News: Michał Kucharczyk: Raz mnie lubią, a raz nienawidzą

Michał Kucharczyk: Raz mnie lubią, a raz nienawidzą

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy, przegladsportowy.pl

17.03.2017 09:49

(akt. 07.12.2018 10:48)

- Kuchy, jak to Kuchy. Od sześciu lat raz jest przez wszystkich uwielbiany, raz nienawidzony, raz go wyrzucają, po chwili wystawiają w składzie. Musiałem się przyzwyczaić, inaczej bym zwariował - mówi w rozmowie z Izą Koprowiak z "Przeglądu Sportowego" zawodnik Legii Warszawa, Michał Kucharczyk.

- Kiedyś od trenera Jacka Magiery dostałem prezent urodzinowy - książkę „Boso, ale w ostrogach” z dedykacją: „Kuchy, ogarnij się w końcu”. Ale jeszcze się do końca nie ogarnąłem. Jestem w trakcie. Kiedyś bardziej się denerwowałem, wszystko brałem do siebie. Teraz, wracając po meczu do domu, staram się dystansować. Przychodzi moment, że człowiek dorasta.


Kiedy pan dorósł?


- Jeszcze trochę jestem dużym dzieckiem. Szczególnie, gdy przebywam w towarzystwie Artura Jędrzejczyka. Są momenty, w których potrafię zachować się dojrzale, ale są i takie, kiedy mimo powagi sytuacji, nie umiem uciec od żartów. Myślę, że człowiek dorasta w pełnym tego słowa znaczeniu, gdy pojawiają się dzieci. Po kolegach z szatni widziałem, jak się zmienili. W dzień wolny mogę pospać do godziny 10. Oni mówią: „Zostaniesz ojcem i, co by się nie działo, będziesz na nogach o szóstej”. Może to będzie dla mnie przełom?


Lubi pan w sobie tego dzieciaka?


- Kocham, kiedy wygłupiamy się z Jędzą. Wtedy umiem śmiać się z siebie, to najważniejsze. Lubię w sobie tę cechę. Natomiast nienawidzę, gdy się obrażam za byle pierdołę. Pokazuję, jak bardzo jestem niezadowolony, a kiedy potem spojrzę na nieszczęścia innych ludzi, to wiem, że nie mam czym się denerwować. Ta refleksja przychodzi jednak dopiero po czasie.


Największe zdziwienie w życiu?


- Takie, że mimo wszystkich przeciwności losu, doszedłem tu, gdzie jestem. Nikt mi nie wróżył kariery, a jednak gram w Legii.  Kiedy byłem w III-ligowym Świcie, futbol był przede wszystkim przyjemnością, cieszyłem się, że po sześciu latach w juniorach występuję w pierwszym zespole. Nigdy nie przypuszczałem, że w ciągu roku moja sytuacja tak bardzo się zmieni. Kiedy do Świtu odezwały się Wisła, Lech, Polonia i Legia, uwierzyliśmy z rodzicami, że to nie będzie już tylko hobby, ale też praca. Poczułem, że mogę coś w życiu osiągnąć. Nie miałem wątpliwości, dokąd chcę trafić. Najbliżej domu i serca zawsze była Legia. Mam zdjęcia, na których jako ośmiolatek stoję w zielonej koszulce Daewoo, z ósemką na plecach i napisem: Kucharski. Dziś gram w Legii, a kiedyś tylko oglądałem ją z bliska, jak przyjeżdżała do Nowego Dworu. Podawałem wtedy piłki zawodnikom, których potem spotkałem w szatni. Niestety, zawsze znajdą się ludzie zawistni i przyczepią się tych, którym się udało. Mocno odczuwam polską zazdrość. Jeśli coś zrobię dobrze, nikt tego nie dostrzeże. Błąd jest wytykany na czołówkach gazet.


Zapis całej ciekawej rozmowy z Michałem Kucharczykiem można znaleźć w dzisiejszym wydaniu "Przeglądu Sportowego".

Polecamy

Komentarze (27)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.