News: To już koniec - kilka słów o Wojciechu Kowalewskim

To już koniec - kilka słów o Wojciechu Kowalewskim

Piotr Jóźwiak

Źródło: Legia.Net

02.03.2012 11:54

(akt. 12.12.2018 01:09)

<p style="text-align: justify;">Wojciech Kowalewski, jeden z najbardziej znanych bramkarzy trenowanych przez Krzysztofa Dowhania, zdecydował się na zakończenie kariery. Bezpośrednią przyczyną tej decyzji były przewlekłe problemy z kręgosłupem, z którymi eks-legionista zmagał się przez cały poprzedni rok. Bez klubu pozostawał od czerwca 2011 roku, kiedy przestała go obowiązywać umowa z cypryjskim AS Anorthossis Ammochostou.</p>

34-letni bramkarz swoje pierwsze kroki stawiał w Wigrach Suwałki, skąd pochodzi. Na początku 1998 roku, trafił do Legii, ale początkowo ciężko było mu wywalczyć miejsce między słupkami. Na debiut czekał aż do ostatniej kolejki sezonu 1997/98. W meczu z Zagłębiem Lubin zachował czyste konto, a warszawianie łatwo zwyciężyli 2:0. Kolejną szansę w lidze dostał ... dopiero 2,5 roku później! Co ciekawe, w spotkaniu z Miedziowymi, o wyniku przesądziły 2 trafienia Marcina Mięciela, który jutro znów pojawi się przy Łazienkowskiej, choć będzie grał dla ŁKS-u.  Na boisku przebywali wówczas również Jacek Magiera, obecnie asystent Macieja Skorży, oraz Marcin Adamski, aktualny kolega "Miętowego" z szatni łodzian.

 

Dla Kowalewskiego przełomowy okazał się rok 2001. Wiosnę spędził na wypożyczeniu w Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski, gdzie mógł wreszcie regularnie bronić. Udane występy w zespole Zbigniewa Drzymały zaowocowały powrotem do Legii. Współpraca z zatrudnionym niewiele wcześniej Krzysztofem Dowhaniem szybko przełożyła się na wysoką formę zawodnika prezentowaną w rundzie jesiennej. Skwapliwie skorzystali z tego działacze borykającego się wtedy z problemami finansowymi klubu, zimą sprzedając "Gibona" do Szachtara Donieck.

 

Latem 2002 roku mógł cieszyć się z ... 2 tytułów mistrzowskich (dla Legii i Szachtara), Pucharu Ligi Polskiej oraz Pucharu Ukrainy. Prawda, że sporo wyróżnień, jak na jeden sezon? Być może, ale trzeba zauważyć, że był to jedyny rok w jego całej karierze, kiedy zdobył jakiekolwiek drużynowe trofeum! Jedyną łyżeczką dziegciu, której doświadczył na mecie tak udanego sezonu, był brak powołania na mundial do Korei i Japonii. W reprezentacji, co prawda, zadebiutował kilka miesięcy wcześniej, ale do Azji ostatecznie pojechał bardziej rutynowany Radosław Majdan. Pozostało mu więc skupić się na grze w klubie. W Doniecku spędził w sumie półtora sezonu, pomagając kłaść fundamenty pod budowę świetnej drużyny należącej do miliardera Rinata Achmetowa.

 

Apogeum swoich możliwości Kowalewski zademontrował w Spartaku Moskwa, gdzie zakotwiczył na długie 4,5 roku. Do dziś cieszy się tam ogromnym szacunkiem kibiców, który zdobył dzięki świetnym występom w rosyjskiej Premjer Lidze oraz Lidze Mistrzów. Do pełni szczęścia brakowało już tylko mistrzostwa, choć Spartak z "Gibonem" w bramce był od niego o krok, 3-krotnie kończąc rozgrywki na 2. miejscu...

 

W 2007 roku przegrał rywalizację z Chorwatem Stipe Pletikosą i, wraz z końcem grudnia, postanowił wrócić do Polski. Zgłosiła się po niego Korona Kielce, w której wytrwał jednak zaledwie rundę. Złocisto-krwiści zostali bowiem karnie zdegradowani za udział w aferze korupcyjnej, a gra w I lidze nie odpowiadała ambicjom bramkarza. Transfer do Korony okazał się zatem pierwszym, ale nie ostatnim, niezbyt szczęściwą wyborem. Poczatkowo mogło się wydawać zupełnie odwrotnie: w miejsce Tomasza Kuszczaka pojechał na Euro 2008, a później ruszył na podbój Grecji...

 

Po satysfakcjonującym obie strony pobycie w Iraklisie Saloniki, Kowalewski dość niespodziewanie zdecydował się na powrót do Rosji i przyjęcie oferty Sibira Nowysybirsk (spotkał tam innego eks-legionistę, Bartłomieja Grzelaka). Była to decyzja brzemienna w skutkach, bo już kilkanaście miesięcy później pakował walizki, a do jego CV trafiła adnotacja: spadkowicz. Kiedy wydawało się, że zmęczony zagranicznymi wojażami, na chleb będzie zarabiał broniąc bramki Arki Gdynia, znów zaskoczył.

 

Wiosną 2011 roku podpisał kontrakt z cypryjskim Anorthossisiem Ammochostou. Przygoda na wyspie Afrodyty zakończyła się po kilku miesiącach na jednym występie, dwóch operacjach kręgosłupa i konflikcie z trenerem. Od tamtej pory Kowalewski starał się dojść do pełnej sprawności, jednak urazy niewyleczone przez cypryjkich lekarzy, ostatecznie zastopowały te próby. Troszkę szkoda, bo "Gibon" zasłużył na znacznie efektowniejsze zakończenie kariery...

 

Jako bramkarza, zdecydowanie bardziej, niż w Polsce, ceni się go w Rosji. W świadomości polskiego kibica, chyba na zawsze bedzie funkcjonował jako zastępca Artura Boruca, kiedy na Stadionie Śląskim odprawiaiśmy z kwitkiem Portugalczyków.

Polecamy

Komentarze (16)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.