News: Trzecia połowa, czyli dogrywka po karnych - Ten plan może wypalić

Trzecia połowa, czyli dogrywka po karnych

Przemysław Witkowski

Źródło: Legia.Net

03.08.2017 16:17

(akt. 04.01.2019 12:21)

Ciężko jest zabrać się do pisania po takim meczu jak wczorajszy. Niby wiedzieliśmy, że formy specjalnie nie ma, że Legia męczy się niemiłosiernie w lidze, że znalezienie argumentów za awansem nie było zadaniem łatwym i przyjemnym, a największe nadzieje pokładaliśmy zdecydowanie bardziej w kibicowskich sercach niż chłodnej, rozumnej kalkulacji. Mimo tego jestem w stanie się założyć o dobrą butelkę rudej wody na myszach, że nawet ci, którzy bezpardonowo krytykowali drużynę i Jacka Magierę, gdzieś w na dnie swoich legijnych dusz, odnaleźli jakieś pokłady wiary w zwycięstwo z Kazachami, które dałoby awans do kolejnej rundy.

Życia nie oszukamy. Wściekli na styl, bezbarwną grę, powolne i nieskładne rozgrywanie akcji, brak środka pola, złe dośrodkowania bocznych obrońców, dziwne roszady, zasiedliśmy na trybunach i przed telewizorami, mocno ściskając szale i kciuki. Im dłużej trwało spotkanie, tym niepokój zaczął przeradzać się we frustrację i zrezygnowanie. Na chwilę nadzieję przywrócił nam Czerwiński, ale to było wszystko, na co było stać Legionistów. 1:0 nie wystarczyło, zostaje nam bój o Ligę Europy.  Wierzyłem, że awansujemy. Sam wyszukiwałem sobie nieraz irracjonalne argumenty, że to jest możliwe. 2:0 to nie była mission impossible. Owszem, u niektórych widziałem wczoraj na murawie zaangażowanie, złość, chęć wykręcenia dobrego wyniku. Ale bardziej raziła nieporadność, nieskuteczność i walenie głową w przysłowiowy mur. To, czego nam zabrakło to - tylko i aż - pomysłu, jak ominąć ten zaparkowany, astański autobus. Wszyscy wiedzieli, jaką taktykę przyjmą przyjezdni. Tu nie trzeba było być trenerem z licencją UEFA PRO, żeby zrozumieć, jak Kazachowie zamierzali grać w piłkę. Przeszkadzać. Idę o zakład, że odmieniali sobie to słowo przez wszystkie przypadki. Sam trener Stojłow używał go za pewne najczęściej na przedmeczowych odprawach. Obrzydzić Legii życie. Rozbijać ataki. Zagęszczać. Murować. Faulować. Nie dać wejść w strefę szesnastego metra. A jak nadarzy się okazja to ekspediować piłkę do przodu na szybkich napastników. Bez zastanowienia i kalkulowania. Prosta taktyka. A mimo tego, wiedząc to wszystko nie udało się Legionistom uzyskać wyniku premiującego awansem do kolejnej rundy eliminacji do Ligi Mistrzów. Ok, ktoś powie: taki jest sport, byli za słabi, odpadli, nie zasłużyli na awans. Zgoda, ale mnie kłuje coś zupełnie innego.


Rozumiem, że można nie mieć formy, że mogą zawodzić elementy motoryki, przygotowania. Że drużyna, której „nie idzie” jest pod presją, że szuka się rozwiązań w wyborze jedenastki meczowej oraz pozycji, na jakich mają grać poszczególni piłkarze. Ale jeśli, jak wspomniałem, jedynym pomysłem przeciwnika jest permanentne przeszkadzanie, a nie kreowanie akcji i chęć zdobycia gola, to na litość boską, nie zapakować mu dwóch bramek jest dla mnie po prostu niepojęte. Astana nie grała w piłkę nożną, grała w piłkę przeszkadzaną. Nawet nie silili się, żeby spróbować coś rozegrać. Nie. Zaparkowali zdezelowanego Ikarusa przed szesnastym metrem i patrzyli na nieporadne ataki Legii, która nijak nie mogła sobie z tą zaporą poradzić. Uważam, że nawet przy słabej formie i fatalnym początku sezonu Legia miała atuty i możliwości, aby ten mecz wygrać 2:0 i awansować dalej. Pierwszym, najbardziej doniosłym, był doping. Kibice pięknie odpowiedzieli na apele Magiery i samych piłkarzy. Dawno nie miałem takich ciar, jak podczas wczorajszego meczu. Trybuny ryczały, jakby siedziało na nich nie dwadzieścia cztery tysiące kibiców, a dwieście czterdzieści tysięcy. Amok. Szaleństwo. Pełna jazda od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty. Mam nadzieję, że ci co byli pierwszy raz, albo sporadycznie przychodzą na Łazienkowską, zobaczyli wczoraj, dlaczego warto być częścią każdego widowiska i przychodzić na mecze. Ta atmosfera jest wyjątkowa, niepowtarzalna i niepodrabialna. Po drugie, dla wielu z tych piłkarzy ten mecz był kluczowym. I jeśli nawet paru jest „pod formą”, to patrząc z ich egoistycznego punktu widzenia (chcę odejść, czy  dajcie mi lepszy kontrakt, lub chcę się pokazać), nie mogli sobie wystawić lepszej laurki niż przekonujące zwycięstwo nad Astaną. Zwłaszcza, że kajety przedstawicieli klubów mocniejszych lig były szeroko otwarte. Oczywiście kolejnym argumentem są pieniądze. Umówmy się. Nie jest to temat wstydliwy, wszak piłkarze właśnie dla nich grają. Taki mają zawód. I tu za awans do kolejnej rundy i potem do Ligi Mistrzów czekałaby naprawdę okrągła sumka. Zatem i na tym polu było o co walczyć.


Jednak finał tej rywalizacji jest taki, jak każdy widzi…


W tym momencie wielu pochyla się nad tym, co zawiodło. Klawiatury rozpalone są do czerwoności. Każdy tworzy swoją listę win i zaniedbań, w oparciu nie tylko o wczorajszy mecz, ale i wszystkie w tym sezonie. Znajdą się na niej na bankowo niepewne/nieudane/za późno zrealizowane transfery. Dorzućmy do tego odejście Prijo, Nikolicia, Vadisa czy brak kontuzjowanego Radovicia i Jodłowca. Można zrzucić winę na trenera, że zespół został źle przygotowany do sezonu, a on sam, mimo iż zaprzecza, nie ma pomysłu na grę swoich podopiecznych. Wspomnieć należałoby też o sporach właścicielskich, którego pokłosiem był i jest brak jasnej strategii w funkcjonowaniu klubu. I tak tę listę można uzupełniać bez końca. Tylko rodzi się pytanie, że skoro to już wszystko wiemy, i napisano na te temat w ostatnim czasie pierdylaird elaboratów,  wiedzą o tym w klubie, piłkarze, trenerzy, wiedzą też media i cała piłkarska Polska, to co zrobią władze Legii teraz?  Jak wybrnąć z tego kryzysu? Jakie poczynić kroki? Jest późno, ale nie na tyle, żeby nie uratować choćby części przedsezonowych założeń. Na papierze nie jest jeszcze tak źle. Awans do Ligi Europy jest sprawą otwartą. Liga dopiero się zaczęła, mecze pucharowe przed nami. Jest kiepsko, Magiera klei to wszystko jak potrafi, ale czy znajdzie się ktoś, kto zamieni posypywanie głowy popiołem i mówieniem, że niewiele zabrakło albo gramy dobrze  na konkretne rozwiązania? Ja wiem, że jesteśmy rozpieszczeni sukcesami ostatnich paru lat. Ale one są już historią, czymś do czego chciałbym, aby nawiązywano, a nie wspominano z rozrzewnieniem, przy okazji teraźniejszych porażek. Krytyka jaka spadła na klub jest w znacznej mierze zasłużona, ale czekam na jasną deklarację, jakie są w klubie pomysły na rozwiązanie tej nieciekawej sytuacji? Nie chcę konferencji prasowych, na których słychać będzie te same frazesy i formułki, że jest ok, a trener ma pełne zaufanie władz i staramy się naszymi działaniami wyjść z tego kryzysu. Chcę, a właściwie żądam, żeby ktoś stanął i powiedział nam wszystkim - co dalej?


Ja nadal wierzę w tych chłopaków, w ich wartość i możliwość osiągania sukcesów. Trybuny wczoraj wyraziły pełne poparcie dla drużyny i Jacka Magiery. Na dziś we mnie jest złość i rozczarowanie, ale nie ma rezygnacji. Niech w klubie spojrzą na wczorajszy doping. Zobaczą to zaangażowanie. Tą wiarę i chęć zwycięstwa. Z porażek należy wyciągać wnioski i reagować.
W tym sezonie, w tym momencie, dla władz klubu, wybrzmiał ostatni dzwonek na podjęcie odpowiednich (w wersji minimalistycznej – jakichkolwiek) kroków. Mam nadzieję, że mają jakieś pomysły, bo inaczej pozostaną nam jedynie marzenia i wiele stron internetowych komentarzy z całą masą lepszych bądź gorszych opinii, co należałoby teraz zrobić.

Polecamy

Komentarze (17)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.