Domyślne zdjęcie Legia.Net

Załuska: Jestem kibicem Legii

Marcin Szymczyk

Źródło: Magazyn Futbol

10.03.2010 13:10

(akt. 16.12.2018 10:43)

Były bramkarz Legii, a obecnie golkiper Celitku Glasgow, podobnie jak jego klubowy kolega Artur Boruc, przyznaje, że jest kibicem Legii. – Kilka razy za to zapłaciłem, ale co tam. Kiedyś mój cały pokój był wypełniony plakatami Legii. Teraz już z tego wyrosłem, ale gdyby mnie ktoś zapytał, komu kibicuję, to odpowiedziałbym, że Legii.

fot. celticfc.net

A w jaki sposób zapłaciłeś za sympatię do Legii?

- Gdy byłem piłkarzem Legii, to miałem zostać wypożyczony do Polonii Warszawa. Wszystko było dogadane, ale w ostatnim dniu okienka transferowego Polonia wyrzuciła mnie z klubu. Za co? Za to, że przyznałem, że byłem kibicem Legii. Praktycznie zostałem na lodzie. W ostatniej chwili przygarnęła mnie Legia. Wróciłem do szatni, przebieram się z chłopakami, wchodzi trener Dariusz Kubicki i nie wiedząc o tym wszystkim, zaskoczony pyta: - O, a co ty tu robisz? Mówię – Wróciłem.

Widać, spotykałeś w karierze na swojej drodze nieodpowiednich ludzi.

- Rzeczywiście do pewnego momentu tak było. Byliśmy dobrymi kumplami z Veselinem Djokoviciem, wynajmowaliśmy wspólne mieszkanie w Kielcach, podczas gdy moja żona była w Białymstoku, a jego rodzina w Serbii. Któregoś razu Veselin chciał kupić ode mnie samochód, nie miałem nic przeciwko. Szybko się dogadaliśmy, wziąłem pierwszą ratę. Jednak nie spisaliśmy umowy,  bo to przecież był mój kumpel. Zapłacił mi 10 tysięcy złotych, a resztę miał donieść później. Któregoś dnia powiedział: - Załucha, syn mi się w Serbii rozchorował, przysięgam na jego życie, że za tydzień jestem. No i już nigdy w życiu nie zobaczyłem ani jego ani pieniędzy. A samochód był żony, był jej pierwszym prawdziwym autem.

Niewiele osób pamięta, że grałeś przy ulicy Łazienkowskiej.

- Bo ja tam nie grałem, tylko przez półtora roku po prostu byłem. Konkurencja była naprawdę mocna. Radostin Stanew był pierwszym bramkarzem, Artur Boruc drugim. Ja dopiero trzecim. Dziś z perspektywy czasu mogę się przyznać, że Warszawa trochę mnie zgubiła, wciągnęło mnie miasto. Za dużo było dziewczyn, zbyt wiele wieczornych wyjść. Miałem 20 lat i gdy któryś z chłopaków chciał wyjść na miasto, to do kogo dzwonił? Oczywiście do „Załuchy”. Cieszę się, że szybko poznałem Magdę, moją dzisiejszą żonę i w wieku 22 lat byłem po ślubie. Po pewnym czasie przeczytałem wywiad ze Zbigniewem Bońkiem i on w nim mówił: - Jeśli chcesz coś osiągnąć w piłce, musisz się szybko ożenić. Po latach zgadzam się z nim w stu procentach. Ale w tym wszystkim miałem jeszcze jedno szczęście – że w tak młodym wieku trafiłem na takiego trenera jak Andrzej Dawidziuk, który nauczył mnie wszystkiego od podstaw, a później pracowałem w Legii z kolejnym świetnym fachowcem – Krzysztofem Dowhaniem.

Jeździłeś na Legię jako nastolatek?

- Pierwszy mecz ligowy Legii, jaki widziałem w życiu miał miejsce w Białymstoku z Jagiellonią. Szczęsny w bramce, Kowalczyk w ataku. Siedziałem z otwartą buzią, a Legia przegrała 1:3. Jeździłem też na mecze Ligi Mistrzów z IFK Goeteborg, Blackburn Rovers i Panathinaikosem Ateny. Zawsze z ojcem, zawsze na Żylecie, zawsze kupowaliśmy bilety od koników, bo do Warszawy przyjeżdżaliśmy trzy albo cztery godziny przed meczem. Byłem na tyle fanatycznym kibicem Legii, że gdy Widzew grał w Lidze Mistrzów, kibicowałem grupowym rywalom łodzian – Borussii Dortmund, Atletico Madryt czy Steuale Bukareszt.

Zapis całej rozmowy z marcowym Magazynie Futbol.

Polecamy

Komentarze (18)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.