Radosław Kucharski

Radosław Kucharski: Szukaliśmy napastnika - wyborem był Wilczek

Redaktor Piotr Kamieniecki

Piotr Kamieniecki

Źródło: Sport.pl

01.03.2019 15:39

(akt. 01.03.2019 15:43)

- Mieliśmy do dyspozycji mniej niż milion euro, ale zmieściliśmy się w budżecie. Szukaliśmy napastnika. Na wypadek, gdyby odszedł od nas ktoś z trójki: Kulenović, Niezgoda, Carlitos. A było takie zagrożenie, bo zainteresowanie tymi piłkarzami zimą było spore. Pierwszym wyborem, z którym poważnie rozmawialiśmy, był Kamil Wilczek. Drugim, Aleksandar Pesić - mówi w rozmowie ze "sport.pl" Radosław Kucharski, dyrektor sportowy Legii Warszawa.

- Mieliśmy ograniczone środki finansowe na wzmocnienia i uzupełnienia zespołu. W związku z tym musieliśmy szukać różnych rozwiązań. Słowem: uważniej rozglądać się na rynku transferowym. Ostatecznie trafiło do nas dwóch młodych Polaków i trzech Portugalczyków, na których de facto wydaliśmy mniej, niż na naszych rodaków. Najważniejsze jest jednak to, że nie osłabiliśmy pierwszej drużyny.
 

Do Legii tej zimy trafili piłkarze, którzy byli waszym pierwszym wyborem?

- Pierwszym wyborem był Medeiors. Badaliśmy również możliwości pozyskania Lukasa Haraslina, który byłby ciekawym dla nas wzmocnieniem i wpisałby się w koncepcję. Również biznesową w przypadku, gdybyśmy sprzedali Dominika Nagy’a. Ściągnięcie skrzydłowego to był dla nas priorytet. Michał Kucharczyk i Dominik Nagy zeszłą rundę zagrali bardzo dobrze, jednak nie mieliśmy żadnej alternatywy na wypadek kontuzji. O ile jeszcze na lewej obronie mogliśmy kombinować - chociażby przesuwając tam Vesovicia, Stolarskiego czy Jędrzejczyka - o tyle na skrzydle pole manewru było mocno ograniczone.
 

Agra, Rocha i Medeiros to zawodnicy, którzy zaproponowani zostali Legii przez Ricardo Sa Pinto?

- Trener bardzo pomógł w transferze Medeirosa. Znaliśmy go od dawna, obserwowaliśmy już kilka lat temu, kiedy grał w Moreirense, a potem w Boaviście. Już wtedy się wyróżniał, ale był też poza naszym zasięgiem finansowym. Teraz, gdyby nie Sa Pinto, też pewnie nie spojrzałby w naszym kierunku. Trener odegrał dużą rolę przy jego transferze. Znał Medeirosa - pracował z nim, podobnie jak z Andre Martinsem, który trafił do nas we wrześniu. Jeśli chodzi o Agrę, to on też był piłkarzem, którego znaliśmy wcześniej - jeszcze z czasów jego gry w Nacionalu. Najkrócej obserwowaliśmy Rochę - lewego obrońcę, który trafił do nas, bo szukaliśmy kogoś do rywalizacji z Adamem Hlouskiem. Jeszcze do niedawna tym piłkarzem był Mateusz Hołownia, ale to młody chłopak, który ma przed sobą mistrzostwa Europy. Zależało nam, by stworzyć mu lepsze możliwości rozwoju, stąd wypożyczenie do Śląska Wrocław. A co za tym idzie: przyjście Rochy, który nie tylko podniósł poziom rywalizacji na lewej obronie, ale przy okazji był dla nas także względnie tanią inwestycją.

Martwi cię to, że Polacy coraz częściej odgrywają drugoplanową rolę w Legii?

- Nie, bo tak nie jest. W pierwszej jedenastce regularnie wychodzi kilku Polaków. Jest Artur Jędrzejczyk, który jest kapitanem - miał bardzo dobrą zeszłą rundę, wybrano go ligowcem roku. Jest Sebastian Szymański, który cały czas się rozwija. Michał Kucharczyk, który w pierwszej rundzie miał dobrą statystykę. Jest Radek Majecki, który też robi postępy czy Mateusz Wieteska, który jesienią rozegrał praktycznie najwięcej minut ze wszystkich. Dlatego nie zgadzam się z tezą, że rola Polaków jest marginalizowana. Albo że Legia staje się portugalska. Okej, przyszło do nas teraz trzech piłkarzy z tego kraju, ale już mówiłem: nasze pole manewru, jeśli chodzi o finanse, zimą było mocno ograniczone.

Po jakim czasie jesteście w stanie rzetelnie ocenić, że dany transfer się udał?

- Dla kibica najważniejsze jest to, za ile piłkarz został kupiony i potem za ile został sprzedany. To jest najprostsze przełożenie. Ale są też inne płaszczyzny, które dla nas, czyli dla klubu, są równie ważne. Z naszej perspektywy najlepiej takiej oceny dokonać po całym sezonie rozegranym przez takiego piłkarza. Ale tak naprawdę pod zwrotem „udało się” kryje się również sukces drużyny - mistrzostwo Polski, gra w pucharach. Także sukces na trybunach, czyli pełny stadion. A czasami na „udało się” trzeba poczekać jeszcze dłużej. Stwierdzić to można dopiero po wytransferowaniu piłkarza za dobre pieniądze do innego klubu i poczekaniu aż on tam zacznie grać - wyrabiać swoją i przy okazji także naszą markę.

Całą rozmowę przeczytać można w tym miejscu

Polecamy

Komentarze (40)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.