News: Z obozu rywala - Arka Gdynia

Z obozu rywala - Arka Gdynia

Patryk Tylak

Źródło: Legia.Net

29.10.2017 10:00

(akt. 04.01.2019 13:37)

Po środowym wyjeździe do województwa pomorskiego na mecz z Bytovią, w niedzielę legioniści przyjmą u siebie inny klub z Pomorza, Arkę Gdynia. Będzie to okazja dla „Wojskowych” do podtrzymania serii zwycięstw, ale zadanie do łatwych należeć nie będzie. Gdynianie pokazali niejednokrotnie, że są niewygodnym rywalem, stołeczni piłkarze przekonali się już o tym w bieżącym sezonie.

Na samym starcie rozgrywek Legia przegrała po rzutach karnych z Arką w Superpucharze Polski. Tym samym podopieczni Leszka Ojrzyńskiego świętowali swój drugi w ciągu dwóch miesięcy triumf w stolicy kraju. Na samym początku maja, na PGE Narodowym, okazali się lepszą drużyną od Lecha Poznań, sięgając po złote medale za zdobycie Pucharu Polski. Dla „Arkowców” było to drugie w historii końcowe zwycięstwo w krajowym pucharze. Wcześniej tej sztuki dokonali w 1979 roku. Trener Ojrzyński osiągnął więc, wraz z zespołem, spory sukces, ale to nie były szkoleniowiec między innymi Korony Kielce wprowadził Arkę do finału. Jeszcze miesiąc wcześniej ekipą z Gdyni kierował Grzegorz Niciński.


Zwolniony w kwietniu Niciński, mimo słabej gry w końcowej fazie swojej pracy nad morzem, zostanie na długo w sercach kibiców Arki. Były napastnik urodził się w końcu w tym portowym mieście, i to w gdyńskim klubie rozpoczynał swoją karierę piłkarską. Następnie jako trener wprowadził „Arkowców” do ekstraklasy, na którą fani i działacze klubu czekali przez pięć lat. Kolejnym sukcesem, o którym już wspominaliśmy, było doprowadzenie drużyny do finału Pucharu Polski. Arka miała jednak trochę szczęścia w losowaniu, ponieważ ani razu, nie licząc finałowej rywalizacji z Lechem, nie musiała mierzyć się z inną drużyną występującą w najwyższej klasie rozgrywkowej. Mimo to, gdynianie byli blisko kompromitacji w półfinale, kiedy mało brakowało, a odpadliby z I-ligowymi Wigrami Suwałki. W pierwszym spotkaniu dwumeczu wygrali na wyjeździe 3:0 i wydawało się, że sprawa awansu jest już rozstrzygnięta. W rewanżu Wigry do przerwy prowadziły 2:0, a więc gdynianie do szatni schodzili z nietęgą miną, drżąc o losy konfrontacji. Ostatecznie starcie zakończyło się zwycięstwem I-ligowca 4:2, co dało awans Arce. To spotkanie, jak i późniejsza ligowa porażka z Pogonią Szczecin, przesądziło o zwolnieniu zasłużonego dla klubu Nicińskiego.


Zdobycie krajowego pucharu w poprzednim sezonie dało jednocześnie przepustkę do europejskich pucharów. W dodatku, Arka swoją grę w kwalifikacjach do Ligi Europy zaczynała od trzeciej rundy, najpóźniej spośród polskich zespołów. Wiadomo było od początku, że dla „Arkowców” ważniejsza od awansu do kolejnej fazy była przygoda, dlatego liczono na wylosowanie chociażby włoskiego AC Milanu. Pokazanie się na tle renomowanej ekipy byłoby sporą nagrodą dla piłkarzy za zdobycie pucharu. W ostateczności gdynianie trafili na duńskie FC Midtjylland, i byli bliscy wyeliminowania Skandynawów. W pierwszym meczu wygrali na wyjeździe 3:2, co pozwoliło uwierzyć im w awans do kolejnej rundy. W rewanżu już byli bardzo blisko celu, ale pechowo stracili gola w 90. minucie na 1:2, w efekcie z dalszej gry w Lidze Europy mogli cieszyć się piłkarze Midtjyllandu.


Niewątpliwie kolejne sukcesy i pokazanie się z dobrej strony w Europie, napędzało zawodników z Trójmiasta. Przez pięć premierowych ligowych kolejek w obecnym sezonie, Arka była drużyną niepokonaną. Po raz pierwszy smaku porażki doznała w 6. kolejce, przegrywając z Pogonią. W następnej serii gier lepszy od gdynian okazał się Lech, który tym samym zrewanżował się w małym stopniu podopiecznym Ojrzyńskiego za majowy finał. Jak się miało okazać, potyczka z „Kolejorzem” była ostatnią klęską Arki. Niedzielni rywale legionistów zgarniają więc od dwóch miesięcy przynajmniej jeden punkt w ligowych spotkaniach.


Przed rozpoczęciem kolejki Arka zajmowała 9. miejsce, ale tabela jest tak spłaszczona, że traciła tylko cztery punkty do lidera. Do tej pory gdynianie mogli mieć na swoim koncie trochę więcej „oczek”, ale aż siedmiokrotnie w ich meczach padał wynik remisowy. W kilku przypadkach „Arkowcy”, będąc na prowadzeniu, nie potrafili dowieźć wyniku do końca spotkania. Gdyby nie dali sobie wydrzeć wygranej w rywalizacji z Górnikiem Zabrze, Zagłębiem Lubin czy Cracovią, być może obecnie pełniliby rolę lidera ekstraklasy. Dodatkowo, cały czas są w grze w Pucharze Polski. Wyeliminowali już Śląsk Wrocław i Podbeskidzie Bielsko-Biała (dwa razy po dogrywce), a w pierwszym meczu ćwierćfinałowym wygrali na wyjeździe z Chrobrym Głogów 2:0.


Jedną z czołowych postaci w Arce jest napastnik Rafał Siemaszko. Wychowanek Orkanu Rumia przez większą część poprzedniego sezonu był graczem niedocenianym, ponieważ najczęściej zaczynał mecz jako rezerwowy. Nie przeszkodziło mu to jednak w zostaniu najlepszym strzelcem zespołu. Od początku bieżących rozgrywek jest podstawowym zawodnikiem, w lidze zdobył trzy bramki. Nie jest to wynik godny podziwu, ale i tak pozwalający na rolę najskuteczniejszego piłkarza gdynian. Z linii pomocy wspomaga go między innymi Mateusz Szwoch, wypożyczony do Arki z Legii. Pomocnik po raz kolejny pokazuje, że nad morzem czuje się najlepiej, choć obecnych rozgrywek nie zaczął tak imponująco, jak poprzednich. Przypomnijmy, że rok temu potrafił w jednym spotkaniu, przeciwko Ruchowi Chorzów, zaliczyć trzy asysty.


Pozostając przy kluczowych graczach, liderem defensywy „Arkowców” jest Michał Marcjanik. 22-latek w bieżącym sezonie gra wszystko od deski do deski. W ostatnich spotkaniach tworzy parę stoperów razem z Frederikiem Helstrupem, Duńczykiem sprowadzonym latem, Po bokach obrony hasają za to Marcin Warcholak i Damian Zbozień. Obaj słyną z tego, że potrafią wyrzucić daleko piłkę z autu. To właśnie na ten aspekt muszą zwrócić uwagę legioniści. Już czterokrotnie gdynianie cieszyli się po trafieniach, które nastąpiły po rzucie z autu. Tak było chociażby w zeszłotygodniowym meczu, kiedy to Arka wygrała 4:1 z Jagiellonią Białystok.


Wspomniany Zbozień w młodości trenował w Legii, zagrał nawet w jednym spotkaniu w Pucharze Ekstraklasy. Jak sam wspomina w „Przeglądzie Sportowym”, czuł się wtedy za słaby na warszawską drużynę. – Trafiłem w Legii na idealnego trenera, bo pierwszy zespół prowadził wówczas Jan Urban. Podczas jednego z wywiadów pewien dziennikarz przekonywał mnie, że ten trener chciał mnie odpalić. Zupełnie się z tym nie zgadzam. Po prostu widział, że byłem za słaby na Legię. Jest uczciwym człowiekiem, bardzo mnie lubił, ale nie zasługiwałem na grę w ekstraklasie. Gdybym dostał szansę, na sto procent bym się spalił. – mówi obrońca.


Były defensor „Wojskowych” w niedzielnym spotkaniu będzie musiał uważać, ponieważ jest zagrożony pauzą w kolejnym meczu, uzbierał już trzy żółte kartki w bieżących rozgrywkach. To samo dotyczy Michała Nalepy i Dawida Sołdeckiego. W starciu z Jagiellonią z powodu uzbieranych „żółtek” nie mógł wystąpić natomiast Adam Marciniak, który na mecz z mistrzem kraju będzie już do dyspozycji trenera Ojrzyńskiego.


Rywalizacja mistrza kraju ze zdobywcą krajowego pucharu rozpocznie się w niedzielę o godzinie 18. Spotkanie poprowadzi Mariusz Złotek. Tradycyjnie zapraszamy do śledzenia naszej relacji tekstowej na żywo, a po spotkaniu pojawią się na stronie pomeczowe materiały.

Polecamy

Komentarze (2)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.