News: Radosław Pruchnik: Nie będę dinozaurem rezerw

Radosław Pruchnik: Nie będę dinozaurem rezerw

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

24.08.2018 19:00

(akt. 02.12.2018 11:22)

- Trening to piłkarska proza, a mecz jest futbolową poezją. Żeby doświadczyć poezji, trzeba pokochać prozę. W Legii mam do spełnienia misję - wcielam się w rolę tego, który młodszym kolegom ma przekazać pozytywne bodźce i nauki. Zaktualizowałem system i nie będę dinozaurem w szatni rezerw Legii - mówi w rozmowie z serwisem Legia.Net Radosław Pruchnik, kapitan "dwójki". 31-latek mający na koncie prawie 60 meczów w Ekstraklasie związał się z Łazienkowską przed startem nowego sezonu. Pomocnik pochodzący z Warszawy już w młodzieńczych latach czuł się związany z Legią, ale dopiero teraz drogi zawodnika i klubu splotły się w całość.

Trafiając do Tychów na początku 2017 roku, mówiłeś o chęci walki o powrót do Ekstraklasy. Mamy lato 2018, a zdecydowałeś się na trzecioligowe rezerwy Legii Warszawa. 

 

- Pamiętam ten wywiad, którego udzielałem tuż po podpisaniu umowy z GKS-em. Wtedy miałem jednak inne marzenia, pewnie też inne ambicje. Życie nauczyło mnie jednak, że z naszych planów Pan Bóg może się tylko śmiać. Staram się mieć otwartą głowę na wszelkie pomysły. Propozycja z Legii złożona przez dyrektora Jacka Zielińskiego była najpierw zaskakująca. Miałem jednak czas do namysłu, a z czasem uznałem, że to ciekawa i atrakcyjna oferta. 

 

Mówimy jednak o zejściu na czwarty poziom rozgrywkowy. 

 

- Ale nie podchodziłem do tego w taki sposób. Przy Łazienkowskiej mam możliwość współpracy z bardzo dobrymi trenerami. Ważny był również fakt, że klub miał na mnie pomysł. Jestem przekonany, że będę mógł się także nauczyć czegoś od młodszych kolegów. Mam wrażenie, że czym dłużej gra się w piłkę, tym mocniej popada się w rutynę, a przez to ucieka pasja. Pasja, którą widząc u graczy dopiero startujących w seniorskiej piłce, pozwala wyznaczać mi nowe cele i kreować dalsze marzenia. To napędza mnie do pracy. 

 

Jakie to cele?

 

- Planować nie chcę, bo jak mówiłem, życie potrafi te plany zweryfikować. Moja rola przy Łazienkowskiej jest jednak sprecyzowana. Obecnie skupiam się na tym, co będzie na boisku. Chcę służyć i pomagać chłopakom w drużynie rezerw. Założenie jest takie, by na trzecioligowych boiskach pokazać się z jak najlepszej strony. Młodzi gracze mają nauczyć się piłki seniorskiej, jej struktury, ale też odpowiedzialności za wynik. Dołączę z czasem do działu treningu indywidualnego. Mam już za sobą spotkanie z trenerem Mateuszem Kamudą, który jest za to odpowiedzialny w Legii. Wierzę, że lada moment zacznę się wdrażać w te aspekty działania klubu. 

 

Przedsezonowe założenie w rezerwach było m.in. takie, by drużyna miała warszawski charakter. Ty pochodzisz ze stolicy, wychowałeś się na Ursynowie. 

 

- Od najmłodszych lat, dla mnie i kolegów z osiedla, Legia była niezwykle istotnym elementem w młodzieńczym życiu. Co prawda, szybko wyjechałem z Warszawy, bo szkolenie młodzieży nie było u nas zbyt rozbudowane, a z czasem stałem się małym "globtrotterem". Zawsze jednak wracałem do stolicy, gdzie wciąż mieszka moja rodzina. Powrót do Warszawy, związanie się z Legią, był pozytywną niespodzianką. Staram się z entuzjazmem podchodzić do nowych rzeczy. Wierzę, że cały pomysł przyniesie korzyści wszystkim zainteresowanym. 

 

Chodziłeś na mecze Legii jako dziecko?

 

- Oczywiście! Pamiętam, że debiutowałem na spotkaniu z Ruchem Chorzów. Zasiadałem na trybunie „Krytej” i wygraliśmy 2:0. W ekipie „Niebieskich” dobrze grał Mariusz Śrutwa, który potem trafił na Łazienkowską. Pamiętam czasy Legii grającej w Lidze Mistrzów, kiedy na boisku pojawiali się Leszek Pisz, Jerzy Podbrożny, Jacek Zieliński,czy Adam Fedoruk. To byli moi idole. Wszyscy uwcześni piłkarze byli idolami dla chłopca, który marzył o profesjonalnym graniu w piłkę nożną.

 

Odchodząc z SEMP-a do Amiki, legioniście w Wielkopolsce nie było chyba łatwo?

 

- Wychodzę jednak z założenia, że jeśli jest się normalnym człowiekiem, który potrafi zachować dystans, to nie będzie się miało problemów. Muszę też przyznać, że nie miałem potrzeby, by pokazywać wszystkim dookoła swojego przywiązania do klubu. Najistotniejsze jest to, co czujemy w środku. Normalny jest dla mnie fakt, że ktoś kochający piłkę, a wychowany w danym regionie, kibicuje lokalnej drużynie. I nie jest wtedy ważne, gdzie się potem mieszka, czy to Wronki, Poznań lub Chicago. To autentyczność. 

 

Nie starasz się zakładać maski kogoś, kim nie jesteś. 

 

- Uciekam od dyplomacji, bo rozmawiając z kimś, udzielając wywiadów, chcę być autentyczny. Taki, jaki jestem. W całej tej dyplomacji można się pogubić. Jestem przekonany, że ukazując to, co mam w głowie jestem fair względem rozmówcy i czytelników. 

 

To rzadkie. 

 

- Może…

 

Wielu sportowców zakłada te maski, zwłaszcza w mediach. 

 

- Być może tak jest, ale nie śledzę wszystkich wywiadów kolegów i nie jestem w stanie porównywać tego, jak dany gracz zachowuje się w szatni, a jak przed kamerami.

 

Nie byłeś chyba w tak specyficznej szatni, jaką jest ta rezerw?

 

- Moja młoda Legia? Nie, ale wciąż mamy starszych zawodników: mnie, Bartka Brodzińskiego i Michała Bajdura. To fajna mieszanka i uważam, że możemy się wzajemnie od siebie uczyć. Nie jest tak, że przekażę wszystkim doświadczenie i mają się tylko na nim uczyć. Wymiana naszych przeżyć i nawyków może być interesująca dla wszystkich. Myślę, że każdy będzie mógł coś z tego wynieść. 

 

Rolą starszych będzie też dbanie o dyscyplinę w szatni?

 

- W merytoryczny sposób, jeśli będzie mi się coś podobało lub nie, będę w stanie szybko przekazać to zainteresowanym. 

 

Różnica wieku nie jest problemem?

 

Nawet najmniejszym. Wychodzę z założenia, że jeśli jestem starszym zawodnikiem, to muszę zaktualizować swój system, trochę też się dostosować i nie zostać dinozaurem. Broń Boże, nie chcę być starym gościem, któremu od razu coś się nie podoba i chce wprowadzać swoje zasady. Jestem usatysfakcjonowany tym, co już zauważyłem. Myślę tu choćby o podejściu kolegów do pracy i wierzę, że wielu z nich trafi w przyszłości na wyższy poziom. Chciałbym, byśmy byli także zadowoleni ze swojego stylu gry i czynionych postępów. 

 

Co będzie atutem rezerw w najbliższym sezonie?

 

- Ofensywa musi być kreatywna, mieć w sobie młodzieńczą fantazję. W defensywie niezbędna będzie za to odpowiedzialność za grę obronną i świadomość potrzeby zabezpieczenia tyłów. Profilaktyka w dzisiejszym futbolu jest bardzo ważna. W tym będzie też rola starszych, by adepci akademii mieli komfort prezentowania się pod bramką rywali. A co będzie dalej? Weryfikacją drużyny będzie każdy kolejny mecz. Za każdym razem mamy swój pomysł, a realizując założenia trenera, będziemy zadowoleni po ostatnim gwizdku arbitra. 

 

W Łęcznej grałeś na środku obrony. W Legii powierzono ci rolę defensywnego pomocnika. Jakie zadania wyznaczył ci trener Piotr Kobierecki?

 

- Moją pozycją jest środek pomocy - „szóstka” lub „ósemka”. Trenerowi zależy, bym miał większy wpływ na boiskowe poczynania. Większą szansę ma się na to właśnie w drugiej linii. Na stoperze występowałem długo, jeszcze za trenera Szatałowa w Łęcznej.

 

Opaska kapitańska w rezerwach dodaje… powagi? Prestiżu? Odpowiedzialności?

 

- Na pewno dodaje odpowiedzialności, ale to ogromne wyróżnienie. Mówiąc szczerze, otrzymanie kapitańskiej opaski wzbudziło moje onieśmielenie. Jestem przy Łazienkowskiej bardzo krótko i strasznie się cieszę, że od razu otrzymałem taką dawkę zaufania. Zrobię wszystko, by go nie stracić. W przeszłości bywałem kapitanem w Amice i w Arce Gdynia. Podchodzę do tego na chłodno, ale trudno nie radować się z tego powodu. 

 

Wielu zawodników podkreśla, że organizacja w Legii jest na wysokim poziomie. Jak oceniasz ją z perspektywy człowieka, który grał w Turze Turek, Flocie Świnoujście, ale też ŁKS-ie, Arce czy Górniku Łęczna?

 

- Na pewno niczego nam nie brakuje. Organizacja w Legii jest bardzo dobra, a jeśli znajdzie się ktoś, kto na nią narzeka, to… grzeszy. 

 

Gra w Turze czy Flocie hartowała? 

 

Trzeba wykazać się odpowiednim podejściem, bo jeśli człowiek jest przygotowany na to, co go czeka i wie, że będzie to inaczej wyglądało, to nie powinien mieć problemu. Warto skupić się wtedy na czerpaniu z pobytu w takim miejscu, gdzie często nie brakuje doświadczonych kolegów, którzy wiele widzieli w futbolu. Dla mnie były to lata owocne w naukę, które pozwalały precyzować cel. Mniejszy klub nie może być sufitem, a pierwszym krokiem na wyższy poziom. Inna sprawa, że nie każdy absolwent akademii zagra w ekstraklasie w Legii Warszawa. Jednak mam nadzieję, że każdy z nich wykorzysta maksimum swojego potencjału.

 

Młodzieży w Legii nie jest teraz za dobrze?

 

- Wydaję mi się, że klub chce po prostu stworzyć młodzieży jak najlepsze warunki do rozwoju. Potem to od zawodnika zależy czy wykorzysta taką szansę. Chcę to też tłumaczyć kolegom. Znam to z przeszłości, gdyż trafiając jako junior do Amiki, również nie mogłem w żadnym stopniu narzekać na organizację. Gra w Turku czy Świnoujściu to dla mnie fajne czasy, ale w omawianych kwestiach, można jednak mówić o zderzeniu z inną rzeczywistością. Chcemy wpajać graczom, by korzystali z możliwości, które każdego dnia mają przy Łazienkowskiej. Treningi są na najwyższym poziomie i tylko od nich zależy, w jakim stopniu się w nie zaangażują i ile z nich wyciągną

 

Często toczą się dyskusje o zasadności wypożyczeń. Jak ważnym krokiem była dla ciebie gra w niższych ligach?

 

- Miałem szczęście, że byłem w Amice Wronki, bo jako siedemnastolatka, dotknęły mnie poważne problemy zdrowotne. Doznałem przemęczeniowego złamania kości skokowej, do tego borykałem się z artrozą stawu skokowego i martwicą jałową kości piętowej. Miałem dwuletni rozbrat z futbolem i przez ten czas nie istniałem w piłce nożnej. Dopiero po dwóch latach zacząłem wracać do normalnej dyspozycji. Zaliczyłem drogę na około zaczynając  od ówczesnego drugiego poziomu rozgrywkowego i gry w Turze Turek. Potem trafiłem do Floty, gdzie po dobrym okresie dostałem szansę w ekstraklasowym ŁKS-ie. Nie zaliczyłem typowej drogi młodzieżowca, a zaakceptowałem tę, którą zesłał mi los. Chciałem wyciągać maksimum z każdego treningu i korzystać z mądrości ludzi żyjącym w moim otoczeniu. W ekstraklasie nie zagrałem w Amice, ale po czterech latach udało się to w ŁKS-ie a, w późniejszym czasie w Górniku Łęczna.


Trening to piłkarska proza, a mecz jest futbolową poezją. Żeby doświadczyć poezji, trzeba pokochać prozę. Tu i teraz jest najistotniejsze. Ja, przez ten czas, grając w niższych ligach, reprezentowałem takie podejście.

 

Jesteś człowiekiem zadowolonym ze swojej kariery?

 

Jestem zadowolony. Jest dobrze, ale nie ma wątpliwości, że mając wcześniej właściwe wzorce myślowe i spotykając ludzi będących w stanie przekazać odpowiednie doświadczenia, mogło być lepiej. Teraz ja wcielam się w rolę tego, który ma przekazywać pozytywne bodźce i nauki. Taką mam misję. 

Polecamy

Komentarze (3)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.