząc że zagra na skrzydło do Michała Karbownika, a on oddał skuteczny strzał zza pola karnego. Tym razem zespół Aleksandara Vukovicia nie zawodził skutecznością - w przegranych niedawno wyjazdowych spotkaniach z Pogonią (1:3) i Piastem (0:2) legioniści zmarnowali kilka znakomitych okazji, w sobotę byli bezlitośni. W trzech ostatnich spotkaniach w Warszawie Legia zdobyła aż 16 bramek. Wcześniej tak skuteczna u siebie była... 55 lat temu. 

Gazeta Polska Codziennie - W trzech ostatnich meczach na własnym stadionie Legia wbiła rywalom aż 16 goli. Wcześniej pokonała Wisłę Kraków 7:0 i Górnika Zabrze 5:1. Następnym rywalem na Łazienkowskiej 14 grudnia będzie Wisła Płock. Wcześniej legionistów czeka spotkanie ze świetnie radzącym sobie Śląskiem we Wrocławiu. - Przed nami jeszcze dużo spotkań, więc na pewno nie możemy mówić, że najbliższy mecz ze Śląskiem będzie decydował o finalnym kształcie tabeli. Każde wyjazdowe spotkanie jest „na styku". Śląsk ma ostatnio dobrą serię, ale jedziemy do Wrocławia z dobrym nastawieniem. Niczego nie możemy obiecywać, bo tak się nie da, ale po wygranej 4:0 na pewno jesteśmy w lepszych humorach niż po meczu z Pogonią - skomentował Igor Lewczuk.

Przegląd Sportowy - Czując krew, Legia jest groźna jak pantera, nie odpuściła nam do ostatniej chwili - żałował po meczu szkoleniowiec gości odprawionych z Warszawy z bagażem czterech goli. Smyła żałował, bo początek spotkania pokazał, że Korona wyraźnie nabrała wiatru w żagle, a ostatnie wyniki nie były przypadkowe. To kielczanie zaatakowali, mieli inicjatywę i piłkę przy nodze częściej od rywali. Legioniści zagrali w najsilniejszym zestawieniu - do jedenastki wrócili nieobecni tydzień temu w Szczecinie Michał Karbownik oraz Domagoj Antolić. Zaraz na początku, po głupiej stracie Chorwata zespół musiał ratować Radosław Majecki. Legia długo nie mogła zepchnąć przeciwnika pod jego pole karne, nie miała spotkania pod kontrolą, jak było to w starciu z Białą Gwiazdą w 13. kolejce, przeciwko której prowadziła 2:0 po niespełna 20 minutach. W sobotę pomógł jej błysk Luquinhasa. Jeszcze przed przerwą obaj szkoleniowcy musieli prze-grupować siły i skład. W Legii z boiska zszedł skrzydłowy Arvydas Novikovas, który narzekał na kłopoty z oddychaniem, a w Koronie Ognjeń Gnjatić. Powodem był uraz mięśnia dwugłowego. Za Litwina wszedł drugi napastnik, Jose Kante i Luquinhas został przesunięty na skrzydło, ale poruszał się w środkowej części boiska, na czym skorzystali gospodarze. Brazylijczyk wyrasta na czołową postać stołecznego zespołu.

Super Express - Ozdobą spotkania była piękna bramka Luquinhasa. O potencjale Brazylijczyka mówiło się od dawna. Miejsce w pierwszym składzie Legii pomocnik wywalczył niemal od razu. Zaczął na skrzydle, ale choć grał dobrze, brakowało mu goli i asyst. Zmieniło się to, gdy trener Aleksandar Vukovic znalazł dla niego nową pozycję - w środku pomocy. W sześciu ostatnich meczach błyskotliwy Luquinhas zdobył dwie bramki i zanotował cztery asysty. Strzelanie w sobotnim meczu z Koroną przy Łazienkowskiej zaczęło się właśnie od Brazylijczyka. W 35. min popisał się cudownym uderzeniem z 21 metrów. - Korona pokazała na początku, że jest pewna siebie po trzech spotkaniach bez porażki. Dobrze weszli w mecz, ale po bramce Luquinhasa spotkanie było już pod naszą kontrolą - ocenił Vukovic. Zawodnik z kraju kawy do bramki dołożył również asystę. W 69. min zagrał prostopadle do Waleriana Gwilii, a Gruzin zamienił podanie na gola.

Polecamy

Komentarze (1)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.