News: Tomasz Jodłowiec: Możemy zdominować ligę na lata

Tomasz Jodłowiec: Możemy zdominować ligę na lata

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

07.10.2014 08:28

(akt. 08.12.2018 09:03)

- Jako zespół jesteśmy pod względem taktycznym bardzo dobrze poukładani. Dobrze się znamy na boisku, dobrze się czujemy razem. Każdy z nas wie, co ma robić na murawie, dzięki temu łatwiej jest nam bronić czy atakować. Po tym względem trener Berg naprawdę dużo w nas zmienił i dobrze przygotował. Taktyka w dzisiejszej piłce jest bardzo ważna i poświęcamy na to w klubie dużo czasu. Są odprawy drużynowe, indywidualne z trenerami. Uczymy się na własnych błędach i poprawiamy to - opowiada w rozmowie z Legia.Net Tomasz Jodłowiec.

Jesteś urodzony w Żywcu, tam też zaczynałeś swoją karierę w Koszarawie. Jakie były twoje początki? Sam poszedłeś do klubu, czy może zaprowadził cię tata lub kolega? Na jakiej pozycji grałeś na początku?


- Tak się złożyło, że mam starszego brata, który grał w piłkę. Tata zawoził go na treningi i pewnego razu zawiózł również mnie. Pamiętam swoje pierwsze zajęcia w Koszarawie, to było dla mnie duże przeżycie. Zaczynałem dość późno, szczególnie jak na dzisiejsze standardy. Zdaje się, że w piątej klasie szkoły podstawowej. Jednak wtedy nikt nie robił z tego powodu problemów. Przyjęli mnie na zajęcia i tak to się zaczęło. Na początku grałem głównie w pomocy, nawet bardziej ofensywnie. Na tym etapie nigdy nie miałem styczności z defensywą.


Już wtedy sobie powiedziałeś będę piłkarzem, czy może taka myśl dojrzała w tobie z biegiem czasu?


- Spodobało mi się to, poczułem się doceniony, zauważony. Było kilku trenerów i każdy we mnie coś dostrzegał. Po dwóch latach przeniosłem się do Bielska, tam chodziłem do szkoły. Wtedy już w pewnym sensie postawiłem na piłkę. Przecież przeniesienie się do innego miasta w takim wieku, jest ogromną zmianą.


Jako junior byłeś w SMSie Bielsko – Biała, potem w SMSie Łódź. To zmiana otoczenia, rozłąka z rodziną. Takie chwile są trudne, ale też kształtują charakter.

 


- Do Bielska to nawet jeszcze jako trampkarz się przeniosłem, byłem wtedy w ósmej klasie. Skończyłem tam podstawówkę i chodziłem do szkoły średniej. Na początku, przez pierwszy rok, na treningi zawoził mnie tata, 3-4 razy w tygodniu. Trochę to zajmowało czasu, ale poświęcał dla mnie wiele i bardzo mu za to dziękuję. To był trudny moment. Myślę, że obu nas to sporo kosztowało. Ale opłaciło się!


Potem zwiedzałeś kluby w województwie łódzkim – był Widzew. Stal Głowno, ŁKS – jak wspominasz ten okres?


-
Jako junior jeszcze przeniosłem się z Bielska do Łodzi, tam kończyłem szkołę i na pewno nabrałem doświadczenia, podszkoliłem się w taktyce. To była dobra decyzja, ta zmiana dała mi wiele dobrego. Potem grałem w Głownie w III lidze, potem w I lidze w ŁKSie, wcześniej był Widzew. Na pół roku trafiłem jeszcze do Podbeskidzia. Te zmiany były zbyt częste, dla mnie trudne. Byłem młodym chłopakiem, nie dostawałem szans na grę. Dopiero powrót do Podbeskidzia był owocny, zacząłem grać i wychodziło przyzwoicie. Dzięki temu dostałem propozycję przejścia do Ekstraklasy, do Dyskobolii.


I tam przyszedł kontakt z naprawdę poważną piłką, pierwsze duże sukcesy jak Puchar Polski czy Puchar Ligi, gra w europejskich pucharach.


- Faktycznie przez te kilka lat Groclin osiągnął naprawdę wiele. Te dwa lata w Grodzisku były dla mnie dobrym okresem, początek dorosłej piłki na naprawdę niezłym poziomie. To był dobry początek do dalszej przygody z ekstraklasą. W Grodzisku zwykle grałem, zdobywałem mnóstwo doświadczenia. Szkoda, że tak się stało, że Dyskobolia przestała istnieć, że tego klubu już nie ma. Na to jednak nie mieliśmy wpływu.


Potem były szalone cztery sezony w Polonii Warszawa – zwariowane chyba głównie ze względu na osobę właściciela. Można powiedzieć, ze Józef Wojciechowski to taki polski Roman Abramowicz czy może bliżej mu do Jesusa Gila?


- Do Polonii trafiłem jakby z automatu, spędziłem tam 4 lata i przez ten okres było naprawdę dużo zmian, można powiedzieć, że za dużo. Prezes cały czas wymagał wyników, powstawała presja, z którą nie każdy sobie dawał radę. Przez to często coś sie psuło w zespole. Z pewnością stać nas było jako zespół na wiele więcej, niż osiągnęliśmy. Nie chcę porównywać do nikogo prezesa, ale zmiany, szczególnie wśród trenerów były zbyt częste, zbyt pochopne. To nie było potrzebne, tak się nie da niczego zbudować.


Jak to się stało, że z Konwiktorskiej na Łazienkowską musiałeś udawać się przez Wrocław i grę w Śląsku przez kilka miesięcy?


- Doszło do takiej sytuacji, że z Polonii wszyscy odchodzili, nie byłem wyjątkiem. Nie wiedziałem gdzie trafię, okazało się, że jest szansa na grę w Śląsku i skorzystałem. Był wtedy już temat Legii, ale coś nie wypaliło i znalazłem się przy Oporowskiej. We Wrocławiu miałem dobrą rundę, fajnie mi się grało i dzięki temu temat gry w Legii powrócił. Nie zastanawiałem się długo i cieszę się, że tak się stało. Dobrze się czuję w Legii, dobrze w Warszawie, fajnie mi się tutaj gra.


Początki w Legii nie były jednak łatwe – jakieś urazy i czas na aklimatyzację. Pamiętam jak powiedziałeś, że w Legii musisz się uczyć wielu rzeczy od nowa, bo Legia gra inaczej niż pozostałe kluby w ekstraklasie. Naprawdę była aż tak duża różnica? Grałeś przecież w niezłych klubach w Polsce.


- Serio tak powiedziałem? Może chodziło mi o to, że w Legii gra się trudniej, bo z tym klubem każdy gra na sto procent, każdy chce się pokazać, wszyscy na Legię się mobilizują. Gdzie nie pojedziemy, tam jest pełny stadion. Nam gra się najtrudniej ze wszystkich klubów w ekstraklasie. Faktycznie początki były trudne, miałem dwa urazy i to wybijało mnie z rytmu. Miałem stłuczone żebro i zmiażdżony mięsień. Nie mogłem pokazać tego, na co mnie stać. Po trzech miesiącach wszystko zaczęło wyglądać lepiej.


Jak już się w Legii zadomowiłeś to na dobre. Razem z Tomkiem Brzyskim staliście się kluczowymi zawodnikami drużyny, razem wygraliście kilka spotkań.


- Dużo dała mi zmiany pozycji. Grając na obronie czasem rozgrywa się dobre spotkanie, ale chwila dekoncentracji i wszystko się wali. Jeden błąd decyduje o ocenie, trzeba się tłumaczyć. W pomocy jest inaczej, lubię grać ofensywnie, nie gram na alibi, lubię coś dać zespołowi od siebie.


Pamiętam taki sparing gdzie zdobyłeś bramkę na 1:0 strzałem z dystansu w samo okienko. Trener Jan Urban powiedział wtedy, że Jodła robi różnicę w pomocy. To był moment zwrotny?


- Myślę, że już wcześniej dałem trenerowi do myślenia, że warto na mnie postawić w pomocy. W pierwszej rundzie dał mi szansę w pomocy dwa razy – z Ruchem i Śląskiem, wypadłem dobrze. Później były sparingi i kolejne okazje do pokazania się. A jeśli trener powiedział, że robiłem różnicę, to widocznie tak musi być (śmiech).


Potem zmienił się trener, ale nie zmieniła się twoja rola w zespole. Miałeś okazje pracować z wieloma trenerami w Polsce. W czym przewagę nad nimi ma Henning Berg? Z zewnątrz wydaje się, że poprawił waszą grę pod względem taktycznym. Zgodzisz się z taką tezą?


- Faktycznie jako zespół jesteśmy pod względem taktycznym bardzo dobrze poukładani. Dobrze się znamy na boisku, dobrze się czujemy razem. Każdy z nas wie co ma robić na murawie, dzięki temu łatwiej jest nam bronić czy atakować. Po tym względem trener Berg naprawdę dużo w nas zmienił i dobrze przygotował. Taktyka w dzisiejszej piłce jest bardzo ważna i poświęcamy na to w klubie dużo czasu. Są odprawy drużynowe, indywidualne z trenerami. Uczymy się na własnych błędach i poprawiamy to.


Obecna drużyna Legii, w której grasz, to najlepsza drużyna w jakiej występowałeś?


- Myślę, że tak. To zdecydowanie najlepsza drużyna w jakiej grałem. Mamy wielu dobrych zawodników, szeroką kadrę i stać na to byśmy wiele osiągnęli – tak w tym sezonie, jak i w następnych latach.


Zagrałeś już wiele dobrych spotkań w Legii, ale to w Krakowie to był  majstersztyk. Całkowicie zdominowaliście razem z Ivicą Vrdoljakiem środek pola, nie pozwoliliście rywalom na nic, a najlepszy gracz Wisły Semir Stilić praktycznie nie istniał.


- To też zasługa taktyki i jej wypełniania. Zadania były trochę pod Stilicia właśnie, wiedzieliśmy, że nie możemy tworzyć luk, korytarzy, by nie było miejsca na zagranie piłki między nami. On potrafi zagrać prostopadłą piłkę, z której inni robią często użytek. Dobrze się ustawialiśmy, szybko przerywaliśmy akcje, byliśmy agresywni w odbiorze. To naprawdę było dobre spotkanie. Początek był trudny, Wisła chciała ustawić sobie mecz, ale z czasem już dominowaliśmy.


Masz 29 lat. Masz jeszcze jakieś cele do zrealizowania? Może marzy ci się transfer zagraniczny?


- Odkąd jestem w Legii miałem oferty z innych lig, średnio dwie na rundę. Jednak teraz bym się na taką skusił musiałby być naprawdę dobra. W Legii jak już mówiłem czuję się naprawdę dobrze, gram i myślę, że w dobrym stylu. Legia to już drużyna na dobrym poziomie europejskim i nie ma potrzeby by wyjeżdżać przy pierwszej czy drugiej okazji.


Rok temu twój przyjaciel Tomek Brzyski często dorzucał piłkę na twoją głowę. Ostatnio częściej w takich sytuacjach widzimy Dossę Juniora, ale ty też to potrafisz.


- Faktycznie już dawno nic nie strzeliłem, ale nie myślę o tym, bo wtedy człowiek się sam nakręca. Z czasem te bramki przyjdą, nie ma wątpliwości.


Panuje opinia, że nie przepadasz za rozmowami z dziennikarzami. Z czego to wynika? Może często spojrzenia dziennikarzy za bardzo różnią się od twojego?


- Powiedzmy, że nie lubię brylować w mediach (śmiech).


A jaki jest Tomasz Jodłowiec prywatnie? Spokojny gość, co lubi siedzieć prze telewizorem? A może z książką? A może na grillu z przyjaciółmi?


- Chyba jestem domatorem, dużo czasu spędzam z żoną. Nie mam czasu na wyjścia ze znajomymi, zawsze staram się być wypoczęty i dobrze przygotowany do treningów. Na zabawę jeszcze przyjdzie czas.


Ostatnio Olek Wandzel wziął się za zdrowe gotowanie. Ty też lubisz gotować? A może raczej tylko dobrze zjeść?


- Nie, ja nie gotuję. W domu świetnie robi to żona, więc nie ma sensu bym się za to zabierał.


Najlepszym defensywnym pomocnikiem w Polsce jest... Tomasz Jodłowiec?


- Każdy ma swoje zdanie, ja staram się jak najwięcej osób przekonać do siebie.


Legia będzie miała przez najbliższe lata godnych konkurentów na krajowym podwórku?


- Zawsze trzeba się liczyć z przeciwnikiem. Wiele się mówi, że teraz Legia jest najmocniejsza, bo mamy naprawdę dobrą drużynę. Ale w piłce często pojawia się jakaś nowość i ktoś może się pojawić i sprawić zagrożenie. Ale wiemy, że stać nas na to by zdominować ligę na lata.


Rozmowa ukazała się w programie meczowym na spotkanie z Lechem Poznań. Program można zakupić w FanStore.

Polecamy

Komentarze (46)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.