News: Bogusław Leśnodorski odchodzi z Legii

Z czego zapamiętamy Bogusława Leśnodorskiego?

Marcin Przygudzki

Źródło: Legia.Net

23.03.2017 20:07

(akt. 04.01.2019 12:25)

22 marca 2017 roku to jedna z najważniejszych dat w najnowszej historii Legii Warszawa – stanowisko prezesa stołecznej drużyny opuszcza niezwykle barwna postać, jakiej przy Łazienkowskiej wcześniej nie było – Bogusław Leśnodorski. Z czego go zapamiętamy?

Kiedy pod koniec roku 2012 w kuluarach pojawiło się nazwisko nowego człowieka na stanowisku prezesa Legii, do końca nie było wiadomo, czego można spodziewać się po absolwencie Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego z bogatym doświadczeniem w branży prawniczej i biznesowej. Szybko okazało się jednak, że przychodzi ktoś spoza struktur rządzącego wówczas jeszcze ITI, osoba z pasją i mająca „eLkę” w sercu.


Leśnodorski szybko zaczął nowe porządki przy Łazienkowskiej. Pozytywna atmosfera, którą wprowadził do klubu, była jednym z czynników odzyskania długo wyczekiwanego mistrzostwa Polski w debiutanckim sezonie nowego prezesa Legii. Na pierwszy tryumf w Ekstraklasie od 2006 roku Warszawa czekała aż siedem lat – a jak się okazało – był to dopiero początek sportowych sukcesów epoki popularnego „Leśnego”. Nie można także zapomnieć, że był to sezon, w którym kibice celebrowali zdobycie „podwójnej korony”, ponieważ trzeci rok z rzędu obroniony został Puchar Polski. Legioniści nie oddali mistrzostwa również w kolejnym sezonie, oddali za to krajowy puchar, jednak znowu oba trofea zagościły przy Łazienkowskiej w sezonie stulecia klubu. Spośród trzech sezonów prezesury Leśnodorskiego Legia oddała pierwszą lokatę na koniec rozgrywek ligowych tylko w 2015 roku, na rzecz Lecha Poznań, a na pocieszenie pozostał ponownie odzyskany Puchar Polski.


Poza sukcesami odnoszonymi na krajowym podwórku, lata tłuste zapanowały dla Legii także na arenie międzynarodowej. Odkąd stery w klubie objął „Leśny”, legioniści za każdym razem grali w fazie grupowej Ligi Europy, z wyjątkiem bieżącego sezonu, kiedy to w końcu udało się wejść do upragnionej Ligi Mistrzów, w dodatku w roku stulecia. Gdyby nie zdecydowanie i intuicja w zatrudnianiu pracowników klubowych, trenerów, członków sztabu i wreszcie trafnych transferów, nadal moglibyśmy mówić o marazmie polskiej piłki klubowej. Leśnodorskiemu i jego ludziom udało się zbudować w Polsce klub, który regularnie pokazuje się w Europie.


Jeśli już mowa o działaniach na rynku transferowym, to byłemu już prezesowi Legii trzeba oddać zmysł w prowadzeniu zakupów, negocjacji, a nawet sprzedaży zawodników, na których klub zarabiał rzeczywiste kwoty. Nie byłoby tego bez prężnie rozwijającego się działu skautingu z mianowaniem Michała Żewłakowa na dyrektora sportowego, co jest również zasługą Leśnodorskiego. Zapamiętamy go również jako człowieka, który potrafił zagrać na nosie największych ligowych rywali, chociażby podkupując wychowanków – Bartosza Bereszyńskiego i Krystiana Bielika – Lechowi Poznań czy przekonując piłkarzy Polonii – Tomasza Brzyskiego i Wladimera Dwaliszwilego – do gry przy Łazienkowskiej lub po prostu wykazywał się niesamowitą determinacją w pomyślnym przeprowadzaniu transakcji, jak słynna podróż helikopterem na Słowację po Ondreja Dudę. Miewał też transferowe pomyłki – największą i najbardziej bolesną okazało się mianowanie Marty Ostrowskiej kierownikiem zespołu, osoby współwinnej słynnej wpadki z Celtikiem Glasgow. Zdarzały się też słabe transfery jak Michała Masłowskiego czy Henrika Ojamy, ale tych dających drużynie jakość było jednak znacznie więcej.


Największy „transfer” z Leśnodorskim w roli głównej miał miejsce na początku stycznia 2014 roku. Klub został wykupiony z rąk ITI, a prezes Legii stał się jednocześnie współwłaścicielem wespół z Dariuszem Mioduskim. Od tej pory mogliśmy obserwować jeszcze większe zmiany przy Łazienkowskiej, które miały jak najlepiej przygotować do roku stulecia – 2016. Marzeniem „Leśnego” było reaktywowanie współpracy z wieloma legijnymi sekcjami: hokeja, koszykówki, siatkówki, waterpolo czy boksu. Takie działania pokazały, że dla prezesa Legii i jego współpracowników ważne jest dobro całej sportowej rodziny z „eLką” na piersi. To za czasów „Leśnego” pan Lucjan Brychczy stał się honorowym prezesem, zaś jedna z trybun została nazwana imieniem „Kiciego”. To w końcu nikt inny jak Leśnodorski potrafił dogadać się z kibicami, rozpocząć dialog, który trwał do ostatniego dnia prezesury. Czasem mu się za to obrywało, gdy stadion był zamykany z powodu incydentów, do jakich dochodziło na trybunach. Jednak więcej było pozytywów – wystarczy wspomnieć fety mistrzowskie, z których obrazki pokazywały wszystkie stacje telewizyjne – w sensie pozytywnym.


Nie można również nie wspomnieć o tym, że Legia Leśnodorskiego stała się najbardziej stabilnym finansowo polskim klubem, mając przy tym rekordowy budżet ok. 250 mln złotych. Przyczyniły się do tego wpływy z dni meczowych i rozbudowanego sklepu, sprawnie działający marketing, najlepsza frekwencja na trybunach oraz wpływy od UEFA za osiągnięcia sportowe, atrakcyjne umowy sponsorskie i kwoty ze sprzedaży zawodników.


Bogusław Leśnodorski był prezesem niezwykle przywiązanym do Legii, co wielokrotnie podkreślał w wywiadach. Obserwował mecze z trybun, jeździł z drużyną na zgrupowania, był również częstym gościem treningów, a także potrafił celebrować tryumfy razem z piłkarzami w szatni oraz przeżywać porażki. W bardzo krótkim czasie stworzył stabilny sportowo i finansowo klub, a także przyczynił się do wprowadzenia polskiego reprezentanta do elitarnej Ligi Mistrzów po raz pierwszy od 20 lat. Kogoś tak zaangażowanego w pracę na takim stanowisku wcześniej nie było. Czasem jednego dnia potrafił obejrzeć mecze CLJ, rezerw Legii i pierwszego zespołu. Trudno oddać jak wielkie wrażenie robiła na dzieciach i rodzicach postać właściciela klubu obserwująca i kibicująca przy linii bocznej. Nie musiał tego robić, ale to nie była dla niego tylko praca, ale też przyjemność i pasja. Lubił rozmawiać, słuchać opinii innych ludzi – stąd dyskusje z kibicami czy dziennikarzami. Robił to stojąc na deskorolce czy podbijając piłkę! W gabinecie ustawił sobie szafę grającą, miał też legijne graffiti na ścianie. To pierwszy prezes w historii polskiej piłki, który stał się gwiazdą Twittera, a podawanie inicjałów nowych piłkarzy przeszło już do historii. 


Prezesie, dziękujemy za wszystko!

Polecamy

Komentarze (50)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.