Stanko Svitlica/fot. Piotr Kucza/FotoPyk

Stanko Svitlica: Mioduski poświęca się Legii, ale ma złych doradców

Redaktor Piotr Kamieniecki

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

22.02.2019 09:00

(akt. 27.02.2019 12:36)

- Dariusz Mioduski to legionista, który poświęca się dla klubu i zasługuje na szacunek kibiców. Ma jednak doradców, którzy zupełnie nie znają się na piłce. Popełniono szereg złych decyzji. Ten klub potrzebuje silnych osobowości, związanych z Legią - mówi w rozmowie z nami Stanko Svitlica, mistrz Polski z Legią i król strzelców sezonu 2002/03, jako pierwszy obcokrajowiec w historii naszej ekstraklasy. Obecnie Serb jest dyrektorem ekstraklasowego klubu ze swojego kraju, OFK Baćka Palanka.

fot: Piotr Kucza/FotoPyk

Wciąż dokładnie śledzi pan poczynania Legii?

- Lata lecą, ale nic się nie zmienia - oglądam każdy mecz Legii. Bardzo dokładnie śledzę również życie klubu i jego kolejne kroki. Jestem legionistą i do końca życia tak właśnie będzie. Moje dziecko urodziło się w Warszawie, a sam czuję się mocno związany z klubem i miastem. Mogę wręcz powiedzieć, że jestem pół Serbem, a pół Polakiem. Zawsze potrafiłem porozumieć się z ludźmi w Warszawie. Każdy wie, że byłem normalnym gościem, który z każdym porozmawiał i mógł wspólnie wypić kawę. 

Jakie wrażenie zrobili na panu mistrzowie Polski w pierwszych dwóch kolejkach?

- Widzę, jak gra teraz Legia… Nie będę kłamał, ale nie jestem zachwycony początkiem.Dawno nie widziałem gorszego spotkania mistrzów Polski. Może trzeba sięgnąć pamięcią do meczu z Wisłą Płock (1:4) w rundzie jesiennej?Jako kibic Legii życzę trenerowi Sa Pinto jak najlepiej, mam nadzieje, ze zdobędzie mistrzostwo i Puchar Polski, a potem awansuje z klubem do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Nie podoba mi się za to, jak szkoleniowiec obchodzi się z niektórymi zawodnikami. Najlepszym przykładem jest Michał Kucharczyk, który wiele przy Łazienkowskiej przeżył. To chłopak zawsze walczący do końca! Przez lata mnóstwo poświęcił klubowi. To wstyd, że gracz broniący barw do upadłego nagle nie ma dla niego miejsca w „osiemnastce”. Arkadiusz Malarz bardzo pomógł drużynie w kontekście walki o poprzednie mistrzostwa. Są ludzie, do których zawsze musisz mieć szacunek, bardzo duży szacunek. Tak jest z Kazimierzem Deyną, Lucjanem Brychczym, Jackiem Zielińskim, ale i Miroslavem Radoviciem. 

Trener Ricardo Sa Pinto ma dość szczególny styl zarządzania drużyną. Próżno w przeszłości szukać takiego charakteru przy Łazienkowskiej.

- Jeśli ktoś postępuje w dany sposób, musi mieć na to zgodę. Przykładowo nie potrafię zrozumieć zatrudnienia portugalskiego trenera bramkarzy. Chodzi mi przede wszystkim o fakt, że Legia ma kapitalnego specjalistę od szkolenia golkiperów. Jest nim Krzysztof Dowhań, który wychował wielu bramkarzy grających w zachodnich ligach. Boruc, Fabiański, Mucha - to poważni zawodnicy. Zaryzykuję stwierdzenie, że Dowhań może być jednym z najlepszych trenerów bramkarzy w Europie. W zamian ktoś wpadł na pomysł, by dodatkowo płacić kolejnemu. 

Duża władza skupiona w rękach trenera może się sprawdzić czy to zwiastun katastrofy?

- Zastanawiają mnie kwestie transferowe w Legii. Do klubu trafiło zimą trzech zawodników z Portugalii. Przyznam, że żadnego z nich do tej pory nie znałem. Widziałem w meczu z Cracovią zwiastun tego, jak niektórzy wpasowują się do zespołu… Mówi się, że jeśli ściągasz zawodnika z zagranicy, ten powinien być dwa razy lepszy od tego, który jest już w klubie. To zasada, która wciąż powinna być aktualna. Kto obserwował zawodników pozyskanych zimą? Trener Sa Pinto? Gdzie był dyrektor sportowy? 

Kiedy grałem w Legii, większość składu stanowili Polacy. Cudzoziemcy byli mniejszością. W tej grupie byłem m.in. ja, Aleksandar Vuković, Radostin Stanew czy Siarhiej Amieljanczuk. Legia jest polskim klubem i nie powinno się o tym zapominać. Dziwi mnie też trend, w którym myśli się o pozbywaniu z klubu Serbów, graczy z Bałkanów. Wielu z nich się sprawdziło, bo ma podobną mentalność do polskiej. Svitlica nie grał chyba tak źle, Vuković podobnie. Radović, Ljuboja, Nikolić, Prijović… To ludzie, którzy sporo zrobili dla tego klubu. 

Trener Ricardo Sa Pinto ma być wedle podpisanej umowy trenerem na lata. Na trzy lata.

- Zagraniczny trener musi szanować miejsce, do którego trafia. Obcokrajowiec powinien się asymilować. Jestem przekonany, że szybko okaże się, jakim szkoleniowcem jest Portugalczyk. Nie rozumiem, kto zgodził się na trzyletni kontrakt. Ciekawe, co stanie się za dwa, trzy miesiące. Zdziwiłem się, gdy usłyszałem, że to trener decydował, jak długą umowę chce podpisać. To skandal. Trzeba o tym mówić, bo w momencie zgrzytów, pojawi się problem. A co, gdy trzeba będzie się rozstać po kilku miesiącach? Zobaczymy jak to się potoczy.

Pamiętam Ricardo Sa Pinto z pracy w Crvenej zvezdzie. W Belgradzie portugalski szkoleniowiec wytrzymał trzy miesiące. Do tej pory to trener, który nie ma na koncie żadnego mistrzostwa kraju. Głównym sukcesem jest Puchar Belgii w Liege, gdzie również nie pracował tak długo. Fakty są jednak takie, że portugalski szkoleniowiec nie potrafił do tej na dłużej zagrzać tego samego miejsca. To musiało budzić pewne zaniepokojenie. Ryzykiem jest podpisywanie długiej umowy z trenerem mającym za sobą taką drogę.

Gani pan władze klubu za taki ruch. 

- Poznałem pana Dariusza Mioduskiego. To legionista, który poświęci dla klubu wszystko. Mam do niego ogromny szacunek. Wiem, że jest dobrym człowiekiem, który chce dobrze dla mistrzów Polski. Powinien mieć szacunek kibiców, bo kocha Legię. Już dwa lata temu mówiłem jednak, że ma wokół siebie ludzi, doradców, którzy zupełnie nie znają się na piłce. Nic w tej kwestii nie zmieniło się do dziś. Szkoda, bo w Warszawie ma obok siebie wiele osób, które doskonale znają specyfikę naszego klubu.

Może pan rozwinąć temat?

- Widzę serię złych decyzji. Mam na myśli m.in. zatrudnienie Chorwatów, którzy swoją drogą, byli bardzo dobrymi ludźmi. Trenerem został jednak Romeo Jozak, który nigdy wcześniej nie pełnił takiej roli w seniorskim futbolu. Funkcję dyrektora technicznego pełnił zaś człowiek, który nigdy wcześniej nie spotkał się z takim wyzwaniem. Jozak byłby dobry w strukturach. Mógłby pracować jako dyrektor sportowy, ale nie jako szkoleniowiec. Ostatecznie skończyło się dobrze, podwójną koroną, ale wielką rolę odegrał w tym Aleksandar Vuković. Teraz Legia ma kolejnego dyrektora sportowego. Funkcję tę pełni jednak osoba, która jest nieznana. Ktoś w takiej roli, powinien być rozpoznawalny. Jeszcze lepiej, gdyby był związany z Legią, odegrał w przeszłości rolę na boisku. Dariusz Dziekanowski, Roman Kosecki, Cezary Kucharski - myślę o takich osobach. Mistrz Polski potrzebuje dyrektora sportowego, który zna tętno szatni, wie jak wygląda to od środka. W przyszłości takiego człowieka widzę w Arturze Borucu. Ma nazwisko, wielkie jaja i jest w stanie udźwignąć ciężar takiej roli. Nie może być tak, że takim osobom szuka się miejsca w skautingu i myśli, że z wielką chęcią będą jeździły obserwować dwunastolatków.

Radosław Kucharski najpierw był trenerem akademii, przez długie lata sprawdzał się w roli skauta, a potem nadzorował działania tego pionu. Miał też epizod w Manchesterze United. 

- To człowiek, który nie zna boiskowego życia i nie wie czego szukają i oczekują od zawodników, kibice Legii. To klub, który potrzebuje silnych postaci. Wzorem zawsze będzie dla mnie pan Lucjan Brychczy. Miałem w życiu szczęście trenować pod jego okiem. To fantastyczny człowiek, bo jakim był piłkarzem, to wszyscy doskonale wiemy. Stołeczny klub wymaga rozpoznawalnych osób wśród kadry zarządzającej. Wiem, o czym mówię, poznałem piłkę jako zawodnik, ale też z drugiej strony, menedżerskiej i dyrektorskiej. Nie mówię tego, bo mam taki kaprys. Emocjonalnie podchodzę do tematu Legii, bo czuje się z nią związany. To ten klub dał mi sportowe życie i nigdy mu tego nie zapomnę. Dodatkowo bardzo szanuję prezesa Mioduskiego, który wykłada własne pieniądze, a jest przy tym dobrym człowiekiem. To dla mnie bardzo ważna kwestia. Żałuję, że dookoła pojawia się tyle błędów. Najlepszym ruchem w ostatnich latach było przedłużenie kontraktu z Jackiem Magierą, który ma Legię w sercu. Gdyby miał jeszcze taką swobodę na rynku transferowym, jak Sa Pinto, to do dziś pracowałby przy Łazienkowskiej. Ba, nie tylko do dziś, tak byłoby przez kolejne lata. Dla przykładu: za jego kadencji proponowałem Legii Richmonda Boakye, ale ktoś wolał Armando Sadiku. Legia każdego roku grałaby w Lidze Europy, ale Magierze w ogóle nie wzmocniono zespołu, a ostatecznie zaś stracił pracę. Przyszedł człowiek z zewnątrz, Sa Pinto i dostał od razu trzyletni kontrakt…

Kilka miesięcy temu mówiło się, że może pan wrócić do Legii...

- Był temat mojej współpracy z Legią, ale niektórym bardzo zależało, by do tego nie doszło. Kilka miesięcy temu porozumiałem się z klubem. Miałem być skautem Legii na Bałkany,  ale sprawa potoczyła się inaczej. Byłem rozczarowany, to trochę bolało, ale nie jest obecnie ważne. Nie muszę pracować w Legii, ale zawsze będę miał szacunek do klubu. Po tak pięknym czasie, jaki spędziłem w stolicy Polski, trudno przechodzić obojętnie obok warszawskiej ekipy. Życie jest, jakie jest, ale na brak zajęć nie narzekam. Aktualnie jestem dyrektorem klubu z serbskiej Ekstraklasy, OFK Baćka Palanka.

Zamierza pan odwiedzić ponownie Warszawę w najbliższym czasie?

- Zdecydowanie! Postaram się zrobić to wkrótce, wręcz jak najszybciej. Bardzo chciałbym się spotkać z prezesem Mioduskim. Chętnie porozmawiałbym z nim w cztery oczy. Dlaczego tak? Nie chciałbym, by ktoś słuchał naszego dialogu, a potem rozpowiadał różne rzeczy w Warszawie. Mam też jeszcze jeden cel - odwiedzić po tylu latach „Żyletę”. Nigdy na niej nie byłem, a zawsze miałem wielki szacunek za wsparcie na meczach. Zamiast siedzieć na sektorze VIP, bardzo chciałbym stanąć razem z kibicami i dopingować Legię. 

Polecamy

Komentarze (105)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.